Reklama

Sprawa Stefana, czyli co z tym Horngacherem?

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

05 lutego 2019, 11:13 • 15 min czytania 0 komentarzy

Fachowiec. Jeden z najlepszych trenerów na świecie. Ojciec sukcesów polskiej kadry w ostatnich sezonach. Technologiczny freak. Gość, którego niesamowicie trudno będzie zastąpić. Stefana Horngachera opisać dałoby się na milion sposobów i to niemal wyłącznie pozytywnie. Dlatego nie dziwi, że jego możliwe odejście stało się dla fanów skoków w Polsce sprawą wagi państwowej. Z tego powodu postanowiliśmy przeanalizować co możemy zaoferować mu my, a co Niemcy. No i kto, jeśli będzie taka potrzeba, mógłby Austriaka zastąpić.

Sprawa Stefana, czyli co z tym Horngacherem?

Obecna sytuacja

Stefan Horngacher jest lojalny. Nie można mu tego odmówić. Nawet jeśli po sezonie odejdzie z Polski, wciąż będziemy to powtarzać. Skąd ta pewność? Choćby stąd, że tuż po otrzymaniu oferty od naszych zachodnich sąsiadów, poinformował o tym PZN. Bez żadnych zakulisowych gierek, wyłożył kawę na ławę – mam ofertę od nich, mam od was, będę rozważać obie, a decyzję podejmę prawdopodobnie po mistrzostwach świata, a na pewno przed końcem sezonu. Tyle.

– Sprawa jest świeża. […] Dla mnie zawsze było jasne, że kiedyś będę chciał wrócić do Niemiec. Niekoniecznie jako pierwszy trener kadry, ale na pewno chciałbym pracować w Niemieckim Związku Narciarskim. Podkreślam – wtedy, kiedy minie mój czas w Polsce. A ja wciąż nie wiem jak długo będę prowadził reprezentantów Polski – mówił trener Polaków w rozmowie z TVP. Wcześniej niemal identyczne słowa – które w naszym kraju wywołały spore zamieszanie – powiedział niemieckiej telewizji. Więcej na razie nie ujawni.

Reklama

Jakub Kot, były skoczek, dziś trener i ekspert telewizyjny:

– Prawda jest taka, że trudno to teraz oceniać. Najwięcej wiedzą zapewne Adam Małysz i Apoloniusz Tajner. To są dwie osoby, które mogą coś powiedzieć, a my możemy się tylko domyślać. Ze Stefanem poruszyliśmy ten temat w trakcie Turnieju Czterech Skoczni, ale mówił, że teraz skupia się na mistrzostwach świata, kolejnych konkursach PŚ czy Pucharze Narodów. O tym, co będzie w kwietniu, nawet nie ma czasu pomyśleć.

Problem w tym, że wspomniani Małysz i Tajner też wiele nie ujawniają, co najwyżej strzępki informacji, drobne sugestie. Na więcej nie ma co liczyć, choć, jeśli chcielibyśmy wyciągać jakieś wnioski, to wolelibyśmy raczej robić to ze słów Adama Małysza, bo ten ewidentnie nastawiony jest do całej sytuacji optymistycznie.

– Ja jestem przekonany, że Stefan Horngacher zostanie w Polsce. Rozmawiamy codziennie, nie naciskam, bo to Stefan musi podjąć ostateczną decyzję. Niemcy się cieszą, że będzie ich trenerem? A dlaczego Polacy się nie cieszą? Powinni teraz wspierać, pokazać w Internecie, że są ze Stefanem  – mówił na łamach skijumping.pl.

Apoloniusz Tajner w swoich deklaracjach był nieco bardziej wyrachowany. Fanów informował, że propozycja ze strony związku jest jasna – kontrakt do 2022 roku i igrzysk w Pekinie. Obietnice? Nie będzie ich składał, choć jest dobrej myśli. Z drugiej strony wiadomo, że Niemcom bardzo na Horngacherze zależy, a odchodzący po sezonie Werner Schuster przyznawał, że byłby to idealny kandydat na stanowisko, które zostawi. Podobnie wypowiadali się m.in. Dieter Thoma czy Sven Hannawald.

Najbliżej prawdy na ten moment jest więc chyba Kacper Merk, dziennikarz Eurosportu, którego zapytaliśmy o to, co mówi się w Oberstdorfie, gdzie przebywał – wraz z Pucharem Świata – przez ostatni weekend:

Reklama

– Jeśli mogę odpowiedzieć żartem, to pół na pół: albo zostanie, albo nie zostanie. A na poważnie… kurczę, powiedziałbym tak samo – pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Trudno na dziś oceniać, bliżej której reprezentacji jest. Podejrzewam, że on sam jeszcze nie wie, bo wiele rzeczy musi rozważyć. Pewnie jakieś myśli mu się kłębią w głowie, ale jako profesjonalista chce najpierw fajnie skończyć sezon z Polakami i zdobyć medale w Seefeld, bo przecież bronimy złota w drużynie, a są jeszcze indywidualne konkursy. Potem pewnie będzie się zastanawiać. Tak myślę, gdybym na chłodno miał to oceniać.

Nie napiszemy więc wprost, że Horngacher wybierze nas lub Niemców. Nie mamy zamiaru przewidywać przyszłości. Możemy za to zastanowić się nad tym, jakie argumenty mamy i my, i nasi zachodni sąsiedzi.

Niemcy

Niemal w każdej rozmowie o Stefanie Horngacherze pojawia się jedno zdanie: dla tego gościa naprawdę są rzeczy ważniejsze niż pieniądze. I w tym przypadku przede wszystkim jest to rodzina, która mieszka w Niemczech. Według wielu osób praca z tamtejszą kadrą dałaby mu więc możliwość większego poświęcenia się żonie i dwójce dzieci. Inna sprawa, że to właśnie trener Niemców, Werner Schuster, mówił kilka dni temu o swoim dwunastoletnim synu, że ten „zimą ma tatę tylko w telewizji”. Nie jest więc powiedziane, że praca u naszych sąsiadów pozwoliłaby Horngacherowi na częstszy kontakt z bliskimi. Choć Apoloniusz Tajner w TVP Sport przyznawał, że „[Stefan] musi wszystko poukładać ze swoją żoną. Mieszkają na terenie Niemiec i to komplikuje sytuację”.

To pierwsza, prawdopodobnie najważniejsza kwestia, która – jeśli wierzyć słowom prezesa PZN – przybliża Horngachera do pracy w Niemczech. Ale są też inne. Przede wszystkim: ogromny potencjał ludzki, z którym Horngacher mógłby pracować.

– Tu powstaje pytanie czy z Polakami udałoby mu się jeszcze coś wygrać, bo do tej pory ma już niemal wszystko, co w tym sporcie da się zgarnąć. Może trzeba poszukać nowego bodźca? Reprezentacja Niemiec na pewno jest dużo młodsza. Nawet Wellinger, mistrz olimpijski, to przecież rocznik 1995. Jest młodziutki Schmid, wiekowy nie jest też Siegel, choć teraz doznał kontuzji. Na niedawnych mistrzostwach świata juniorów pojawił się za to Luca Roth [srebrny medalista z konkursu indywidualnego, złoty w drużynie – przyp. red.]. A jak popatrzy się na Eisenbichlera czy Freitaga, to to też nie są goście po trzydziestce. Nie ma więc tam aż tak wiekowych zawodników, jak u nas – mówi Kacper Merk.

01.01.2019, Olympiaschanze, Garmisch Partenkirchen, GER, FIS Weltcup Skisprung, Vierschanzentournee, Garmisch Partenkirchen, Siegerehrung, im Bild Cheftrainer Stefan Horngacher (POL), Cheftrainer Werner Schuster (GER) // Austrian Headcoach Stefan Horngacher of Poland Austrian Headcoach Werner Schuster of Germany during the winner Ceremony for the Four Hills Tournament of FIS Ski Jumping World Cup at the Olympiaschanze in Garmisch Partenkirchen, Germany on 2019/01/01. EXPA Pictures © 2019, PhotoCredit: EXPA/ JFK FOT. EXPA / NEWSPIX.PL AUSTRIA, Italy, Spain, Slovenia, Serbia, Croatia, Germany, UK, USA and Sweden OUT! --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

Stefan Horngacher i Werner Schuster

– Horngacher widzi, jak to wygląda. Pytałem go niedawno o nasze zaplecze, to twierdził, że jest lepiej i bardzo ceni Wojtka Topora, trenera kadry C, oraz Macieja Maciusiaka, który pracuje z drugą reprezentacją. Stefan mówi, że to wszystko się poprawia, ale potrzeba czasu. A w Niemczech? Zobaczmy, jak wyglądają zawody Puchary Kontynentalnego, Fis Cupy czy mistrzostwa świata juniorów. Tam tych Niemców jest od groma. Horngacher na pewno zdaje sobie sprawę z tego, że drużynę ma najmocniejszą na świecie, bo aktualnie mamy czterech czy pięciu zawodników z czołówki. Ale za kilka lat? W Niemczech na pewno są lepsze perspektywy, więcej zawodników, którzy mogą okazać się mistrzami. Teraźniejszość jest jaśniejsza w Polsce, ale przyszłość w Niemczech – dodaje z kolei Jakub Kot.

To ważne przede wszystkim dlatego, że Austriak nie jest gościem, który realizowałby wyłącznie krótkoterminowe plany. Nie, on woli wybiegać w przyszłość i myśleć o tym, co będzie za trzy, pięć czy nawet dziesięć lat. Dlatego w Polsce skupił się nie tylko na kadrze A, ale i zapleczu. W tej kwestii wciąż jednak dużo pracy przed nami, a w Niemczech wiele nie musiałby zmieniać. Zresztą Horngacher doskonale o tym wie, pracował tam przecież przez dekadę. Zna środowisko, sam pomagał w budowie systemu szkolenia, z którego teraz wywodzą się kolejne talenty niemieckich skoków. Wracałby na stare śmieci i to już nie jako trener z drugiego szeregu, a jeden z największych fachowców na świecie.  A kto by nie chciał takiego powrotu?

Polska

No dobra, poprzednie kilka akapitów z pewnością nie napełniło was optymizmem. Ale to nie tak, że Polacy nie mają nic do zaoferowania. Przede wszystkim, co powiedział sam Horngacher w wywiadzie dla TVP: „jesteśmy silną i zgraną drużyną. Dobrze nam się współpracuje. Mamy mnóstwo sukcesów”. Każdy widzi, że współpraca Austriaka z kadrą Polski układa się naprawdę dobrze. To już nie tylko sukcesy Kamila Stocha, ale też znakomite wyniki Piotra Żyły, Dawida Kubackiego czy zeszłosezonowy szczyt kariery Stefana Huli. Teraz na naprawdę dobry poziom wyciągnięty został też – wciąż przecież dość młody – Kuba Wolny. Zresztą sami skoczkowie powtarzają, że chcieliby, żeby ich trener został na stanowisku.

Kacper Merk:

– Piotrek w tym sezonie gada niewiele, ale jak usłyszał o możliwym odejściu Horngachera, to powiedział, że „fajnie by było, jakby został, bo mamy jeszcze dużo pracy do zrobienia. Trener mnie poprowadził i szkoda byłoby to kończyć”. Dawid też dostrzega postęp, jaki zaliczył. Wiadomo, nie od skoczków to zależy, ale chłopaki stoją raczej murem za Horngacherem.

Jak Austriak to osiągnął? Znał część z tych zawodników już wcześniej, bo zdążył zaliczyć już przygodę trenerską w Polsce. Do tego oczyścił atmosferę – ta, pod koniec rządów Łukasza Kruczka, była dość mocno zagęszczona, bo obecny trener Włochów po prostu zbyt długo pozostawał na stanowisku. Przede wszystkim jednak – Stefan Horngacher ma niesamowitą autonomię w działaniu. I powie wam to każdy, kogo o to zapytacie. Jak Jakub Kot:

– Horngacher jest chyba pierwszym trenerem, który dostaje to, czego chce. On coś mówi, a prezes Tajner mu to daje. Za czasów np. Łukasza Kruczka tak nie było. Wtedy raczej szukano kompromisów, dogadania się. Dziś Horngacher ma ogromny budżet, m.in. na rozbudowany sztab. Inny trener pewnie nie mógłby sobie pozwolić na coś takiego.

I to bardzo ważny argument, bo można powątpiewać w to, że u Niemców wypracowałby sobie równie dobrą pozycję. Choć nasi sąsiedzi powtarzają, że zapewnią mu dokładnie takie same warunki (albo i lepsze), jak ma w Polsce. To teoria, w praktyce może być różnie. Kami Stoch żartował sobie ostatnio, że „nikt nie da Horngacherowi większych pieniędzy niż Polacy”. I niby to zabawna kwestia, ale… równocześnie bardzo prawdopodobna. Może nie gdy chodzi o same zarobki (choć i tu może tak być, w skokach nie wykłada się milionów na trenerów), ale właśnie o środki włożone w otoczenie szkoleniowca. Warunki do pracy ma u nas idealne i wie o tym Apoloniusz Tajner, który powtarza, że „w Niemczech Stefan nie będzie miał tak dobrze”. Pytanie czy to przekona go, że warto tu zostać.

Jest jeszcze jedna rzecz – Horngacher dobrze się u nas czuje. Po prostu. Wyraźnie widać, że zgrał się nie tylko ze skoczkami, ale i, o ile tak można to ująć, z resztą Polaków. To ten typ charakteru, który bardzo do nas pasuje. Zresztą, gdyby było inaczej, pewnie nie mielibyśmy takich wyników.

W tej chwili to wszystko przypomina starą, aptekarską wagę, gdzie na jednej szali leżą sukcesy Stocha i spółki oraz spora autonomia, jaką ma w swojej pracy, a na drugiej znakomite warunki do rozwoju w Niemczech i wielu wspaniałych skoczków do oszlifowania. Co przeważy? Trudno stwierdzić. Gdyby była to jednak opcja niemiecka, nam pozostałoby zastanowić się nad jednym.

Kto, jeśli nie Horngacher?

Zatrudniliśmy sztab wybitnych analityków, posłuchaliśmy ekspertów, przejrzeliśmy listy dostępnych trenerów z całego świata (żartem są tu tylko analitycy, naprawdę!) i wyszło nam, że istnieją cztery scenariusze postępowania, jakie może obrać PZN w takiej sytuacji. Nazwisk, rzecz jasna, są dziesiątki, jeśli nie setki. Omawianie każdego z nich z osobna zajęłoby nam zapewne tyle czasu, że do tego momentu poznalibyśmy i decyzję Horngachera, i (opcjonalnego) nowego trenera kadry. Nie przedłużajmy więc, tylko bierzmy się do roboty.

Opcja 1. Znane nazwisko.

To ta najbardziej oczywista – zgarnąć trenera, który zbudował już sobie pozycję w świecie skoków, dać mu naprawdę dobry materiał ludzki i czekać na efekty. Sęk w tym, że takich szkoleniowców po prostu nie ma. Najgłośniejszym nazwiskiem, które na ten moment niektórzy łączą z polską kadrą, jest… Łukasz Kruczek. Serio. On sam jednak powtarza, że nie chce wracać na to stanowisko. Poza tym czasem ktoś wspomni o Goranie Janusie, do ubiegłego sezonu trenerze Słoweńców. Aczkolwiek to kandydat, który prawdopodobnie lepiej nadawałby się do pracy z młodymi talentami niż doświadczonymi Stochem czy Żyłą. Kto poza tym?

Kacper Merk:

– Jak się nad tym zastanowisz, to jest Alexander Stoeckl, fajny trener, ale na ten moment nie do ruszenia z Norwegii. Jest też Werner Schuster, ale on nie po to odchodzi z Niemiec i wraca do rodziny, by nagle przejść do Polski. Całkiem przyzwoity jest trener Szwajcarów, Ronny Hornschuh, którego zresztą jako kandydata do pracy w swojej kadrze wymieniają też Niemcy, ale nie jestem w stanie powiedzieć, że to byłby fajny następca Horngachera. Jak rozmawia się z innymi dziennikarzami czy np. Svenem Hannawaldem, to wszyscy powtarzają, że nie ma na rynku dużych nazwisk, które z miejsca gwarantują ci wyniki. Stąd też Niemcy mieli przez moment pomysł, żeby na selekcjonera wybrać Martina Schmitta. Bo to były skoczek, który pracował z Horngacherem i kręcił się przy federacji. Ale Martin powiedział, że nie czuje się jeszcze na siłach.

Sami widzicie – bieda na tym rynku. Karuzela się nie kręci. Trzeba więc szukać gdzie indziej. A, jeszcze jedno – jeśli ktoś chce proponować Mikę Kojonkoskiego, niech po prostu da sobie spokój i pozwoli mu trenować młodych Chińczyków. Bo ta kandydatura nie ma sensu.

Opcja 2. Królik z kapelusza

W tym scenariuszu zostajemy za granicami naszego kraju i próbujemy wyciągnąć kogoś w ten sam sposób, w jaki zgarnęliśmy Stefana Horngachera – z „niższych” reprezentacji naszych rywali. Sęk w tym, że – o czym już wspominaliśmy – nasz obecny trener nie był Polakom obcy i oni sami cieszyli się, że przyjdzie by z nimi pracować. Doskonale znał go też Adam Małysz. To nie był gość wzięty znikąd, na zasadzie: „może wypali, spróbujmy”. Nie, decyzja o jego zatrudnieniu była przemyślana, a wybór logiczny. Na ten moment nie ma w świecie skoków drugiego takiego kandydata.

Jakub Kot:

– Tym razem to będzie dłuższy proces. Zatrudnienie Stefana nie było nowością dla naszych skoczków. Okej, może dla młodszych zawodników, ale dla tych starszych to był powrót na fajną ścieżkę. Zresztą w czasach juniorskich Kamil i inni skoczkowie osiągali z nim dobre wyniki. Teraz, jakbyśmy wzięli kogoś obcego z Austrii czy Niemiec, to taki trener musiałby uczyć się wszystkiego od zera. Stefanowi było łatwiej, bo znał polską mentalność. Nowy szkoleniowiec musiałby ponownie spoić tę drużynę czy kontrolować zaplecze, co robi teraz Stefan.

Innym wariantem w tej opcji jest zgarnięcie kogoś, kto nazwisko ma rozpoznawalne, ale nie miał dotychczas szansy, by wykazać się jako trener kadry. Czyli byłego skoczka. Tak, jak Niemcy chcieli Schmitta, tak my moglibyśmy zgarnąć kogoś w tym typie… ale z zagranicy. Bo, bądźmy szczerzy, nie ma w naszym kraju gościa, który skakał i na dziś mógłby się podjąć prowadzenia tej kadry. Więc prędzej byłby to Niemiec, Austriak lub Norweg. Czy jednak coś takiego ma sens?

Kacper Merk:

– Niby tak, ale możesz wymienić z pięćdziesięciu byłych skoczków, którzy coś tam teraz przy tych skokach działają. Niemcy mają u siebie w sztabie np. Roara Lyokelsoeya. Ktoś w Norwegii podpowiada, że nadałby się Romoeren. W Szwajcarii przy skokach w Engelbergu pomagał Andreas Kuetell [dodajmy, że Szwajcar jest nawet żonaty z Polką, więc może w tym byłaby jakaś logika? – przyp. red.]. Tak sobie rzucać możemy tymi nazwiskami, ale to takie szukanie igły w stogu siana na zasadzie: „okej, wylosujmy jakieś nazwisko byłego skoczka. O, Janne Ahonen nie pracuje, jest wolny, to może on, bo nam kiedyś dobrze szło z Lepistoe”. Nie szedłbym w tę stronę.

Opcja 3. Naturalny kandydat

Maciej Maciusiak lub Grzegorz Sobczyk. Tylu jest gości, którzy mogliby naturalnie przejść na stanowisko głównego trenera. Pierwszy aktualnie działa w kadrze B, drugi był asystentem Łukasza Kruczka, a dziś tę samą rolę pełni u Stefana Horngachera. I niby wszystko fajnie, kandydatury logiczne, ale w obu przypadkach da się dołożyć łyżeczkę dziegciu do beczki miodu. Bo, jak mówi Merk, Maciusiak ma świetną reputację, ale zawodnicy, którzy w tym sezonie trenują pod jego wodzą, radzą sobie różnie. W zeszłym zresztą lepiej nie było, tyle tylko że wyróżniali się inni. Z drugiej strony cenią go ludzie z pierwszej kadry, m.in. Dawid Kubacki czy Stefan Hula, których kariery w pewnym momencie ratował (i tak, „ratował” to odpowiednie słowo).

Sobczyk to z kolei inna historia. Już po odejściu Kruczka mówiło się, że może warto spróbować powierzyć kadrę jemu. Ponoć był nawet taki pomysł w samym związku, ale mówiło się o tym tylko nieoficjalnie. Ostatecznie stanęło na tym, że w kadrze zostanie, ale w tej samej roli co wcześniej. I to było bardzo dobre wyjście, bo Jakub Kot mówi nam, że „Grzesiek znalazł swoje miejsce. Idealnie się do tego nadaje. Bo to osoba, która robi atmosferę w kadrze, taki dobry duch drużyny, który dużo się uśmiecha i pomaga niemal we wszystkim. Jest znakomitym uzupełnieniem głównego trenera”.

Trudno więc postawić na któregoś z nich i powiedzieć, że to wybór, który nie pozostawia wątpliwości. Z całą pewnością jednak, jeśli PZN zdecydowałby się na Maciusiaka bądź Sobczyka, będzie można doszukać się w tym logiki. Czy wyników? Tego nie sposób stwierdzić.

Grzegorz Sobczyk i Stefan Horngacher

Opcja 4. Ktoś z dołu

No dobra, od razu zapowiemy, że nie sądzimy, by Apoloniusz Tajner i spółka mieli sięgnąć po ten scenariusz, ale podrzucimy go i tak. Bo mamy w Polsce dość sporo utalentowanych trenerów, którzy jednak pracują z młodzieżą, w klubach. Może więc warto powierzyć kadrę komuś takiemu? Sęk w tym, że specyfika skoków jest zupełnie inna niż np. piłki nożnej. Dobry trener klubowy nie zostanie z miejsca znakomitym trenerem reprezentacji.

Jakub Kot:

– Trener powinien zacząć w klubie, a potem zaliczać reprezentacje, od tych rozwojowych, po zaplecze i w końcu kadrę A. Choć zdarzają się trenerzy rzucani na głęboką wodę, bez pracy u podstaw. Dla mnie to nie w porządku, że tak się kogoś wyciąga, tym bardziej, że istnieje w związku z tym spore ryzyko braku wyników. Na ten moment zresztą nie bardzo widzę osobę z jakiegoś klubu, która mogłaby objąć kadrę A z mistrzem olimpijskimi i mistrzami świata. Bo taki trener musi mieć charakter i poważanie. Jakbyśmy wzięli gościa z klubu – mimo tego że mamy wielu niezłych szkoleniowców – to ci zawodnicy mogliby nie do końca wierzyć w jego metody. Wiadomo, bardziej znany i ceniony, jest np. Jan Szturc. On znakomicie sprawdza się w klubie, w pracy z dzieciakami, ale raczej nie byłby w stanie teraz wprowadzać tych wszystkich nowinek sprzętowych itp. To musi być ktoś, kto już teraz tkwi w tym świecie. Jeżeli weźmiemy człowieka z klubu, który nie ma na nic pieniędzy, to nie wiem, czy odnajdzie się w tej sprzętowej gonitwie szczurów.

Jaki z tego wszystkiego wniosek? Mamy jeden: musimy walczyć o Horngachera do ostatnich chwil. Zresztą nie tylko dlatego, że brak na rynku dobrych „zmienników”.

Problem

Bo w tym wszystkim musimy pamiętać o jednym. Jasne, Horngacher może sporo stracić, jeśli przejdzie do Niemiec i mu tam nie wyjdzie. Ale już w momencie jego opcjonalnego odejścia jeszcze więcej tracimy my. Choćby w kwestii organizacji kadr czy nowinek technologicznych – ten gość jest przecież na tym punkcie wręcz oszalały, to dzięki niemu nadrobiliśmy dystans do światowej czołówki. Dość prawdopodobne wydaje się też, że odeszliby wtedy tacy ludzie jak np. Harald Pernitsch, konsultant naszej kadry, który pomaga skoczkom w maksymalnym przełożeniu pracy włożonej w treningi na wyniki w konkursie. Gdybyśmy mieli określić, jak ważny jest on dla Horngachera i naszej kadry, napisalibyśmy: cholernie. I to właśnie Austriak zaangażował go do współpracy z naszymi zawodnikami.

Jakub Kot:

– Po prostu boję się, że jak Horngacher odejdzie – choć nie wiem, czy podążą za nim inni członkowie sztabu – to nowy trener nie będzie miał tak kolorowo. Bo być może, bez wypracowanej pozycji, nie dostanie takiego budżetu czy możliwości. Stefan zbudował sobie wielki autorytet, taką potęgę w negocjacjach. Tu może być problem, gdyby przyszedł ktoś inny. Trzymajmy kciuki, żeby Stefan został. To będzie najlepsze dla nas wszystkich.

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix.pl

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne kraje

Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Damian Popilowski
1
Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]
1 liga

Lechia ogrywa Polonię. Jeszcze chwilka i przywitamy ją w Ekstraklasie

Paweł Paczul
5
Lechia ogrywa Polonię. Jeszcze chwilka i przywitamy ją w Ekstraklasie

Inne sporty

Polecane

Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów!

Sebastian Warzecha
1
Safety first? Nie tym razem, panie Pertile. Ryoyu Kobayashi skoczył 291 metrów!

Komentarze

0 komentarzy

Loading...