Reklama

„Najbardziej rozśmieszył mnie Jorge Felix”

redakcja

Autor:redakcja

24 maja 2019, 08:31 • 11 min czytania 0 komentarzy

Mistrzostwa świata U-20 i wydarzenia w Ekstraklasie – to zajmuje łamy piątkowej prasy. Rozmowy z Waldemarem Fornalikiem, Marcelem Witeczkiem i Bogusławem Kaczmarkiem, sylwetka Gerarda Badii, tekst o sytuacji Kucharczyka w Legii i nie tylko. 

„Najbardziej rozśmieszył mnie Jorge Felix”

PRZEGLĄD SPORTOWY

Wyjątkowo w piątkowym „PS” śladowe ilości piłki, bo kończy się ona już na stronie dziewiątej. Po relacjach z pierwszego meczu kadry U-20 mamy rozmowę z Marcelem Witeczkiem, urodzonym w Tychach byłym zawodnikiem Kaiserslautern, Bayernu i Borussii M’gladbach.

MICHAŁ TRELA: W Polsce rozpoczęły się mistrzostwa świata do lat dwudziestu. Trzydzieści dwa lata temu został pan w Chile wicemistrzem świata w tej kategorii wiekowej. Jakie wspomnienia ma pan z tamtego turnieju?

MARCEL WITECZEK: To piękne wspomnienia. Byliśmy bardzo młodzi, a nagle musieliśmy zagrać turniej na drugim końcu świata, daleko od domu. Kilka lat wcześniej byłem już z drużyną do lat szesnastu na mistrzostwach świata w Chinach. Wizyta w Chile także wiązała się z szokiem kulturowym. Fazę grupową rozgrywaliśmy praktycznie na pustyni. Dobrze pamiętam półfinałowy mecz z gospodarzami, w którym na ciasnym, wysoko położonym stadionie było czterdzieści tysięcy Chilijczyków. Wygraliśmy wysoko i awansowaliśmy do finału.

Reklama

W nim strzelił pan dla reprezentacji Niemiec gola, ale potem nie wykorzystał rzutu karnego.

Michael Klinkert, który też był wtedy w kadrze, a z którym obecnie pracuję, do dziś mi wypomina, że jako jedyny nie strzeliłem rzutu karnego w serii jedenastek. Doszło jednak do niej tylko dlatego, że w podstawowym czasie gry wykorzystałem rzut karny. Jugosłowianie byli od nas znacznie lepsi. Przeważali przez cały mecz. W końcówce wyrównałem z karnego i dotrwaliśmy jakoś do dogrywki. To oni byli jednak najlepszą drużyną turnieju. W tamtym składzie grali Davor Šuker, Robert Prošinecki, Zvonimir Boban. Bardziej zasłużyli na tytuł.

Mimo takich gwiazd w składzie rywali to pan został królem strzelców turnieju.

W młodości strzelałem bardzo wiele goli. To mocno mnie charakteryzowało. Wybrano mnie trzecim najlepszym zawodnikiem turnieju. Prošinecki i Boban zajęli dwa pierwsze miejsca. To była wyższa półka.

ps1

Lech Poznań mocniej postawi na wychowanków. Czterech z nich wraca z wypożyczeń, by walczyć o miejsce w składzie.

Reklama

Dziś jest jasne, że przygotowania do nowego sezonu z zespołem rozpoczną Miłosz Mleczko, który ma rywalizować o miejsce w bramce z pozyskanym z holenderskiego PEC Zwolle Mickeyem van der Hartem, a także Tymoteusz Puchacz, Jakub Moder oraz Paweł Tomczyk. Ostatni z nich kilka dni temu został z Piastem Gliwice niespodziewanym mistrzem Polski. Mleczko i Puchacz właśnie rozpoczęli z reprezentacją Jacka Magiery udział w mundialu U-20, Tomczyk z kolei w czerwcu z kadrą Czesława Michniewicza wystartuje w europejskim czempionacie do lat 21. Ich dołączenie do treningów z zespołem Kolejorza może więc przesunąć się nieco w czasie.

Mleczko, Puchacz i Moder ostatni sezon spędzili na wypożyczeniach do klubów pierwszoligowych, a wysyłanie wychowanków klubowej akademii na zaplecze ekstraklasy, by tam się ograli w seniorskim futbolu, jest ścieżką stosowaną przez Lecha z sukcesami już w przeszłości. Taką samą przeszli między innymi Kamil Jóźwiak (w GKS Katowice) oraz Robert Gumny (w Podbeskidziu Bielsko-Biała), którzy w ostatnich dwóch sezonach byli już wiodącymi postaciami w kadrze poznańskiego zespołu.

Raków Częstochowa interesuje się Igorem Lewczukiem, odchodzącym z Bordeaux.

Pod Jasną Górą szukają stopera, ponieważ operację kolana przeszedł niedawno kapitan przyszłego beniaminka ekstraklasy – Andrzej Niewulis. Zabieg odbył się w Hiszpanii. Wychowanek Wigier Suwałki do treningów ma wrócić pod koniec rundy jesiennej (obecnie przechodzi rehabilitację). Nic więc dziwnego, że częstochowianie zainteresowali się Lewczukiem, który jest do wzięcia bez konieczności płacenia odstępnego.

ps2

Piast Gliwice jest bliski zatrzymania Gerarda Badii i wcale nie jest przesądzone, że straci Aleksandara Sedlara.

 – To dzięki Piastowi zdobyłem mistrzostwo Polski. Jak mam nie kochać tego klubu, tego miasta! – mówił uradowany Badia chwilę po tym, jak wzniósł puchar za triumf w lidze. Umowa kapitana zespołu z klubem wygasa już w czerwcu. – Rozmawiałem z jego menedżerem i jesteśmy bliscy porozumienia. Gerard zaznaczał, że nie wyobraża sobie siebie w innej koszulce. Już od ponad pięciu lat jest w Piaście. Pamiętam, jak sprowadziliśmy go z Hiszpanii. Byliśmy na obozie w Alicante, okazało się, że mieszka niedaleko, trzy, cztery godziny drogi samochodem. Przyjechał, zagrał w dwóch sparingach, w jednym z nich zdobył superbramkę, z dwudziestu pięciu metrów trafi ł w górny róg bramki. Podpisał umowę i stał się symbolem Piasta – przypomina Wilk.

ps3

SPORT

Nigeryjska młodzieżówka na MŚ U-20 chce najpierw wyjść z grupy, a potem się zobaczy. Na początek zagra w Tychach z Katarem.

Selekcjoner Nigeryjczyków urodził się w Londynie. Tam też uczył się trenerskiego fachu. Ten fan Arsenalu ma poprowadzić drużynę z Afryki Zachodniej do sukcesu w młodzieżowych mistrzostwach świata. W Polsce jest po raz drugi. Wcześniej był u nas podczas losowania grup. Siedząc w lobby hotelu Vienna pyta, czy wielu Nigeryjczyków gra w Polsce? Zna historię Emmanuela Olisadebe, ale już na przykład o Kennecie Zeigbo, który swego czasu czarował w Legii, nie wie zbyt wiele. – Nasz cel na turniej w Polsce? Pierwszym jest wyjście z grupy. Potem krok po kroku. Nie ma co liczyć, że trafi się na słabszego rywala, bo tutaj takich nie ma. Reprezentacja Tahiti, która jest w waszej grupie, w eliminacjach też zanotowała kilka wartościowych wyników. Każda z uczestniczących w turnieju drużyn ma swoje nadzieje związane z mistrzostwami, tym bardziej, że nie gra kilka silnych ekip. Nie ma przecież Brazylii, Niemiec czy Anglików – wylicza Aigbogun.

sport1

Rozmowa z Bogusławem Kaczmarkiem o zakończonym sezonie Ekstraklasy.

Detronizacja warszawskiej Legii wstrząsnęła panem czy też uśmiał się pan po pachy? Obrońca mistrzowskiego tytułu przed decydującą batalią miał przecież wszystkie atuty w ręku, a na finiszu dał się ograć jak małe dziecko…

– Ktoś kiedyś napisał poemat „Pochwała głupoty” (rozprawa filozoficzna Erazma z Rotterdamu – przyp. BN). Utrata przez Legię mistrzowskiego tytułu jest pokłosiem tego, co wydarzyło się w niedalekiej przeszłości. W dwóch poprzednich sezonach legioniści jakoś się „prześliznęli” i zdobyli mistrzostwo, ale swojej wartości nie potwierdzili w europejskich pucharach. Odpadnięcie z tych rozgrywek z drużyną listonoszy i służb miejskich Luksemburga chwały naszemu mistrzowi nie przyniosło. Legia nie wyciągnęła wniosków z poprzednich doświadczeń i zapłaciła za to bolesną karę, zarówno w wymiarze sportowym, jak i finansowym. Czyli poległa na całym froncie. W stołecznym klubie najbardziej trwałe są… zmiany. W Legii cały czas stawiają na niewłaściwych ludzi. Po zwolnieniu Jacka Magiery zatrudniono najpierw Chorwata Romeo Jozaka, a potem jego rodaka Deana Klafuricia. Ten drugi zdobył wprawdzie mistrzostwo i Puchar Polski, ale myślę, że do tej pory nie wie, jak to zrobił.

Idzie pan – jak to się mówi kolokwialnie – po bandzie.

– Przecież Klafurić nie miał empirycznej wiedzy na temat futbolu. Wcześniej prowadził drużynę II ligi kobiet. Dyscyplina sportowa niby ta sama, ale zupełnie inne uwarunkowania. Te chybione decyzje personalne w Legii są równoczesnym seppuku i harakiri.

W dwóch poprzednich sezonach drużyna z Łazienkowskiej też grała słabiutko, jednak potrafiła wyprzedzić konkurentów. Dlaczego w tym się nie udało?

– Odpowiem na to przykładem z ostatniej kolejki sezonu 2016/17. Jagiellonia mierzyła się w niej z Lechem, a Legia z Lechią. Wszystkie te zespoły grały „na radio”. Wtedy gdańszczanie, prowadzeni przez Piotra Nowaka, mieli znacznie większe szanse na mistrzostwo niż w zakończonym właśnie sezonie. Lechia postawiła jednak na kunktatorstwo i kalkulację, a bezbramkowy remis przy Łazienkowskiej wystarczył jej do zajęcia 4. miejsca. Gdyby ograła Legię, byłaby mistrzem. Życie pokazuje jednak, że nic dwa razy się nie zdarza. Zasługą Legii było tylko to, że grała w ekstraklasie, reszta to słabość jej konkurentów.

Gerard Badia to niezwykle barwna postać. Wielokrotnie opowiadał, co mógłby robić po zakończeniu kariery, ale na roli pracować nie zamierza, choć jego ojciec posiada ogromną plantację oliwek.

Gdy kapitan gliwickiego Piasta ma trochę wolnego, leci do swojej rodzinnej miejscowości, Horta de Sant Joan, położonej na rolniczym, pofałdowanym terenie w Katalonii. Ma tam dom i ogromne połacie pół i łąk. Nad całym terenem czuwa jego ojciec, którego na meczu z Lechem Poznań zabrakło. – Na to szczególne wydarzenie przyjechała niemal cała rodzina. Tata jednak musiał zostać, bo ma nową pracę i nie mógł sobie pozwolić na wyjazd – mówił, fetując mistrzostwo, Gerard Badia.

Pół roku wcześniej sytuacja ojca „Badiego” tak różowa nie była. Gdy zimą Gerard go odwiedził, ten musiał zajmować się gospodarstwem. – Dziadek całe życie pracował na roli. Tata, gdy miał normalną pracę, to weekendami też pracował na polu. Fizycznie to niezwykle ciężkie. Tata był ostatnio tam sam. Musiał pracować i wszystko robić niezależnie od pogody, a najmłodszy już nie jest. Ja za tym nie przepadam, bo to bardziej męczące niż mecz. Pamiętam, że jak byłem nastolatkiem i po całym tygodniu nauki chciałem się wyspać w sobotę, tata budził mnie o ósmej i kazał wstawać, bo trzeba było iść pracować na pole. Sam nie jeździłem i nie jeżdżę traktorem, bo dwa lata temu nasz wujek zginął w wypadku z udziałem ciągnika. Pracy jest dużo, ale nie da się na tym zarobić. Tata za całoroczny zbiór oliwek otrzymał tylko kilka tysięcy euro i to był jego dochód na cały rok! Kosztuje to sporo pracy, a są jeszcze inne wydatki. Niedawno kupił traktor i żeby go spłacić, musiałby pracować 3 lata! – opowiada nam Katalończyk.

sport2

W Górniku Zabrze wciąż nie wiedzą, co dalej z Danim Suarezem.

Co ciekawe, to nie pierwsze niejasności z przyszłością Daniego Suareza. Ponad rok temu, a konkretnie zimą 2018, nie było wiadomo czy będzie on nadal bronił barw Górnika. Pojawiły się różne głosy na temat kontraktu stopera z klubem. W końcu wiosną głos w jego sprawie zabrał prezes Górnika Bartosz Sarnowski, który poinformował, że kontrakt z Suarezem uległ automatycznemu przedłużeniu, które wynikało z zapisu o rozegraniu przez Hiszpana odpowiedniej liczby spotkań. Teraz takiego zapisu nie ma, a przyszłość byłego piłkarza Realu II Madryt stoi pod znakiem zapytania.

sport3

Rozmowa z Tomaszem Pikulem, autorem trzytomowej Monografii Sekcji Piłkarskiej GKS Katowice.

Jakiego obrotu spraw przy Bukowej można się teraz spodziewać?

– Skoro nie było wyniku, to trzeba zrobić rewolucję i wyczyścić to personalne rozdanie. Jeśli będzie zostawianie ludzi, przesuwanie ich ze stanowiska na stanowisko, to możemy znów mieć problem. Skoro popełniło się tyle błędów, to nie widzę perspektyw, by z tymi samymi ludźmi nagle przestać je popełniać. Nie powiem teraz z głowy, kto mógłby być nowym prezesem. Przykład Olimpii Grudziądz pokazuje, że po spadku można szybko wrócić do I ligi. Nas kiedyś przed spadkiem uratował MKS Kluczbork, spuszczając Wisłę Płock. Ona potem wróciła i dość szybko awansowała nawet do ekstraklasy. To pokazuje, że się da. Nie ma jednak miejsca na pomyłki. Na razie wskazano dwóch kozłów ofiarnych – dyrektora i trenera – ale muszą zapaść inne ważne personalne decyzje. Za dużo jest podpowiadaczy ze strony miasta i stowarzyszenia. Ktoś, kto jest prezesem, musi podejmować autonomiczne decyzje i brać za nie odpowiedzialność, a nie dać sobie wejść na głowę. Trener nie może być wybierany w miejskich gabinetach. Prezes może być nawet nielubiany, ale skuteczny. Ktoś z charyzmą, kto nie jest na „ty” z kibicami. Pracownik każdej firmy ma czuć respekt, gdy idzie do szefa. Klepanie się po plecach i sympatyczne „cześć, cześć” niekoniecznie musi przynieść dobre owoce.

Czy po 12 latach pobytu w I lidze spadek jeszcze boli? A może wkrada się zobojętnienie?

– Przypomnę historię z 1997 roku, kiedy Odra Wodzisław w ostatniej kolejce – kosztem GieKSy – wskoczyła do europejskich pucharów. GKS umówił się z Widzewem, że wchodzi do finału Pucharu Polski, a w zamian odpuszcza mu mecz ligowy; bo Widzew szedł wtedy łeb w łeb z Legią. Mistrzowski tytuł trafił do Łodzi, a Legia była za ten cały układ strasznie cięta. Z GKS-em grała w ostatniej kolejce i w Katowicach zakładano, że skoro już nie ma szans na mistrza, walczy o nic, to odpuści. Dlatego też trzy dni wcześniej GKS podłożył się Górnikowi, aby ten się utrzymał… Piłkarze Legii uznali jednak, że za ten Widzew ani myślą odpuszczać GieKSie. Jeden z zawodników GKS-u opowiadał mi, że niby wszystko było poukładane, dlatego zanim zorientowali się, o co chodzi, już przegrywali 0:2. Ostatecznie skończyło się 1:3, GKS spadł z 3. na 4. miejsce, do europejskich pucharów wskoczyła Odra. Żeby było śmieszniej, potem GKS grał jeszcze z Legią finał Pucharu Polski. I znowu przegrał! Przez głupotę niektórych zawodników, kombinowanie, trud całego sezonu został więc zniweczony. Byliśmy w zasadzie pewni awansu do europejskich pucharów, dlatego czułem się wtedy, jakby ktoś przywalił mi obuchem w głowę. I teraz też się tak czuję. Myślałem, że już mi to zobojętniało, ale sobotnia porażka z Bytovią do teraz mnie trzyma…

sport4

SUPER EXPRESS

Waldemar Fornalik trochę o życiu pozaboiskowym.

„Super Express”: – Co jest pana w stanie rozśmieszyć, dobry żart, komedia filmowa?

Waldemar Fornalik: – Ostatnio najbardziej rozśmieszył mnie mój zawodnik Jorge Felix. W meczu z Jagiellonią, kiedy przy stanie 1:1 w 92. minucie, gdy wyprowadzaliśmy kontrę, Jorge miał znakomitą okazję do strzelenia gola, ale jej nie wykorzystał. Na szczęście piłka trafiła do Tomka Jodłowca, który strzelił pięknego gola i zapewnił nam 3 punkty. Nazajutrz, gdy Jorge pojawił się w szatni, powiedziałem do niego: „Masz szczęście, że Tomek trafił, bo miałbyś przerąbane u wszystkich kolegów”. A on mi na to ze spokojem: „To była asysta”. Roześmiałem się głośno i odpowiedziałem mu: „Brawo, kapitalna odpowiedź”. Fatalnie spudłował, ale przecież Tomek trafił, więc faktycznie miał asystę (śmiech).

Piotr Koźmiński informuje o nieciekawej sytuacji Michała Kucharczyka w Legii.

Zacznijmy od najświeższych doniesień, że Kucharczyk jest bliski przejścia do tureckiego klubu. Z moich informacji wynika, że to nieprawda. Tak przekazały mi dwa dobrze poinformowane źródła. Skoro Turcja prawdopodobnie nie, to może jednak pozostanie w Legii? Z moich informacji wynika jednak, że Vuković powiedział Kucharczykowi wprost, że nie widzi go w swojej drużynie. I… nastąpiła konsternacja, bo, jak wspomniano, umowa była już praktycznie gotowa. Nieoficjalnie słyszę, że sprawę trochę popsuł sam piłkarz, bo przeciągał parafowanie umowy. Gdyby zrobił to wcześniej, Vuko musiałby podejść do sprawy inaczej, bo miałby w zespole zawodnika z ważną umową. Ale „Kuchy” umowy nie parafował, a potem nastąpiła słynna już przemowa trenera Legii o pozbyciu się piłkarzy, którzy nie zap… (jednym z adresatów był właśnie Kucharczyk).

se1

GAZETA WYBORCZA

Zero piłki.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...