Reklama

Krucjata przeciw grzechom głównym

redakcja

Autor:redakcja

12 maja 2019, 17:37 • 18 min czytania 0 komentarzy

Trudno wymienić grzech w prowadzeniu piłkarskiego klubu, którego nie popełnił Łódzki Klub Sportowy w okresie od 2007 do 2013 roku. Bałagan w papierach. Chroniczny brak pieniędzy. Pokrywanie braku pieniędzy zaciąganiem kredytów. Przepłacanie piłkarzy. Rotacje na stanowisku trenera. Rozsypujący się stadion. Cięcia budżetowe w akademii. Potem już pakiet znany z lekcji religii – pycha, chciwość, lenistwo, zazdrość. 

Krucjata przeciw grzechom głównym

Dla niektórych upadek Łódzkiego Klubu Sportowego w połowie 2013 roku, bankructwo podczas trwającego sezonu I ligi, był szokiem. Jak to? Łódź, taki wielki ośrodek, dwie zasłużone firmy, a tu obie walczą o życie? Kto jednak obserwował niszczenie ŁKS-u z bliska, mógł jedynie westchnąć: nareszcie. Ktoś zakończył agonię. Postawił kropkę, zamiast wiecznie przeciągać historię przecinkami.

Pycha? A i owszem, awans do Ekstraklasy w sezonie 2010/11 był awansem grubo ponad stan. Tomasz Wieszczycki, oddany ełkaesiak, który wówczas pracował w klubie zwierzał się po latach – powinniśmy wówczas pograć młodzieżą, odetchnąć finansowo, dopiero montować skład na Ekstraklasę. Zamiast tego wybrano wariant znany z kasyn – i nie chodzi tylko o nazwiska, które ściągnięto w tamtym okresie do walki o awans o Ekstraklasę. Tu pojawia się zresztą drugi z grzechów, czyli chciwość. Ekstraklasa stała się obsesją, obiecano wysokie premie za awans, wejście all-in miało być spłacane po powrocie do elity. Później między innymi te zaległości stanowiły gwóźdź do trumny klubu. Nieczystość? Hm, tutaj trzeba chyba potraktować sprawę dosłownie – piłkarze po treningach wsiadali w auta w dresach, bo ŁKS trenował po boiskach rozsianych po całej Łodzi. Zbiórka na ŁKS-ie, przebranie się, potem podróż na ten obiekt, który akurat mógł ugościć piłkarzy ponad 100-letniego klubu.

Można wymieniać dalej, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, zazdrosne spojrzenia w stronę klubów z nowymi stadionami, lenistwo, gniew.

Nic dziwnego, że tak grzeszny klub trafił do IV-ligowego piekła.

Reklama

W klubie nie zachowały się żadne standardy, które moglibyśmy wykorzystać w jego prowadzeniu – mówił w wywiadzie z Weszło jeden z tych, którzy odbudowali ŁKS – prezes Tomasz Salski. – Mówię nawet o prostych, zupełnie podstawowych rzeczach. Bulwersowało mnie to, że na każdej płaszczyźnie – począwszy od obiegu dokumentów, a skończywszy na odprawach z trenerami – musimy budować od początku. Dlaczego tak było? Wydaje mi się, że przez zmiany właścicieli, ogólny chaos panujący w klubie i przez podejście wyrażane hasłem „ekstraklasa albo śmierć”. Posiadanie klubu w najwyższej klasie rozgrywkowej było priorytetem do tego stopnia, że nikt nie zwracał uwagi na to, co dzieje się głębiej, przede wszystkim w pracy z młodzieżą. 

Od nowego startu w IV lidze w sezonie 2013/14, aż do dziś w Łodzi trwa prawdziwa krucjata. Krucjata przeciw dawnym grzechom, krucjata przeciw powielaniu błędów, które doprowadziły do śmierci piąty w tabeli wszech czasów klub w Polsce. Krucjata, która na razie wydaje się całkiem udana.

PYCHA

– Założenia po uzyskaniu promocji na zaplecze Ekstraklasy były takie, że kolejny awans zajmie nam przynajmniej dwa sezony, w najbardziej optymistycznym wariancie – powiedział nam w marcu Tomasz Salski. Ton jego wypowiedzi nie zmieniał się właściwie od feralnego meczu z Ursusem Warszawa, który przekreślił szansę ŁKS-u na sportowy awans do II ligi. Kibice z Łodzi kreślili już scenariusze kilkuletniego kiszenia się w III lidze, prezes Salski zaś podkreślał: ten sezon kończy się sportową porażką, bo nie wygraliśmy ligi, ale przez 12 miesięcy weszliśmy na kolejny, wyższy poziom pod względem organizacyjnym.

Nikt nie napalał się na awans w II lidze. Nikt nie napalał się na awans w I lidze. – Dołączenie do Ekstraklasy już teraz będzie zdecydowanie ponad plan. Budujemy klub krok po kroku, w każdym sektorze, nigdy nie uzależniając kolejnych etapów budowy wyłącznie od wyniku sportowego pierwszej drużyny – zapewniał Salski, a rzeczywistość pokazywała, że to nie jest tylko fałszywie skromna gadanina.

Reklama
WARSZAWA 03.05.2015 MECZ 27. KOLEJKA III LIGA GRUPA LODZKO-MAZOWIECKA SEZON 2014/15 --- POLISH THIRD LEAGUE FOOTBALL MATCH IN WARSAW: POLONIA WARSZAWA - LKS LODZ 1:2 MICHAL KOLBA FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.plKapitan Michał Kołba, tu jeszcze w III lidze.

W obecnej kadrze Łódzkiego Klubu Sportowego znajduje się aż dwunastu zawodników, którzy trafili do Łodzi jeszcze w III-ligowym bagnie. Michał Kołba, Maksymilian Rozwandowicz i Patryk Bryła pozostali kluczowymi piłkarzami, dwaj ówcześni juniorzy – Piotr Pyrdoł i Jan Sobociński – dołożyli sporą cegłę do awansu w obecnym sezonie. Radionow, Juraszek, Rozmus, Gamrot czy Kostyrka to wartościowi zmiennicy, do tego dochodzą jeszcze Maschera i Koprowski, czyli młodzi zawodnicy, którzy czekają na swoją szansę w pierwszym zespole.

Żadnej rewolucji, żadnych głośnych transferów, żadnych wielkich nazwisk. – Kolejne etapy ewolucji, punktowe wzmocnienia – przyznawał Salski.

Co się teraz powinno robić? Jak się powinniśmy zachować? – żartowali fani ŁKS-u w sektorze gości na stadionie GKS-u 1962 Jastrzębie. Awans oczywiście był raczej oczywisty dla każdego obserwatora pierwszej ligi, ale łodzianie w swojej skromności zaczęli planować wszystkie etapy fety dopiero po utracie matematycznej szansy na zaprzepaszczenie promocji.

Kazimierz Moskal, który objął drużynę po awansie do I ligi dostał dwuletni kontrakt. Postawiono przed nim zadanie zmiany stylu gry na bardziej ofensywny oraz przygotowanie w tym sezonie drużyny zdolnej do walki o Ekstraklasę w rozgrywkach 2019/20. – Nikt od nas nie oczekiwał, że od razu będziemy się bili o awans. Ja też nie miałem takich myśli, skupiałem się na tym, by się spokojnie utrzymać, poznać zespół i budować – mówił w wywiadzie dla TVP Sport.

Zadania okazały się trochę zbyt łatwe.

CHCIWOŚĆ

Wyobraźmy sobie ŁKS z czasów 2000-2013, właściwie dowolny moment po odejściu Antoniego Ptaka. Załóżmy, że jeden z inwestorów wygrywa na loterii 500 tysięcy złotych, które pojawiają się w klubie dosłownie z dnia na dzień. Na co zostałyby przeznaczone? Na spłatę długów wobec ZUS-u i opłacenie wodociągów, by w szatniach zagościła ciepła woda, okej, możliwe, że to były najpilniejsze potrzeby. Ale w drugiej kolejności? Kupno kolejnego zawodnika z nazwiskiem? Premia dla któregoś z dyrektorów sportowych? Spłacenie właścicielskiej pożyczki?

Obecny Łódzki Klub Sportowy nadwyżki budżetowe inwestuje o wiele, wiele rozsądniej. Pół miliona, które zostało „na ruchy” w okolicach awansu z II ligi, zainwestowano w bursę, która zaczyna nabierać kształtów w bezpośrednim sąsiedztwie kompleksu boisk, z których korzysta Akademia ŁKS-u. Wcześniej drastycznie zwiększono wydatki na piłkę młodzieżową – w każdym, nawet najmłodszym roczniku pracuje przynajmniej dwóch trenerów, do tego koordynatorzy, trenerzy przygotowania motorycznego, cały osobny sztab zajmujący się szkoleniem bramkarzy.

– Gdyby prezes znalazł nagle jakieś wolne pieniądze, to zamiast dokładać je do nas, do pierwszego zespołu, dorzuciłby je do akademii – przekonuje Michał Kołba. – To ona jest ważniejsza, to na niej opiera się klub. Pierwszy zespół to taka wizytówka, ale prawdziwe serce klubu i jego przyszłość to młodzi zawodnicy, ich warunki rozwoju, podejście do nich ze strony władz. Niewielu jest działaczy, którzy myślą w ten sposób.

To podejście czuć w ŁKS-ie przez cały czas. Nawet podczas wczorajszej imprezy po ostatnim domowym meczu, jedną z głównych ról odegrała akademia. Po końcowym gwizdku piłkarze zeszli do szatni przebrać się w okolicznościowe koszulki, na murawie zaś pojawiło się kilkuset dzieciaków doskonalących się w młodzieżowych zespołach wraz ze swoimi sztabami szkoleniowym. Cała murawa została zalana dzieciakami w t-shirtach ŁKS-u, a kibice odśpiewali kilka tradycyjnych przyśpiewek dedykowanych tym młodym ludziom: „walczyć, trenować, ŁKS musi panować” czy „ambicja, walka, bo w sercu jest przeplatanka”. Gdy seniorzy wznosili w górę puchar za awans do Ekstraklasy, otoczył ich wianuszek nastolatków, którzy marzą o miejscu w pierwszym zespole.

Na ich potrzeby nikt w klubie nie skąpi. Byliśmy ostatnio na ŁKS-ie z „Ligą od kuźni”, cały reportaż znajdziecie W TYM MIEJSCU, ale warto przypomnieć istotny fragment, dotyczący współpracy ze Szkołą Marcina Gortata.

– Nawiązanie współpracy z akademią ŁKS-u, ale też samym ŁKS-em, bo część naszych uczniów ma już kontrakty, ma na celu połączyć potencjał dwóch dużych organizacji – szkoły oraz klubu, który za moment będzie w Ekstraklasie – przekonywał Marcin Gortat. – Moc naszych ludzi i prezesa Tomasza Salskiego. Naszym wspólnym celem jest dać tym dzieciakom optymalne warunki do rozwoju. Dajemy dodatkowe możliwości treningu, treningi od rana w szkole, treningi po południu w klubie, często z tymi samymi trenerami, którzy stale monitorują rozwój. Dwa treningi dziennie, pięć dni w tygodniu, mecze – to nawet my w NBA czasem tyle nie trenujemy. Robimy też wszystko, by rozwinąć trenerów. Paweł przyjechał do Waszyngtonu, podglądał działanie fachowców w NBA, staramy się tworzyć tego typu okazje dla młodych ludzi, którzy w ten sposób wskakują na wyższy poziom.

A skoro mówimy o chciwości… Szkoła Gortata jest bezpłatna. Jej 16-letni uczeń, zawodnik akademii ŁKS-u, Adam Ratajczyk, zadebiutował już w I lidze.

NIECZYSTOŚĆ

W bramce łodzianin i ełkaesiak, Michał Kołba. W środku obrony łodzianin i ełkaesiak, Jan Sobociński, obok niego kolejny człowiek wychowany w regionie, Maksymilian Rozwandowicz. Piotr Pyrdoł, kolejny absolwent łódzkiej akademii, w napadzie Rafał Kujawa, który pracuje na status legendy klubu. Bałuciorz, kibic, napastnik ŁKS-u, gdy klub upadał, napastnik i teraz, gdy spektakularnie się odrodził.

W ŁKS-ie przeszli naprawdę długą drogę od budowania składu na chybił-trafił, zwożąc do siebie całe wagony zawodników z Bałkanów czy Litwy, do obecnego modelu.

– Wraz z dyrektorem sportowym Krzysztofem Przytułą przyzwyczailiśmy kibiców do tego, że nie ma tu miejsca na fuszerkę – mówił Tomasz Salski w wywiadzie dla Dziennika Łódzkiego. – Optymalnym rozwiązaniem byłaby obserwacja zawodnika trwająca minimum dwanaście miesięcy. Obecnie przyglądamy im się krócej, około sześciu miesięcy. Ważne są oczywiście umiejętności piłkarskie, ale nie tylko one decydują o tym, czy jesteśmy skłonni poważnie zainteresować się zawodnikiem i stąd też cały ten wywiad środowiskowy, tak dla nas istotny. Rozpatrujemy szereg niuansów, także tych rodzinnych i mentalnych, choćby tak prozaiczne sprawy jak to, czy partnerki życiowe będą zadowolone z przeprowadzki do Łodzi, czy znajdą tu pracę. 

JASTRZEBIE ZDROJ 04.05.2019 MECZ 32. KOLEJKA FORTUNA I LIGA SEZON 2018/19 --- POLISH FOOTBALL FIRST LEAGUE MATCH IN JASTRZEBIE: GKS 1962 JASTRZEBIE - LKS LODZ NZ. RADOSC LKS AWANS DO EKSTRAKLASY RAFAL KUJAWA FOT. MICHAL CHWIEDUK / FOKUSMEDIA.COM.PL / NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

Dlatego też w ŁKS-ie zbudowano bardzo silną tożsamość drużyny. W każdej formacji wiodące rolę odgrywają piłkarze wychowani na trybunach przy al. Unii 2, połowa szatni to zaś piłkarze, którzy pamiętają jeszcze III-ligowe mecze przy rozsypującej się starej trybunie. Wzmocnienia są punktowe, rozstania – bardzo rzadkie. Nietrafione transfery również.

To jak dyrektor Przytuła to wymyślił, już nawet nie patrząc na same umiejętności piłkarskie, ale też charakter, miejsce zamieszkania, podejście do treningów, do roli rezerwowego… Majstersztyk – zachwycał się w rozmowie z nami Michał Kołba, jeden z niedobitków, którzy zostali w klubie do dziś, mimo pojawienia się jeszcze przed erą Przytuły. Sam jednak przyznaje – pewnie nie byłoby go dziś w klubie ekstraklasowym, gdyby nie rozwój, również ten inspirowany przez Przytułę. – To nie było tak, że dyrektor powiedział: idź na siłownię, to polecenie służbowe. Po prostu widząc, że on tam jest każdego dnia, choć przecież mógłby siedzieć w kanciapie i zajadać się słodyczami, zacząłem więcej od siebie wymagać.

W kwestii budowania zespołu na czystych zasadach, warto jeszcze dodać przykład Jana Sobocińskiego. To w głównej mierze za sprawą Jaśka ŁKS jest bliski wygrania klasyfikacji Pro Junior System, ale to nie było tak, że „Sobotka” spadł łodzianom z nieba. Wychowanek akademii zanim stał się kluczowym ogniwem łódzkiej defensywy, trafił na półroczne wypożyczenie do Gryfa Wejherowo, walczącego o utrzymanie w II lidze. Przejście zostało omówione w najdrobniejszych szczegółach. – Klub, który będzie grał na trzech stoperów, gdzie Jasiek będzie miał dużo rozgrywania, pewny plac, prawie każda piłka przez niego. To nie było wypożyczenie na zasadzie – niech sobie zwiedzi inne województwo. Tam wszystko było dopilnowane – liczba minut, styl gry, pozycja Jaśka, jego rozwój – wspominał Kołba.

Gryf, który jesienią wygrał 2 z 19 spotkań i zamykał tabelę, z Jaśkiem w składzie zaczął wiosnę od 4 kolejnych zwycięstw, trzy razy grając na zero z tyłu. Skończył ligę w środku tabeli.

Sobociński zbudował się sam, ale cegły podali mu działacze ŁKS-u.

ZAZDROŚĆ

Tu sprawa jest jasna. Stary ŁKS bezustannie spoglądał w kierunku wschodniej części miasta. Wieczne porównywanie się, sprawdzanie wysokości dotacji, kwestie infrastrukturalne. Od kiedy w klubie pojawił się Tomasz Salski, porównywanie się z rywalem jest niemalże zabronione.

Generalnie uważam, że siłą dzisiejszego ŁKS-u jest to, że nie interesuje nas, co dzieje się u sąsiada. Patrzymy tylko na to, co dzieje się u nas. Widzę w tym swoją zasługę, bo udało się zarazić takim myśleniem grono moich współpracowników. I każdemu polecam taką formułę funkcjonowania – bez względu na to, o jakim aspekcie mówimy – mówił w wywiadzie z Weszło Tomasz Salski, a że to nie jest czcze gadanie, pokazuje rzeczywistość. Zwłaszcza w temacie współpracy z miastem.

11.05.2019 LODZ STADION MIEJSKI LKS LODZ PILKA NOZNA FORTUNA PIERWSZA LIGA SEZON 2018/2019 MECZ LKS LODZ - CHOJNICZANKA CHOJNICE NZ. TOMASZ SALSKI RADOSC FOTO RADOSLAW JOZWIAK / CYFRASPORT / NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

A przecież jest czego zazdrościć. Widzewski, regularnie zapełniany 18-tysięcznik wygląda imponująco przy trybunce ŁKS-u, która od lat nie może doczekać się dobudowania trzech kolejnych elementów stadionu. Ełkaesiacy jednak nie lamentowali, ale krok po kroku realizowali swoje własne plany. W tym najważniejszy: ośrodek treningowy przy ulicy Minerskiej. Trudno zliczyć spotkania działaczy ŁKS-u z miejskimi urzędnikami, trudno zliczyć, ile godzin zajęło Tomaszowi Salskiemu i jego współpracownikom doprowadzenie bazy treningowej do obecnego stanu. W teorii można było obrazić się na miasto, zażądać natychmiastowej rozbudowy stadionu, albo po prostu rzucić wszystko w diabły.

ŁKS jednak ułomność własnego obiektu wykorzystał przy szeregu innych spraw. Podczas gdy Widzew boryka się z bublowatym obiektem treningowym na Łodziance, ełkaesiacy mają do dyspozycji cztery boiska, nowoczesne szatnie, siłownię oraz plac do treningu bramkarskiego. Obok zaś z własnych funduszy budują wspomnianą bursę. Na początku maja radni zadecydowali, że miasto zagwarantuje fundusze na ukończenie obiektu według oferty firmy Mirbud z ostatniego przetargu. Ile korzystnych dla siebie decyzji w okresie od zbudowania jednej trybuny do tego głosowania zdołał wywalczyć dla siebie ŁKS?

Poza tym ełkaesiacy starają się przekuć zazdrość w inspirację. Karnetowy sukces Widzewa sprawił, że ŁKS, który od lat sprzedawał po kilkaset sezonowych wejściówek, tym razem pobił własny rekord, zbliżając się do 2,5 tysiąca zakupionych karnetów. Sprzedaż na Ekstraklasę, na razie ograniczona do osób, które posiadały karnet w I lidze, przyniosła 1000 przedłużeń w pierwszym dniu. A przecież wciąż nie skończył się sezon w I lidze. Skoczyła również frekwencja, za sprawą której powstała pierwsze od lat górka budżetowa. Prezes Salski nie krył, że w II lidze przewidywany przychód z dnia meczowego był mniejszy od faktycznych zysków, co pozwoliło na kolejne inwestycje.

Najtrudniejsze było chyba złamanie psychicznej bariery – jak chwalić się 2 tysiącami karnetów czy wyprzedaniem biletów na 2 dni przed pierwszym gwizdkiem, jeśli sąsiad zapełnił 18 tysięcy miejsc karnetami? Tymczasowo jednak te powody do zazdrości mogą zniknąć – na ŁKS-ie po cichu liczą, że trybuna w Ekstraklasie będzie wyprzedana od pierwszego do ostatniego spotkania. Zresztą tak jak wiosną 2019 roku.

NIEUMIARKOWANIE W JEDZENIU I PICIU

Czwarta nad ranem, biura pod trybuną ŁKS-u, godzinę temu piłkarze wrócili z wyjazdowego spotkania z GKS-em Jastrzębie. Trzy punkty przywiezione z południa oznaczały przyklepanie awansu do Ekstraklasy, więc przy al. Unii 2 w środku nocy zameldowało się kilkuset kibiców. Polały się szampany, odpalono race, odśpiewano hymny na cześć wszystkich zawodników. Impreza zaczęła się powoli przenosić do lokali w centrum miasta oraz… wspomnianych biur.

Widzieliśmy na własne oczy – wśród świętujących znajdowały się tylko dwie absolutnie trzeźwe osoby. Dwóch piłkarzy ŁKS-u, którzy przed powrotem do domu wpadli jeszcze zobaczyć, jak imprezuje ich dział marketingu.

Z grzechem nieumiarkowania, szczególnie w piciu, w ŁKS-ie walczono latami. Wiele wskazuje na to, że w tej walce klub zaczyna wypracowywać sobie pewną przewagę.

GNIEW

Warszawa, Ursus, Łódzki Klub Sportowy gra o awans do II ligi. Piłkarze już wiedzą, że Lechia Tomaszów Mazowiecki ma bardzo duże szansę na urwanie punktów liderującej Drwęcy, w wyniku opóźnienia meczu z Warszawie, ŁKS ma delikatną przewagę: świadomość, że wszystko jest w nogach piłkarzy z przeplatanką na piersi. Ci jednak grają dzisiaj jak sparaliżowani.

– Podchodziłem do tego meczu z dużą pokorą, bo na stadionie Ursusa zawsze grało nam się ciężko – wspomina Tomasz Salski, prezes ŁKS-u. – Czyniliśmy starania, by przenieść to spotkanie do Łodzi, udało się nawet mimo negatywnej opinii policji uzyskać zgodę na organizację imprezy masowej. Ursus jednak, tak jak i my, grał o swój cel do ostatniej kolejki. Co czułem w 90. minucie? Ja oceniając dyspozycję poszczególnych zawodników w pierwszych 45 minutach, ich sposób gry, ich formę w tym konkretnym dniu, nie miałem złudzeń już w przerwie. Wiedziałem, że my tego meczu po prostu nie wygramy. Miałem czas na analizę, co zrobiliśmy źle, gdzie się pogubiliśmy. Cała ta złość, cały żal – rozłożył się na pełną godzinę i później, podczas smutnej drogi do Łodzi. Trudno nawet mówić o złości, po tylu latach śledzenia piłki nożnej nauczyłem się podchodzić do tego wszystkiego z dużym spokojem.

11.05.2019 LODZ STADION MIEJSKI LKS LODZ PILKA NOZNA FORTUNA PIERWSZA LIGA SEZON 2018/2019 MECZ LKS LODZ - CHOJNICZANKA CHOJNICE NZ. RADOSC KIBICOW I PILKARZY PO AWANSIE DO EKSTRAKLASY MICHAL KOLBA, WOJCIECH LUCZAK FOTO RADOSLAW JOZWIAK / CYFRASPORT / NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

To Tomasz Salski. Kibice i część sponsorów byli zdecydowanie mniej spokojni. Piłkarze schodzili z boiska w asyście ochrony, kibice czekali na nich w Łodzi. Nie było rękoczynów, nie było ostrych słów, była jedynie scena, która do dziś chwyta za serce zawodników, którzy to przeżyli. Pytanie „dlaczego” padło z ust niepełnosprawnego fanatyka na wózku, obecnego na większości spotkań w III lidze. – Zjebaliśmy. Mogę się tylko podpisać pod tym, co mówili o nas wtedy kibice. Nam zależało, chcieliśmy tego z całego serca, ale po prostu zjebaliśmy – wspominał na Weszło Kołba.

Jak walczyć z gniewem? Cóż, spokojem zaraża sama góra. Raz jeszcze Tomasz Salski.

– Od początku studziłem i hurraoptymizm, który pojawił się po doskonałej w naszym wykonaniu rundzie jesiennej, i smutne nastroje po zakończeniu sezonu. Wiadomo, że klub ocenia się przede wszystkim po wynikach pierwszego zespołu. Ale ja chcę budować klub, a nie jedynie jego pierwszy zespół. Organizację, struktury, korzenie. Wiedziałem, że to bardzo źle, że nie ma awansu, ale z punktu widzenia tego, co robimy u podstaw – to nie rzutowało na odbiór sezonu. Utrzymanie w Centralnej Lidze Juniorów, ogromna praca w akademii, próba przywrócenia jakości szkolenia, z której ŁKS przez lata słynął. Jeśli zestawimy wspomniane wcześniej 6 drużyn juniorskich, w tym najstarszą walczącą o miejsce w CLJ, jedno kiepskiej jakości boisko ze sztuczną murawą i kawałek biura z tym, co dziś ma ŁKS… Nie można zapominać o drodze, jaką przebyliśmy przez ostatnie kilka lat, tak jak i nie można zapominać, że to nadal dopiero pierwsze próby budowania poważnej organizacji.

Klub nie zabierał również głosu przy kontrowersjach. Nie było gniewnych oświadczeń po kolejnych nieudanych próbach ustalenia firmy, która ukończy trybuny. Nie było narzekań, że murawa hybrydowa nie może być używana, gdy temperatura spada poniżej 5 stopni. Nie było wreszcie jakiegokolwiek odniesienia się do krążącej plotki dotyczącej niejasnych okoliczności wycofania wniosku licencyjnego Drwęcy. Ełkaesiacy byli wściekli przy każdej z tych spraw, w gabinetach aż się kotłowało, ale oficjalny przekaz był zawsze ten sam: „Zabierzemy głos, gdy dostaniemy jakiekolwiek szczegóły, nie będziemy wypowiadać się na tematy, które są niezależne od nas” – słyszeli dziennikarze pytający o komentarz i w kwestiach opieszałości miasta w kwestii kończenia obiektu, i przy plotce dotyczącej Nowego Miasta Lubawskiego.

Mariusz Przybyła, łódzki radny, kibic ŁKS-u i wieloletni działacz SK ŁKS, punktował w jednej z rozmów z Weszło:

– Mamy właściwych ludzi na właściwym miejscu, mamy do nich duże zaufanie. Ludzie rządzący ŁKS-em uczyli się nas, my uczyliśmy się rządzenia klubem, ale spokój, stabilizacja – to w tej chwili nas łączy. Zbyt wiele było w historii ŁKS-u momentów, gdy pochopnie szliśmy na kolejne wojny z ludźmi, którzy chcieli dla ŁKS-u dobrze. Cieszę się też, że został w klubie trzon drużyny. To są naprawdę kapitalni ludzie, którzy już po porażce z Ursusem zapewniali nas, że nie mają zamiaru odchodzić, dopóki nie wykonają roboty do końca, czyli nie wywalczą awansu.

Gniew? Czas przeszły.

LENISTWO

I tutaj tak naprawdę ŁKS wykonał największą pracę. Wystarczy wpaść bez zapowiedzi do klubu, czy do ośrodka treningowego na Minerskiej, by zobaczyć, jak to wygląda w praktyce. Krzysztof Przytuła przychodzi pierwszy i wychodzi ostatni, o ile oczywiście nie jest w trasie na jeden z setek meczów. Koordynator w akademii, Paweł Drechsler, przyznaje, że rozmawiał prawdopodobnie z każdym trenerem młodzieżowym w województwie łódzkim, a potwierdzają to jego decyzje personalne. Zatrudnieni w ŁKS-ie zostali choćby trenerzy Solarek i Matysiak, których odkryto w Zduńskiej Woli. Wisienką na tym torcie pracowitości jest Kazimierz Moskal, czyli trener, który nie posiada w słowniku definicji dnia wolnego.

2019.05.11 Lodz Pilka nozna Fortuna 1 Liga sezon 2018/2019 LKS Lodz - Chojniczanka Chojnice N/z Radosc emocje awans do Lotto Ekstraklasy feta swietowanie LKS Lodz Kazimierz Moskal Foto Lukasz Sobala / Press Focus 2019.05.11 Lodz Football Polish Fortuna First League Season 2018/2019 LKS Lodz - Chojniczanka Chojnice Radosc emocje awans do Lotto Ekstraklasy feta swietowanie LKS Lodz Kazimierz Moskal Credit: Lukasz Sobala / Press Focus / NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

W tej rundzie nie mieliśmy chyba ani radu dwóch dni wolnych z rzędu – wspominał Michał Kołba. – Nawet w Święta, liczyliśmy, że po zwycięstwie z Sandecją w Wielki Piątek, dostaniemy tę wolną sobotę i niedzielę, ale nie, nawet wtedy w sobotę też był trening. „Jak wygracie, to dwa dni wolnego, przegracie to ani jednego dnia” – czasem trenerzy stawiają takie warunki, gdzie masz wolne „do wygrania” na boisku. U nas nie ma czegoś takiego. Mikrocykl się nie zmienia zależnie od wyników, mamy swój plan, który trzeba zrealizować, niezależnie od rezultatów.

Piłkarze po wywalczeniu awansu na GKS-ie, dostali dzień wolnego na dojście do siebie po nocnym powrocie i mini-fecie przy al. Unii 2. W poniedziałek czekał ich już trening, we wtorek dwie kolejne jednostki. – Jeżeli gramy w środku tygodnia, to czwartek i piątek dalej normalnie pracujemy, bez wolnego. Coś, z czym się wcześniej nie spotkałem – zaznacza kapitan ŁKS-u. 

 – Najważniejsze jest to, że pojawiły się w ŁKS-ie odpowiednie osoby, i w piłce, i w siatkówce. Ludzie, którzy bardzo twardo stąpają po ziemi. Wykładają dużo własnej gotówki, ale przede wszystkim wydają ją z głową, nie przepłacają zawodników, nie wyrzucają pieniędzy w błoto – przekonywał Marcin Gortat w rozmowie z oficjalną stroną ŁKS-u. On z kolei symbolizuje, czy może raczej gwarantuje pracowitość uczniów Szkoły Gortata. Dwa tygodnie temu przekonywał nas – łódzkie kluby i bary ma obstawione, dowie się o każdym przypadku imprezy u jego „gortatków”.

***

Łódzki Klub Sportowy po 7 latach powraca do Ekstraklasy. Rycerze Wiosny wygrali do zera dziesięć z dwunastu wiosennych spotkań. W składzie występuje dziewięciu wychowanków, jeden z nich szykuje się właśnie do mistrzostw U-20, jedyny zawodnik, który nie włada językiem polskim to przerastający ligę Dani Ramirez, antyteza i zaprzeczenie zwrotu „zagraniczny szrot”. Akademia działa świetnie, klub jest stabilny finansowo, wszystkie wiosenne mecze obejrzał komplet publiczności, a Tomasz Salski, architekt tego całego zamieszania, wypalił na koniec w Dzienniku Łódzkim: my jeszcze niczego nie wygraliśmy. Dopiero Ekstraklasa nas zweryfikuje, jesteśmy na początku drogi.

Kurczę, nawet pod względem opraw im weszło.

Obraz może zawierać: stadion i na zewnątrz

Kibice ŁKS-u przeżywają prawdopodobnie jedne z lepszych dni w swoim kibicowskim życiu, bo przecież do sukcesów, ale przede wszystkim mądrej budowy klubu piłkarskiego, dochodzi mistrzostwo Polski siatkarek. Naprawdę trudno się do czegokolwiek przyczepić – bo przecież do tych wszystkich mądrych ruchów, które chwalimy, dochodzi po prostu widowiskowa, efektowna gra, mnóstwo goli, asysty zewniakiem, piętki i strzały po widłach. Jak w tym znanym dowcipie o szczęściarzu, który jak zdrapał Hindusce bindi z czoła i wygrał samochód.

Do kiedy to potrwa? Cóż, krucjatę przeciw grzechom w polskim futbolu prowadziło już kilkanaście klubów, najświeższe przykłady to przecież m.in. Nieciecza, Zagłębie Sosnowiec czy Miedź Legnica. Ekstraklasa dość boleśnie weryfikuje piękne słowa, wielkie czyny na zapleczu Ekstraklasy oraz dalekosiężne plany. Na razie ŁKS jest po prostu obiecującym i poukładanym beniaminkiem, w dodatku niesprawdzonym porażkami. Czy łatwo będzie o cierpliwość, gdy Kazimierz Moskal zremisuje pięć pierwszych spotkań? Czy łatwo będzie o konsekwentną grę piłką, jeśli lagujący rywale będą strzelać dwa razy więcej goli? Czy łatwo będzie o utrzymanie polskiego składu związanego z Łodzią, jeśli piłkarsko będzie zbyt słaby na Ekstraklasę? Czy budżet nadal będzie zakładał inwestycje w akademię, czy jednak miejsce spadkowe zimą zaowocuje panicznymi hurtowymi zakupami w stylu Zagłębia Sosnowiec?

Odpowiedzi, pewnie niektóre dość trudne dla fanów z Łodzi, przyniesie przyszły sezon. Ostatni, ale też najtrudniejszy i najważniejszy etap tej całej krucjaty.

fot. NewsPix

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
5
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...