Reklama

Wisła jak ósmy sezon Gry o Tron. Gdyby była filmem, byłaby przekombinowana

redakcja

Autor:redakcja

25 maja 2019, 17:07 • 7 min czytania 0 komentarzy

Zwroty akcji obdzieliłyby trzy sezony serialu, który trzymałby w napięciu do samego końca i dał sobie w ostatnim odcinku furtkę na kontynuację opowieści. Sarapata i Dukat. Vanna Ly i zawał na pokładzie samolotu. Szwedzki Olsen rozpaczliwie walczący o klub. Jarosław Królewski, który staje się gwiazdą internetu. Kuba Błaszczykowski, który pożycza swoje pieniądze i wraca do Ekstraklasy. Leśnodorski, który rzuca się na ratunek. Piłkarze, którzy odchodzą z klubu. Misiek, który zaczął sypać. Sharksi, którzy zostali rozbici. Szymon Jadczak ze swoim reportażem. Maciej Stolarczyk, który świetnie to wszystko układa. Młodzież, która pokazuje się w ostatnich kolejkach. Spokojne utrzymanie klubu i licencja na przyszły sezon. 

Wisła jak ósmy sezon Gry o Tron. Gdyby była filmem, byłaby przekombinowana

To tylko niektóre wątki, ale – wybaczcie – nie będziemy już po raz kolejny przypominać tej historii. Skupimy się wyłącznie na sprawach sportowych. 

Totolotek oferuje kod powitalny za rejestrację dla nowych graczy!

FABUŁA 

Zaczęło się obiecująco. Stery w klubie objął wiślak z ambicjami trenerskimi, dla którego miał to być pierwszy naprawdę poważny sprawdzian w pracy szkoleniowca. Drużyna od samego początku zaczęła imponować polotem, odważną grą. Wszystko zaczęło się jednak pieprzyć organizacyjnie. Ważni piłkarze – Imaz, Kostal, Arsenić, Bartkowski, Kort, Ondrasek – odeszli, klub stanął nad przepaścią. 

Reklama

Doszło jednak do pospolitego ruszenia, które wyprowadziło Wisłę na prostą. Zimą „Biała Gwiazda” miała na rynku transferowym najmniej atutów w ręku, a i tak została królową polowania. Kuba Błaszczykowski – wiadomo, nie trzeba nikomu tłumaczyć tego transferu. Sławomir Peszko – pachniało topieniem pieniędzy w błocie, ale dał radę. Vukan Savicević – przykład świetnego obcokrajowca, który od początku wchodzi na wysoki poziom. Powrót Drzazgi – strzał może nie w dychę, ale blisko środka tarczy. Do tego przedłużenie kontraktu z Kolarem, do tej pory marginalną postacią, który wiosną stał się kozakiem. Nawet Burliga i Klemenz pokazali się z solidnej strony.

Wszystko wypaliło jak trzeba. Burzliwa historia zakończyła się happy endem, nawet mimo braku awansu do ósemki. 

OSCAROWA ROLA 

Ciężko wskazać jedną postać, która na przestrzeni całego sezonu odgrywała najważniejszą rolę. Jesienią byli to Imaz i Ondrasek, ale w połowie sezonu czmychnęli z klubu. Wiosną wskazalibyśmy pewnie na Savicievicia, Kolara, może ewentualnie Błaszczykowskiego. 

Jeśli więc mielibyśmy wskazać postać, która spędziła w klubie cały sezon i najbardziej dawała radę, byłby to Vullnet Basha. Miał odejść już przed sezonem, ale przekonała go wiara, jaką pokłada w niego Maciej Stolarczyk: dostał dychę na plecy i stał się liderem drugiej linii. Bardzo solidny w tyłach, potrafi zagrać do przodu, uderzyć, jak chociażby w meczu z Pogonią (dwa gole z dystansu na przestrzeni trzech minut). Priorytetem dla Wisły powinno być zatrzymanie Albańczyka. Obecny kontrakt wygasa w czerwcu, rozmowy trwają. I my – jako obserwatorzy ligi – tym rozmowom kibicujemy. 

CZARNY CHARAKTER 

Reklama

Wokół klubu czarnych charakterów było aż nadto. Za to na boisku… w zasadzie nikt nas aż tak bardzo nie rozczarował. Może tylko Mateusz Lis, młody bramkarz, który rozegrał swój pierwszy sezon na poziomie Ekstraklasy. I – co tu dużo kryć – nie sprostał wymaganiom. 

Ustalmy jedno – nie jest to wcale szrot pokroju wynalazków a’la Ladislav Rybansky i wciąż widzimy w nim potencjał. Faktem jest jednak, że nie imponował pewnością. Miał problem z najprostszymi elementami rzemiosła jak łapanie piłki czy ustawienie się. Efektem kilka baboli, które nie przynoszą chluby młodemu bramkarzowi. Zdarzały mu się świetne mecze, jak na przykład ten z Cracovią, ale wciąż jest to bramkarz, który obniża poziom Ekstraklasy. Zaryzykujemy stwierdzenie, że gdyby Wisła miała lepszego gościa w bramce, awansowałaby do górnej ósemki. Liczymy, że Lis się ogarnie.

DRUGI PLAN

Piłkarzem, który zrobił najwięcej poza boiskiem, jest bez dwóch zdań Kuba Błaszczykowski. Pożyczka to jedno, pensja opiewająca na 500 złotych drugie. Ale nie bez znaczenia jest też otucha, jaką wlał w serca kolegów. Mobilizacja całej szatni. Bo skoro taki gość, mogący grać za miliony w MLS, wolał ratować Wisłę de facto nic z tego nie mając… Jak inni mają nie zapieprzać?

Na boisku w cieniu najdłużej pozostawał Marko Kolar. Sporo trwało, zanim się rozpędził. Przez pierwszy rok w Wiśle nie rozegrał łącznie nawet 90 minut. Jesienią zdarzył mu się jeden świetny mecz z Jagiellonią, ale to wszystko. Gdyby nie zimowy kryzys w klubie, zapewne nikt nie wpadłby na to, by zaproponować mu kolejną umowę. Pożegnano by go bez większego żalu, a my zapomnielibyśmy o jego istnieniu w trzy minuty. 

Wiosną Kolar także nie odpalił od razu. Jego pierwsze mecze były mordęgą (dla niego i dla nas). Najwymowniejsze są w tej kwestii nasze noty. 

21. kolejka – nota 2
22. kolejka – nota 2
23. kolejka – nota 2
24. kolejka – nota 2 

Jakkolwiek spojrzeć, przynajmniej nie można było narzekać, że Kolar nie jest regularny. Bardzo wymowny był mecz z Koroną Kielce (2:6 na wyjeździe), który zakończył bez gola i asysty, mimo że 90 minut spędził w napadzie. Trampolina do świetnej formy okazała się Cracovia, na której Chorwat się przełamał i nagle z brzydkiego kaczątka zmienił się w kozaka. Od tamtego momentu (17 marzec) zdobył aż dziewięć bramek dla „Białej Gwiazdy”. Zdarzały mu się mecze wybitne, jak ten z Górnikiem Zabrze (nota 9), którego dwoma golami załatwił w zasadzie w pojedynkę. Tak jak jeszcze niedawno Wisła mogła drżeć o swój atak, tak dziś przyszłość jawi się w pozytywnych barwach. I kto wie, czy Kolar nie zapracuje jeszcze na gotówkowy transfer. Rocznik 1995 – potencjał sprzedażowy na pewno jest. 

MONTAŻ

Nie będzie żadną przesadą, jeśli uznamy Macieja Stolarczyka trenerskim odkryciem roku. Do tej pory pracował albo w młodzieżowych reprezentacjach, albo w gabinecie jako dyrektor sportowy Pogoni Szczecin. Cały czas nosił się jednak z ambicjami na ławkę trenerską i… już wiemy, dlaczego. Jednym sezonem ugruntował swoją pozycję tak mocno, że przy ewentualnym odejściu z Wisły nie miałby żadnych kłopotów ze znalezieniem roboty. 

Czym zaimponował nam najbardziej? Tym, że potrafił zawsze utrzymać morale w tym zespole. Przyszło mu pracować w najtrudniejszych warunkach ze wszystkich trenerów. Piłkarze mogli chodzić przybici ciągłymi zaległościami, mogli stresować się niepewną sytuacją klubu. Zabrano mu zimą zawodników i do końca pod znakiem zapytania stało to, czy Wisła w ogóle pojedzie na obóz przygotowawczy. Gdyby nie znalezienie sponsora, musiałaby przygotowywać się na swoich boiskach. Stolarczyk fantastycznie kierował jednak nastrojami piłkarzy, po których w żadnym momencie nie było widać zrezygnowania. Nie odpuszczali. Nawet, gdy klub leciał w stronę przepaści, byli w stanie grać efektowny futbol. Widać to zresztą po liczbie strzelonych i straconych goli. Wisła zdobyła ich najwięcej w lidze (67, drudzy pod tym względem Piast, Zagłębie Lubin i Pogoń – 57),  ale też całkiem sporo straciła (63, więcej tylko miedź i Zagłębie Sosnowiec). Jerzy Engel byłby dumny, to bez wątpienia „futbol na tak”.

MOMENT, W KTÓRYM SCENARZYSTA POPŁYNĄŁ

Zewsząd słyszymy, że mamy problem ze szkoleniem (pewnie słusznie). Wciąż narzekamy, że w lidze nie grają młodzi-zdolni i żeby ich zobaczyć musimy wspomagać się sztucznym przepisem o młodzieżowcu. Niektórzy trenerzy irytują się, gdy są pytani o młodzież. Uważają, że nie jest ona gotowa do gry na poziomie Ekstraklasy. 

A Stolarczyk, kiedy nastała taka konieczność, wyciągnął z rękawa 15-letniego Hoyo-Kowalskiego. Gdy debiutował, miał dokładnie 15 lat i 287 dni. Stał się tym samym oczywiście najmłodszym piłkarzem Wisły w historii. Młokos z Wisły dał radę. Nie popełnił żadnego babola, imponował dojrzałością i spokojem. Zaliczył bezcenną lekcję futbolu, która na pewno zaprocentuje w przyszłości. 

DIALOGI, KTÓRE PRZEJDĄ DO KLASYKI 

EFEKTY SPECJALNE 

Doprawianie tego serialu efektami specjalnymi byłoby tak mądre, jak upchanie jeszcze większej liczby przekleństw w filmach Patryka Vegi. Już teraz cała historia jest nieprawdopodobna, a to przecież samo życie. 

NAGRODA NA GALI 

– Zapraszamy na scenę przedstawicieli Wisły Kraków! Marzenka i Damian! Oddajemy głos Marzence! 

– Dziękuję za tę nagrodę. To efekt ciężkiej pracy całej Wisły Kraków i Towarzystwa Sportowego… 

(chowa nagrodę za pazuchę) 

– Oczywiście nagroda trafi do klubowej gabloty i będzie służyła całemu klubowi w tym trudnym dla niego czasie. 

(Marzena ucieka tylnym wyjściem)

– No dobrze, co na to Damian? 

– PDW! 

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”

Szymon Janczyk
1
Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
4
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
4
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Komentarze

0 komentarzy

Loading...