Reklama

95 – 51 – 95. Barca przed szansą, by rozpocząć nowy rozdział w dziejach El Clasico

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

02 marca 2019, 11:24 • 12 min czytania 0 komentarzy

3 marca 2001 roku odbyło się pierwsze ligowe El Clasico w XXI wieku. Królewscy zremisowali wówczas z Barceloną po pasjonującym spotkaniu – dwa gole dla gospodarzy z Estadio Santiago Bernabeu zdobył Raul, dubletem zripostował Rivaldo. Już na samo wspomnienie tych kultowych zawodników przebiega człowiekowi po plecach dreszczyk podniecenia. Tym bardziej, że losy bezpośredniej rywalizacji dwóch najsłynniejszych obecnie klubów świata były wtenczas szalenie wyrównane, zacięte, zażarte. Do maja 2008 roku Real Madryt i Barca starły się ze sobą piętnastokrotnie, jeżeli chodzi o ligowe batalie w bieżącym stuleciu. Sześć razy nastąpił podział punktów, trzykrotnie zatriumfowała Blaugrana. W sześciu przypadkach lepsi okazali się Los Blancos, wspomniany mecz z maja 2008 roku wygrywając aż 4:1. Co do dziś pozostaje najbardziej dotkliwą porażką Barcy w Klasyku od czasu manity z 1995 roku.

95 – 51 – 95. Barca przed szansą, by rozpocząć nowy rozdział w dziejach El Clasico

Totolotek oferuje kod powitalny za rejestrację dla nowych graczy!

Najsłynniejszy piłkarski konflikt bardzo często oscylował zatem w omawianym okresie wokół remisu, ale generalnie toczył się po myśli ekipy z Madrytu. Przynajmniej do czasu, gdy stery w Barcelonie objął niejaki Pep Guardiola, wywracając losy madrycko-katalońskich bojów do góry nogami. Real w Klasykach triumfuje teraz niezmiernie rzadko, zaś nader często bywa w nich po prostu upokarzany. Co klubowi o takiej randze i reputacji po prostu nie przystoi.

Dwadzieścia jeden ostatnich meczów Realu z Barcą w La Liga, zaczynając od grudnia 2008, to ledwie cztery spotkania zakończone z korzyścią dla Królewskich. W tym samym czasie Duma Katalonii wygrała trzynaście razy. Z czego aż pięciokrotnie różnicą minimum trzech bramek. Żeby naliczyć pięć tak okazałych zwycięstw madryckiej ekipy nad Blaugraną, trzeba się dokopać do ligowego starcia z sezonu 1977/78. Naprawdę sporo wody w rzece Manzanares upłynęło od tamtego czasu. Dość powiedzieć, że w śnieżnobiałym trykocie szalał wówczas między innymi Henning Jensen, walnie przyczyniając się do rozbicia Katalończyków 4:0 w kwietniu 1978 roku. Duńczyk niedawno zmarł, w wieku 68 lat.

REAL MADRYT POKONA U SIEBIE BARCELONĘ? KURS 2.75 W TOTOLOTKU!

Reklama

Kibice Barcy zdecydowanie nie muszą grzebać w tak zamierzchłych czasach, jeśli mają ochotę powspominać największe triumfy nad znienawidzonym przeciwnikiem. Nie mają potrzeby, by przeglądać zapiski futbolowych kronikarzy sprzed dziesięcioleci. Niewykluczone, że Blaugrana właśnie teraz przeżywa swoje najlepsze lata, jeśli chodzi o popisy w Klasykach. Co jest tym bardziej zdumiewające, skoro Real równolegle urządził sobie prywatny folwark z rozgrywek Champions League. Tymczasem historyczny prymat w najważniejszej rywalizacji na krajowym podwórku właśnie wymyka się madrytczykom z rąk. Choć trzymali go w garści prawie przez sto lat.

Mamy zatem do czynienia z sytuacją cokolwiek zagmatwaną, wszak Barcy od trzech sezonów ani widu, ani słychu nawet na poziomie półfinału Ligi Mistrzów. Zagmatwaną, ale i niezwykle istotną z historycznego punktu widzenia.

Co tu dużo mówić – Barcelona na europejskiej arenie notorycznie daje ciała, natomiast w starciach z Realem jaśnieje zazwyczaj pełnią blasku. Będąc w doskonałej dyspozycji, potrafi odwiecznych przeciwników bezlitośnie rozgromić, sprać na kwaśne jabłko. Umie ich też roztropnie wypunktować, gdy jest akurat w formie przeciętnej. Taki przebieg miało choćby ostatnie spotkanie, żeby daleko nie szukać przykładów. Ale Blaugrana często-gęsto potrafiła także, najzwyczajniej w świecie, fartownie wygrać. Wymęczyć bułę, będąc w słabej dyspozycji. Ewentualnie – urwać punkty rozpędzonemu rywalowi, wydrzeć nie do końca zasłużony remis. U Królewskich z kolei sytuacja jest – co oczywiste – dokładnie odwrotna. Choć przecież to właśnie Real Madryt – zwłaszcza w ostatnich latach, szczególnie we wspomnianej Lidze Mistrzów – zasłynął z wygrywania meczów, gdzie optyczna przewaga należy do oponenta.

Screenshot_2019-03-02 Real Madryt - Barcelona 0 3

Statystyki poprzedniego meczu mówią wiele. Gospodarze dokazywali, goście punktowali. fot. Flashscore.pl
Reklama

Xavi, uwielbiający wbijać madryckiej ekipie szpileczki, albo i potężne szpile, zwykł oddawać jej honor w jednej kwestii. Jego zdaniem Real jest drużyną, której nie da się wykończyć na amen. Jak w starej piosence, pięknie interpretowanej przez Johnny’ego Casha: „nie ma grobu, który może zatrzymać ich ciało”. Zawsze trzeba zachować szczególną czujność, bo Królewscy w każdej chwili mogą się ocknąć z oszołomienia i w najmniej spodziewanym momencie ukąsić. I w zasadzie trudno tym spostrzeżeniom legendarnego pomocnika zaprzeczyć, świetnie oddają one ducha i charakter madryckiej drużyny. Lecz akurat Barca rzadko kiedy ma okazję zapoznać się z tą morderczą stroną nieśmiertelnego Realu, tak często objawiającą się w półfinałach czy ćwierćfinałach LM, gdy Królewscy jakimś zdumiewającym sposobem przechylają losy każdego wyrównanego dwumeczu na swoją korzyść.

Można było mówić o przypadku raz czy drugi, ale gdy sytuacja powtarza się przez trzy lata z rzędu, to mamy po prostu do czynienia z niewiarygodną piłkarską klasą.

Bywały takie przypadki i w meczach z cyklu El Clasico, jasne. Można przypomnieć choćby spotkanie z kwietnia 2016 roku, gdy Real zatriumfował na Camp Nou w straszliwych bólach i z dużą dozą farta, ale to zwycięstwo pozwoliło drużynie skonsolidować się wokół Zinedine’a Zidane’a, co zaowocowało wiadomymi sukcesami w przyszłości. Zazwyczaj jednak piłkarze ze stolicy Katalonii pieczołowicie zatrzaskują wieko trumny, dla pewności przybijając je całą stertą gwoździ. Właśnie takiego scenariusza obawiał się przecież Sergio Ramos, gdy w środę Luis Suarez wyprowadził Katalończyków na trzybramkowe prowadzenie efektownym uderzeniem z rzutu karnego w stylu Antonina Panenki. Kapitan Królewskich jął natychmiast pobudzać podłamanych kolegów. Zapewne w obawie, że przezorni goście wpakują jeszcze parę goli. Ot tak, dla pewności, że Madryt już się na pewno nie podniesie.

– Nie pozwólmy im strzelić sześciu – apelował rozpaczliwie stoper Królewskich. I niech to najlepiej zobrazuje, do jakiego stanu potrafi ostatnio doprowadzić swojego największego rywala Barcelona. Panika, frustracja, bezradność, przerażenie.

Juventus? To co innego. Hegemona ze świata calcio Real zawsze potrafi nauczyć pokory, wypunktować bez dania racji. Paris Saint-Germain? Żaden problem, by w starciu z francuskim dominatorem przyczaić się w defensywie, przetrwać huraganowe ataki i w odpowiednim momencie wyprowadzić zabójczą kontrę, albo załadować gola z kapelusza po stałym fragmencie. Bayern? Ha, nie ma to jak sprzedanie solidnego prztyczka w nos krnąbrnym Niemcom, którym od tak wielu lat marzy się powrót na europejski szczyt. Mogą sobie najwyżej zawędrować gdzieś szlakiem Bawarii, ponieważ na Starym Kontynencie rządzi inna drużyna.

Najwięksi mocarze Europy w żaden sposób nie potrafią sprostać bezwzględnym, madryckim okrutnikom, którzy na tle Barcelony… nagle potulnieją jak baranki. Bilans w ostatnich latach jest po prostu katastrofalny dla Królewskich. Zwłaszcza, że nie mówimy o Realu pogrążonym w kryzysie, tylko o drużynie śrubującej zupełnie oszałamiające rekordy na europejskiej arenie.

Tam – dominacja. W El Clasico – masakracja, jak mawiają młodzi ludzie.

Screenshot_2019-03-02 List of El Clásico matches - Wikipedia

Ligowe El Clasico, odkąd pierwszy zespół Barcelony objął Guardiola. Hiszpana już od dawna w klubie ze stolicy Katalonii nie ma, ale zdolność do ogrywania odwiecznego rywala – jak widać – nie zniknęła wraz z nim. Barca pozostaje niepokonana już od pięciu spotkań. Największe osiągnięcie Los Blancos to z kolei seria trzech meczów bez porażki, osiągnięta za kadencji Jose Mourinho. Wtedy to specjalnie nie imponowało, dzisiaj wypada docenić portugalskiego szkoleniowca. fot. Wikipedia

Screenshot_2019-03-02 List of El Clásico matches - Wikipedia(1)

W Copa del Rey szło w ostatnich latach Królewskim trochę lepiej, sprawa się rypła dopiero w środę. fot. Wikipedia

Screenshot_2019-03-02 List of El Clásico matches - Wikipedia(2)

Ostatni Superpuchar Hiszpanii między Realem i Barceloną to było piłkarskie show tych pierwszych, ale nawet wtedy Los Blancos nie potrafi zdemolować przeciwnika. Prezentowali się o kilka klas lepiej, a jednak ugrali na Camp Nou „tylko” 3:1. fot. Wikipedia

Screenshot_2019-03-02 List of El Clásico matches - Wikipedia(3)

Ostatnie starcie Barcelony i Realu Madryt w Champions League to jeszcze półfinał z 2011 roku. Messi załatwił wtedy sprawę awansu. fot. Wikipedia

Przede wszystkim, co od razu rzuca się w oczy – Real Madryt kompletnie zatracił zdolność do tłamszenia Barcelony przed własną publicznością, choć kiedyś triumfowanie na Estadio Santiago Bernabeu stanowiło specjalność Los Blancos w Klasykach. Co prawda pierwsze ligowe starcie z Barcą, jeszcze w 1929 roku, ekipa ze stolicy Hiszpanii przegrała, lecz później uczyniła z własnego obiektu twierdzę. Niezwykle trudną do zdobycia. Przed 2008 rokiem Królewscy polegli przed swoją widownią w zaledwie czternastu ligowych meczach. W ciągu, plus-minus, osiemdziesięciu lat ligowej rywalizacji.

Ostatnia dekada to już siedem ligowych oklepów u siebie, a w gratisie bęcki na Bernabeu w Lidze Mistrzów (1) i Pucharze Króla (2).

Zaczęło się od legendarnego już niemalże meczu, czyli szalenie efektownego triumfu Barcy w maju 2009 roku. Goście wygrali w Madrycie 6:2, prezentując nieziemski rozmach w ofensywie i kompletnie demolując rywali. To był futbol Guardioli w najlepszym, najbardziej spektakularnym wydaniu. A takich kwiatków mamy potem jeszcze wiele – klęska Los Blancos 0:4, podsumowująca katastrofalną kadencję Rafy Beniteza. Porażka 2:3 w 2017 roku, gdy Leo Messi golem w ostatnich sekundach spotkania boleśnie uszczypnął będącą wówczas u szczytu potęgi ekipę dowodzoną przez Zizou, a później dodatkowo podkręcił atmosferę pamiętną cieszynką. Półfinał Ligi Mistrzów, rozstrzygnięty błyskiem geniuszu, w roli głównej rzecz jasna także Argentyńczyk.

BARCELONA ZNOWU ZATRIUMFUJE W MADRYCIE? KURS 2.52 W TOTOLOTKU!

W przypadku starć Realu i Barcy na Estadio Santiago Bernabeu naprawdę trudno mówić o atucie własnego stadionu. Prędzej – o przekleństwie gry u siebie. Choćby Gareth Bale ani razu nie zaznał smaku zwycięstwa nad odwiecznym rywalem w Madrycie. 3:4, 0:4, 2:3, 0:3, 0:3. Oto bilans Walijczyka, wszystko w czajnik.

AObE6r4

Sławetna celebracja, która uciszyła Estadio Santiago Bernabeu. fot. newspix.pl

Real nie ma zatem dzisiaj wielu powodów do optymizmu, choć niektórzy starają się ich doszukiwać w niezłej pierwszej połowie pucharowego starcia, które – Bogiem a prawdą – mogło się rzeczywiście potoczyć w zupełnie przeciwnym kierunku. O kiepskiej postawie arbitra również nie można zapomnieć. Niestety – na nieszczęście sympatyków Los Blancos, Real nie ma w tej chwili w swojej drużynie ani jednego zawodnika, który posiada wystarczające doświadczenie, umiejętności i cojones, by skarcić niemrawą Barcelonę szybko strzelonym golem. Takim gościem nie jest Karim Benzema, któremu, owszem, zdarzało się zdobywać istotne bramki w Klasykach, ale dobrze wiadomo, że nie jest to typ super-snajpera. Francuz co prawda opowiada ostatnio w wywiadach, że w układance Santiago Solariego czuje się doskonale – co zresztą widać w jego grze, bo jest rzeczywiście w świetnej dyspozycji – ale wciąż nie jest to przecież taki zawodnik, który dostanie w szesnastce rywala pół sytuacji i zmontuje z tego bramkę na wagę zwycięstwa.

Takim piłkarzem nie jest również w tej chwili Gareth Bale, który zagubił wielką formę, niczym stary Tootles swoje szczęśliwe myśli w filmie „Hook”. No i na dokładkę nieszczęsny Vinicius Junior, któremu przydałyby się wyczerpujące, wakacyjne korepetycje z finalizowania akcji. Lista atutów tego chłopaka jest naprawdę długa, defensorzy Barcelony umordowali się z nim niesłychanie, wiele razy zresztą zawodnik Realu zostawił ich w pokonanym polu. Tylko cóż z tego, skoro nie potrafił przekuć swych efektownych wyczynów w konkrety? Konkrety, czyli gole.

Bez wątpienia znakomitym nauczycielem dla młodziutkiego Brazylijczyka mógłby być w tej dziedzinie Cristiano Ronaldo. Hiszpańskie media coraz częściej – z pewnym niezrozumiałym zaskoczeniem – zauważają, że Real po prostu nie poradził sobie z utratą Portugalczyka. Nie załatał odpowiednio skutecznie pozostawionej przez niego wyrwy, zionącej w tej chwili pustką i wsysającej marzenia madrytczyków o kolejnych sukcesach niczym czarna dziura. Najnowsza historia potyczek Barcy i Realu nie pozostawia w tym temacie wątpliwości – Los Blancos remisowali lub wygrywali z Barceloną w lidze ośmiokrotnie od czasu, gdy katalońską drużynę przejął Guardiola, rozpoczynając okres dominacji Blaugrany w La Liga. Tylko dwa razy obyło się bez gola CR7.

Co ciekawe – w obu przypadkach drogę do siatki przeciwnika odnajdywał trafunkiem Sergio Ramos. Jeden lider nie błysnął, do akcji wkroczyć musiał drugi. Realowi zwycięstwa nad Barceloną naprawdę od wielkiego dzwonu przychodzą z łatwością, małym nakładem sił.

Być może jest to teoria nieco zbyt uproszczona, ale chyba jedna bliska prawdy – Ramos swoją boiskową prezencją, charakterem i niewątpliwymi umiejętnościami definiuje grę defensywną Realu, mentalny profil zespołu. Cristiano w sposób analogiczny stanowił fundament ofensywy Królewskich. Z jednej strony z biegiem lat stał się mocno uzależniony od dobrych podań i dośrodkowań od kolegów, grając coraz częściej wewnątrz szesnastki, z drugiej zaś strony – sam uzależnił od siebie partnerów. Był gwarantem pięćdziesięciu goli w sezonie, na litość boską. To oczywiste, że musi go brakować. Zwłaszcza w najbardziej newralgicznych momentach sezonu, takich jak starcia z Dumą Katalonii. Gdy potrzeba pod bramką przeciwnika spokoju, precyzji, instynktu kilera.

Benzema tego nigdy nie miał, Bale tylko miewa, a Vinicius dopiero będzie miał. Lucas Vasquez to nie ten rozmiar cylindra, by włączać go do dyskusji, choć jest przydatnym zadaniowcem. Ale Real nie potrzebuje teraz zadaniowców. Tam niezbędny jest nowy, gotowy do walki o najwyższe cele crack.

Dopóki na Estadio Santiago Bernabeu nie pojawi się goleador podobnego kalibru co CR7, to cierpienie Realu raczej nie dobiegnie końca. I mowa tu nie tylko o Klasykach. Vinicius Junior w starciu z katalońską ekipą oddał sześć strzałów – ledwie jeden celny. Dla porównania – statystyki Luisa Suareza. Dwa strzały, dwa celne, dwa gole.

Screenshot_2019-03-02 Vinícius Júnior Real Madrid xG Shot Map Goal stats Understat com

Strzały oddane przez Viniciusa w tym sezonie według modelu xG. Na zielono – gole. fot. Understat.com

Screenshot_2019-03-02 Cristiano Ronaldo Juventus xG Shot Map Goal stats Understat com

Tutaj uderzenia CR7 z ubiegłego sezonu. Brazylijczyk w centrum szesnastki nie istnieje, Portugalczyk chętnie w tym obszarze brykał. fot. Understat.com

Wspominany już parokrotnie Sergio Ramos to zresztą jest kolejny znakomity przykład, jak kiepsko Królewscy wypadają ostatnimi czasy na tle Barcelony. Hiszpan już 41 razy zmierzył się z katalońską ekipą jako zawodnik Realu Madryt, z czego aż 27 razy w La Liga. Zbliża się do rekordu wszech czasów (43 mecze), w tej chwili dzierżonego przez słynnego Manuela Sanchisa. Bilans? Marny. Siedem zwycięstw, sześć remisów, czternaście porażek w Primera Division. Dla porównania – Leo Messi ma na koncie 40 Klasyków, w tym 24 ligowe. Wygrał trzynaście, przegrał sześć, zremisował pięć. A stoper Królewskich wyłapał też przy okazji siedemnaście żółtych i pięć czerwonych kartoników. Sporo tych napomnień za faule na Argentyńczyku, nie trzeba chyba tego dodawać.

Messi pokonał Real na Bernabeu jedenastokrotnie. To rekord. Ramos przegrał z Barcą na Bernabeu jedenastokrotnie. Też rekord. Jeden z największych piłkarskich czempionów naszych czasów – bo tak przecież trzeba hiszpańskiego defensora określać, biorąc pod uwagę jak opasła jest jego gablota z trofeami – przejdzie też zapewne do historii jako największy przegryw w dziejach El Clasico.

Efekt dominacji Barcelony mógł być koniec końców tylko jeden. Ostatnie zwycięstwo w Pucharze Króla pozwoliło Blaugranie wyrównać stan historycznej rywalizacji z Realem. Jak donoszą hiszpańskie źródła – między innymi pismo AS i znany z zamiłowania do cyferek twitterowicz Pedro Martin, El Clasico odbyło się dotychczas 241 razy. 95 meczów zakończyło się triumfem Barcy, tyle samo zwycięstw zanotował do tej pory Real. Jeżeli dzisiaj znów zwyciężą obrońcy mistrzowskiego tytułu, osiągną dodatni bilans oficjalnych meczów z Królewskimi po raz pierwszy od… 87 lat.

To byłaby niesamowicie wymowny akcent, dobitnie symbolizujący hegemonię Barcelony na hiszpańskim podwórku. Kto wie, ile lat zajmie Realowi odkręcenie bilansu tej rywalizacji – najbardziej prestiżowej z możliwych – z powrotem na swoją korzyść. Ale, jak na razie, to tylko puste spekulacje. Podopieczni Ernesto Valverde nie mogą zapominać o przestrogach Xaviego. Z Realem tak jak z serialowym Dariem – zakopiesz zbyt płytko, to skończysz ugotowany we własnej saunie.

REMIS W EL CLASICO? KURS 3.75 W TOTOLOTKU!

fot. newspix.pl

Najnowsze

1 liga

Jarosław Królewski: Wisłę czeka reforma finansowa w wielu aspektach

Damian Popilowski
0
Jarosław Królewski: Wisłę czeka reforma finansowa w wielu aspektach
1 liga

Motor stracił dwa punkty. Fatalny błąd bramkarza [WIDEO]

Piotr Rzepecki
0
Motor stracił dwa punkty. Fatalny błąd bramkarza [WIDEO]

Hiszpania

Hiszpania

Xavi: Okoliczności się zmieniły. Podjąłem tę decyzję dla dobra klubu

Patryk Fabisiak
4
Xavi: Okoliczności się zmieniły. Podjąłem tę decyzję dla dobra klubu
Hiszpania

Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Patryk Fabisiak
22
Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Komentarze

0 komentarzy

Loading...