Miała być tiki-taka, a była padaka. Tak w skrócie można by podsumować sezon Arki Gdynia. Niestety, po poprzednim bardzo udanym roku, kiedy Arka doszła do finału Pucharu Polski i z palcem w tyłku utrzymała się w lidze, władze klubu zamarzyły sobie, by zespół grał ładniej, z większym rozmachem, był kolorowy i się obracał. Co z tego wyszło, wszyscy widzieliśmy – kontynuacja w stylu tego filmowego paździerza, gdy w Pogromcach Duchów jednej z głównych ról nie grał już Bill Murray, tylko zgodnie z poprawnością polityczną jakieś niezbyt zabawne kobiety.
FABUŁA
Wiadomo, że Leszek Ojrzyński nie jest potulnym barankiem, więc gdy nie będzie miał gdzie trenować z drużyną, gdy dla dwóch jego piłkarzy zabraknie obiadu, to nie stanie w kącie i nie będzie udawał, że wszystko jest w porządku. Czasem nawet wyjdzie z tematem do mediów. Nie podobało się to w Gdyni, nie podobał się też styl, zakładający siłę razy ramię (no, ale takimi wykonawcami dysponował szkoleniowiec). Zmiany poszukano więc w Zbigniewie Smółce i tu zaczyna się punkt wyjścia, z którego droga prawie poprowadziła Arkę w przepaść.
OSCAROWA ROLA
Pavels Steinbors. Jeden z tych, którzy zatrzymali Arkę przed samobójczym spacerem. Tak jak Janota dobrą miał głównie jesień, tak Steinbors bronił równo przez cały sezon, no, z jedną wpadką na samym początku w Kielcach, kiedy wyraźnie zawalił bramkę (strzał Żubrowskiego, dobitka Soriano). Lecz poza tym – klasa, wykręcić średnią 5,38 w takiej drużynie? Dla porównania Janota, o którym mówiło się w kontekście reprezentacji, zapracował na 4,75. Cóż, o Steinborsie twierdzi się nawet, że to najlepszy bramkarz w historii Arki i chyba nie ma w tym przesady, choć taki Krupski też w ciemię bity nie był.
CZARNY CHARAKTER
Bardzo mocno zawiedliśmy się na Cvijanoviciu. Przychodził do Arki po dobrym sezonie w Koronie, miał dobre CV i zresztą cały czas trudno o nim mówić jak o dziadku. No, ale jednak Arce nie pomógł, grał cały sezon przeciętnie i nawet zaliczenie czterech asyst go nie ratuje. Szkoda, myśleliśmy, że będzie w Gdyni odpowiedzialny za kreowanie gry, a był odpowiedzialny za grzanie miejsc na ławce i na trybunach.
DRUGI PLAN
Arka ściągnęła zimą Marco Vejinovicia i szybko było wiadomo, że to jest pan piłkarz, a nie jakiś pipolok, mówiąc w nomenklaturze Łazarka. Holender nie potrzebował czasu na aklimatyzację, tylko wszedł od razu do grania, od razu dał jakość, a w końcówce jeszcze liczby, skoro strzelał Pogoni, Miedzi, Koronie i Wiśle Kraków (dwa razy). Teraz pożegnał się z Gdynią i trudno się dziwić – facet jest kozakiem, a za kozaka trzeba zapłacić dużo, żółto-niebieskich na niego nie stać. Być może skusi się ktoś bogatszy w naszej lidze, chcielibyśmy, gdyż właśnie takich piłkarzy chcemy oglądać.
MONTAŻ
Smółka dostał trudne zadanie – zrobić z solidnych Krzyżaków zajebiste Gwiezdne Wojny. No i poległ. Co nie znaczy, że nie jest bez winy, bo w wielu miejscach się mylił. W doborze składu, gdy stwierdzał, że od Da Silvy woli siedmiu piłkarzy z Banaszewskim i Olczykiem włącznie, który ze skrzydłem może mieć tyle wspólnego, że kiedyś pewnie leciał na wakacje do Egiptu. Trudno znosił trener krytykę, niby nie chował głowy w piach, ale jak już rozmawiał z dziennikarzami, to chociażby Weszłopolskim wytykał patrzenie tylko na negatywy, zupełnie tak, jakby wiosną w Arce były jakieś pozytywy.
Wreszcie – trener też musi zrozumieć w którymś momencie, że Deja nie jest Busquetsem, Helstrup Puyolem, i trzeba spuścić z tonu, jeśli chodzi o ładną grę i walczyć po prostu o punkty. Nie, Smółka cały czas szedł w jednym kierunku i dlatego musiał skończyć, jak skończył.
No, a zmienił go Zieliński, pach, jeden aut i gol, pach, drugi i gol, do tego sporo walki, do tego uproszczenie gry poza stałymi fragmentami i poszło. Żadna wielka filozofia, ale jednak przykład Smółki i Zielińskiego pokazuje, co znaczy doświadczenie.
MOMENT, W KTÓRYM SCENARZYSTA POPŁYNĄŁ
Widzieć w Kolewie napastnika numer jeden… No, jest to mocno optymistyczne nastawienie, przyznacie sami. Bułgar należy przecież do grona napastników klocowatych i niezbyt skutecznych, siedem bramek w Sandecji też nie rzucało nas na kolana, a skoro gość przez całe życie strzelił w różnych ligach 25 sztuk (w tym 15 w Polsce, bo jeszcze Stal Mielec), to nie można było mieć dobrego nastawienia. Jednak Smółka bardzo na tego piłkarza liczył, mówił coś o wygranych główkach w defensywie. Ech, dajcie spokój.
DIALOGI, KTÓRE PRZEJDĄ DO HISTORII
– Jedziecie z nami jak z furą gnoju. Będę bronił swoich piłkarzy – mówił Smółka w Weszłopolskich. Jechaliśmy, trenerze, bo powody chyba były, hmm?
EFEKTY SPECJALNE
Ten gdyński dywan będzie się nam śnił po nocach:
NAGRODA NA GALI
Nagrodę w kategorii „padaka” wręczy Pan Trener Andrzej. – Dosssskonała była to padaka w pomyśle trenera Zbyszka Smółki i całego jego sztabu. Ajjj, diagonalne podania, wymienność pozycji, automatyzmy, tak ważne w dzisiejszym futbolu, który my, komentujący ten mecz, ale i szanowni państwo, tak bardzo kochamy. Tego wszystkiego nie było. Gratulacje!
Fot. Newspix