Reklama

Dało się odczuć, że Gdańsk mocno potrzebuje tego pucharu

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

03 maja 2019, 20:41 • 8 min czytania 0 komentarzy

Finał Totolotek Pucharu Polski za nami. Nie był to może mecz szczególnie piękny, ale dla zwycięskiej ekipy wrażenia artystyczne są już teraz bez znaczenia. Lechia Gdańsk drugi raz w swojej historii sięgnęła po krajowy puchar. Jakub Arak w finale z Jagiellonią zagrać nie mógł z powodu kontuzji, ale – jak sam przyznaje – obserwowanie gry kolegów z perspektywy kibica było znacznie bardziej stresującym doświadczeniem niż występ na boisku.

Dało się odczuć, że Gdańsk mocno potrzebuje tego pucharu

Totolotek oferuje kod powitalny za rejestrację dla nowych graczy!

– Nie wiem, czemu tak jest. Jak jestem na murawie, to prawie nigdy nie czuję zdenerwowania. A gdy oglądam mecz z boku, emocje robią się znacznie większe. To chyba dlatego, że nie mam na nic wpływu i bardziej się każdą sytuacją przejmuję. Samemu będąc na boisku jestem – jak każdy zawodnik – skoncentrowany przede wszystkim na tym, żeby do maksimum wykorzystać własne możliwości. Żeby umiejętnie przyjąć, zgrać, zastawić się przy każdej kolejnej piłce. Oglądając mecz z boku jest trochę inaczej. Jak tylko piłka zbliżała się wczoraj pod naszą bramkę, od razu serce mocniej biło. Jak my byliśmy w polu karnym Jagiellonii, to tylko błagałem, żeby ta piłka jakimś sposobem wpadła do ich siatki.

No i się udało, zresztą w dość dramatycznych okolicznościach.

Tak, udało się na szczęście wyjść na prowadzenie jeszcze przed dogrywką. Myślę, że w dogrywce to napięcie byłoby jeszcze większe i wszystko by się odwlekało aż do karnych. Ale koledzy dali radę zamknąć spotkanie bez konieczności rozgrywania dogrywki. No i puchar jest nasz.

Reklama

Przed starem rozgrywek stawialiście sobie takie ambicje? Zwycięstwo w pucharze, walka o tytuł w lidze? Startowaliście z dość niskiego pułapu, bo w ubiegłym sezonie Lechia broniła się przed spadkiem.

Zupełnie zmieniliśmy naszą drużynę, całą filozofię naszej pracy. Zmieniła się komunikacja wewnętrzna w szatni, nasza komunikacja z mediami. Po nieudanym poprzednim sezonie zaczęliśmy zupełnie inaczej podchodzić do tych tematów. Skupiamy się wyłącznie na pracy. Lechia nie była przecież w żadnym momencie tak słabym zespołem, żeby walczyć do końca o utrzymanie, a jednak rok temu do tego doszło. Dlatego potrzebne były gruntowne zmiany. Umówiliśmy się ze sobą, że koncentrujemy się i mówimy tylko o kolejnych meczach. Więc przed sezonem w ogóle nie braliśmy pod uwagę, że coś wygramy.

Nie stawialiśmy sobie takich celów, by wygrać Puchar Polski czy walczyć o mistrzostwo. Cały czas koncentracja na następnym meczu. Kiedy wypadał nam puchar, myśleliśmy po prostu o tym, żeby przejść do następnej rundy. Bez wybiegania dalej w przyszłość. I zaprowadziło nas to na szczyt. Z wczorajszym meczem licząc, udało nam się przejść przez sześć spotkań bez porażki, teraz możemy się cieszyć z sukcesu.

W pucharze grałeś sporo, lecz ten najważniejszy mecz ci przepadł. Rozczarowanie?

Może nie jest to rozczarowanie, ale na pewno przykra sprawa. Marzeniem każdego z nas było, żeby wystąpić na Stadionie Narodowym. Kiedy usłyszałem trzask w kolanie na Cracovii, gdy poszły mi więzadła krzyżowe, to pierwsza myśl była właśnie taka: „ucieknie mi Narodowy”. Jeszcze na boisku, gdy zwijałem się z bólu. Każdemu z nas po cichu ten mecz po głowie chodził. Już się jednak pogodziłem z tym, że okazja przepadła, ale wierzę, że trafią się jeszcze kolejne. Mam wiele motywacji, żeby jak najszybciej wrócić do gry.

Reklama

2019.04.13 KRAKOW SPORT PILKA NOZNA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2018/19 KOLEJKA 30 CRACOVIA KRAKOW - LECHIA GDANSK NZ JAKUB ARAK KONTUZJA URAZ FOT JAKUB GRUCA / 400mm.pl 2019.04.13 KRAKOW SPORT FOOTBALL LOTTO EKSTRAKLASA SEASON 2018/19 ROUND 30 CRACOVIA KRAKOW - LECHIA GDANSK FOT JAKUB GRUCA / 400mm.pl

KURSY TOTOLOTKA NA MECZ CRACOVII Z LECHIĄ: 1 – 2.35, X – 3.25, 2 – 3.10

To opowiadaj, jak sytuacja zdrowotna. Jakaś szacunkowa data powrotu?

Wiadomo – przy urazach więzadeł krzyżowych powrót na boisko następuje zwykle po sześciu, siedmiu miesiącach. Plan rehabilitacji już jest rozpisany, każdego dnia wykonuję ćwiczenia. Wszystko teraz zależy od progresu. Muszę odbudować mięsień czworogłowy po operacji. To skomplikowana sprawa, mówimy o rekonstrukcji więzadła. Wszystko zależy od tempa gojenia, odbudowy. Przy takich kontuzjach nie ma sensu się spieszyć. Wielu zawodników powróciło już na boisko zbyt szybko i odnawiał im się uraz. Mam tylko nadzieję – odpukać – że w moim przypadku nic takiego się nie wydarzy. Dlatego już teraz muszę dbać o każdy dzień rehabilitacji. Czasami warto poczekać miesiąc czy dwa dłużej, żeby mięsień odbudować w stu procentach i być w pełnej gotowości do gry.

Jak nakręcaliście się przed meczem finałowym z Jagiellonią? Dla Lechii finał Pucharu Polski to sprawa o gigantycznym znaczeniu, klub na tego rodzaju sukces czekał od dziesięcioleci.

Wokół klubu bardzo często spotykałem się ze swoistym gloryfikowaniem tych wszystkich legendarnych zawodników z 1983 roku, którzy zdobyli Puchar i Superpuchar Polski. Dało się to odczuć, że Gdańsk naprawdę mocno potrzebuje tego pucharu. Wiedzieliśmy, że jeżeli wygramy finał, to w pewnym sensie też będziemy dla lokalnych kibiców nieśmiertelni. Ludzie będą kiedyś nasz sukces wspominać, tak jak ten z 1983 roku. No i chłopakom udało się zagrać na tyle skutecznie, że zdobyliśmy drugi puchar dla klubu. Nawiązaliśmy do tych tradycji z lat osiemdziesiątych. Trener tutaj nas już specjalnie motywować nie musiał. Każdy wiedział, o jaką stawkę toczy się gra. Udało się nam przejść do historii Lechii Gdańsk.

Anulowany gol Flavio w końcówce… Spodziewałem się, że może to Lechię podłamać.

Czasami z psychologicznego punktu widzenia się tak wydaje, że jeśli VAR cofa zdobytą bramkę, to drużyna, dla której decyzja arbitrów była korzystna – czyli w tym przypadku Jagiellonia – nabiera wiatru w żagle, a drugi zespół ma podcięte skrzydła. Ale my jesteśmy zbyt doświadczonym zespołem, żeby takie sytuacje na nas szczególnie mocno wpływały. Mega się ucieszyłem, gdy chłopcy zdołali się od razu zebrać i zdobyć kolejną bramkę.

A co do samego gola Flavio, to z perspektywy trybun wydawało mi się, że tam nie ma mowy o spalonym. Oglądając mecz na żywo, na stadionie człowiek czasem zapomina, że w takich okolicznościach linię spalonego wyznacza bramkarz. Minimalny ofsajd, ułamek sekundy zadecydował.

Ostatnio z VAR-em mieliście przykre doświadczenia w lidze. Rozmawiacie jeszcze o wiadomej sytuacji?

Wiadomo, czasami podyskutujemy. Ale już teraz na chłodno. Było i minęło, nie ma sensu się tym teraz przejmować. Na gorąco po spotkaniu paru chłopaków w wywiadach powiedziało kilka mocnych słów, było mnóstwo nerwów. Ja jednak nie lubię dyskutować o rzeczach, na które nie mam wpływu. Decyzji sędziego już nie zmienimy i nie ma po co o tym dalej rozmawiać. Mecz z Legią jest za nami. Jak widać sędziowanie z VAR-em aż tak wiele w futbolu nie zmieniło. Liczba meczów wypaczonych przez błędy jest oczywiście mniejsza, lecz cały czas mamy takie sytuacje, gdzie jest ogromne pole do interpretacji dla sędziów analizujących powtórki.

Zawsze jakaś drużyna jest poszkodowana. Bo odwróćmy sytuację. Gdyby sędzia na początku meczu dał rzut karny dla nas i czerwona kartkę dla Jędrzejczyka, to wtedy wszyscy z Legii mieliby pretensje, że piłka najpierw odbiła się od brzucha, a potem trafiła w rękę i tak dalej. Te same argumenty, ale w drugą stronę. To była tak skomplikowana sytuacja, że dużo by się o niej dyskutowało niezależnie od decyzji pana Stefańskiego. To w sumie też fajne w piłce – czasami rozmawia się więcej o sędziach i o kibicach niż na temat przebiegu meczu.

Spokojnie podchodzisz do sprawy.

Mam właśnie nadzieję, że ludzie w tych wszystkich dyskusjach zaczną zachowywać umiar. Czasami jak się słucha komentarzy, to naprawdę… Warto ugryźć się w język i oceniać sytuacje dzień, albo i dwa dni później. Żeby najpierw ochłonąć. W porywach emocji można powiedzieć o dwa słowa za dużo.

Co do kibiców – nie zadziwiły cię wczoraj pustki na trybunie wyznaczonej dla sympatyków Lechii?

Byliśmy w szoku. Bilety się rozeszły bardzo szybko, więc mieliśmy przekonanie, że sektor przeznaczony dla naszych kibiców będzie zapełniony po brzegi. Fani Jagiellonii wypełnili swój sektor w całości, a nasi sympatycy nie mogli dotrzeć na stadion. Nie wiem, co tam się wydarzyło. Nie odpowiadam za te sprawy, więc nie chcę się wypowiadać. Nie znam procedur bezpieczeństwa. Aczkolwiek sam zauważyłem, że przed tym spotkaniem wszystko się na Narodowym pozmieniało.

Jak to wyglądało z twojej perspektywy?

Kiedyś nawet pan Stanowski narzekał, że za łatwo może wjechać na stadion, bo w ramach kontroli wystarczy tylko otworzyć bagażnik i można śmiało wjeżdżać. Mogę powiedzieć, że teraz to poszło zdecydowanie w drugą stronę. Ja wjeżdżałem na obiekt samochodem i kontrole były bardzo skomplikowane. Każdy musiał wysiąść z auta, przeglądane były wszystkie schowki, bagażniki, trzeba było otwierać torebki. Gdybym nie był na miejscu dwie godziny przed meczem, to pewnie też bym się nieźle najadł nerwów przez te wszystkie kontrole. Trzeba znaleźć jakiś złoty środek, ale przyznam szczerze – sam nie wiem, w jaki sposób to wszystko powinno wyglądać.

WARSZAWA 02.05.2019 MECZ FINAL TOTOLOTEK PUCHAR POLSKI SEZON 2018/19 --- FINAL OF POLISH CUP FOOTBALL MATCH IN WARSAW: JAGIELLONIA BIALYSTOK - LECHIA GDANSK KIBICE PGE NARODOWY FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Wierzycie jeszcze w podwójną koronę?

Jasne, że wiara jest. Dopóki mamy matematyczne szanse, będziemy walczyć. Tak samo jak Legia i Piast. Ja wiem, że to frazes powtarzany przez każdego, ale dla nas najważniejsze jest to, żeby wygrać kolejny mecz na Cracovii. A co się wydarzy potem… Nie ma co trwonić energii na spekulacje. Najpierw Cracovia, potem Zagłębie. Po kolei. Na tych starciach trzeba się skupić.

To powiedz jeszcze, skąd pomysł na golenie głów!

Właściwie od początku sezonu chodził taki plan. Jeżeli zdobędziemy puchar, trzeba się ogolić. Długo traktowaliśmy to w formie żartu, bo – jak już wspominałem – nikt na poważnie się nie zastanawiał, czy cokolwiek w tym roku wygramy. Ale jak już się udało zwyciężyć, no to trzeba było być konsekwentnym i wywiązać się z własnych słów. Znalazło się dwóch-trzech odważnych, reszta nie mogła być gorsza. No i poszła cała fala. Ja włosy na głowie jeszcze mam. Dzisiaj akurat nie byłem w klubie, miałem rehabilitację i na razie mi się upiekło. Mam teraz nadzieję, że chłopaki mi to odpuszczą, bo w czerwcu się żenię i chyba te włosy by nie zdążyły już do ślubu odrosnąć. Oby koledzy mnie zrozumieli!

fot. 400mm.pl

***
Jakub Arak w Bundeslidze jeszcze nie gra, ale wszystko przed nim. Tymczasem wszystkich fanów niemieckiego futbolu zainteresuje z pewnością kolejny odcinek audycji Die Qualitat. A w nim: „40 lat Hoenessa w Bayernie, czyli nasze wspominki legendy Bayernu. Eintracht wygra Ligę Europy? Co się stało z Dortmundem?” Zaprasza Adam Kotleszka.

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...