Reklama

Kto wybrał El Clasico, niech żałuje. Niebywałe emocje w Płocku!

redakcja

Autor:redakcja

02 marca 2019, 23:41 • 3 min czytania 0 komentarzy

Z pozoru tylko jacyś wariaci dobrowolnie rezygnują z oglądania starcia Realu Madryt z Barceloną, żeby zobaczyć w akcji Wisłę Płock z Cracovią. Racjonalnych argumentów za takim wyborem nie było, ale jeśli ktoś mimo to zdecydował się zawiesić oku na tym meczu, w sobotni wieczór mógł się czuć wygranym. To bez wątpienia będzie jedno z najbardziej emocjonujących spotkań całego sezonu, a dla gospodarzy być może punkt zwrotny w walce o utrzymanie. Dostaliśmy absolutnie wszystko!

Kto wybrał El Clasico, niech żałuje. Niebywałe emocje w Płocku!

A na początku nic nie zapowiadało wielkich wydarzeń. Zimno, na trybunach sto osób na krzyż plus dwa bezpańskie psy, dość ślamazarne tempo gry. Na początku Justinas Marazas oddał mocny strzał, przy którym musiał się wysilić Michal Pesković i to tyle – aż do 23. minuty. Wtedy Wisła wyprowadziła ciekawą kontrę, rozpoczętą technicznym zagraniem Damiana Rasaka. Nico Varela nie do końca dokładnie podawał, ale piłka tak odbiła się od nóg Ołeksija Dytiatjewa, że Grzegorz Kuświk znalazł się w bardzo dobrej sytuacji. Pomógł rykoszet od Michala Siplaka i nowy napastnik „Nafciarzy” wreszcie miał powody do radości. To jego pierwsza bramka w Ekstraklasie od 25 lutego 2017 roku.

Cracovii nie wychodziło nic, nie radziła sobie z atakiem pozycyjnym, przegrywała walkę w środku pola. A płocczanie sunęli dalej: Pesković efektownie obronił strzał Vareli w dalszy róg, z kolei Marazas zabrał znakomitą asystę Dominikowi Furmanowi. Wypatrzył on niepilnowanego Litwina, ale złe przyjęcie sprawiło, że oddał nieprzygotowany strzał w wychodzącego Peskovicia i blokującego Dytiatjewa.

Marazas w drugiej połowie jeszcze raz się nie popisał, tym razem nie wykorzystując idealnego dogrania dopiero co wprowadzonego Alena Stevanovicia. Były pomocnik Interu zanotował bardzo jakościowy debiut. Zdobył też nieuznaną ostatecznie bramkę, ale stopę dołożył jak trzeba. Wcześniej Oskar Zawada faulował Dytiatjewa przy wyskoku i sędzia po analizie video anulował gola. Rozwścieczyło to gospodarzy, a najbardziej Cezarego Stefańczyka. Bartosz Frankowski już szykował się do wyjęcia żółtej kartki dla zbyt mocno protestującego obrońcy, gdy ten lekko uderzył go w czoło, co oznaczało zmianę decyzji – czerwona kartka. Komisja Ligi będzie miała co robić.

Reklama
źródło: Maciej Sypuła/@MaciejSypula

Wisła grała więc w dziewiątkę, bo w 57. minucie Adam Dźwigała wyleciał po faulu na wychodzącym na czystą pozycję Filipie Piszczku. To był przełomowy moment meczu, zapewniający takie emocje. Płocka drużyna prowadziła już 2:0, Ariel Borysiuk z trzydziestu metrów fantastycznie trafił w samo okienko. Tak jak przeważnie można o nim mówić jedynie, że „lubi uderzyć z dystansu”, tak tutaj wyszło mu absolutne cudeńko. Nic nie zapowiadało problemów, do tego zdarzenia „Pasy” jedyną sytuację – tuż przed przerwą – stworzyły z kiksu Mateusza Wdowiaka, z czego mógł skorzystać Airam Cabrera, ale Thomas Daehne nie dał się zaskoczyć z bliskiej odległości.

I nagle wszystko się posypało. Dźwigała wykluczony, Cabrera strzela z karnego, krakowianie łapią kontakt. Marazas marnuje wspomnianą „setkę” po podaniu Stevanovicia, a chwilę później po wrzutce Siplaka z lewego skrzydła Piszczek ucieka obrońcom i ładuje na 2:2. A potem jeszcze nieuznana bramka na 3:2, wyrzucony Stefańczyk. No, można się załamać i jednocześnie starać się już tylko utrzymać remis. W takich okolicznościach lepszy rydz niż nic. Stevanović jednak decyduje się na rajd lewym skrzydłem, łatwo mija Cornela Rapę, wpada w pole karne i wtedy Dytiatjew zahacza Zawadę. Niewinna sytuacja, ale karny bezdyskusyjny. Sędzia, który dopiero co byłby przez miejscowych gotowany w kotle ze smołą, momentalnie staje się sprzymierzeńcem. Stefańczyk pewnie na kolanach prosiłby o wybaczenie i puszczenie w niepamięć wcześniejszego incydentu.

Piłkę ustawił sobie Furman i wytrzymał ciśnienie. Wisła Płock grając w dziewiątkę strzeliła zwycięskiego gola z Cracovią, która miała passę siedmiu kolejnych zwycięstw. Gospodarze przełamali się po ośmiu kolejkach bez ligowego triumfu, a Kibu Vicuna wywalczył pierwszy komplet punktów. W efekcie Wisła traci już ledwie „oczko” do Miedzi, Górnika i Śląska.

Ekstraklasa w swojej absurdalności bywa najpiękniejsza. To był właśnie jeden z takich wieczorów.

[event_results 565442]

Reklama

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Liga Mistrzów

Żaden z półfinalistów Ligi Mistrzów nie wygrał w ćwierćfinale pierwszego meczu

Bartosz Lodko
0
Żaden z półfinalistów Ligi Mistrzów nie wygrał w ćwierćfinale pierwszego meczu

Komentarze

0 komentarzy

Loading...