Reklama

Jak czwartoligowy klub spełnił marzenia o obozie w Turcji 

redakcja

Autor:redakcja

07 marca 2019, 13:22 • 15 min czytania 0 komentarzy

W normalnych warunkach na przełomie stycznia i lutego Łukasz zjeżdżałby pod ziemię w górniczym kasku, Piotr doglądałby w firmie działu maszyn, Dawid obsługiwałby klientów banku, Paweł kładł na domy styropian, a Patryk dowoził pizzę. 

Jak czwartoligowy klub spełnił marzenia o obozie w Turcji 

Ale rok 2019 dla czwartoligowej Prochowiczanki Prochowice zaczął się wyjątkowo. Piłkarze zbierali przez cały rok do wspólnej puli pieniądze i sami zafundowali sobie spełnienie marzeń w postaci tygodnia obozu w Turcji w ekstraklasowych warunkach. 

W pięciogwiazdkowym hotelu z pełnym wyżywieniem, siłownią, basenem, sauną, sprzętem i tureckim kierownikiem, który sam dowozi piłkarzom na treningi wodę i dba o to, by niczego nie brakowało.

Na boiskach, które dzielą z ukraińską Zorią Ługańsk, białoruskimi BATE Borysów i Dynamo Mińsk, niemieckim Rot Weiss Erfurt, rosyjskim Dynamo Moskwa, a nawet FC Ansan Greeners, klubem z koreańskiej drugiej ligi. 

Na wyjeździe zwieńczonym wygranym 11:0 sparingiem z niemiecką Fortuną Niederwurschnitz. 

Reklama

Jak do tego doszło? 

* * * 

50951904_1680253872120541_4984530213837733888_o

Hotel Limak Arkadia znajduje się dziesięć minut drogi od hoteli, w których mieszkają między innymi Lech Poznań, Szachtar Donieck, Dynamo Zabrzeb, Jagiellonia Białystok czy Zagłębie Lubin. Taksówkarz słysząc, że chcę się udać do obiektu przeznaczonego na zgrupowania, bierze mnie za piłkarza. Nie odwodzę go od tej myśli i rzucam tylko, że owszem, piłkarzem może i jestem, ale z czwartej ligi. Ów fakt nie robi na nim wrażenia i każe mu sądzić, że na pewno pływam w kasie i trzeba mnie naciąć. 

Docieram. Przed wejściem do hotelu muszę podpisać kwit z deklaracją, że spędzę w ośrodku tylko godzinę. Po przekroczeniu tego czasu ochrona naliczy mi dwadzieścia euro, po godzinie kolejne dwadzieścia… 

Godzina wystarczy. 

Reklama

AKS STRZEGOM – PROCHOWICZANKA PROCHOWICE? TAK, TEN MECZ ZNAJDUJE SIĘ W OFERCIE ETOTO!

Hotel – jak każdy tutaj – liczy sobie pięć gwiazdek i zapewnia wszystko, czego dusza zapragnie. Jest elegancki park, uliczki wybrukowane kostką, schludna recepcja, jadłodajnia ze szwedzkim stołem, otwarty bar w lobby. Może mniejszy przepych niż hotele, w których ulokowały się inne dolnośląskie kluby – Zagłębie, Śląsk czy Miedź – ale w gruncie rzeczy ośrodek zapewnia to samo, co ekstraklasowym zespołom. 

Boiska? Najwyższej jakości. Dość powiedzieć, że po Prochowiczance na murawie meldują się piłkarze BATE Borysów – ci sami, którzy dwa tygodnie po skończeniu obozu opędzlowali u siebie Arsenal. 

Siłownia? Na wyłączność. Sztab Prochowiczanki deklaruje dzień wcześniej, o której chce wejść na siłowy trening i hotel rezerwuje dla drużyny całą salę ze wszystkimi potrzebnymi sprzętami. 

Wyżywienie? Pełne, zdrowe, szwedzki stół, można brać do woli. 

Rozrywki? Alkohole w cenie – drużyna korzysta, w końcu to tylko czwarta liga, a obóz ma sprawiać przyjemność, więc sztab pozwala na wieczorną integrację przy piwku w ramach rozsądku. 

Udogodnienia? Obsługa codziennie zabiera stroje treningowe i oddaje na drugi dzień pachnące, złożone w kostkę. Na życzenie hotel podstawia autokar, którym drużyna może udać się na sparing bądź trening. Gdy drużyna wychodzi na boisko, menedżer hotelu przynosi kilka zgrzewek wody. 

Marcin Pedryc, menedżer Prochowiczanki: – Momentami czujemy się jak gwiazdy! 

Jarosław Pedryc, trener Prochowiczanki: – Dla nas wszystkich to wielkie wydarzenie. Paru chłopaków grało wyżej, ale nikt nie był nigdy na zagranicznym obozie. Niektórzy pierwszy raz lecieli samolotem. Przygoda życia. Mogą się przez chwilę poczuć jak profesjonaliści. Wcześniej najlepsze warunki na obóz miałem w Opalenicy, ale Turcja jest nie do porównania.

Warto podkreślić to jasno i wyraźnie – to nie tak, że drużyna ma bogatego sponsora albo szalonego wójta, który przeznacza pieniądze gminy na niecodzienną ideę zarządców lokalnego klubu. Trener rzucił drużynie bez większej wiary pomysł obozu. Nie nastawiał się na nic, zwłaszcza że dziesięć lat temu próbował przeforsować w Prochowiczance podobny pomysł, lecz nie spotkał się on z wielkim entuzjazmem. Od początku było jasne, że klubowy budżet tego nie uciągnie, a o sponsora będzie niezwykle ciężko. Bo kto wyłożyłby pieniądze na coś, co z boku wygląda jak fanaberia? 

Piłkarze wzięli sprawy w swoje ręce i szybko doszli do wniosku: jeśli chcemy to zrobić, pieniądze musimy zebrać sami.

KOCHASZ NIŻSZE LIGI? OFERTA #POWIATBET W ETOTO OBEJMUJE ZAKŁADY NA MECZE PIĄTEJ KLASY ROZGRYWKOWEJ!

Jerzy Dorożko, prezes Prochowiczanki: – Rzuciliśmy to w formie żartu, na zasadzie „a może byśmy kiedyś tak”, ale chłopcy wzięli to na poważnie. Nie mamy żadnego strategicznego sponsora, więc od razu była mowa, że nie ma co liczyć na to, że uda się kogoś znaleźć. Wspierają nas drobne firmy, które reklamują się na stadionie. Przyjechał z nami wiceprezes, który prowadzi skład węgla i pokrył dla nas koszty wiz i okolicznościowych koszulek. Zrobiliśmy rozeznanie, ile to może kosztować i jak chłopaki usłyszeli kwoty, to nie było już żadnego dylematu. Wybraliśmy w styczniu 2018 skarbnika i każdy wpłacał co miesiąc, ile mógł. Niektórzy załatwili temat w pół roku.

Jarosław Pedryc: – Oczywiście cięliśmy koszty, jak się da. Na lotnisko do Katowic pojechaliśmy własnymi samochodami. Powiedziałem chłopakom w styczniu, że jeśli mamy to robić, to zbieramy pieniądze od razu, bo ucieknie nam miesiąc i się nie uda. Wszystko było jak w kasie pożyczkowej – jeśli ktoś nie da rady pojechać, zabiera wszystko, co wpłacił. 

Jerzy Dorożko: – Pozostało ustalenie terminu. Wybraliśmy czas ferii, by mogło z nami pojechać trzech piłkarzy, którzy jeszcze się uczą. Niektórzy niestety odpadli. Jeden chłopak, Tomek Azikiewicz, który miał nawet historię w Zagłębiu, zmienił pracę i nie mógł jechać. Inny chłopak z kolei kupił ostatnio mieszkanie, więc każdy grosz był potrzebny.

Jarosław Pedryc: – Kolejnemu rodziło się trzecie dziecko i to naturalne, że musiał zostać w Polsce. 

51132765_1681787408633854_6677080235671814144_n

Marcin Pedryc: – Wszyscy w Prochowicach są w szoku. Gdy po mieście się rozeszło, że lecimy do Turcji, nawet nieznajomi podchodzili do nas i pytali, czy jesteśmy już spakowani. Strach pomyśleć, co będzie jak wrócimy! Na naszym Facebooku widać większe zainteresowanie, niektóre posty mają nawet po siedem tysięcy wyświetleń, ciągle przybywa lajków. 

Jerzy Dorożko: – Na uczelni, na której pracuję, wszyscy wiedzą, że prowadzę klub. Gdy się dowiedzieli o tym, że lecimy do Turcji na obóz, mało kto uwierzył. Nawet jak dzień przed wylotem dopinałem w sekretariacie urlop, nie bardzo chcieli dać wiarę. 

– Ty to jak zawsze żartujesz. Tak szczerze to gdzie lecisz na ten urlop? 
– No prawdę mówię, do Turcji na obóz! 

Dopiero jak się ukazały zdjęcia, wszyscy uwierzyli. 

Jarosław Pedryc: – Jeśli policzymy wszystkie koszty wraz z dojazdem i bramkami na autostradzie, powinno się to zamknąć w granicach 1800 złotych na osobę. Nie jest to wielka suma, zwłaszcza gdy się zbiera cały rok. Zawodnicy składali się po 1300 złotych. 

Marcin Pedryc: – Na lotnisku w Katowicach staliśmy wszyscy w jednakowych dresach, ja nagrywałem chłopaków kamerą. Ludzie patrzyli na nich jak na nie wiadomo jakich piłkarzy. A to tylko czwarta liga! 

Jerzy Dorożko: – Chłopaki sami sobie to zorganizowali i widać po nich wielkie zaangażowanie. Jestem pełen podziwu. Nikt tu nie odstawia lipy. 

* * * 

DyOtwy2X4AEO_Ba.jpg-large

– Skład węgla? Ryzykowna koszulka, od razu kojarzy się ze znanym powiedzeniem. 

Jarosław Pedryc: – Cóż, mogą podłapać! 

* * * 

Trener Jarosław Pedryc to na Dolnym Śląsku szanowana postać. Pracował w Miedzi Legnica, dwukrotnie awansował z Górnikiem Polkowice, ma doświadczenie w kadrach wojewódzkich. Ostatecznie zrezygnował z kariery trenerskiej i osiadł w rodzinnych Prochowicach, gdzie dostał pracę w szkole jako nauczyciel wychowania fizycznego. Prowadzenie Prochowiczanki traktuje jako hobby, ruszać się stąd już nie zamierza. 

Jerzy Dorożko: – Zawsze był z nami związany, tylko że zawsze nam go wyszarpywali. Ciężko konkurować z Polonią/Sparta Świdnica czy Górnikiem Polkowice. Ale teraz trener powiedział nam, że skoro jesteśmy razem dwa lata, to chciałby zostać na dłużej. Ma dość tych ciągłych rozłąk.

PROCHOWICZANKA, STRZEGOM, DRUŻYNY Z BYTOMIA… IV-LIGOWA OFERTA ETOTO!

Jarosław Pedryc: – Na razie nie ma tematów, ale faktycznie czasami zadzwoni ktoś z regionu. Pracowałem z kadrą Dolnego Śląska, zrobiłem dwa awanse z Polkowicami, więc się odzywają. Ale pochodzę z Prochowic i wolę pomóc swojemu klubowi, przyciągnąć ludzi do czysto amatorskiej pracy. Teraz będzie łatwiej. Czujemy, że przez ten wyjazd staliśmy się rozpoznawali. Odezwało się do nas Łączy nas piłka i wczoraj rozmawialiśmy „ciekawe, kiedy Weszło zadzwoni”. No i… na drugi dzień dostaliśmy od was telefon! Wszyscy są w szoku, że nam się to udało. Wczoraj pojechaliśmy na mecz do naszych znajomych z Zagłębia Lubin i na stadionie spotkaliśmy Zbyszka Smółkę, który jest z Wrocławia, więc się znamy. 

– A co ty tu robisz?! – spytał zdziwiony.
– No… przyjechaliśmy was obejrzeć.
– Ale jak to? Co wy tu robicie?
– Jesteśmy na obozie.
– No nie gadaj!

– Trochę inaczej powiedział! – wtrąca Marcin Pedryc, syn trenera, który również złapał bakcyla na Prochowiczankę i został menedżerem drużyny. Ogarnia media społecznościowe, chodzi za drużyną z kamerą jak Łukasz Wiśniowski za reprezentacją, załatwia różne sprawy organizacyjne.

Jarosław Pedryc: – Marcin cały czas jest w kontakcie z menedżerem hotelu, który szuka dla nas sparingpartnerów. Menedżer jest dla nas bardzo przychylny, ale znalezienie rywala dla czwartoligowego klubu na obozie w Turcji nie jest łatwą sprawą. Było blisko sparingu z drugoligowym zespołem z Korei. To byłby hicior, ale ostatecznie nie wypaliło. Uznali że nie jesteśmy zespołem, z którym chcieliby się zmierzyć. 

Marcin Pedryc: – Woleli wyżej notowany Rot Weiss Erfurt. Ale my zagramy z Fortuną Niederwurschnitz z niemieckiej ligi regionalnej. Wszystko jest już dopięte, pytali nawet o to, jakie stroje mają wziąć.

Jerzy Dorożko: – Zakładamy, że uda się nawiązać z nimi jakąś szerszą współpracę. To tylko 300 kilometrów. Stać nas na to, by do nich pojechać, zaprosić do siebie. Gdy byłem old boyem, były prowadzone takie turnieje, jeździliśmy do Niemiec.

Na boisku nie było czego z Niemców zbierać. Prochowiczanka załadowała im jedenaście bramek, a mogło paść ich nawet więcej – były dwie poprzeczki, słupek i kilka zmarnowanych setek. Wydawało się, że pomiędzy polską czwartą ligą a niemiecką ligą regionalną przepaści nie będzie – a jednak. 

Marcin Pedryc: – Myśleliśmy, że będą bardziej wymagającym przeciwnikiem. Wynik mówi sam za siebie, w zasadzie po 20 minutach było już po meczu. Dzień przed spotkaniem przedstawiciele Fortuny spotkali się z nami i padł nawet zakład o to, że przegrany zespół stawia wygranym dwie skrzynki piwa. Niemcy wywiązali się z obietnicy.

51184455_1682938175185444_6443549205792292864_o

51038289_1683643438448251_2832727924681998336_n 51088782_1683643261781602_9141646742016491520_n

* * * 

Obóz to zabawa, spełnienie marzeń, ale i ciężka harówka. W Polsce chłopaki spotykają się na zajęciach kilka razy w tygodniu, w Turcji – jak ekstraklasowe zespoły – mają trzy jednostki treningowe dziennie. Rano trening na boisku, czasami też bieganie po plaży, po obiedzie siłownia, basen i sauna, po kolacji integracja. Przy posiłkach obowiązują ścisłe zasady – śniadanie i obiad w klubowych polówkach z logo klubu i sponsora, kolacja na elegancko, w koszulach. 

Równolegle jest czas na to, by wypocząć. Wykąpać się w morzu Śródziemnym, poleżeć na plaży, pojechać na pamiątki, napić się piwka wspólnie z drużyną, pograć w FIFĘ, garny, bilard.  

Jarosław Pedryc: – Robiąc plan całego zgrupowania od razu założyliśmy, ze to wyjazd integracyjno-sportowy. Jedno z drugim musi się łączyć. Po kolacji siadamy razem i gramy sobie z w pokera, rzucamy lotkami, nie ma problemu, że ktoś sobie weźmie piwko. Mamy swój regulamin, który podpisaliśmy przed wyjazdem. Nie ma opcji by ktoś mógł z czymś przesadzić. Musimy szanować też siebie, to że jesteśmy Polakami, i chcemy wyglądać jak zespół, który przyjechał z Polski i reprezentuje kraj.

Jerzy Dorożko: – Nie zanosi się na żadne afery. Chłopcy są bardzo poukładani. Dość powiedzieć, że grają amatorsko tylko dlatego, że podoba im się cały klub i otoczka. Nasz klimat przyciąga. Dużo się pozmieniało w zarządzie, pani burmistrz jest dla nas bardzo przychylna, czasem wyciągnie z budżetu coś na koniec roku, jeśli mamy potrzebę. 

KURS NA ZWYCIĘSTWO PROCHOWICZANKI W ETOTO TO W TYM MOMENCIE 5,85

Do dyspozycji Prochowiczanki są dwa boiska – mniejsze i większe. Jeśli pogoda nie dopisuje, drużyna organizuje się na mniejszym. Siedem kilometrów od hotelu jest kompleks boisk przeznaczonych na sparingi i z nich klub także może korzystać. 

Jarosław Pedryc: – Rano przychodzi menedżer hotelu i pyta, czego nam jeszcze brakuje. Warunki są takie same jak dla tych wszystkich zespołów.

W wolnym czasie Prochowiczanka biera się na sparing Zagłębia Lubin. Jest okazja przyjrzeć się ekstraklasowemu zespołowi z bliska, przybić piątki z piłkarzami, pogadać z Benem van Dealem. 

Jarosław Pedryc: – Zrzuciliśmy się na busa po 2,5 euro. Koszt żaden, a możesz z bliska obejrzeć mecz Zagłębia ze Starą Zagorą i zrobić sobie wspólne zdjęcie. Dodatkowy czynnik motywujący. Zawodników z telewizji mają obok siebie. 

– Jak traktują was tutaj inne kluby? 

Jarosław Pedryc: – Spytałem się chłopaków: czujecie się tutaj gorsi, ktoś dał wam do zrozumienia, że jesteście z niższej ligi? Nie, nic takiego nie widać. Trenujemy tak samo, tylko może sztab jest u nas mniej liczny. Z Koreańczykami, mimo że mieszkamy na tym samym piętrze, nie mamy żadnego kontaktu, są wycofani. Białorusini byli z kolei w szoku, że przyjechaliśmy z czwartej ligi. Wchodzili po nas na boisko, a trochę padało i – delikatnie mówiąc – zryliśmy im murawę. Ale mimo to weszli po nas i przygotowywali się do rundy w ekstraklasie. 

– Jak wyglądałyby przygotowania, gdyby nie udało się wyjechać na obóz? 

Jarosław Pedryc: – Trenowalibyśmy tak, jak w tamtym roku. Trzy razy w tygodniu plus mecz w weekend. W poniedziałek robimy zajęcia w terenie, biegamy po parku, robimy tlenówki. Środę poświęcamy na fitness, mamy swoją salkę na stadionie. Nie szukamy siłowni w Legnicy czy Lubinie, robimy ją na bazie własnego ciała, własnej siły, własnego  sprzętu. Przynosimy własne gumy, sztangi, ławeczki, hantle i tworzymy na salce prowizoryczne stanowiska do ćwiczeń. 

50540362_1680177102128218_6529235147672256512_n 51360216_1682116635267598_7894043117161021440_n

* * * 

Prochowiczanka musi jednak jak najszybciej zapomnieć o tureckim śnie i już od następnego weekendu zająć się walką o utrzymanie ze Spartą Grębocice, BKS Bobrzanie Bolesławiec czy Spartą Rudna. Drużyna zajmuje dwunaste miejsce w IV lidze dolnośląskiej (grupa zachodnia), jest o jedno miejsce nad strefą spadkową. Zlecieć może jednak o jedna drużyna więcej, jeśli z III ligi spadnie ekipa z Dolnego Śląska.

Pewne utrzymanie to dziesiąte miejsce. Ale widoki są dobre, do bezpiecznej pozycji brakuje jednego punktu.

Zrzut ekranu 2019-03-6 o 13.15.22

Jerzy Dorożko: – Trzeba będzie przed powrotem ułożyć chłopaków, żeby za bardzo nie zadzierali nosa. Ale myślę, ze nie trzeba im za dużo tłumaczyć, sami wszystko rozumieją. 

Jarosław Pedryc: – Teraz będzie nam się grało ciężej, wyzwanie będzie większe. Mamy niedosyt po rundzie jesiennej i każdy zdaje sobie sprawę, że na wiosnę inne zespoły będą patrzeć na nas inaczej. 

WIĘCEJ NIŻ 3,5 GOLA W MECZU STRZEGOM – PROCHOWICZANKA? KURS 2,10 W ETOTO!

– „Pojechali do Turcji, a nic nie grają”. 

Jarosław Pedryc: – Właśnie. Obóz ma być motywacją. Jeden wróci do kopalni, drugi do szkoły, trzeci do firmy. Będziemy spotykać się w klubie i trenować w tych warunkach, które mieliśmy do tej pory. Ale jestem spokojny. Po dwóch latach spędzonych w Prochowiczance mogę powiedzieć, że jak na czwartą ligę wszystko mamy dobrze poukładane. Nie robimy transferów, wychowujemy swoich. Każdy mieszka w promieniu dziesięciu kilometrów i może dojechać na trening rowerem.

– Jak rysują się najbliższe lata? Jakie są realia, jakie możliwości? 

Jerzy Dorożko: – Mamy ambicje, by mocno zaistnieć w czwartej lidze. Myślę, ze już na wiosnę się uda. Byliśmy już dwa razy w trzeciej lidze i wydaje mi się, że stać nas na to, by tam wrócić. Liczymy na przypływ sponsorów, ale patrzę na to sceptycznie. Nawet nie myślę, że spadniemy, bo dla nas to nierealne. Będziemy mocni w czwartej lidze. Kwestia dwóch lat i znajdziemy się w czubie.

Jarosław Pedryc: – To nie tak, że czekamy na pieniądze, sami próbujemy je zdobyć. Robimy co roku bal sportowca, na którym pojawiają się sympatycy klubu, dla których organizujemy różne akcje typu licytacje. Wynajmujemy salkę, którą mamy na stadionie. Stadion jest kolorowy od reklam, a jeszcze dwa lata temu był pusty. Jeśli ktoś nas pyta, ile chcemy pieniędzy za reklamę, mówimy „tyle, ile jesteś w stanie dać”. 

Jerzy Dorożko: – Nasza działalność jest społeczna. Nie ma gratyfikacji, wręcz przeciwnie – czasami trzeba się na coś zrzucić. 

Jarosław Pedryc: – Nawet na skrzynkę piwa po meczu nie bierzemy z budżetu, zawsze się zrzucamy ja czy prezes. Ale czuję, że budzimy zainteresowanie w regionie. Gdy w Polkowicach mój zespół wygrywał wszystkie mecze, przychodziło może sto osób. W Prochowicach średnia to 200-300 widzów. Na derbach ze Ścinawą czy Złotoryjami jest dwa razy więcej widzów. Przy liczebności miasta – 3700 mieszkańców – to dobry wynik. 

REMIS DO PRZERWY W NAJBLIŻSZYM MECZU PROCHOWICZANKI? 2,80 W ETOTO!

Jerzy Dorożko: – Słyniemy z dobrej murawy. Trenowała u nas nawet kadra młodzieżowa. W zeszłym roku zrobiliśmy sztuczne nawadnianie, zafundowała nam to poza budżetem pani burmistrz. 

Jarosław Pedryc: – W kuluarach rozmawiamy już o obozie za rok. Każdy myśli już, jak to zorganizować, jak przekonać żonę. 

Jerzy Dorożko: – Moja żona też miała opory! Usłyszałem: co ci odbiło na stare lata? 

Jarosław Pedryc: – Chcemy, by nasz wyjazd otworzył głowy klubów z niższych lig. Dobrze zorganizowany klub nawet z poziomu okręgówki może rozłożyć koszty tak, że nie odczuje tego finansowo. A to dla niektórych przygoda życia. Koreańczycy chodzą po hotelu wyżyłowani, z idealnymi sylwetkami, ale nie czujemy wstydu, że ktoś od nas ma lekką nadwagę. Dla nas to spełnienie marzeń. Warunki, które znamy z telewizji, są dostępne dla każdego. Możesz trenować jak najlepsi i masz to wszystko na tacy. 

I niech Prochowiczanka faktycznie będzie inspiracją dla innych klubów. Każdy, bez wyjątku, może trenować w ekstraklasowych warunkach i poczuć się jak zawodowy piłkarz. Każdy, niezależnie od klasy rozgrywkowej, może spełnić swoje marzenia. 

Prochowiczanka wpadła na szalony pomysł i go zrealizowała. Zebranie tak dużej grupy na tydzień obozu to spore wyzwanie – środki potrzebne na wyjazd to raz, dwa to załatwienie urlopów w jednakowym terminie, przekonanie małżonek, że lepiej poświęcić wolny czas na wyjazd z drużyną, a nie wspólne wakacje. Należy się za to szacunek. 

Za rok Prochowiczanka poleci do Turcji po raz kolejny i… może tym razem znajdzie sparingpartnera wśród polskich klubów? 

JAKUB BIAŁEK

Fot. Facebook Prochowiczanki

#PowiatBet to nasz nowy cykl tekstów, w których będziemy prezentować realia klubów z czwartej ligi. Szykujcie się na dużo atrakcyjnych materiałów, bo przecież właśnie na tym szczeblu występują m.in. Polonia i Szombierki Bytom, Odra Wodzisław Śląski, drużyna Ślusarskiego, Telichowskiego i Zakrzewskiego a nawet żywa legenda lat dziewięćdziesiątych, RKS Radomsko. Partnerem cyklu są nasi kumple z ETOTO, którzy czwartą ligę pokochali na tyle mocno, że regularnie przyjmują zakłady na spotkania na tym szczeblu rozgrywkowym.  

Najnowsze

Ekstraklasa

Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?

Piotr Rzepecki
4
Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?

Weszło

Polecane

W objęciach Skarbu Państwa. Sprawdzamy wkład państwowych spółek w polskie kluby

Szymon Szczepanik
18
W objęciach Skarbu Państwa. Sprawdzamy wkład państwowych spółek w polskie kluby
Polecane

Czy każdy głupi może wejść na Mount Everest? „Bilet lotniczy i wio”

Kacper Marciniak
18
Czy każdy głupi może wejść na Mount Everest? „Bilet lotniczy i wio”
Inne kraje

Życie i śmierć w RPA. Dlaczego czarni są rozczarowani wolnością i partią Mandeli?

Szymon Janczyk
69
Życie i śmierć w RPA. Dlaczego czarni są rozczarowani wolnością i partią Mandeli?
Polecane

Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]

Jakub Radomski
4
Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...