Reklama

Dynastia Piastów: Joel Przesunięty

redakcja

Autor:redakcja

28 maja 2019, 21:44 • 7 min czytania 0 komentarzy

Czasami w życiu o sukcesie bądź porażce, szczęściu czy nieszczęściu decydują szczegóły. To, czy w danym momencie skręcimy w prawo czy w lewo, nie zdając sobie jeszcze sprawy, jak wielką wagę będzie miał ten wybór. W przypadku Joela Valencii kilka takich detali musiało spiąć się w jedną całość, byśmy dziś mogli mówić o kluczowym ogniwie nowego mistrza Polski i piłkarzu uznanym za MVP całej Ekstraklasy. 

Dynastia Piastów: Joel Przesunięty

Przede wszystkim – ktoś w Gliwicach musiał dostrzec w nim wielki potencjał, mimo że na pozór w tamtym okresie nie byłoby to możliwe. Ktoś, czyli skaut Piasta, Kamil Kogut (ten sam, który wypatrzył w Serbii Aleksandara Sedlara) i pracujący wówczas od niedawna przy Okrzei dyrektor sportowy Łukasz Piworowicz. Musieli być naprawdę mocno przekonani, że warto dać szansę 22-letniemu wówczas Ekwadorczykowi, bo „papiery” w żaden sposób go nie broniły. Zresztą sam zainteresowany przyznawał, że nie grał wtedy dobrze i był daleki od optymalnej formy. Mówiliśmy o skrzydłowym, który przez półtora roku pobytu w słoweńskiej ekstraklasie rozegrał 26 meczów, strzelił jednego gola i zaliczył jedną asystę w barwach FC Koper. Liczby fatalne. Na dodatek przez ostatnie miesiące Valencię męczyła kontuzja za kontuzją. Ba, w momencie ogłoszenia jego transferu do Polski od razu zaznaczono, że jeszcze przez miesiąc nie będzie zdolny do gry! Jeśli ktoś nie zagłębiał się w szczegóły, mógł wywnioskować, że to transfer co najmniej dziwny.

Jedynym pozytywnym punktem zaczepienia wydawał się być fakt, że chłopak jak na swój wiek miał już duże doświadczenie w piłce seniorskiej. Łącznie chodziło o 92 spotkania, tyle że konkrety ofensywne były śmieszne (dwie bramki, cztery asysty).

 – Zacząłem go odkrywać dopiero w lidze słoweńskiej, wcześniej go nie znałem. Dostrzegłem, że ma nieprzeciętny potencjał i umiejętności, których dotychczas nie umiał „sprzedać”, bo liczbami nie mógł imponować. Jego klub na Słowenii miał wiele problemów finansowych i organizacyjnych, a Joel ciągle łapał jakieś kontuzje. Z jedną z nich przyszedł do Gliwic. Wiedziałem, że podejmuję duże ryzyko, ale zdecydowałem się. Nie od razu jednak wyszło na moje. Ocena tamtego okienka transferowego przez wiele osób była bardzo niska, m.in. właśnie przez sprowadzenie Valencii – mówi nam Łukasz Piworowicz, teraz mogący już triumfować.

Odpowiedzialność spoczywała na jego barkach, dlatego nikt nie próbował kwestionować takiego wyboru. – Nikogo w klubie nie musiałem mocniej przekonywać. To po prostu była moja działka, a argumentów „za” mimo wszystko mi nie brakowało. Kamil Kogut też odegrał tu znaczącą rolę, bo pojechał na Słowenię, przekonywał Joela do transferu i jednocześnie przekazał nam informacje, jaka to jest osoba, jakie ma podejście do zawodu i do życia. Komplet danych został przekazany trenerowi Dariuszowi Wdowczykowi, który zaakceptował tę kandydaturę – wspomina Piworowicz.

Reklama

Od początku wierzył w sens tego transferu, choć nawet on mógł nie zakładać, że dwa lata później ściągany przez niego zawodnik zrobi taką furorę. Podczas prezentacji stwierdził ostrożnie: – Liczymy, że będzie uzupełnieniem naszego zespołu.

Dziś precyzuje: – Jeśli sprowadzamy 22-letniego zawodnika, mającego za sobą tyle przejść, no to wiadomo, że nie przychodzi jako pierwszoplanowa postać. Dla mnie było to oczywiste, dlatego chciałem zdjąć z niego trochę presji, nie od razu mógł być liderem zespołu. Natomiast czy jestem zaskoczony, że teraz wybrano go najlepszym piłkarzem ligi, że rozegrał tak dobry sezon? Nie, bo od początku wysoko oceniałem jego potencjał, a tego typu zawodników w tej części Europy nie znajdziemy wielu. Gracze o takiej charakterystyce są na wagę złota.

Joel Valencia i Łukasz Piworowicz w momencie ogłaszania transferu. Fot. Piast Gliwice SA

Pierwszy sezon Valencii w Polsce był nijaki, choć chyba i tak lepszy niż można było zakładać po jego wcześniejszych dokonaniach. W sierpniu 2017 wrócił do zdrowia i zaczął grać. W tamtej rundzie dość często miał miejsce w składzie, również po przyjściu Waldemara Fornalika. Zdołał trafić do siatki Zagłębia Lubin i Pogoni Szczecin. Wiosną ubiegłego roku jego akcje jednak spadły, odgrywał już rolę drugoplanową. Nie wyszedł mu inauguracyjny mecz z Jagiellonią i do końca sezonu jeszcze tylko trzy razy pojawił się w wyjściowym składzie, z czego dwukrotnie Fornalik dziękował mu już w przerwie. W grupie spadkowej Ekwadorczyk wystąpił  raptem w dwóch spotkaniach. Bez niego rozgromiono Arkę 5:1 i na koniec 4:0 Termalikę, co dało utrzymanie.

I tutaj znów dochodzimy do tego, jak ważne bywają z pozoru mało istotne wydarzenia. Przed tym sezonem Fornalik zmienił Valencii pozycję i przesunął go do środka. Latynos od tej pory był podwieszony za napastnikiem, ale miał sporo swobody w poruszaniu się po boisku. Od zejść na skrzydła też nie stronił. Zobaczyliśmy Ekwadorczyka w nowym, znacznie lepszym wydaniu: przebojowego, błyskotliwego, bardzo trudnego do zatrzymania, w przekroju całych rozgrywek mającego największy wpływ na postawę Piasta z przodu. W pewnym momencie wręcz odnosiło się wrażenie, że rywale zaczynają sobie urządzać polowanie na jego nogi.

Łukasza Piworowicza eksplozja formy Valencii jako zawodnika środka pola w ogóle nie zaskoczyła z powodu dla niego oczywistego. – Nie ściągaliśmy go jako w pierwszej kolejności skrzydłowego, tylko kogoś, kto może obsadzić więcej pozycji. W FC Koper Joel grał też w roli „ósemki” i „dziesiątki”, tam bardziej widzieliśmy jego docelową pozycję. Jego umiejętności w grze jeden na jeden spowodowały jednak, że w pierwszym czytaniu był traktowany jako skrzydłowy – tłumaczy.

Reklama

Ekwadorczyk zakończył sezon z sześcioma golami, czterema asystami i trzema kluczowymi podaniami. Teoretycznie jak na kogoś stricte ofensywnego, kto został uznany piłkarzem sezonu – nic specjalnego. Mateusz Januszewski z Ekstrastats.pl jako ciekawostkę podawał nawet, że w klasyfikacji kanadyjskiej lepsze liczby od Valencii miało aż 32 zawodników! Można dyskutować nad zasadnością uznania go za MVP całej ligi, bo w samym Piaście znalazłoby się kilku innych mocnych kandydatów. Należy jednak pamiętać, że nikt w tym sezonie Ekstraklasy nie wybijał się ewidentnie ponad resztę jak wcześniej Carlitos czy Vadis Odjidja-Ofoe, a Valencia wszystkie konkrety z przodu musiał wypracować sobie z gry. Nie podreperował statystyk rzutem karnym, wolnym czy dośrodkowaniem z kornera.

 – Myślę, że Joel mógłby próbować stałych fragmentów, ale sądzę, że również w Piaście są zawodnicy, którzy mają ku temu nieco lepsze predyspozycje. I pewnie tak samo patrzy trener Fornalik – komentuje Piworowicz.

Pilka nozna. Gala Ekstraklasy. 20.05.2019

Teraz pytanie, co dalej. Przy Okrzei nie ukrywają, że z piłkarzy będących pod kontraktami największym zainteresowaniem obok Patryka Dziczka cieszy się właśnie Valencia. Już zimą chciały go kluby z Azji, gdzie na pewno mógłby świetnie zarobić, a dla niego to dość istotny aspekt. Ekwadorczyk pochodzi z biednej rodziny, której dziś stara się pomagać jak tylko potrafi. Ma się za co odwdzięczać. Matka urodziła go w wieku czternastu lat, ojca nigdy nie poznał. Wychowywali go dziadkowie, z którymi jako 7-latek wyjechał do Hiszpanii i tam zaczęła się jego piłkarska przygoda, co przed siedemnastymi urodzinami doprowadziło go do debiutu w Primera Division w barwach Saragossy. Dostał kilka minut od Javiera Aguirre w przegranym 0:6 meczu z Realem Madryt.

Później jeszcze raz załapał się na ławkę i tyle. Musiał zadowolić się występami w rezerwach, a potem i tego zabrakło, bo Barcelona chciała ściągnąć go do La Masii. W Saragossie się to nie spodobało. Sprawa przeciągała się pół roku, zawodnik w tym czasie tkwił w zawieszeniu. – Byłem między pierwszym a drugim zespołem, trener drugiej drużyny nie bardzo chciał mnie wystawiać, skoro nie uczestniczyłem w jego treningach. W głowie trochę się „kręciło” od tego wszystkiego… – wspominał niedawno w rozmowie z „Super Expressem”.

Po Saragossie było półtora roku z regularną, ale marną liczbowo grą w trzecioligowym Logrones, a potem nadszedł etap słoweński. Okazał się pasmem niepowodzeń i problemów, piłkarz zaczął się nawet zastanawiać, czy nie warto skupić się bardziej na studiowaniu psychologii. Ale najwyraźniej FC Koper był mu pisany, by właśnie tam wypatrzyli go ludzie z Piasta. Ciąg dalszy znamy.

Pilka nozna. Ekstraklasa. Piast Gliwice - Lech Poznan. 19.05.2019

Przed klubem i zawodnikiem trudna decyzja. Jeśli sprzedawać Valencię za dobre pieniądze, to właśnie tego lata, gdy czas pozostały do końca kontraktu (dwa lata) nie zmusza do obniżania kwoty transferowej. A z drugiej strony jest perspektywa występu w eliminacjach Ligi Mistrzów i dalsza rola lidera w zespole, w którym Ekwadorczyk znalazł swoje miejsce w piłkarskim świecie i w którym znakomicie się czuje. Gdybyśmy jednak mieli obstawiać, postawilibyśmy na jego odejście. Jeżeli Valencia chce trafić wreszcie do reprezentacji swojego kraju (a chce), chyba nie ma innego wyjścia. Dopiero co przyznał na łamach „SE”, że jego sukcesy w naszym kraju w kontekście kadry nic mu nie dają. – Nikogo nie interesuje, jakie mam osiągnięcia w Polsce. Do kadry Ekwadoru są powoływani inni piłkarze, a mnie nikt nie obserwuje. Powiem inaczej: łatwiej jest zdobyć dwie nagrody na gali Ekstraklasy, niż trafić do reprezentacji Ekwadoru – wyznał.

Jeśli więc skończy się na transferze, zawczasu napiszemy: Joel, fajnie, że wpadłeś do Gliwic. Miło było.

PM

Fot. FotoPyk/Michał Chwieduk/400mm.pl

***

DYNASTIA PIASTÓW

Waldemar I Mistrzowski – CZYTAJ

Frantisek Objawiony – CZYTAJ

Jakub Cierpliwy – CZYTAJ

Jakub Niezniszczalny – CZYTAJ

Bogdan Wilk (Dynastia Piastów Extra) – CZYTAJ

Aleksandar Niewzruszony – CZYTAJ

Mikkel Odmieniony – CZYTAJ

Martin Asystujący – CZYTAJ

Marcin SolidnyCZYTAJ 

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
5
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...