Reklama

Dlaczego Legia nie szanuje swoich ludzi?

redakcja

Autor:redakcja

26 maja 2019, 14:13 • 5 min czytania 0 komentarzy

Spore oburzenie wśród kibiców Legii i fanów dobrego smaku wywołał sposób, w jaki pożegnano Michała Kucharczyka. Nic dziwnego – pięciokrotnego mistrza Polski i sześciokrotnego zdobywcę Pucharu Polski pożegnano przez internet, zupełnie tak, jakby z klubu odchodził piłkarz dość znaczący, ale znów nie na tyle, by komukolwiek chciało się wstawać od komputera. A przecież Kucharczyk to drugi po Rzeźniczaku najbardziej utytułowany legionista, chłopak, który oddał temu zespołowi dziewięć lat życia. Przy pożegnaniu wyceniono to na paręnaście zdań wyplutych przez dział PR-u. Żenujące, ale czy zaskakujące? Niezbyt, skoro podobne historie w Legii widzimy od dawna.

Dlaczego Legia nie szanuje swoich ludzi?

Jacek Magiera jako piłkarz Legii przyczynił się do między innymi dwóch mistrzostw Polski, potem jako trener też dał klubowi majstra, dał też mnóstwo ładnych wspomnień, jak 3:3 z Realem czy 1:0 ze Sportingiem. No, ale przy pierwszym kryzysie otrzymał w zamian kopa w dupę, gdyż uznano, że lepszym wyborem u steru będzie facet bez doświadczenia.

Magiera mówił potem: – Złość była i to duża. Trudno, żeby jej nie było. Tym bardziej że dzień po mistrzostwie Polski byłem jeszcze trenerem na lata podczas spotkania z dziennikarzami. Pamiętam, że zostałem zwolniony 13 września. Szykowaliśmy się z zespołem do treningu, prezes zaprosił mnie do swojego gabinetu. Zakomunikował mi swoją decyzję. Przyjąłem, podziękowałem, wyszedłem. Wróciłem do szatni i przedstawiłem sytuację chłopakom. Wieczorem usiadłem z żoną, wypiliśmy po lampce wina… Miałem przed oczami te wszystkie sytuacje – fetę po mistrzostwie, śpiewy. Prezesa, który również włączał się do śpiewów, także o mnie. Spotkania z dziennikarzami, zapewnienia. Dziwnie się poczułem. Dopiero co byłem dobry, nagle okazałem się za słaby.

Bolało i nie ma co się dziwić.

Dalej: Arkadiusz Malarz. Trzykrotny mistrz kraju w barwach Legii, a co więcej, nie będzie szaleństwem teza, że bez bramkarza tytułu w rozgrywkach 17/18 by nie było. Bronił jak natchniony, Legia przegrała wówczas 11 meczów, z kimś mniej poradnym ten licznik wskazałby jeszcze bardziej kompromitujący wynik. Niestety po czasie Malarz przegrał starcie z portugalskim oszołomem, którego największym trenerskim osiągnięciem jest Puchar Belgii.

Reklama

Ja rozumiem, że Malarz mógł przegrać rywalizację, bo i Cierzniak, i Majecki dawali radę. Natomiast czy potrzebne było to cudowanie z przesuwaniem bramkarza do rezerw? Czy komukolwiek cokolwiek by się stało, gdyby Malarz był trzecim wyborem w pierwszej drużynie? Nie. No, ale wolano potraktować człowieka jak stary grat, który trzeba znieść do piwnicy, ponieważ wstyd ludziom pokazać, jak przyjdą w gości.

Inną ofiarą Sa Pinto, a więc poniekąd Legii, był Krzysztof Dowhań. Facet, który szkolił klubowi Boruca, Muchę, Fabiańskiego, Kuciaka. Przegląd Sportowy pisał, że przyszedł Portugalczyk i szkoleniowiec został odsunięty na tak daleki plan, że aż zdecydował się na odkładaną operację, bo uznał: nic tu po mnie. Po pierwsze – nie wiem, jaki kozak musiałby przyjść, by okazać się lepszy od Dowhania (a w fachowość sztabu Pinto można wątpić). Po drugie przecież można było to zorganizować lepiej, nie degradować Dowhania do roli popychadła. Niestety, nikt w klubie nie reagował, ponieważ – zakładam – zagranicznej myśli trenerskiej nie wolno się postawić, w końcu mówi w innym języku niż polski.

Dalej: Kuba Kosecki, gość, bez którego nie byłoby mistrzostwa w sezonie 12/13. Ja znów rozumiem: był potem w słabej formie, ale, cholera, oddano go bez żalu do jakiegoś Sandhausen, wzięto w jego miejsce Langila (!), potem Kosecki wrócił do Śląska i pokazał, że Langil to koło niego nawet nie stał (gdyż stał głównie obok pianina). Mój zarzut jest więc taki, że nie chciano inwestować w Kosę, tylko pozbyto się go bez większego namysłu, a czas, pieniądze i nadzieje wpakowano w przypadkowego parodystę.

Ponadto Kosecki mówił w Sportowych Faktach: – Mam też mały żal do niektórych ludzi z klubu. Dochodziły do nas różne informacje, na przykład taka, że Hasi zostanie wkrótce zwolniony. Zapytałem o to i usłyszałem, że trener na pewno zostanie do końca sezonu. Będąc w sytuacji bez wyjścia, wróciłem do Niemiec. Za trzy tygodnie drużynę przejął Jacek Magiera.

Dalej: można Wojciecha Hadaja nie lubić, można lubić, nieważne. Ważne, że przy całej swojej kontrowersyjności zostawił Legii serce, tymczasem wymienienie go przypominało wymianę żarówki, nie zaś legionisty z cholernie długim stażem. Zresztą Hadaj wspominał kiedyś, że i Vukoviciem, też przecież legionistą, obchodzono się w Legii źle. – Vuko w Legii był często traktowany tak jak większość ludzi, którym zależy. Czyli jak śmieć. Nie mógł się dogadać w sprawach kontraktu – chciał podwyżkę, Legia się ociągała, rozeszło się, że przyszedł jakiś gamoń i dostał kosmiczne pieniądze. Dlatego Vuko stwierdził, że odchodzi do Korony.

Problem jest więc dłuższy.

Reklama

I każdy przypadek jest inny. Raz brakuje ładnego pożegnania, raz docenienia, raz większej wiary, że nasz człowiek może dać radę. Tym razem, w przypadku Kucharczyka, chodzi o ten pierwszy temat. Sam piłkarz napisał na Instagramie: Przykro mi, że nie pozwolono mi pożegnać się w godny sposób z wyżej wymienionymi ludźmi, którym tak wiele zawdzięczam… Nikt nie jest zobowiązany, by kogokolwiek lubić, ale istnieje pewna rzecz, o której warto pamiętać: SZACUNEK.

Nie rozumiem, dlaczego Kucharczyk nie mógł zostać pożegnany, chociaż w taki sposób jak Juanfran, na którego przypadek zwrócił uwagę Tomek Ćwiąkała:

juanfran

Zresztą, przykładów nie brakuje też na polskim podwórku:

Tyle się mówi o jakimś DNA Legii, a gdy przychodzi co do czego, to nie pokazują go ludzie rządzący klubem. Odpowiadając na pytanie tytułowe, wyobrażam sobie, że działa to na zasadzie wychowanków, którzy często mówią, że tacy mają w klubie ciężej, ponieważ klub wie, że oni klub kochają i więcej mu wybaczą. Dlatego w Legii czasem – ale i coraz częściej – zapomina się o własnych ludziach, gdyż ostatecznie miłość do Legii i tak zwycięży, będzie można się kiedyś pogodzić, kiedyś zapomnieć. Nie jest Legia oczywiście w tym działaniu jedyna, ale cóż, ostatnio rzuca się to u niej najbardziej w oczy.

Dobrze byłoby, gdyby te wszystkie marketingowe papki o jedności w Legii, jednej rodzinie, nie okazywały się ostatecznie tylko marketingowymi papkami. Chciano by to widzieć w działaniach klubu, a nie tylko na Instagramie, Facebooku czy bilboardach.

PAWEŁ PACZUL

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Felietony i blogi

EURO 2024

Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza

Patryk Fabisiak
0
Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza
Felietony i blogi

Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

redakcja
7
Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...