Reklama

Leszek Ojrzyński, czyli najlepsza miotła od czasów Nimbusa 2001

redakcja

Autor:redakcja

22 kwietnia 2019, 18:43 • 3 min czytania 0 komentarzy

Gdyby Leszek Ojrzyński zdecydował się firmować swoim nazwiskiem jakąś serię mioteł, byłby to z pewnością hit sprzedaży. Każde gospodarstwo domowe chciałoby mieć u siebie sprzęt, który w parę chwil posprząta nawet największy burdel, ba, może nawet Rowling zapragnęłaby reedycji Harry’ego Pottera, by zamiast Nimbusa 2001 był Ojrzyński 18/19. Metamorfoza bowiem, jaką przeszli Nafciarze pod wodzą trenera, jest nieprawdopodobna. Wczoraj murowani kandydaci do spadku, dziś ekipa, której degradacja byłaby wręcz szokiem.

Leszek Ojrzyński, czyli najlepsza miotła od czasów Nimbusa 2001

Przytoczmy parę liczb, by też lepiej uzmysłowić sobie jaką pracę wykonuje w Płocku Ojrzyński. W trzech meczach nabił dziewięć punktów, a dla porównania Vicuna potrzebował do takich cudów siedmiu spotkań ligowych, natomiast Dźwigała dziesięciu (kiedy cała jego kadencja trwała jedenaście gier). Wstyd musi być też działaczom w Gdyni i trenerowi Smółce, bo pozbyto się tam Ojrzyńskiego, a żeby nabić Smółce dziewięć oczek, trzeba liczyć od początku listopada.

Powiecie – trzy mecze, nie ma się jeszcze czym podniecać, walka o ligę trwa nadal. Pewnie. Jednak za cholerę nie potrafimy sobie wyobrazić, by Nafciarze bez takiej pomocy mogli się liczyć w bitwie o utrzymanie. Raczej szukaliby prześcieradeł do wywieszania białych flag, a i te w swojej niemocy potrafiliby spruć czy upieprzyć ketchupem. Ojrzyński na razie wykonuje znakomitą pracę i trzeba to wyraźnie podkreślać.

Dużo się mówi – przyznają to również piłkarze – że Ojrzyński bardzo poprawił mental w drużynie i dziś chyba właśnie ta sfera zdecydowała. Od 0:2 do 3:2 w Krakowie z Wisłą? Rzadka sztuka. Najpierw walnął Szwoch po widłach, potem dwie sztuki załadował Zawada. To nazwisko kojarzyło nam się do tej pory najlepiej z komisarzem Zawadą, który dzielnie łapał bandytów w Kryminalnych, bo też piłkarz Zawada nie miał nas czym przekonać. 25 spotkań w ekstraklasie, dwa gole… Bryndza. A dzisiaj najpierw przerzucił po profesorsku piłkę nad wychodzącym Lisem, a potem po dośrodkowaniu Ricardinho puścił strzał głową w kozioł i wpadło idealnie przy słupku.

Pochwalmy ten ostatni raz więc Ojrzyńskiego, żeby nie robić z tego tekstu przesadnej laurki. Jedna rzecz: po pierwszej połowie wydawało się, że lepiej ściągnąć Ricardinho i zostawić Angielskiego, który przynajmniej cokolwiek szarpał. Trener Brazylijczyka jednak zostawił, wpuścił Kuświka za Angielskiego, po kwadransie drugiej części dorzucił Zawadę i Ricardinho zaliczył dwie asysty, a Zawada dwie bramki.

Reklama

Tak jak umiejętności i szczęście ma Ojrzyński, tak z umiejętnościami nie poszedł fart tym razem Peszce, bo jego udany występ został całkowicie przykryty. A przecież takiego Sławka nie widzieliśmy już dawno. Najpierw to on zaczął, a potem skończył kapitalną kontrę na 1:0, potem to właśnie pomocnik przymierzył po długim słupku z narożnika pola karnego. Pewnie, był w tym wszystkim element głupoty, czyli łokieć na McGingu, ale sportowo Peszko obronił się jak najbardziej.

Wisła może mieć do siebie pretensje, że straciła taką zaliczkę, lecz, hej, nie wieszajmy na niej psów. Stolarczyk musi kombinować, wystawiać młodych jak Szot i Grabowski, zmieniać piłkarzom pozycje. Czasem – mając rywala z nożem na gardle – to będzie wychodzić w meczu i akurat dziś wyszło. Ponadto trzeba pamiętać, że Wisła grała jeszcze w dziesiątkę od 52. minuty, kiedy z boiska wyleciał Burliga. Mógł sędzia być bardziej wyrozumiały, bo obrońca cofał nogę, wcześniej trafił piłkę, ale cóż, nie był – wejście w staw skokowy Kuświka jednak miało miejsce i to wyraźnie.

Dlatego i czerwona kartka, i brak podstawowych zawodników, i metamorfoza Nafciarzy dodane razem, sprawiły, że z tego działania dostaliśmy porażkę Białej Gwiazdy.

Fot. FotoPyk

[event_results 577918]

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...