Reklama

Twierdza Szczecin stoi jak stała

redakcja

Autor:redakcja

15 lutego 2019, 20:45 • 4 min czytania 0 komentarzy

Ósme kolejne zwycięstwo na własnym stadionie. Bilans bramek 19:4. Przekonujący, konsekwentny styl i pewne zwycięstwo, choć to przecież Górnik rozpoczął od prowadzenia.

Twierdza Szczecin stoi jak stała

Pogoń Szczecin u siebie nie bierze jeńców.

Pogoń zaczęła mecz od  – chciałoby się rzec – niepolskiej intensywności. Dominacja, i to nie w podaniach w poprzek lub do swojego bramkarza, tylko na połowie Górnika. Gierki na jeden kontakt w osławionych trójkątach, wymienność pozycji godna podwórkowej drużyny w natarciu.

Pachniało golem tak, jak pachnie rosołem w niedzielne południe; ładnie huknął głową Drygas po wrzutce Guarrotxeny. A jednak, zgodnie z ligową logiką, choć Górnik raz przekroczył linię środkową w pierwszym kwadransie, to prowadził.

Sprawcą zamieszania w największym stopniu Walukiewicz. Zapomniał pomyśleć i tarmosił rywala za koszulkę. Takie coś, po pierwsze, nie ma prawa ujść płazem w czasach VAR, który – przypominamy odkryciu 2018 roku – obowiązuje również w Italii. Ale mało: Walukiewicz faulował tuż przed arbitrem, żadna wideoanaliza nie była potrzebna. Angulo podszedł do jedenastego metra, Terlecki porównał strzał do uderzeń Wyntona Rufera, 1:0.

Reklama

Pogoń dała się wytrącić z równowagi tylko na minutę, dwie. Tuż po golu zagranie Jimeneza mógł – powinien? – zamienić na gola Angulo, który już objeżdżał Załuskę. Były golkiper Celtiku przypomniał jednak, że na Celtic Park nie trafił za piękne oczy – interwencja bardzo mądra, a na pewno o trzy klasy mądrzejsza niż zachowanie defensorów w tej akcji.

To, co musi budować kibiców Pogoni – ofensywa Portowców nie dała się wytrącić z równowagi. Wiecie jak to bywa: ktoś naciska, dostaje gonga, traci animusz, po nim koncepcję, po nim kolejne gole. Pogoń tymczasem w ataku czas robiła swoje i to przyniosło efekty.

Ledwo co zdążyliśmy powinszować Chudemu kunsztu, bo obronił trudny strzał Kozulja końcem buta, a już golkiper Górnika skompromitował się wpadając z piłką do siatki. Może i kąt dość ostry, ale mur Słowak ustawił raczej za krótki – tak, że spokojnie można wkręcać. Chudy zupełnie się tego nie spodziewał, źle ustawiony od początku szykował się do wrzutki i został pokarany. Mało tego: wkrótce Nunes spróbował nawet… wkręcić bezpośrednio z kornera. Znowu niewiele zabrakło.

Na 2:1 rezultat pierwszej połowy ustalił Kozulj. Niezła akcja Pogoni: przerzut na sześćdziesiąt metrów od obrony do daleko wysuniętego Nunesa. Ten wrzuca, piłka zbita przed pole karne, a tam Bośniak nie zastanawia się ani sekundy, tylko od razu posyła kąśliwego woleja. Jeszcze delikatny rykoszet i piłka wpada do siatki. Górnik obudził się dopiero, gdy po salwach na trybunach boisko utonęło w pirotechnicznej mgle. Żadna z akcji nie przyniosła jednak wymiernych efektów.

Druga połowa trwała pięć minut. Nie żartujemy. To znaczy – formalnie tradycyjne trzy kwadranse, ale po pięciu minutach skończyły się jakiekolwiek emocje. Gol dosyć pinballowy, nie wiadomo było początkowo kto trafił, a piłka lądowała to na słupku, to na poprzeczce. Ostatecznie futbolówka przekroczyła linię już przy pierwszej dobitce, której autorem był Malec. Górnik nie miał dziś żadnego pomysłu na zatrzymanie stałych fragmentów Pogoni: przy niemal każdym śmierdziało golem.

Przy stanie 3:1 Pogoń zabiła mecz. Oszczędzała siły, nie była zainteresowana forsowaniem tempa. Może niektórzy kibice byli rozczarowani, ale to bardzo rozsądnie ze strony Runjaica: była okazja przećwiczyć w warunkach bojowych scenariusz, w którym będzie trzeba bronić wyniku, względnie grać z kontry, a przecież Portowcy na wyjazdach – delikatnie mówiąc – nie zachwycają.

Reklama

Zabrzanie próbowali, ale nie mieli żadnych argumentów. Szymon Żurkowski był cieniem samego siebie, nie potrafił dziś pociągnąć zespołu nie tyle do lepszej gry, co choćby do nawiązania walki. Wprowadzony po przerwie na skrzydło Baidoo na pewno umie biegać, ale jeszcze nie wiadomo, czy umie grać w piłkę. W konsekwencji najciekawsze były ze dwa dryblingi Mystakidisa, przypadkowe kopnięcie Angulo w głowę Guarrotxeny i tyle. Załuska więcej ruchu zaznałby, gdyby rozłożył sobie karimatę w polu karnym i zaczął uprawiać jogę.

Ale to, że Pogoń u siebie jest mocna, wszyscy w lidze wiedzą. Dopiero jeśli zacznie przywozić regularnie pełną pulę z wyjazdów, będzie mogła wskoczyć na jeszcze wyższy poziom, także w tabeli. Wiele powiedzą najbliższe wyjazdy do Kielc – bez Steca i Walukiewicza, którzy zarobili na wykluczenie dzisiejszymi kartkami – i do Krakowa na Wisłę.

Górnik? Jeśli kogoś zmyliło zwycięstwo z Wisłą, dzisiaj zderzył się z rzeczywistością. Zabrzanie na pewno nie są tak słabi, jak dzisiaj pokazali, ale walka o utrzymanie może ich angażować do ostatniej kolejki.

[event_results 561524]

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...