Reklama

„Widzew potrzebuje zwycięstwa, żeby się rozpędzić”

redakcja

Autor:redakcja

17 kwietnia 2019, 14:36 • 11 min czytania 0 komentarzy

Widzew miał wiosną bez większych problemów wywalczyć awans do I ligi, ale zamiast tego specjalizuje się w kolekcjonowaniu remisów. Doprowadziło to do zmiany na trenerskim stołku, gdzie Radosława Mroczkowskiego zastąpił Jacek Paszulewicz.

„Widzew potrzebuje zwycięstwa, żeby się rozpędzić”

Dlaczego, choć w piłkę grał przy Piłsudskiego krótko, to zawdzięcza Widzewowi wiele? Dlaczego wzoruje się na warsztacie Diego Simeone? Jaki ma pomysł na to, by wyprowadzić RTS z kryzysu?

Zapraszamy.

***

Zna pan takie piłkarskie powiedzenie: „Futbol to taka gra, w której dwudziestu dwóch mężczyzn biega za piłką, a na końcu i tak remisuje Widzew”?

Reklama

Nie znam i nie podpisuję się pod tym. Patrząc na liczbę remisów Widzewa oczywiście, jest ona za duża i zasmuca wiele osób w Łodzi, ale powtarzam: jeśli te remisy rozdzielić, potraktować indywidualnie, można to widzieć diametralnie inaczej. Nie mam wpływu na to, co działo się przed moim zatrudnieniem. Za mojej kadencji były dwa remisy, a z tego w Elblągu jestem zadowolony.

Wahał się pan choć chwilę po otrzymaniu oferty z Łodzi?

To nie jest kwestia wahania, tylko poznania pewnej filozofii, bo nie ukrywam, kilka ofert w ostatnich tygodniach miałem. Widzew swoim projektem, swoimi możliwościami, tradycją, stadionem, kibicami i ambicją działaczy, którzy chcą tutaj zbudować coś wielkiego, przekonał mnie szybko do swojego pomysłu. Potrzebowałem troszkę czasu, żeby zapoznać się ze szczegółami, ale jak je poznałem decyzja była prosta.

To który z tych szczegółów widzewskiej filozofii zrobił na panu największe wrażenie?

Jeśli będzie awans Widzew nie zamierza zostać na pierwszoligowych boiskach, tylko tam również od razu grać o awans. To jest dla mnie ważny element, bo lubię grać o stawkę, czuć tę presję. Nie chciałem pracować w klubie, który z sezonu na sezon gra tylko o przetrwanie. Mamy przykład rywala zza miedzy, który opuścił II ligę i teraz zmierza do Ekstraklasy – w Łodzi są odważne projekty i to mi się podoba. Naturalnie jednak najpierw musimy się skupić na udanym finiszu rundy.

Był pan w Widzewie lata temu jako piłkarz.

Reklama

Krótki, ale bardzo dobry dla mnie okres. Właścicielem mojej karty był Antoni Ptak. Otrzymałem propozycje z dwóch klubów, Widzewa i KSZO. Miałem zjawić się o tej samej godzinie w którymś z nich, tu już miałem prawo wyboru – postawiłem na RTS. Mieliśmy wtedy mocną ekipę zbudowaną przez Dariusza Wdowczyka. Arek Bąk pojechał po rundzie na mundial do Korei, bronił Zbyszek Robakiewicz, w obronie grał Kazimierz Węgrzyn, mieliśmy na skrzydle Marcina Zająca. Gdybyśmy znaleźli się w grupie mistrzowskiej, mogliśmy o coś powalczyć, a tak zapewniliśmy sobie spokojne utrzymanie. Ja grałem na tyle dobrze, że na bazie dwunastu spotkań z rundy wiosennej dostałem propozycję z Wisły Kraków, a prezes Cupiał wykupił mnie z sieci wpływów Antoniego Ptaka.

Zapewne duża ulga.

Na pewno. Ptak był decydentem, co pół roku wysyłał mnie gdzie indziej, zawsze żądając za mnie horrendalnych kwot. Kluby były dobre, choćby robiąca mistrzostwo kraju Polonia Warszawa, ale klauzula wykupu była tak duża, że prezes Romanowski dał mi wprost do zrozumienia:

– Jacek, nie będziemy na ciebie stawiać, bo i tak nie stać nas, żeby cię wykupić.

Dzięki Widzewowi udało mi się wyrwać, podpisać w Krakowie długi kontrakt i zdobyć trzy mistrzostwa.

Czy można na pana mówić „Diego Paszulewicz” czy pozwolić mogą sobie na to tylko bliscy?

Nawet nie bliscy, a banda z Grudziądza, którą udało się stworzyć w Olimpii i która dokonała rzeczy niemożliwej. Poza cudownym utrzymaniem Dyskobolii Grodzisk w „dawnych” czasach, takiej historii nikt nie powtórzył. Mieliśmy przed rundą dziesięć punktów, a utrzymaliśmy się na trzy kolejki przed końcem, choć nikt nie wierzył w ten projekt, a budowany był wielce ekonomicznie. Na pewno jednak jeśli ściągać, to od najlepszych, a ja się nie wstydzę inspiracji warsztatem Simeone.

Co jest panu z tego warsztatu najbliższe?

Kult pracy i dyscyplina taktyczna. Niezależnie od tego w jakiej jest się fazie meczu, czy się wygrywa czy się przegrywa, czy gra się ze słabszym czy mocniejszym przeciwnikiem, musi być dyscyplina taktyczna, szczególnie w defensywie. W ofensywie Simeone daje paradoksalnie duże pole do improwizacji, ale zawsze popartej ciężką pracą. Same umiejętności piłkarskie nie wystarczą żeby osiągnąć sukces, jest tylko kilka zespołów na świecie, które mogą się oprzeć głównie na talencie swoich zawodników. Ja nie porównuję się do odrealnionych przykładów, powiedzmy Barcelony, szukam prostszych rozwiązań zamiast czegoś, czego i tak nie będzie można zrealizować. Miałem okazję poznać trenera, który umieścił reprezentację Islandii na mapie – Larsa Lagerbecka. Powiedział niegdyś, że jeśli ma się słabsze auto, a mierzy się z bolidem, to przede wszystkim trzeba myśleć o tym jak spowolnić rywala. Być może konieczne jest przebicie opon. To żartobliwie ujęta myśl, ale jest w niej ziarno prawdy, z której wykwitł sukces Islandii. Oczywiście musi to być też poparte wzorową motoryką i lokomocją.

Z tym, że w II lidze to Widzew jest czerwonym Ferrari, które powinno uciekać, nie powinien się martwić przebijaniem kół rywalom.

Oczywiście tak, natomiast liga pokazuje dosadnie, że same umiejętności piłkarskie nie wystarczą, by przechylić szalę na własną korzyść. Brakuje kropki nad „i” w postaci jeszcze lepszej organizacji gry, jeszcze większego zaangażowania cech wolicjonalnych i skuteczności działania. To jest i będzie kluczowe na finiszu rozgrywek. Jeśli zawodnik ma 2-3 sytuacje, musi jedną wykorzystać. Na dziesięć stałych fragmentów gry co najmniej jeden powinien zostać wykorzystany. Pracujemy nad tym. Dziś mamy szybkie auto, ta metafora idealnie sprawdza się z drugiej strony, w stosunku, jaki rywale mają do Widzewa: robią wszystko, żeby nas spowolnić.

Ale po Pogoni Siedlce stwierdził pan, że siedlczanie byli lepsi piłkarsko.

Nie powiedziałem tak. Powiedziałem, że daliśmy się zdominować w drugiej połowie, od 60. minuty do straty bramki, niemniej uważam że mój zespół jeśli chodzi o umiejętności piłkarskie ogółem jest lepszy, to różnica. I może nie przesadzajmy z tym Ferrari, nie gramy w Ekstraklasie i nie jesteśmy na pierwszym miejscu z dziesięcioma punktami przewagi, to nie jest do końca trafne. Mamy pewne przemyślenia co do drugiej połowy meczu z Pogonią, ale gramy za chwilę kolejny mecz i te przemyślenia przekażę drużynie. Na pewno zeszliśmy zbyt głęboko, czego nie chcieliśmy. Mecz ma swoje fazy i należy oczekiwać, że przynajmniej przez sześćdziesiąt minut dominować będziemy my, a przez trzydzieści minut dajemy rywalowi dojść do głosu. To są proporcje dopuszczalne, które z Pogonią zostały zachwiane. Wynik nikogo nie zadowala, zawodnicy zeszli z boiska z poczuciem niedosytu, tym bardziej że w pierwszej połowie pokazaliśmy mądrą, ciekawą i momentami widowiskową grę.

Zamykając metaforę motoryzacyjną, jakim więc autem jest Widzew?

Gdybyśmy występowali w Ekstraklasie moglibyśmy mówić o aucie dobrej klasy Mercedesa, ale pamiętajmy, że jesteśmy na trzecim poziomie rozgrywkowym i te metafory mogą być mocno przestrzelone. Uważam, że jak na II ligę mamy silny zespół, który dał tego dowody, potrafiąc w pewnym momencie jesieni odskoczyć rywalom. Tak naprawdę naszą wartość pokażą najbliższe mecze z bezpośrednimi rywalami w walce o awans: Olimpią, Radomiakiem, Bełchatowem. To będą spotkania, które pokażą na jaki samochód zasługujemy.

Jakie widzi pan plusy i minusy swojego zespołu?

Jeśli chodzi o braki nie będę mówił o niczym odkrywczym: nie wykorzystujemy w pełni potencjału ofensywnego, który jest bardzo wysoki, jeszcze za mało kreujemy i nadal za mało strzelamy. Cały czas mocno to akcentujemy w treningu, próbujemy uwolnić rezerwy, aktywować tę odwagę, która jest potrzebna żeby atakować, bo atak to nie trzech zawodników, ale cały zespół, począwszy od bramkarza. Umiejętności piłkarskie w zespole są wysokie, rzadko się zdarza w II lidze, by zespół wymienił 25-30 podań na połowie przeciwnika i z tego wykreował sytuacje  bramkową, a Widzew potrafił to zrobić w dwóch ostatnich meczach. Potrzebne jest zwycięstwo, aby się rozpędzić.

Widzew ma mentalny problem?

Temat mentalny jest bardzo modny. Odgrywa istotną rolę, mierzymy się z presją oczekiwań, ale w Łodzi to nie jest nic nowego, a każdy piłkarz, który parafował podpis na kontrakcie, wiedział z czym to się wiąże. Nie może być nagłego zaskoczenia, że oczekiwania są duże. Myślę, że dwa ostatnie mecze pokazały, że mamy więcej pozytywnego luzu, gdzie w Elblągu dziennikarze z Łodzi pytali, czy mieliśmy specjalne założenie oddawania strzałów, bo nagle okazało się, że oddaliśmy ich kilkanaście, czyli o wiele więcej niż wcześniej. Wymieniliśmy też około 80% więcej podań niż w poprzednich spotkaniach, a nie były to podania od bramkarza do stopera, tylko w środkowej strefie. Tej odwagi jest więcej, jeszcze za mało, ale nie wyolbrzymiałbym problemu. Im bliżej końca, ciśnienie rośnie, ale nie tylko u nas. Myślę, że nasz zespół poradzi sobie z tym lepiej niż inni.

Kibice często mówią o przygotowaniu fizycznym, które ich zdaniem nie wygląda w Widzewie najlepiej.

Oglądając mecze z boiska czy na video nie jesteśmy w stanie jednoznacznie stwierdzić czy dany zawodnik został przygotowany. Czasu na pełną diagnostykę nie mieliśmy. Grając dwa mecze w ciągu tygodnia przeprowadziłem cztery rozruchy, ale jestem po rozmowie z zawodnikami i sztabem, wiem, co było robione za kadencji trenera Mroczkowskiego. Cenię tego trenera, wprowadził Sandecję do Ekstraklasy w dobrym stylu mając dobry zespół, a nie wybitny. Nie zamierzam i pozwolę na to, by oceniać pracę poprzednika w negatywny sposób. Mógł akcentować inne rzeczy, bo są różne szkoły pracy nad fizycznością, jest szkoła profesora Chmury czy profesora Wielkoszyńskiego, a mi bliższa jest filozofia profesora Jastrzębskiego, który pracował przy reprezentacji trenera Janasa, w reprezentacji młodzieżowej czy olimpijskiej i wiele lat w Ekstraklasie.

Czas na ocenę przygotowania motorycznego przyjdzie po maratonie sześciu meczów, które nam zostały.  Oczywiście, wchodzimy w fazę, gdzie będziemy grać co trzy dni, ale kadra Widzewa nie jest wąska. Jeśli okaże się, że komuś zabraknie zdrowia – nie mówię, że tak będzie – to szansa dla zmienników, długa ławka jest teraz naszym atutem. Zauważmy też, że jak na koniec sezonu nie mamy dużej liczby urazów w zespole, co też może być wyznacznikiem pracy jeśli chodzi o motorykę. Na chwilę obecną nie wyolbrzymiałbym tego wątku, mecz w Elblągu pokazał, że jesteśmy w stanie narzucić bardzo wysokie tempo gry.

Rozmawiał pan z trenerem Mroczkowskim?

Nie było takiej możliwości przez kwestie czasowe, natomiast nie ukrywam, korzystam zawsze z wiedzy dostępnej na temat tego, co działo się wcześniej, więc to też dla mnie jakieś przemyślenia i wskazówki. Znamy się z trenerem Mroczkowskim, ale sprawa mojego przejścia do Widzewa wydarzyła się bardzo szybko, brakowało dnia i nocy, by zapoznać się z problemami zespołu i atutami rywali. Być może przyjdzie taki czas, że telefon wykonam, natomiast na ten moment go nie wykonałem.

Czy czuje pan, że dyrektor Masłowski zatrudniając pana, osobę dobrze mu znaną, dodatkowo ryzykuje?

Na kogo by dyrektor Masłowski nie postawił sytuacja byłaby taka sama. Został zatrudniony po to, żeby takie decyzje podejmować, od tego nie ma ucieczki czy byłby to Paszulewicz czy Guardiola. Moja znajomość z dyrektorem to atut, bo zna moje metody pracy, ale nie doszukiwałbym się tutaj drugiego dna, że jestem człowiekiem Masłowskiego. Miał trzy okazje na sprowadzenie mnie do Wisły Płock, także w momencie, gdy byłem na dużym topie, tuż po utrzymaniu Grudziądza, które wydawało się niemożliwe. A jednak takiego tematu nie było.

Jestem w tej chwili w Widzewie dlatego, że pokazałem w poprzednich klubach, że lubię grać o stawkę i nie boję się presji. Po uratowaniu bytu w Olimpii w następnym sezonie walczyliśmy o Ekstraklasę mając w kadrze czternastu młodzieżowców. W Katowicach zespół skazany na środek tabeli po sześciu zwycięstwach włączył się do walki o Ekstraklasę i dopiero na trzy kolejki przed końcem z tej walki odpadł. Uważam za bardzo udany czas pracy w każdym z tych miejsc, natomiast to, że teraz w GKS-ie nie pracuję – taki jest los trenera. Nie wszystko zafunkcjonowało po tak dużej zmianie, której oczekiwali włodarze jak i wszyscy związani z GKS-em, ale umówmy się: Paszulewicz pracował dziewięć kolejek, nie można więc teraz, na koniec sezonu mówić, że to co się dzieje w Katowicach to zasługa Paszulewicza. Problemem nie jest i nie był Paszulewicz, problemy widocznie były inne, z którymi być może nie uporano się do dziś. Kończąc ten temat, dyrektor zawsze bierze odpowiedzialność za podejmowane decyzje, ja też czuję dużą odpowiedzialność, ale się jej nie boję.

Zna pan treść rozmów, który odbyły się między kibicami a piłkarzami pod Zegarem po ostatnim meczu?

Nie, nie byłem świadomy, że taka sytuacja miała miejsce. Po meczu schodzę do szatni i czekam na zespół. Natomiast na pewno się z nią zapoznam.

Jakby mógł pan skierować przekaz do kibiców Widzewa, jedną wiadomość, to co by to było?

Cały czas apeluję o jedno: docenić w jakim miejscu jest Widzew. Można mieć zastrzeżenia, że drużyna roztrwoniła pewną przewagę i nie potrafi ostatnio wygrywać spotkań. Zdarzają się słabsze mecze, moi zawodnicy też to rozumieją i przyjmują te uwagi. Natomiast apelowałbym o to, żeby docenić, ile ten zespół mimo wszystko wywalczył punktów. Wciąż jesteśmy na miejscu premiowanym awansem, ta drużyna to osiągnęła pracując od lipca zeszłego roku, miała momenty, kiedy dawała bardzo dużo przyjemności swoim kibicom i wszystkim ludziom życzliwym Widzewowi. Apelowałbym, żeby kibice pomogli teraz naszemu zespołowi. Pomogli, kiedy nie wychodzi, kiedy najbardziej ich potrzebujemy. Jeśli okaże się, że po osiemnastym maja będziemy niezadowoleni, wtedy przyjdzie czas na uwagi, krytykę, cierpkie słowa. W tej chwili potrzebujemy wsparcia, bo są w stanie być naszym dwunastym, trzynastym i czternastym zawodnikiem.

Fot. Widzew.Tv

Najnowsze

Anglia

Media: Gwiazdor West Hamu może zostać następcą Mohameda Salaha

Maciej Szełęga
1
Media: Gwiazdor West Hamu może zostać następcą Mohameda Salaha
Ekstraklasa

Trener Cracovii: W Białymstoku zagraliśmy konsekwentnie, nie mówiłbym o szczęściu

Damian Popilowski
0
Trener Cracovii: W Białymstoku zagraliśmy konsekwentnie, nie mówiłbym o szczęściu
Niemcy

Oficjalnie: Julian Nagelsmann nie dla Bayernu. Niemiec zostaje w reprezentacji

Damian Popilowski
1
Oficjalnie: Julian Nagelsmann nie dla Bayernu. Niemiec zostaje w reprezentacji

Komentarze

0 komentarzy

Loading...