Reklama

Żegnaj, Sosnowcu. Nie będziemy tęsknić

redakcja

Autor:redakcja

05 maja 2019, 18:12 • 4 min czytania 0 komentarzy

Najgorsza drużyna Ekstraklasy tego sezonu, a według niektórych i ostatnich kilku sezonów, leci z ligi. Spadek Zagłębia Sosnowiec został przyklepany w meczu dwóch najbardziej beznadziejnych ekip tego sezonu. Czy będziemy płakać za Zagłębiem? Cóż, niekoniecznie. Po rozpadzie tego związku nawet nie zaproponujemy, byśmy zostali chociaż przyjaciółmi. 

Żegnaj, Sosnowcu. Nie będziemy tęsknić

Najmniej punktów, najwięcej porażek, najwięcej straconych bramek, największy szrot ściągnięty do tej ligi, największe źródło cotygodniowej beki. Zagłębie Sosnowiec było cyklem memów, który się nie nudził. Stoperzy sosnowiczan urządzili sobie konkurs na najgorszego obrońcę ligi, Christovao z Sanogo urządzili sobie wyścig na czerwone kartki, ludzie związani z klubem przeganiali się w absurdalnych zarzutach pod adresem sędziów i VAR-u. Siadaliśmy do ich spotkań jak do telenoweli – ale takiej, w której z góry znamy zakończenie odcinka.

I wynik dzisiejszego starcia ze Śląskiem też był łatwy do wytypowania, bo kim miało to biedne Zagłębie straszyć, gdy Sanogo nie był w pełni sił i usiadł tylko na ławce? Gdy Żarko Udovicić nie znalazł się w kadrze meczowej, bo zdaniem trenera nie był mentalnie gotowy do walki o utrzymanie? Nie da się opierać całego pomysłu na grę na tym, że a nuż Szymon Pawłowski coś wymyśli. Tak można strzelić jednego gola, czasami dwa. Ale w piłce chodzi też o bronienie, o stwarzanie sobie okazji, o bycie nieprzewidywalnym. Zagłębie było dziś przewidywalne jak fabuła „Trudnych spraw”

Oj, to starcie to była kwintesencja polskiego dżemiku. Widok pustego Stadionu Ludowego (nieco ponad 2 tysiące widzów), cisza z której przebijały się pokrzykiwania piłkarzy (częściej „wybij to, kurwa” i „zaatakuj, do chuja” niż „panowie, teraz diagonalna” albo „koledzy, czas na uspokojenie gry”), flaga „PDW” na płocie – brakowało nam jedynie zapachu kopcącego się grilla i Janusza Wójcika w za dużej marynarce wymachującego rękoma przy ławce.

Zagłębie miało momenty. Właściwie – momenciki. Wejście z ławki Sanogo sprawiło nawet, że strzelili gola wyrównującego, gdy najlepszy strzelec sosnowiczan przedryblował Celebana i Pawelca, wyłożył piłkę Nowakowi, a ten zdobył trzecią bramkę w trzecim kolejnym meczu u siebie. Zresztą polecamy wam zachowanie Celebana przy tym trafieniu gospodarzy. Kojarzycie ten moment, gdy przejmujecie u kumpla pada podczas gry w FIFĘ, a on ma inne sterowanie i nie wiecie, gdzie włącza się sprint?

Reklama

To zresztą było Zagłębie w pigułce. Nawet jeśli w ofensywie mieli jakieś argumenty, to grą w obronie zaprzepaszczali wszystko. Czasami mówi się o drużynach grających na „ura-bura-mistrz-podwóra, hej do przodu”, że grają zgodnie z myślą „jeśli dużo stracimy, to więcej zdobędziemy”. Żeby Zagłębie wychodziło z tą defensywą na plus, to w ataku musiałoby mieć Leo Messiego i Grzegorza Piechnę z sezonu 2005/06, a na dodatek jeszcze takie wsparcie od sędziów, jakie miała Dyskobolia Grodzisk za czasów „znakomitej pracy trenera Białka”.

Dziś konkurs na największego parodystę w obronie beniaminka wygrał Michael Heinloth. A konkurencja była ogromna, bo Mraz sieknął samobója, Mygas dał się ogrywać każdemu łącznie z sędzią asystentem, a Polczak grał jak Polczak. Zresztą o potencjale kadrowym Zagłębia wiele mówiła zmiana, która miała odmienić obliczę zespołu – Ivanauskas po ponad pół godzinie gry ściągnął z boiska Możdżenia, by Ekstraklasę dla Sosnowca ratować… Gressakiem. Szczyt desperacji został osiągnięty.

Co do Śląska – pierwszą połowę przespali (poza zrywem Picha, który wypracował bramkę Cholewiakowi), a w drugiej tłukli słabeusza. Świetny mecz rozegrał Chrapek (kluczowe podanie, asysta, akcja, po której samobója strzelił Mraz), być może najlepszy występ w Ekstraklasie zaliczył Cholewiak (dwa gole, dużo szumu na skrzydle), zaskakująco pewny w defensywie był Golla (do tego dołożył ważną bramkę). Choć nawet przeciwko takiemu Zagłębiu udaoł się Śląskowi stracić dwie bramki – duża w tym zasługa Mariusza Pawelca, który po dżentelmeńsku odprowadził Sanogo przy golu na 1:1, a także Jakuba Słowika (sprokurował karnego, którego obronił, ale dobitkę Mygasa już przepuścił).

Tym samym wrocławianie zrobili ważny krok ku utrzymaniu. Sami sobie podali kroplówkę, ale antybiotyk muszą już sobie wywalczyć. Trzy kolejki do końca, punkt straty do bezpiecznego miejsca, w perspektywie mecze z całą trójką, która jest bezpośrednio przed nimi. Zawodnicy Śląska muszą jednak pamiętać, że nie co tydzień będą się mierzyć z tak parodystyczną obroną jak ta Zagłębia.

Reklama

 [event_results 581076]

Najnowsze

1 liga

Grał przeciwko Realowi i Barcelonie, jest testowany przez Arkę

Szymon Piórek
0
Grał przeciwko Realowi i Barcelonie, jest testowany przez Arkę

Komentarze

0 komentarzy

Loading...