Reklama

Największa przemiana od czasów Space Jam

redakcja

Autor:redakcja

18 lutego 2019, 22:57 • 3 min czytania 0 komentarzy

Grudniowa banicja Paula Pogby, apogeum kryzysu drużyny Jose Mourinho i chyba również szczyt napięcia między Francuzem a Portugalczykiem, trwała dwa mecze. Od tej pory, już pod wodzą nowego trenera, francuski pomocnik zachowuje się jak wypuszczony z klatki, a dzisiejszy popis na Stamford Bridge to kolejne potwierdzenie: poprzedni menedżer, wlokąc się angielskimi poboczami, nie dostrzegał, że w garażu ma prawdziwą wyścigówkę. 

Największa przemiana od czasów Space Jam

9 goli i 6 asyst, z czego gol i asysta w dzisiejszym spotkaniu przeciw Chelsea. Monstrualny dorobek, ale przede wszystkim spektakularna metamorfoza. Długo szukaliśmy jakiegoś punktu odniesienia, który dobrze pokazałby, co stało się z Pogbą w ostatnich trzech miesiącach. Padło na Space Jam, w którym gromadka prześmiesznych mapetów z Kosmosu zmieniła się w bandę nieustraszonych koszykarskich potworów.

4dsFJ_ko_400x400

Jejku, jak to się dziś przyjemnie oglądało. Pogba był wszędzie, czego najbardziej namacalnym dowodem była jego bramka po akcji, którą sam rozpoczął w środku pola. Za Mourinho wyglądał na nieskoordynowanego dryblasa, dziś i w kilku poprzednich spotkaniach – jak jakiś nadczłowiek, który jednym krokiem pokonuje dystans równy trzem krokom pilnującego go rywala. Asysta? Palce lizać, docięta piłka idealnie za plecy ostatniego z obrońców. Można się wyzłośliwiać, że akurat obrońców to dzisiaj żadnych Chelsea nie wystawiła, ale rany, mówimy wciąż o The Blues, o ekipie, która do niedawna miała sporą przewagę nad United w ligowej tabeli.

Dziś widać było doskonale wszystkie braki londyńczyków, a jednocześnie całą imponującą robotę, którą wykonał w ostatnich tygodniach Ole Gunnar Solskjaer. Krótkie podania, wychodzenie spod pressingu nawet, gdy dwóch rywali podbiega do bocznego obrońcy, w teorii zamykając go w narożniku. Imponujący spokój w środku pola, regulowanie tempa przytrzymywaniem piłki, dryblingami. Jeśli dłuższe piłki – to płaskie, wzdłuż linii, tak, by nie wrzucać Lukaku w kolejny pojedynek biegowy, ale wykorzystywać braki defensywne Alonso i Azpilicuety.

Reklama

Te były aż nadto widoczne, co oczywiście stanowi duży kamyczek do ogródka Maurizio Sarriego. Ofensywa Chelsea funkcjonowała tak, że Higuain nie wygrał chyba ani jednego pojedynku biegowego ze stoperami Manchesteru United, a Hazard ani razu nie miał okazji wejść w drybling jeden na jeden – momentalnie doskakiwała do niego asekuracja Czerwonych Diabłów. Efekt? Dwa celne strzały w całym meczu, oba w pierwszej połowie. Mimo gigantycznej przewagi w posiadaniu piłki, absolutnie nic nie działo się pod bramką Romero. Defensywa? Żadnej recepty na krótkie, dynamiczne wymiany podań. Luki na bokach, niepewność w kryciu przy dośrodkowaniach. David Luiz, który wciąż jest tylko Davidem Luizem. Znów irytował Kovacić, przesadnie bojaźliwy, znów niczego wielkiego nie zdziałał Pedro.

Szczytem szczytów było wprowadzenie Zappacosty w miejsce Azpilicuety na 10 minut przed końcem. Jeśli tak wygląda ratowanie losów awansu w wykonaniu Sarriego – szkoda i Chelsea, i Sarriego.

Manchester United gra dalej, piękny sen Solskjaera trwa – odmieniona przez niego ekipa wygrała 11 z 13 spotkań i tylko wtopa z PSG kładzie się cieniem na tym okresie. Wielka szkoda, że w drugim meczu na Parc des Princes nie zagra Paul Pogba, bo z Francuzem w takiej formie naprawdę wszystko byłoby jeszcze możliwe.

Chelsea – Manchester United 0:2 (0:2)
Herrera 31′, Pogba 45′

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...