Reklama

To był bolesny powrót: Robert Kubica zdublowany przez wszystkich…

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

17 marca 2019, 09:19 • 3 min czytania 0 komentarzy

Robert Kubica przez ostatnie dwa lata wykonał tytaniczną pracę żeby wrócić do ścigania w Formule 1. Udało się i dziś wystartował w wyścigu o Grand Prix Australii. Pierwszy od ponad ośmiu lat start był jednak trochę koszmarkiem. Dla porządku dodajmy, że wyścig jak z najlepszego snu zaliczył za to zwycięzca, czyli Valtteri Bottas z Mercedesa.

To był bolesny powrót: Robert Kubica zdublowany przez wszystkich…

Nie możemy napisać, że spodziewaliśmy się dużo lepszego przebiegu pierwszego wyścigu w sezonie. Prawdę mówiąc, oczekiwaliśmy mniej więcej tego, co zobaczyliśmy. Ostrzegaliśmy i zapowiadaliśmy, że to nie będzie sezon jak z bajki. I nie dlatego, że z Kubicą jest coś nie tak. Po prostu bolid, jaki dostał do dyspozycji, to fatalna i nieudana konstrukcja, która do pozostałych aut w stawce pasuje mniej więcej tak samo, jak Polonez do salonu Lamborghini. Auto Williamsa też ma cztery koła i przednie skrzydło, ale to tyle podobieństw.

Właśnie, skoro mowa o przednim skrzydle – Robert nawet to stracił. Ale spokojnie, tym razem na szczęście nie była to wina bałaganu panującego w zespole. Polski kierowca na własnej skórze przekonał się o prawdziwości powiedzenia, że biednemu wiatr zawsze w oczy. Dziś tym wiatrem był Pierre Gasly. Kubica dobrze wystartował, ale na pierwszym zakręcie błąd popełnił Francuz, który wpakował się w bolid Polaka. Efekt był taki, że zanim wyścig się na dobre rozkręcił, Robert musiał już zjechać do alei serwisowej po nowe części. Kiedy wrócił na tor, miał już gigantyczną stratę. Jeśli dodamy do tego oczywisty fakt, że ma do dyspozycji zdecydowanie najgorszy bolid, rezultat tej nierównej walki był już jasny.

Polak robił co mógł, ale mógł niewiele. Był trochę jak bardzo dobry piłkarz, któremu przyszło grać w fatalnej ekipie, gdzie z żadnej strony nie może liczyć na wsparcie. Czasem szarpnie, czasem zaliczy świetny drybling, jakieś uderzenie z dystansu czy dobry przechwyt, ale o wygrywaniu meczów nie ma mowy. W przypadku Kubicy wygrywaniem jest sam fakt dojechania do mety. Resztę w zasadzie można było przemilczeć.

Zdecydowanie nie taki powrót wymarzył sobie polski kierowca i wspierający Williamsa Orlen. Robert nie dość, że zajął siedemnaste miejsce (czyli w pewnym sensie ostatnie, bo trzech rywali nie ukończyło zawodów), to pod koniec wyścigu zdublował go nawet George Russell, a więc jego debiutujący w Formule 1 partner z zespołu. Aż trudno nam sobie wyobrazić, jak frustrujący musiał być to wyścig dla kierowcy, który od zawsze był owładnięty manią doskonałości. Co gorsza, wygląda na to, że najważniejszą cechą, jaką będzie się musiał wykazać Polak w najbliższych miesiącach wcale nie będzie szybkość, ale zwyczajna cierpliwość. W taką uzbroić się muszą też kibice.

Reklama

A propos cierpliwości, może swojej chwili doczekał się Valtteri Bottas? Kierowca Mercedesa, który zawsze pozostawał w cieniu Lewisa Hamiltona, wygrał inauguracyjny wyścig, wykręcił najszybsze okrążenie i objął prowadzenie w mistrzostwach. Za nim do mety dojechał broniący tytułu kumpel z teamu, trzeci był Max Verstappen z Red Bulla. Zapowiada się naprawdę ciekawa walka w nowym sezonie. Gdyby jeszcze tylko ten Williams nie był taki wolny….

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Formuła 1

Komentarze

0 komentarzy

Loading...