Reklama

Sa Pinto był kandydatem po Hasim. Jednogłośnie odrzuconym

redakcja

Autor:redakcja

30 marca 2019, 07:26 • 11 min czytania 0 komentarzy

– Nie podoba mi się, jak Sa Pinto rzuca się na trenera rywali albo nie podaje mu ręki. Tak jak podejście do mediów. Można być zdecydowanym, ale nie wolno przekraczać granicy szacunku do innego człowieka. Mogę powiedzieć, że na pewno bym go nie zatrudnił. Był jednym z kandydatów do objęcia Legii po Besniku Hasim. Po konsultacji jednogłośnie uznaliśmy, że nie jest to dobry kandydat – mówi w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” Bogusław Leśnodorski, były prezes warszawskiej Legii.

Sa Pinto był kandydatem po Hasim. Jednogłośnie odrzuconym

SUPER EXPRESS

Lukas Podolski próbuje sił w sumo. Ale w rozmowie z „SE” zdradza też, kiedy mogą się go spodziewać w Zabrzu kibice Górnika. To znaczy… nie do końca zdradza, bardziej odwleka.

– Kontrakt w Japonii masz do grudnia. Wiadomo już co dalej?
– Nie wiadomo. Nie mam ciśnienia, nie muszę przyszłości rozstrzygnąć już teraz. Zobaczymy co życie przyniesie, z którego miasta, klubu zadzwoni telefon. Wtedy się zastanowię.

– Wiadomo, że chętnie zadzwoniliby z Zabrza…
– Wiadomo, że Górnik jest w moich planach, ale nie mogę powiedzieć, że na przykład zagram tam już za rok. Może za dwa, trzy? Fizycznie dobrze się czuję. Jeśli kontuzje nie przeszkodzą, to trochę jeszcze pogram. A co do Górnika, to staram się rozwijać moją współpracę z klubową akademią. Staramy się coś robić, choć wiadomo, że w Anglii czy w Niemczech takie projekty idą łatwiej. Mam jednak nadzieję, że zrobimy w Zabrzu coś fajnego.

Reklama

Zrzut ekranu 2019-03-30 o 06.20.26

Adam Frączczak może wrócić do pokonywania rywali na boisku, gdy pokonał tego w samym sobie – guza przysadki mózgowej.

– Jak z uderzeniami piłki głową?
– Przez pierwsze dwa, trzy miesiące po operacji miałem zakaz główkowania. Później uderzałem piłkę lekko, pod kontrolą, żeby zobaczyć, jak głowa na to reaguje. Teraz w trakcie treningów po dośrodkowaniach kolegów staram się uderzać piłkę z normalną siłą. Jest mała blokada podczas główkowania, ale z każdym treningiem jest lepiej. Nie ma wymagania, żebym używał jakiegoś specjalnego kasku.

– Zagrasz w lidze jeszcze w tym sezonie?
– To pytanie do trenerów. Czuję się coraz lepiej i chciałbym jak najszybciej wyjść na boisko. Zakładam, że niedługo będę mógł zgrać w meczach rezerw, bo nie sądzę, żebym od razu był w kadrze pierwszego zespołu.

Zrzut ekranu 2019-03-30 o 06.20.41

PRZEGLĄD SPORTOWY

Reklama

Zrzut ekranu 2019-03-30 o 06.29.52

Bogusław Leśnodorski rozmawia z „PS” przed meczem Wisły z Legią. Jednemu klubowi pomagał, drugiego był prezesem. Wypowiada się między innymi o Sa Pinto – nieszczególnie pochlebnie. Leśnodorski zdradza też, że jednogłośnie odrzucono kandydaturę Sa Pinto, gdy jeszcze był w Legii.

– Jak pan ocenia Ricardo Sa Pinto?
– Nie znam gościa, ale chyba nie spotkałem nikogo, kto dobrze o nim mówi. Od strony sportowej dopóki ma wyniki, jest dobry, a czas na ocenę przyjdzie po końcu sezonu lub, jeśli dotrwa na stanowisku, po eliminacjach europejskich pucharów. To weryfikacja trenera od strony sportowej. Ale jeśli zdobędzie tytuł, wywalczy awans do Ligi Mistrzów, zostanie zapamiętany na lata. Nie fair oceniać go wcześniej. Na razie Legia niestety odpadła z Pucharu Polski. Byłem załamany po tym meczu. Nie wiem, czy oddaliśmy strzał, przecież nawet Kuchy zdobył bramkę po podaniu rywala, za to mieliśmy 163 straty. Natomiast nie podoba mi się, jak Sa Pinto rzuca się na trenera rywali albo nie podaje mu ręki. Tak jak podejście do mediów. Można być zdecydowanym, ale nie wolno przekraczać granicy szacunku do innego człowieka. Mogę powiedzieć, że na pewno bym go nie zatrudnił.

– Czy to prawda, że Sa Pinto był jednym z kandydatów do objęcia Legii po Besniku Hasim, ale go nie wybraliście?
– Po konsultacji jednogłośnie uznaliśmy, że nie jest to dobry kandydat.

– Czy Dariusz Mioduski brał wtedy udział w tych konsultacjach?
– Chyba nie. Na 99 procent z nim tego nie konsultowaliśmy. Darek nie był zaangażowany w bieżące funkcjonowanie klubu, choć nie wykluczam, że coś wiedział o tej sprawie.

Zrzut ekranu 2019-03-30 o 06.30.08

Przed Śląskiem arcyważny okres – do końca sezonu będzie grać już tylko z zespołami z dolnej połówki tabeli, w większości z rywalami do pozostania w lidze.

14., 13., 15., 12. – to nie liczby wytypowane przez piłkarzy z Oporowskiej do kuponu totolotka, tylko aktualne miejsca w tabeli kolejnych rywali, z którymi wrocławianie zmierzą się do końca sezonu zasadniczego. Widać jak na dłoni – dopóki nie będzie matematycznie zagwarantowanego utrzymania, dla Śląska nie będzie już spotkań ważnych. Będą tylko i wyłącznie superważne. Na pocieszenie dla wrocławskich fanów – liderzy zespołu, w tym Pich, w takim graniu mają doświadczenie jak mało kto. Zespół z Oporowskiej wystąpi w grupie spadkowej czwarty raz z rzędu. Nigdy nie miał wielkich problemów z zapewnieniem sobie w niej ligowego bytu.

Bartosz Bosacki nie wierzy w rewolucję na wielką skalę w Lechu Poznań.

– Przy Bułgarskiej trwa gorący okres. Latem Lech ma przejść kadrową rewolucję i z drużyną może pożegnać się nawet kilkunastu zawodników. Jak pan podchodzi do tego tematu i doniesień o wielkim wietrzeniu szatni Kolejorza?
– Na razie pojawiło się to w mediach, klub jeszcze żadnych oficjalnych komunikatów w tej sprawie nie wydał i jakoś nie chce mi się wierzyć, że taka rewolucja, na tak dużą skalę, rzeczywiście się w Lechu wydarzy. W Poznaniu już mają pewne doświadczenia w tym temacie i wiedzą, że jeśli w jednym oknie transferowym wymieni się kilku piłkarzy, potem nie da się wszystkiego poukładać na nowo w dwa czy trzy tygodnie. A teraz podobno do wymienienia miałoby być aż kilkunastu piłkarzy. Być może to było przygotowywane już od jakiegoś czasu, bo przecież zimą klub nie wykonywał wielkich ruchów na rynku transferowym, ale trzeba też mierzyć siły na zamiary. Znalezienie w tym momencie dziesięciu piłkarzy, którzy nie będą uzupełnieniem składu, ale realnym wzmocnieniem, to nie jest łatwa sprawa. Zwłaszcza jeżeli mielibyśmy mówić o zawodnikach wolnych, pozostających bez kontraktów. Bo jeśli klub chciałby nowych piłkarzy kupować, musi znaleźć na to finanse. Pytanie, czy w tej chwili stać go na takie wydatki? Nie wiem, jak wygląda ta cała sytuacja z perspektywy księgowego klubu.

Zrzut ekranu 2019-03-30 o 06.30.14

Do głównego wydania dziś dodatkiem „Magazyn Lig Zagranicznych”.

Zrzut ekranu 2019-03-30 o 06.30.31

Kuba Radomski z „PS” porozmawiał z Alessandro Nestą, między innymi o Krzysztofie Piątku.

– Zdziwiło pana, że Krzysztof Piątek, który przed tym sezonem trafił z polskiej ligi do Genoi, tak szybko stał się największym idolem kibiców Milanu?
– W dzisiejszych czasach to jest łatwiejsze. Z prostej przyczyny – w tej chwili nie widzę w lidze włoskiej zbyt wielu świetnych piłkarzy. W przeszłości, gdy grałem w Milanie, żeby tam trafić, trzeba było należeć do najlepszych zawodników świata, a liga stała na bardzo wysokim poziomie. Teraz jest z nią gorzej. Piątek w barwach Genoi w cztery miesiące zdobył 13 bramek w Serie A, co oczywiście jest sporym wyczynem. Dziś to wystarcza do tego, by od razu trafić do klubu walczącego o awans do Ligi Mistrzów. Kiedy patrzę na skład Milanu, widzę w nim trzech, czterech, maksymalnie pięciu wyróżniających się graczy i oczywiście Piątek jest jednym z nich. Reszta to zawodnicy prezentujący normalny ligowy poziom.

Zrzut ekranu 2019-03-30 o 06.30.38

Mo Salah od siedmiu meczów nie strzelił gola dla Liverpoolu. Jest najlepszym strzelcem drużyny w lidze, drugim najlepszym asystentem, ale to nie to, do czego przyzwyczaili się fani. 

– Jak strzelasz tyle goli w jednym sezonie, myślisz, że za rok to powtórzysz. Ale często zapominasz, że rywale są już lepiej przygotowani na pojedynki z tobą – twierdzi Rush. Walijczyk wie, co mówi. On w sezonie 1983/84 zdobył dla Liverpoolu aż 47 bramek, ale w następnym już tylko 26. Z Salahem jest podobnie. Statystyki pokazują, że jest częściej faulowany niż w ubiegłych rozgrywkach. Rywale uważniej go pilnują, zostawiają mniej miejsca. – Ostatnio pilnuje go na boisku nawet dwóch piłkarzy. Korzysta na tym Mane – analizuje legenda klubu.

Na Anfield liczą, że od tej ko- lejki narzekań na skuteczność Salaha już nie będzie. Selekcjoner Egiptu Javier Aguirre postanowił dać mu odpocząć i nie powołał na ostatnie mecze reprezentacji Faraonów. Piłkarz dostał zatem wolne w klubie i poleciał odpocząć do Meksyku. Tam miał zresetować głowę i wrócić z naładowanymi bateriami, by w ostatnich siedmiu kolejkach ligowych pomóc drużynie sięgnąć po mistrzostwo Anglii. To ma być nowy, zrewitalizowany Salah.

Zrzut ekranu 2019-03-30 o 06.30.48

Adam Johnson chciałby wrócić do grania po odbyciu wyroku za „całowanie, dotykanie i uwodzenie 15-latki”.

Dziennikarze „Daily Mail” kilka dni temu obdzwonili kluby League One i League Two, poszukując prezesa, który dałby piłkarzowi szansę. Nie znaleźli. Johnson zdawał sobie jednak sprawę, że tak będzie. W więzieniu został potajemnie nagrany, jak mówi kolegom, że w Anglii nikt nie dostaje drugiej szansy, bo „wyjdą różni porządnisie i powiedzą: On nie może grać w piłkę”. Zresztą Johnson nie poprawił swoich notowań w oczach opinii publicznych, mówiąc na tym samym nagraniu, że żałuje, iż nie zgwałcił 15-latki, bo wtedy przynajmniej wiedziałby, dlaczego otrzymał tak wysoki wyrok. Myślał o wyjeździe do ligi chińskiej, ale z taką kartoteką miałby problemy z otrzymaniem wizy. Nie widział też rodziny przez trzy lata i wolałby uniknąć kolejnej rozłąki.

Ale nadziei przez ten czas nie stracił. Codziennie był widywany w siłowni oraz na więziennym boisku. Skompletował nawet drużynę złożoną z innych przestępców seksualnych. Nazwał ją „Johnson’s Superstars” i mianował siebie kapitanem. Niewykluczone, że pomarańczowa koszulka tego zespołu to ostatnia, jaką założył w życiu.

Zrzut ekranu 2019-03-30 o 06.30.55

W felietonie „Joga Bonito” Tomek Ćwiąkała pisze o łudzącej roli statystyk w dzisiejszej piłce.

Zlatan Ibrahimović powiedział kiedyś mądre słowa: „Futbolu nie zaplanujesz. Futbol po prostu się dzieje”. Piłka nie jest policzalna. Gdyby trenerzy posiłkowali się jedynie statystykami, wielu zawodników żyłoby w strachu przed ryzykiem i grałoby na alibi. Gdyby wszystko można było przeliczyć, każdy klub czerpałby z Moneyball, funkcjonowałby jak FC Midtjylland i – cytując Gerarda Pique – nikt nie sięgnąłby po Andresa Iniestę. Absurd stuprocentowego opierania się na liczbach pięknie oddał znany portugalski trener Carlos Carvalhal: „Gdybyśmy poszli na piknik, kupilibyśmy kurczaka i ja bym zjadł całego, a potem spojrzelibyśmy w statystyki, wyszłoby, że zjadłeś połowę”. Nie bądźmy niewolnikami matematyki. W przypadku Grosickiego nie celujemy w regularność. Jego zwyczajnie na to nie stać. Ale dopóki na palcach jednej ręki można policzyć reprezentantów Polski, którzy – wybaczcie tę kalkę z angielskiego – potrafią zrobić różnicę w kluczowym momencie, kosztem spartolenia dziesięciu akcji, to nie mamy prawa z nich zrezygnować. Nawet jeśli algorytmy mówią co innego.

Zrzut ekranu 2019-03-30 o 06.31.07

SPORT

Zrzut ekranu 2019-03-30 o 06.27.51

Trzy wideoweryfikacje, trzy na korzyść Cracovii. Zdaniem „Sportu” Górnik Zabrze przegrał w piątek z VAR-em.

W 54 min w starciu w polu karnym upadli Sekulić i Gol. Sędzia od razu wskazał na 11 metr. Sytuacja była kontrowersyjna. Po otrzymaniu sygnału od sędziów VAR pobiegł przeanalizować to zdarzenie na ekranie. Analizował długo, po czym odwołał swoją decyzję i anulował pokazaną wcześniej kartkę kapitanowi „Pasów”. – Złodzieje! Złodzieje! – skandowało kilkanaście tysięcy kibiców na trybunach (…).

W 71 min kolejne starcie w polu karnym. Żurkowski przewraca się w starciu z Siplakiem. Wydawało się, że o przewinieniu nie może być mowy. Katastrofalnie prowadzący mecz Myć wskazuje jednak na karnego. Potem, po obejrzeniu wszystkiego na monitorze, ponownie odwołuje swoją decyzję. Taki arbiter, nie powinien prowadzić meczów w ekstraklasie…

Zrzut ekranu 2019-03-30 o 06.27.57

„Sport” przypomina niektóre klasyki Wisła – Legia.

Spotkania z Legią zawsze wywoływały emocje, nawet wtedy, gdy grano tylko o honor. W sezonie 2007/08 obie drużyny mierzyły się już pod koniec sezonu, gdy Wisła była pewna tytułu mistrzowskiego, ale miała na koncie niezwykłą serię 28 spotkań bez porażki. Trener Maciej Skorża nie chciał jej przerywać, więc gdy do przerwy jego drużyna przegrywała w Warszawie 0:1, z trudem trzymał nerwy na wodzy.

Dodatkowo wkurzył go Dariusz Dudka, który jeszcze przed przerwą złapał dwie żółte kartki i wyleciał z boiska. – A idź już do tego Blackburn! – krzyczał do niego, bo wówczas najbardziej prawdopodobne było, że Dudka trafi do Anglii. Zamachnął się nawet butelką w jego kierunku, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie i rzucił nią w innym kierunku. Zespołu nie pobudził. Zaraz po przerwie wiślacy stracili drugiego gola, a potem stać ich było tylko na kontaktowe trafienie autorstwa Pawła Brożka.

Zagłebie Sosnowiec nie wygrało w ekstraklasie na wyjeździe od… 11 lat!

Ostatni jak na razie triumf poza Sosnowcem datuje się na 2 maja 2008 roku. Udało się wówczas zwyciężyć na obiekcie Widzewa Łódź 1:0 po golu Adriana Marka. Rozgrywki zespół zakończył na ostatnim miejscu w tabeli – tuż za widzewiakami – i zleciał z hukiem z ekstraklasy. Od razu o dwa szczeble niżej, ze względu na przewiny korupcyjne.

Była to wówczas jedyna wyjazdowa wygrana Zagłębia w tamtym sezonie. Z kolei łodzianie jako jedyni punktowali tylko u siebie. To nie wróży sosnowiczanom dobrze na najbliższe miesiące. Chyba że już dziś otworzą zupełnie inną serię – taką, która pozwoli im sukcesywnie zbliżać się do lokaty gwarantującej uniknięcie degradacji…

Zrzut ekranu 2019-03-30 o 06.28.06

Jeszcze dłużej na wygraną z GKS-em Katowice czeka Odra Opole. Już ponad 4200 dni.

To było dawno, bo 22 września 2007 roku. Opola- nie, dowodzeni przez Witolda Mroziewskiego i w obecności czterech tysięcy kibiców, pokonali katowiczan 3:1. Gole strzelali Łukasz Ganowicz, Tomasz Feliksiak i Tomasz Copik. Goście – będący wówczas beniaminkiem zaplecza ekstraklasy – odpowiedzieli jedynie bramką Piotra Polczaka. Relację z tego meczu pisał do „Sportu” Marcin Sabat, dzisiejszy prezes… szczypiornistów Gwardii Opole. Piłkarzem meczu wybrano Copika, mimo że zmarnował tamtego dnia rzut karny.

Ruch Chorzów zamiast do I, zmierza w kierunku III ligi.

Kolejny mecz bez zwycięstwa, kolejne wyjazdowe zero, kolejny występ nacechowany bezradnością i jeszcze jeden krok ku strefie spadkowej. Bezbarwni „Niebiescy” zasłużenie przegrali na Mazowszu.

Aż 57% osób biorących udział w zorganizowanej przez niżej podpisanego ankiecie na Twitterze nie wierzyło, że Ruch będzie w stanie zdobyć wczoraj pierwszą wyjazdową bramkę od momentu powrotu na Cichą trenera Marka Wleciałowskiego. Z czterech wcześniejszych meczów w roli gości pod wodzą tego szkoleniowca, chorzowianie przegrali trzy, a jedyny punkt wywalczyli w Elblągu. 

Zrzut ekranu 2019-03-30 o 06.28.22

fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...