Reklama

Gwiazdka w tym roku przyszła wcześniej

redakcja

Autor:redakcja

31 marca 2019, 19:55 • 3 min czytania 0 komentarzy

Podobno dawanie daje więcej przyjemności niż branie? Jeśli tak, piłkarzy Tottenhamu musi przepełniać satysfakcja. Jeśli jednak nie o to chodzi w piłce, by jednemu z głównych ligowych rywali darować zwycięskie gole w końcówce – jutro obudzą się z niesamowitym moralniakiem.

Gwiazdka w tym roku przyszła wcześniej

Wór z prezentami dla rywali niesiony w tym sezonie przez zawodników „Kogutów” zdaje się nie mieć dna. Gdy wydaje się, że nic już w nim nie zostało, okazuje się, że nic bardziej mylnego, że święty Mikołaj mógłby drużynie Mauricio Pochettino pozazdrościć. Gracze Tottenhamu nie tak dawno wyciągnęli ręce do leżącego po pierwszej połowie na deskach Southamptonu. Dali się ograć Burnley po golu zdobytym w akcji, którą można było kilka razy spokojnie przerwać. Strzelili sobie samobója na 0:2 w derbach z Chelsea. Wreszcie dziś obdarowali w ten sam sposób walczący o tytuł mistrzowski Liverpool.

Dziś remis 1:1 był wynikiem, po którym w obu obozach podniósłby się lament, ale bynajmniej nie ze względu na jego sprawiedliwość. I jedni, i drudzy zgarnęliby bowiem punkcik tak zasłużenie, jak zasłużenie Raków Grzegorza Skwary przegrał niegdyś awans do I ligi. Marudzenie byłoby spowodowane tym, że Liverpool pozostałby za plecami City mając wciąż o jeden mecz rozegrany więcej, Tottenham zaś znów dałby odrobić dystans zwycięskim United i Chelsea, a także – zależnie od wyniku jutrzejszego starcia z Newcastle – Arsenalowi.

Zawodzić mogą jednak tylko londyńczycy. Na własne życzenie, bo odstawili w swoim polu karnym w 90. minucie prawdziwą komedię pomyłek, rozpoczętą od fatalnej interwencji Hugo Llorisa, a zakończoną niefortunnym zagraniem piłki do własnej siatki przez Toby’ego Alderweirelda. Gdyby jeszcze „The Reds” strzelili gola w normalnych okolicznościach, nie dzięki odegranej w polu bramkowym scence z Monthy’ego Pythona, „Koguty” mogłyby się podnieść. Ale po stracie bramki w taki sposób? Nie dało rady. Próby odrabiania kończyły się zagraniami pełnymi niedokładności, napompowanymi rezygnacją.

A przecież tej w drugiej połowie praktycznie nie było. Tak jak Tottenham nie napędził „The Reds” nic a nic stracha w pierwszej części spotkania, tak w drugiej ruszył ze sporym animuszem do celu. Na gola głową Roberto Firmino po 9. asyście w sezonie Andrew Robertsona odpowiedział bramką Lucasa Moury. Można było nabrać przekonania, że jeśli ktoś przeciągnie linę na swoją stronę, to będą to goście. Mieli ku temu doskonałą okazję, gdy dwa na jeden z Van Dijkiem poszli Sissoko i Son. I wtedy wielką klasę pokazał Holender. Stojąc na straconej pozycji zdecydował, że postawi wszystkie pieniądze na pudło Sissoko. Odciął Koreańczyka od podania, zmusił Francuza do zejścia na lewą nogę i uderzenia, co nigdy nie było jego mocną stroną. Przestrzelił w fatalnym stylu.

Reklama

Nie było przed tym meczem, i nadal nie ma w Premier League drugiej drużyny, która wygrałaby tyle wyjazdowych meczów, co Tottenham. Wizyta „Kogutów” miała być dla Liverpoolu najpoważniejszym domowym testem od kiedy niezdobyte w tym sezonie Anfield wizytował Manchester City. „The Citizens” mogli więc po cichu liczyć na powiększenie swojej przewagi nad zespołem z Merseyside, kibice „Kogutów” – na przełamanie niezwykle niekorzystnej serii czterech meczów bez zwycięstwa, która dała Chelsea, Arsenalowi i Manchesterowi United odzyskać szanse na ligowe podium.

Nic z tego. Tottenham tak jak na własne życzenie wypisał się z gry o mistrzostwo Anglii, tak dziś wpisał się na powrót do młócki o to, by w ogóle zagrać w przyszłym sezonie w Champions League. 

Liverpool – Tottenham 2:1
Firmino 16′, Alderweireld 90′ (sam.) – Lucas 70′

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Anglia

Anglia

Zmiany w FA Cup. Brak powtórek w przypadku remisów

Bartosz Lodko
1
Zmiany w FA Cup. Brak powtórek w przypadku remisów
Anglia

Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City

Michał Kołkowski
2
Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City

Komentarze

0 komentarzy

Loading...