Reklama

Trzeba było Federera, żeby zatrzymać Hurkacza

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

15 marca 2019, 21:05 • 4 min czytania 0 komentarzy

Dobra, nie będziemy udawać, że się tego nie spodziewaliśmy. Roger Federer to jednak klasa, jeden z największych – o ile nie największy – zawodnik w historii tenisa. Faworyt w meczu Szwajcara z Hubertem Hurkaczem był jeden i spisał się zgodnie z oczekiwaniami. Ale złego słowa na naszego tenisistę nie napiszemy. Zagrał bardzo dobry mecz i może być dumny z tego, co osiągnął w Kalifornii.

Trzeba było Federera, żeby zatrzymać Hurkacza

Popatrzmy na to wszystko z perspektywy Huberta Hurkacza. W jednym z największych turniejów świata doszedł do ćwierćfinału. Po drodze odprawił jednego z ulubieńców gospodarzy, półfinalistę tegorocznego Australian Open, zawodnika z pierwszej dziesiątki światowego rankingu i gościa, który do tej dziesiątki się zbliża, a przy okazji jest jednym z największych talentów w tym sporcie. Po tym wszystkim wyszedł na drugi co do wielkości kort tenisowy świata, żeby zagrać mecz z absolutną legendą. Z trybun obserwowało go kilkanaście tysięcy kibiców, w tym m.in. Bill Gates. Cholera, ten chłopak po prostu musiał dziś spełnić choć jedno sportowe marzenie. Jesteśmy o tym przekonani.

Z Federerem już się wcześniej spotkał. Na treningu. Szwajcar często zaprasza niżej notowanych tenisistów, by służyli mu za sparingpartnerów. Hubert był wtedy… w trzeciej setce rankingu. Dziś już wiemy, że będzie jakieś trzy pozycje od upragnionej „50”, która była dla niego celem na ten sezon. Został mały krok do zrobienia, by ten cel wypełnić jeszcze w pierwszej połowie roku, a potem postawić sobie nowy. I jesteśmy przekonani – po jego ostatnich występach – że zrobi go w niedługim czasie.

Co do wspomnianego treningu ze Szwajcarem – Hubert podobno bardzo żałował, że trwał on wtedy tak krótko. Dzisiejszy mecz też nie był przesadnie długi – Roger dość gładko wygrał 6:4 6:4 – ale niesamowicie cenny w dalszym rozwoju Hurkacza. Polak zobaczył, jak to jest grać z arcymistrzem. Przekonał się, że każdy, choćby najmniejszy, błąd natychmiast zostanie skarcony. Niektóre z nich zresztą wiele go dziś kosztowały. Bo w drugim secie miał nawet szanse na przełamanie serwisu Rogera i powrót do gry o zwycięstwo, ale za każdym razem zagrywał piłkę nie tak, jak akurat wymagała tego sytuacja. Brakowało mu obycia, doświadczenia. Ale to zdobywa się właśnie w takich spotkaniach. I to dzisiejsze będzie dla Polaka zapewne tysiąc razy cenniejsze niż każda z sesji treningowych, jakie odbył w swoim życiu. W przenośni i… dosłownie. Za ćwierćfinał w Indian Wells zarobił bowiem więcej niż we wszystkich poprzednich turniejach tego sezonu.

Reklama

Jasne, nie możemy napisać, że grał z Rogerem jak równy z równym przez cały mecz, ale długimi fragmentami – tak. Nie bał się prób przejęcia inicjatywy, nie przestraszył się „marki” Szwajcara. Tak jak ogrywał Keia Nishikoriego czy Lucasa Pouille, tak też nastawiony wyszedł na Federera. I to jest fantastyczna wiadomość, bo mamy jasny dowód na to, że jeśli chodzi o psychikę i nastawienie do meczu, Hubert jest już gotowy, by walczyć o najwyższe cele. Roger mówił zresztą po meczu, że „było bardzo trudno, widziałem w Hubercie to, co sprawiło, że pokonał tamtych gości”.

Jeszcze jedna cenna dla Polaka rzecz – przez to, jak prezentował się w ostatnich dwóch tygodniach (bo nie tylko w Kalifornii, ale i w Dubaju) z całą pewnością zdobył rzeszę nowych fanów na całym świecie. Zagraniczni dziennikarze rozpisywali się o Hubercie, serwisy sportowe informowały o jego kolejnych zwycięstwach. Zauważono nawet, że Hurkacz… zamyka oczy przy uderzeniach i zapytano Federera, jak to skomentuje (Roger powiedział, że liczy się tylko to, że działa to u Huberta). Jeszcze jeden albo dwa takie występy, a reporterzy z USA czy Francji dowiedzą się nawet, jak nazywał się szkolny kolega Polaka z ławki i którego przedmiotu w podstawówce Hubert wybitnie nie lubił.

Naszemu tenisiście za jego występ w Indian Wells możemy tylko złożyć gratulacje i… poprosić o więcej takich. Jeśli komuś jednak mało na dziś tenisowych emocji, to informujemy, że późnym wieczorem bądź już w nocy będzie można zobaczyć mecz Łukasza Kubota z Novakiem Djokoviciem. Co prawda w deblu, a do obu dżentelmenów dołączą odpowiednio Marcelo Melo i Fabio Fognini, ale to wciąż starcie Polaka z liderem światowego rankingu singlistów. My obejrzymy je na pewno.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
6
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Inne sporty

Komentarze

0 komentarzy

Loading...