Reklama

Halo, panie trenerze, na to się nie da patrzeć

redakcja

Autor:redakcja

08 czerwca 2019, 12:15 • 5 min czytania 0 komentarzy

Od lat wykazujemy się dużą wyrozumiałością wobec selekcjonerów piłkarskich reprezentacji. Specyfika pracy z drużyną narodową wymusza cierpliwość – rzadkie i krótkie zgrupowania, mocny wpływ czynników niezależnych od trenera – formy poszczególnych piłkarzy w klubach czy pracy ich klubowych szkoleniowców. Trudno oczekiwać od osoby prowadzącej zespół, by podczas kilkudniowego zgrupowania od razu wypracowała schematy ofensywne, albo wręcz nauczyła swoich zawodników gry w piłkę. 

Halo, panie trenerze, na to się nie da patrzeć

Natomiast trzeba też wprost napisać, że to co oferuje reprezentacja Polski pod wodzą Jerzego Brzęczka to zarżnięcie futbolu za pomocą tępych narzędzi.

To zbrodnia na zmysłach wszystkich sympatyków dobrego futbolu. Jakiegokolwiek futbolu.

To po prostu żenada, na którą nie da się patrzeć.

Mariaż Jerzego Brzęczka z reprezentacją trwa już od jakiegoś czasu i niestety, nie było w tym okresie ani miesiąca miodowego, ani świetnych przygód zgranej pary nowożeńców, zamiast tego niemal od pierwszego meczu mamy stały małżeński kryzys. Próbujemy znaleźć w pamięci mecze pod wodzą Brzęczka, na które dało się patrzeć. Nie przeczymy: wyniki były przyzwoite, utrzymaliśmy ten pierwszy koszyk, teraz zaczęliśmy eliminacje od kompletu zwycięstw. Ale na chwilę zapomnijmy o rezultatach, spytajmy najbardziej banalnie jak się da: czy na któryś fragment któregokolwiek z meczów patrzyło się z przyjemnością?

Reklama

Odpowiemy za was: nie, nie dało się, a im dalej w las, tym mniej usprawiedliwień dla Brzęczka. Za moment rocznica zatrudnienia, tymczasem mamy wrażenie, że kadra jest w dokładnie takiej samej rozsypce, jak w momencie zwolnienia Adama Nawałki. Nie idziemy do przodu ani o centymetr, nie widać jakiegokolwiek progresu, nie widać planu, pomysłu, nie widać niczego, co dałoby namiastkę optymizmu na czas starć z nieco mocniejszymi od Macedonii Północnej rywalami. Defensywa? Chybotliwa, często polegająca na szczęściu i gapowatości rywali. Środek pola? Kreatywnością mógłby konkurować ze scenarzystami polskich komedii romantycznych. Skrzydła? Bezgłowi jeźdźcy, których dośrodkowania budzą grozę u kibiców zasiadających na sektorach tuż za liniami bocznymi. Napad? Tu chyba najdobitniej widać, że lecimy bez pilota.

Mamy trzech snajperów na solidnym europejskim poziomie, w tym jednego ze ścisłego światowego topu. Na stadionie w Skopje, w meczu z Macedonią Północną, jedynego gola zdobywamy pół-przewrotką Piątka, po której jeszcze Lewandowski i Glik nie trafiają w płaczącą piłkę.

Łatwo powiedzieć: fatalny styl. Fatalny styl mamy od bardzo dawna, być może nawet od początku lat dziewięćdziesiątych. Gdy skorelujemy obraz gry dorosłej reprezentacji z tym, co prezentowała choćby młodzieżówka Jacka Magiery da się wysnuć wniosek, że fatalny styl to po prostu nasze DNA, wynik zaniedbań w młodzieńczych latach i chronicznego braku kreatywności u zawodników ofensywnych. Ale niestety dla Brzęczka – nie da się uciec w tego typu uzasadnienia. Nie w momencie, gdy za takimi napastnikami stoją tacy piłkarze jak Zieliński czy Klich. Nie w momencie, gdy do jego dyspozycji pozostają napastnicy dysponujący fantastycznym przyjęciem i niesamowitym zmysłem do strzelania bramek.

Tak, wiemy, za Nawałki też czasem bolały zęby. Ale pomiędzy tymi wymęczonymi zwycięstwami zdarzały się spotkania świetne – 6:1 z Armenią, 4:0 z Gruzją, 3:0 z Rumunią… Gdy tamten zespół wyczuwał krew, po prostu kasował rywala, zbliżając jednocześnie Roberta Lewandowskiego do kolejnych reprezentacyjnych rekordów. Brzęczek? Za nim już dziewięć spotkań, tylko raz wygraliśmy więcej niż jedną bramką. „Lewy” w tym okresie strzelił jednego gola.

Ujmijmy to tak: pozwolenie, by taki napastnik jak Robert Lewandowski przez niemal rok i ponad 10 godzin gry zdobył jedną bramkę to po prostu klęska. Porażka na całej linii.

Jeszcze żeby to były jakieś zmarnowane sytuacje, żeby to był efekt uzlatanowienia reprezentacji, wzorem Szwedów, którzy nigdy nie pozwolili Ibrahimoviciowi na sukcesy reprezentacyjne. Ale nie, to po prostu ten przerażający minimalizm, który wylewa się z ekranów podczas meczów reprezentacji. Jedziemy do Macedonii Północnej, nie do Niemiec, nie do Francji i wychodzimy tam jednym napastnikiem. Cała gra opiera się na tradycyjnej, odwiecznej recepturze – dwie lagi na bałagan, jedna laga na skrzydło. Zero kreatywności, zero prowadzenia gry, zero dokładności, zero klarownych okazji.

Reklama

Gdy w końcówce graliśmy na czas, poczuliśmy autentyczny wstyd. Taki absmak, jaki towarzyszy zawsze starciom Dawida z Goliatem, w których Goliat nie dość, że nie potrafi udowodnić swojej przewagi, to jeszcze ucieka się do nieczystych chwytów. Najgorsze demony z meczu z Japonią powróciły z pełną mocą, gdy dumna reprezentacja Polski z takimi grajkami na boisku, drżeli o wynik z Macedonią Północną.

Lista zarzutów z jednej strony jest długa – można tu wymieniać brak pomysłu na organizację gry w ofensywie, nietrafione wybory personalne (Frankowski…), złe wykorzystanie Zielińskiego, kiepski dobór boków obrony. Generalnie jednak na pierwszy plan wysuwają się dwa. Brak odwagi, by sięgnąć po to, co mamy dzisiaj najlepsze (atak Piątek-Lewandowski) oraz brak jakichkolwiek postępów.

Decyzja o grze Lewandowskiego z Zielińskim, z Klichem w roli dawnego Mączyńskiego mogłaby się obronić, gdyby ten sposób grania wyglądał coraz lepiej. Gdyby z każdym meczem Zieliński coraz lepiej rozumiał się ze skrzydłami i atakiem, gdyby z każdą minutą całość coraz lepiej się zazębiała. Problem polega na tym, że zamiast iść do przodu, trwamy w stagnacji. Drepczemy w miejscu, marnując fantastyczną erę, w której obsadzamy pierwsze miejsca w klasyfikacji strzelców w dwóch mocnych ligach.

Panie Jurku, na to się absolutnie nie da patrzeć. Prosimy o jedno: niech pan nie patrzy na tabelę, bo ona nijak nie oddaje skali kryzysu, w jaki wpadła drużyna. Drużyna, która zresztą dostrzega problemy – co dość subtelnie sygnalizował w rozmowach Robert Lewandowski, a mniej subtelnie Maciej Rybus. Trzeba je teraz po prostu rozwiązać. Ślizgając się tak jak przez ostatnie 10 miesięcy, nigdzie nie dojedziemy.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...