Reklama

Jak okradano i jak ratowano Wisłę Kraków

Krzysztof Stanowski

Autor:Krzysztof Stanowski

03 lutego 2019, 21:05 • 39 min czytania 2 komentarze

3 stycznia, lobby hotelu Iberostar na Kubie, godziny poranne. Przychodzi do mnie SMS, moim zdaniem najważniejszy w nowożytnej historii Wisły Kraków. Nadawca: Bogusław Leśnodorski.

Jak okradano i jak ratowano Wisłę Kraków

„A może ja bym pomógł tej Wiśle z licencją? Przecież oni chyba nie mają pojęcia co robić. Co sądzisz?”

Odpisuję: „Bardzo dobry pomysł, tylko złóż tę propozycję publicznie, najlepiej na Twitterze, to nie będą mogli nie skorzystać z pomocy, bo ich ludzie zjedzą”.

Na Twitterze rzeczywiście Leśnodorski oferuje Wiśle swoją pomoc, a kibice reagują zgodnie z przewidywaniami. Jest mnóstwo komentarzy w stylu „chociaż tego nie zepsujcie”, „dzwońcie natychmiast, skoro człowiek oferuje wam pomoc” itd.

Zrzut ekranu 2019-01-24 o 16.34.33

Reklama

Jestem w stu procentach przekonany, że właśnie 3 stycznia uratowana została Wisła Kraków i gdyby nie całkowita fanaberia byłego prezesa Legii Warszawa, dzisiaj klub organizowałby raczej garażową wyprzedaż mebli, a nie szykowałby się do pierwszego meczu wiosennego.

Jak przebiegało ratowanie Wisły Kraków? Zapraszam na tekst, w którym opiszę jak to wszystko wyglądało z mojej perspektywy i jak się w to zaplątałem. Gdyby za taki tekst zabrał się kto inny, zwróciłby pewnie uwagę na inne zdarzenia, inaczej rozłożył akcenty. Ale jest to spojrzenie wyłącznie moje. Postarałem się w sposób najpełniejszy, dzień po dniu, pokazać, jakim cudem Wisła jeszcze istnieje. Bo że to jest cud – nie mam wątpliwości. Jednocześnie mogło się zdarzyć, że niektóre daty minimalnie pomyliłem i coś, co zdarzyło się np. 5 stycznia umieściłem pod datą 6 stycznia. Chociaż mam nadzieję, że nawet tak drobnych pomyłek w tekście nie ma.

***

16 GRUDNIA

Tego dnia przedstawiciele Wisły Kraków podpisali skany dokumentów panom Vannie Ly oraz Matsowi Hartlingowi. Wcześniej na wewnętrznej grupie na WhatsAppie jednogłośnie zagłosowano za, chociaż kilka osób miało wątpliwości i wyraźnie zaznaczało, że są za, ponieważ zwyczajnie nie widzą innej opcji.

Podpisanie dokumentów trzymane jest w tajemnicy. Marzena Sarapata nie sprawia wrażenia osoby, która – mówiąc krótko – dobrze się trzyma. Jakby miała się rozpaść na kawałki.

Reklama

17 GRUDNIA

Wedle powszechnej tego dnia wiedzy, Wisła Kraków negocjuje z Gangiem Olsena. Jeszcze nie wiemy wówczas, kto wchodzi w skład tego Gangu Olsena, nie wiemy, że to Gang Olsena, generalnie nic nie wiadomo. Dostaję sygnały, że sprzedaż klubu jest prawdopodobna, ale nie mam wiedzy, że już się dokonała. Tego też dnia odbieram telefon od znajomego z pytaniem, z kim aktualnie należy rozmawiać w Wiśle Kraków, jeśli ktoś byłby zainteresowany przejęciem klubu.

Odpowiadam szczerze – nie wiem z kim. Ale się dowiem. Nie mam pojęcia, czy Marzena Sarapata mówiąc krótko jest decyzyjna, bo słyszałem różne opinie. Nie wiem, kto aktualnie udaje, że pracuje, a kto pracuje naprawdę. Dzwonię w tej sprawie do menedżerów z poznańskiej agencji „Fabryka Futbolu”, którzy bardzo dobrze znają się z Arkadiuszem Głowackim, dyrektorem sportowym klubu. Oni robią rekonesans i informują mnie: – Zadzwoni do ciebie Daniel Gołda z Wisły, członek zarządu.

Jednak do końca dnia nie dzwoni. Wieczorem jestem gościem w emitowanym na Onecie „Magazynie Ekstraklasa”, gdzie mówię, że chyba sytuacja Wisły nie jest tak dramatyczna i że chyba jakiegoś inwestora muszą mieć, skoro do mnie nie oddzwonili po informacji, że ktoś chce się z nimi pilnie skontaktować w sprawie zakupu klubu. Chodzi o dewelopera z Mazowsza. Nie znam go osobiście. Ale zna mnie jego prawa ręka. Ta osoba uznała, że w polskiej piłce umiem się poruszać, więc ten sposób kontaktu będzie najszybszy. Bo jaka była inna opcja? Zadzwonić do sekretariatu i posłuchać muzyczki?

18 GRUDNIA

Daniel Gołda dzwoni rano. Zaznaczam w rozmowie z nim: – Nie jestem stroną tych rozmów, nie chcę by mnie tak traktowano. Ja wyłącznie przekazuję kontakt i potem radźcie sobie sami, nie informujcie mnie o niczym. Nie znam tamtego inwestora i nie chcę, by traktowano mnie jako polecającego.

Jestem trochę przeczulony. I nie mam wcale przekonania, czy ten inwestor na pewno uniesie Wisłę.

Potencjalny inwestor i Wisła umawiają się na spotkanie. Jednak potem media zaczynają informować o Vannie Ly i Matsie Hartlingu, z doniesień wynika, że sprzedaż klubu jest przesądzona. Wspomniany biznesmen odwołuje więc spotkanie, bo nie chce tracić czasu. Wisła nie wydaje się tym specjalnie przejęta. W myśl zasady: nie to nie. A przecież jeśli nie jako inwestora, należało z zainteresowaną stroną się spotkać, namówić do współpracy w inny sposób, może wybadać, czy możliwy jest czysty sponsoring.

Oferta jeszcze wróci i będzie na stole przez długi czas, pewnie jest nadal. Ale o tym później.

Tego samego dnia delegacja Wisły w składzie Sarapata, Michlowicz oraz Wisłocki wsiada do samolotu linii Lufthansa do Monachium, gdzie przesiada się na lot do Zurychu. Tam w hotelu naprzeciw dworca kolejowego umawiają się z Olsenami. W lobby odbywa się kolejna sesja podpisywania dokumentów. Zdaje mi się, że Wisła stała się jednym z niewielu klubów na świecie, które zmieniły właściciela właśnie w hotelowej poczekalni i wszyscy uznali to za zupełnie normalne.

19 GRUDNIA

Wisła Kraków wydaje oświadczenie. Trzeba przyznać, że dość żałosne, ale to reguła w przypadku tego klubu.

We wtorek 18 grudnia doszło do spotkania przedstawicieli Towarzystwa Sportowego „Wisła” Kraków z luksembursko-brytyjskim konsorcjum funduszy inwestycyjnych, podczas którego podpisano warunkową umowę sprzedaży 100 procent akcji Wisły Kraków SA. Szczegóły umowy są objęte ścisłą klauzulą poufności. Uprawomocnienie umowy nastąpi w najbliższych dniach.

Rozpoczyna się analizowanie, kim są ludzie, którzy – rzekomo – kupili Wisłę Kraków. Już coś niecoś jest o Vannie Ly i Matsie Hartlingu wiadomo. Dziennikarze – z niesamowitym Szymonem Jadczakiem na czele – ciągle ich prześwietlają, a efekty owego prześwietlania są groteskowe. Ja od pewnego czasu opinię mam wyrobioną. Zbieram wszystkie informacje do kupy, układam je sobie w głowie. Koresponduję z ludźmi. Na Twitterze kpię z kambodżańskiego księcia, używając kadrów z filmu „Konsul”. Kto oglądał, ten wie o co chodzi. Nie wszystko wtedy można napisać. Na przykład wymieniam SMS-y z jedną bardzo znaczącą osobę z polskiej piłki.

Zrzut ekranu 2019-01-24 o 16.41.07

Zrzut ekranu 2019-01-24 o 14.55.44

(zaczerniony fragment niepoparty dowodami, więc nie publikuję – zwracam natomiast uwagę na trafne przewidywanie przyszłości w drugim smsie)

Ludzie nie chcą być oficjalnie cytowani, bo im się nie chce odbierać potem stu telefonów, odpowiadać na pytania itd. Mają jednak wyrobione opinie na temat polskiego pośrednika w tym cyrku.

Tomasz Jażdżyński, jedna z osób, która uratowała Wisłę przyzna: – Kiedy mniej więcej tego dnia przeczytałem, że Vanna Ly znał Karola Wojtyłę to już to było dla mnie za wiele. Inni czekali na przelew, ja uznałem, że Wisła idzie pod wodę. To znaczy ja wiedziałem, że to i tak nastąpi, rozmawiałem dwa lata wcześniej z panią Sarapatą i panem Dukatem i po tej rozmowie miałem obraz kompetencji zarządu, ale wtedy – po słowach o Wojtyle – zrozumiałem, że to już ten moment. Przestałem emocjonować się sprawą nowego inwestora, zacząłem pytać, kto i na jakich zasadach mógłby założyć nową Wisłę na niższym poziomie rozgrywkowym.

20 GRUDNIA

Rozmawiam ze Zbigniewem Bońkiem. Dyskutujemy, kim są ci kupcy. On mówi: – Poczekaj, zadzwonię do prezydenta Genui i podpytam.

Po 10 minutach oddzwania: – Powiedział mi „Zibi, uciekaj. Oszuści!”.

I jeszcze kilka grubszych określeń.

Nie wypada mu publicznie cytować tych słów. Po pierwsze padły w rozmowie prywatnej, po drugie – to nie jego rola. Jednak efekt tej rozmowy będzie taki, że Boniek zacznie ostrzegać ludzi, na przykład prezydenta Krakowa. Nikt nie chce słuchać. Kibice Wisły mają klapki na oczach: uważają, że dziennikarze ośmieszają „Gang Olsena”, bo chcą doprowadzić do upadku krakowski klub. I że szydzą z całej tej wesołej gromadki bez żadnych powodów.

21 GRUDNIA

Vanna Ly przylatuje do Krakowa. Kabaret nabiera tempa. Facet tanimi liniami, w tanich ciuchach odgrywa tanie przedstawienie, które kończy się kolacją w taniej knajpce. Tu nic nie ma sensu. Rzekomy inwestor nie wykonuje nawet pół ruchu, aby uwiarygodnić się w oczach kibiców, ale im się ciągle wydaje, że to tylko taka poza i że już za moment, już za momencik podczas konferencji prasowej opowie o setkach milionów złotych, które zamierza wpompować w krakowski klub. Tłumaczą zawzięcie, że Ly dlatego ma pieniądze, ponieważ nie wydaje na głupoty – i właśnie dlatego podróżuje jak podróżuje, wygląda jak wygląda. Rzut oka na całą trójkę – Ly, Pietrowskiego i Hartlinga – i osoba niezaangażowana emocjonalnie w deal wie wszystko.

Rozpoczyna się jednak okres, kiedy kibice Wisły Kraków po prostu chcą wierzyć. Przypominają ludzi, którzy gapią się w pień drzewa i mówią, że kora ułożyła się w portret Matki Boskiej. Na razie nie można im przeszkadzać.

Zresztą, nie ma sensu się specjalnie rozpisywać, bo wszyscy to dokładnie pamiętamy. Dzień później Ly pójdzie do prezydenta Majchrowskiego, prezydent nazwie go „skośnookim”, ale doda, że jest optymistą. Kambodżański książę będzie zasłaniał się parasolem, ponieważ podobno choruje na światłowstręt. Jak się okaże, nie tylko na to.

Kolejne dni upłyną na czekaniu na przelew. Przyszedł, nie przyszedł. Wiadomo.

28 GRUDNIA

Autentycznie dostaję ataku śmiechu. Pokazuję telefon Maciejowi Sawickiemu, sekretarzowi generalnemu PZPN. Płyną mu łzy. Stoimy przy plażowym barze i ludzie patrzą się na nas jak na wariatów.

Zrzut ekranu 2019-01-31 o 15.05.12

Kibice Wisły czekają na przelew.

30 GRUDNIA

Podczas wakacji odbieram sms od Rafała Wisłockiego. Jeszcze nie jest prezesem klubu, ale jest jedynym człowiekiem, który nie schował się przed światem po kambodżańskiej kompromitacji, tylko próbuje wyprowadzić klub na prostą. Pierwszy raz w życiu mamy bezpośredni kontakt.

– Przygotowujemy się na scenariusz, że przelew na 12 milionów nie wpłynie.
– Życzę wam, żeby nie wpłynął.

Wisłocki prosi mnie o kontakt do wspomnianego wyżej dewelopera, który zgłosił się w połowie grudnia. Opowiada o Wannie Ly i całym tym zamieszaniu. Szuka alternatyw gdzie się da. Umawia spotkanie z potencjalnym inwestorem po raz kolejny. Jego również informuję, że nie chcę być traktowany jako przedstawiciel, a jedynie służę kontaktem. 31 grudnia mają już ustalony nowy termin rozmów.

Zrzut ekranu 2019-01-24 o 16.52.36

2 STYCZNIA

Przez moment prezesem Wisły jest Tadeusz Czerwiński. Spotyka się z trzema pracownikami klubu i wygłasza inspirującą mowę motywacyjną, po czym jedzie do domu i za dwie godziny oddzwania, że źle się czuje i jednak niech zapomną co mówił, bo nie będzie prezesem.

3 STYCZNIA

I jesteśmy w najważniejszym dniu. Pamiętam to jak dziś – mamy dużą grupą jechać do delfinarium. Gdybyśmy wyjechali o czasie, wiadomość od Leśnodorskiego przeczytałbym wiele godzin później. Kto wie, może zapał by mu minął. Ale autokar nie przyjeżdża o czasie, więc wciąż w telefonie mam dostęp do internetu i sprawy nabierają tempa.

Leśnodorski wrzuca tweeta o pomocy, Rafał Wisłocki błyskawicznie się do mnie odzywa i prosi o numer telefonu do Leśnodorskiego.

Wisłockiego uważam za jednego z bohaterów akcji ratunkowej. Nie chcę, żeby to zabrzmiało niestosownie. To inteligentny, zaangażowany człowiek, ale przede wszystkim zajmujący się akademią piłkarską. I jego największą zaletą w tym całym zamieszaniu było to, że… doskonale zdawał sobie sprawę, że nie ma zbyt wielkiego pojęcia o sprawach, które nagle miałby zacząć załatwiać. Dysponuje dobrą energią, ale porusza się po omacku. I tak, w młodości kibicował Legii, co moim zdaniem też ma znaczenie.

Otóż gdyby akcją ratowania Wisły kierował zatwardziały wiślak z dziada pradziada, być może odrzuciłby pomoc z Warszawy. Gdyby też tą akcją kierował człowiek, który miałby mylne przekonanie, że da sobie radę sam, albo że nie będzie mu jeden z drugim mówić, co ma robić, nic by z tego nie było. Rafał Wisłocki to osoba, która doskonale wiedziała, na czym się zna i na czym się nie zna. I z wdzięcznością i pokorą przyjmowała pomoc. Klub potrzebował kogoś o takich właśnie cechach osobowościowych.

4 STYCZNIA

Już o 8:15 rano w Zakopanem w restauracji Villa Toscana Rafał Wisłocki spotyka się z Bogusławem Leśnodorskim. Leśnodorski zaczyna analizować sytuację. Z tej analizy za chwilę wyklują się dwa wnioski: „Ci goście są jak zombie, nie śpią, nie jedzą, są przerażeni i nie wiedzą co robić”. I drugi wniosek: „W tym klubie nic nie ma, żadnych struktur, zero”.

A poza wnioskami, także żądanie wobec Wisłockiego: – Niech pan zostanie prezesem wszystkiego.

Wszystkiego, czyli zarówno SA, jak i TS. Leśnodorski uznaje, że jak ma się w to bawić, to nie będzie tego robił w towarzystwie skompromitowanych osób. Albo mają sami się usunąć, albo w ten czy inny sposób klub ma ich wypchnąć poza margines. Natomiast Wisłocki wzbudza jego zaufanie.

Zaczyna się wyścig z czasem. Trzeba w nieco ponad dwa tygodnie odkręcić umowę sprzedaży klubu, odzyskać licencję, zbudować podwaliny pod coś, co będzie przypominało klub, który mógłby wystartować w rozgrywkach na wiosnę i prowadzić działalność gospodarczą. Trzeba sobie jasno powiedzieć – na początku roku KLUB NIE ISTNIAŁ.

Zakładano, że właścicielem jest człowiek, który zniknął (razem z akcjami). Poprzedni zarząd – zniknął. Pieniądze – zniknęły. Piłkarze – właśnie mieli znikać. Nie było niczego i nikogo. Coś, co nazywano Wisłą, formalnie było… no właśnie czym? Czymś więcej niż wspomnieniem? Tam nikt nie mógł podpisać jakiegokolwiek dokumentu. Nawet gdyby znalazły się pieniądze na zakup długopisu.

Ale akcja się rozpoczyna. Po kolei…

Licencja jest kluczowa. Trzeba szybko postawić na dialog, sprawdzić, jakie są faktyczne wymagania i intencje komisji. Bardzo kompetentną osobą jest Łukasz Wachowski – człowiek czynu. Sugeruję Leśnodorskiemu, że powinien się z nim jak najszybciej spotkać (do tej pory się nie znali). Dziennikarze donoszą, że do spotkania doszło w Zakopanem. Nie brakuje komentarzy od kibiców, że to kompromitacja komisji: jak to jest, że jej członkowie jeżdżą jak petenci na drugi koniec Polski, do faceta, który akurat jeździ na nartach. A do innych nie jeździli! Ruch upadał i nie jeździli!

A teraz fakty. Do spotkania miało dojść w Warszawie, ale okazało się, że Wachowski wybiera się na krótki rodzinny urlop do Zakopanego i sam proponuje tamto miejsce. Trudno o lepszy dowód niż screen poniżej… Nie ma więc mowy o kompromitacji czyjejkolwiek. Zwykły, jakże szczęśliwy zbieg okoliczności.

Zrzut ekranu 2019-01-24 o 14.36.55

Tego też dnia Rafał Wisłocki jedzie do siedziby Małopolskiego Związku Piłki Nożnej, by spotkać się z Ryszardem Niemcem. Ten zapewnia go o wsparciu, co trzeba uznać za kurtuazję. Następnie jedzie na konferencję prasową i w czasie tej podróży pisze do niego dawny kolega, Jarosław Królewski. Po chwili rozmawiają przez telefon. Królewski zapewnia, że pomoże Wisłockiemu we wszystkim i że można na niego liczyć.

– Miałem przekonanie, że na Rafała spadły obowiązki, z którymi może sobie nie poradzić – mówi Królewski, właściciel dynamicznie rosnącej firmy Synerise, zajmującej się sztuczną inteligencją.

Konferencja jest nieporozumieniem, wpuszczenie na nią Michlowicza i Kwaśniewskiego – mocno związanych ze środowiskiem kibiców, a nawet skompromitowanych kontaktami z gangsterami takimi jak „Misiek”, od czego nie mają odwagi lub chęci publicznie się odciąć – było pierwszym dużym błędem w nowym rozdaniu. Co do tego wszyscy są zgodni. I wszyscy mówią Wisłockiemu to samo: w ten sposób polegniesz. Pamiętam, że sam wtedy gryzę się z myślami, czy warto i wypada do prezesa Wisły się w tej sprawie odezwać, ale w końcu uznaje, że co mi tam – skoro on wykonał ze dwa telefony, żeby mnie się o coś poradzić, to i ja coś mu napiszę od siebie:

Moja dobra rada: jak się pan w ten czy inny sposób, raczej szybciej niż później, nie pozbędzie przybocznych, to tylko spapra pan sobie nazwisko, a Wisły nie uratuje. Domyślam się, że to nie takie proste i na już, ale tak ogólnie piszę.

Odpowiedź zachowam dla siebie.

Tego samego dnia Tomasz Jażdżyński, dzięki kontaktowi od Rafała Oramusa z Socios Wisła, umawia się z prezesem tej organizacji Witoldem Ekielskim oraz zarządem na spotkanie, które dochodzi do skutku następnego dnia. – Zapytałem ich, czy znają dobrze Wisłockiego. Porozmawialiśmy o tym, co dzieje się wśród Socios i co dzieje się w klubie. Oni umówili mi spotkanie z Rafałem. Mówiąc szczerze, zrobiło mi się go żal podczas tej konferencji. Chciałem się z nim spotkać, aby przestrzec go przed skutkami tej sytuacji dla niego osobiście. Choćby niezgłoszenie wniosku o upadłość w terminie mogło spowodować, że będzie miał problemy – wspomina.

5 STYCZNIA

Wisłocki spotyka się z potencjalnym inwestorem (tym – nazwijmy to – ode mnie). Kiedy wraca ze spotkania, kontaktuje się z nim Jażdżyński. Bardzo przelotnie poznali się lata wcześniej, ponieważ dzieci Jażdżyńskiego szkoliły się w akademii Wisły Kraków. Panowie umawiają się na spotkanie.

Leśnodorski jest w kontakcie z Dawidem Błaszczykowskim, bratem Jakuba. Po tych rozmowach Bogusław Leśnodorski jest pewny, że jeśli uda się doprowadzić Wisłę do startu w rundzie wiosennej, to 105-krotny reprezentant Polski w niej zagra za darmo. Poznał tę rodzinę, gdy kiedyś zamarzył sobie sprowadzenie Jakuba do Legii, co jednak rozbiło się o miłość do „Białej Gwiazdy”. Od 5 stycznia będą w stałym kontakcie, aż do pierwszego treningu.

Leśnodorski: – Jestem pod wrażeniem Błaszczykowskiego. On naprawdę ma poukładane w głowie. Wiadomo, że o sprawach biznesowych i formalnych nie wie wszystkiego, ale zadaje właściwe pytania. Prowadzi się z nim korespondencję mailową nie jak z piłkarzem, ale jak ze świadomym biznesmenem.

Tego samego dnia ja dostaję miły list od pracownika klubu, Tomasza Czwartkiewicza. Mam nadzieję, że nie będzie miał pretensji, że ujawnię tę korespondencję. Uważam, że trzeba pokazywać ludzi, którzy naprawdę chcą dla Wisły dobrze. A po tym liście wyczuwam, że pan Czwartkiewicz – dyrektor sprzedaży w Wiśle – się do nich zalicza.

Szanowny Panie Krzysztofie,

Chciałbym serdecznie podziękować za wsparcie jakie w ostatnich dniach skierował Pan w stronę naszego klubu. Ciągłe analizowanie każdego aspektu zaistniałej sytuacji, która będzie jedną z najczarniejszych kart w historii Wisły Kraków, spowodowało szerokie zainteresowanie opinii publicznej, ale przede wszystkim otworzyło oczy wielu osobom, które kierując się niezrozumiałymi przesłankami, już niemalże otwierały szampana na cześć oszustów (osobiście pisałem maila do Abu Dhabi Investment Authority, a ich Kierownik ds. Relacji z Mediami błyskawicznie ocenił, iż Pan Vanna Ly nie istnieje w ich organizacji. Zresztą – to tak jakby szefem NBP był przypadkowy człowiek z Iranu dla przykładu…).

Dziękuje za wsparcie jakie udziela Pan Rafałowi Wisłockiemu (to bardzo dobry człowiek, który będzie walczył o Wisłę do końca) oraz za kontakty do ludzi, którzy chcą i mogą nam pomóc. Dzisiejsze spotkanie z jednym z potencjalnych inwestorów odbyło się w siedzibie naszego klubu również dzięki Pana pomocy. Dla uściślenia – jestem osobą, która prowadziła rozmowy z grupą krakowskich biznesmenów, która również wraz z innymi osobami w klubie przeprowadzała audyt spółki w momencie, gdy poprzedni zarząd uświadomił sobie, że nie ma już innego wyjścia jak tylko sprzedaż klubu. W Wiśle jestem od 2015 roku – od zorganizowania meczu i akcji crowdfundingowej „Gwiazdy dla Białej Gwiazdy”, przez bycie mangerem rozwoju, na obecnym stanowisku kończąc. Nie jestem osobą związaną z TS-em, czy też inną organizacją. Tym bardziej to co wydarzyło się w naszym klubie rani moje serce, gdyż najważniejszą lekcją jaką wyniosłem z poprzednich prac, a przede wszystkim z rodzinnego biznesu, to właśnie biznesowa uczciwość, a nie, jak to mawia mój tata – „kurestwo biznesowe”. Pewnie każdy z nas związanych mniej lub bardziej z Wisłą powinien uderzyć się w pierś, natomiast jako pracownicy klubu czujemy się najnormalniej w świecie oszukani i zawiedzeni, i to nie przez „Gang Olsena”…

Ale do meritum – jeśli zna Pan kogoś, uważa Pan, że powinniśmy z kimś się spotkać, porozmawiać, zaprosić go do siedziby klubu – będę zobowiązany za wszelkie wskazówki i porady. Doświadczenie, szerokie kontakty i Pana renoma sprawiają, że oddziaływanie jakie ma Pan na naszym krajowym rynku piłkarskim jest niezwykle szerokie i efektywne, a dzięki temu również i sytuacja Wisły Kraków może okazać się sytuacją nie bez wyjścia. Jeśli nic się nie zmieni i nie wydarzy – zapewne będę osobą, która ze strony spółki akcyjnej będzie reprezentantem przedstawiającą stan faktyczny, szanse i zagrożenia dla potencjalnego inwestora. Deklaruję również wsparcie spotkań czy rozmowy z przedstawicielami wszelakich instytucji chcących okazać wsparcie Wiśle.

Jeszcze raz serdecznie dziękuję. Gratuluję ogromnego sukcesu, woli walki, niezależności i silnego charakteru, wiary w siebie i umiejętności w stawianiu czoła krytyce (tej sensownej, ale w większości wypadków głupiej i podpartej kompleksami przypadkowych postaci). Proszę dalej walczyć o to, żeby kiedyś w tej naszej piłce mogło być choć w miarę normalnie, jak chodzi o zarządzanie i budowanie wszelakiej komunikacji.

Łączę wyrazy szacunku,

Odpisuję:

Dziękuję bardzo za maila, jest bardzo miły. Mam nadzieję, że uda się tę sytuację jakoś odkręcić. Kluczem dla was jest dzisiaj Bogusław Leśnodorski, bo to on musi dać dla rynku finansowego przekaz, że można w ten klub jakoś wchodzić. Jeśli on zaryzykuje nazwiskiem i powie, że sytuacja jest bezpieczna, to moim zdaniem tacy ludzie się znajdą. A dopóki on takiego przekazu nie da, to i ja nie będę nikogo do Was kierował. Dlatego teraz w waszym interesie jest wzmocnienie totalne BL i ścisła współpraca. Z jednej strony rozumiem, że to dziwna sytuacja, ale z drugiej nie mam wątpliwości, że lepiej trafić nie mogliście. Pytanie tylko, czy to jest w ogóle do odratowania.

„Kluczem dla was jest dzisiaj Bogusław Leśnodorski” – to najważniejsze zdanie. Leśnodorski rzuca do ratowania Wisły swoich ludzi, a także kontaktuje się z Szymonem Kaczmarkiem, aby niezależnie ocenił, kto tak naprawdę jest właścicielem Wisły Kraków. Kaczmarek konstruował między innymi umowę pomiędzy Leśnodorskim, Wandzelem i Mioduskim, gdy przejmowali Legię, a więc chyba mamy jasność, że zna się na rzeczy i ma dobrą markę.

Część prawników LSW jedzie do Krakowa, część pracuje z Warszawy. Nad sprawą pochylają się Marcin Melzacki, Monika Konwerska, Marcin Grzelecki, Przemysław Walon i jeszcze trzech tzw. juniorów. Każdy ma inne kompetencje, wzajemnie się uzupełniają. Po jakimś czasie spytam Leśnodorskiego o rynkowy koszt takiej operacji. Odpowie: – W naszej kancelarii? Minimum trzy miesiące pracy i minimum 400 000 złotych. Na szczęście mam wyrozumiałych wspólników.

Jednocześnie dochodzi do sporego zbiegu okoliczności. Na nartach w Zakopanem jest także Piotr Obidziński, specjalista od restrukturyzacji przedsiębiorstw. Poważnych przedsiębiorstw. – Kiedy tak jeździliśmy razem samochodem czy kolejką, a ja ciągle z kimś rozmawiałem o Wiśle, to powiedział: „Wiesz co, miałem jechać do Kazachstanu, ale tam się ten temat wysypał. Jak chcesz, to mogę ci pomóc z tą Wisłą – opowiada Leśnodorski. Obidziński spada więc z nieba, bo to kolejna osoba, której Wisła potrzebowała. To on będzie głowił się nad finansami klubu i opracowywał prognozę finansową. A wnioski z jakimi wróci będą optymistyczne: – Działając normalnie, albo nawet średnio inteligentnie, na tym nie da się nie zarabiać.

Żeby jednak do tych wniosków dojść, najpierw trzeba wyczyścić klub. „Serce i rozum” – będą mówić o Wisłockim i Obidzińskim. Wisłocki to serce, bo kiedy słyszy, że kogoś trzeba zwolnić, to od razu mu z tym źle. Obidziński to rozum, bo mówi: – To i to nie jest nam niezbędne, żeby przetrwać.

Tnie koszty z niebywałą sprawnością, szuka kreatywnych rozwiązań.

I teraz znowu zastanówmy się nad rolą przypadku.

– A gdyby w Zakopanem nie było śniegu? – pytam po jakimś czasie Leśnodorskiego, nawiązując do wpisu jednego z czytelników na Twitterze.

– Szczerze? Myślę, że mogłoby też nie być Wisły – mówi. – W Zakopanem byłem nie tylko ja, nie tylko Piotrek, ale jeszcze masa kibiców Wisły. Spotykali mnie, zagadywali. Mówili: „no widzi pan, co to będzie…”. Jakaś taka nietypowa atmosfera panowała, która i mnie się udzieliła.

6 STYCZNIA

Grupa Ratunkowa zaczyna… poznawać się wzajemnie. W Hali Mirowskiej w Warszawie Królewski spotyka się z Jażdżyńskim, przychodzą także dwaj przedstawicie Beesfund. Konkretów jeszcze nie ma, ale pomysły kiełkują.

7 STYCZNIA

Około południa ląduję na Okęciu. Podróż taka sobie: lot opóźniony, łącznie z 5 godzin kiblowania na lotnisku, a potem 11 godzin w powietrzu. Nieprzespana noc, różnica czasowa – no, mogło być lepiej. Zostawiam w domu rzeczy i jadę na spotkanie z Kaczmarkiem i Leśnodorskim. Na miejscu tworzymy tekst, którego przekaz jest jasny: właścicielem Wisły Kraków SA jest TS Wisła Kraków. Gdy siedzę nad kolejną wersją wywiadu, pojawia się jeszcze inny, potężny inwestor, któremu Kaczmarek tłumaczy, czy zakup klubu jest ryzykiem i do kogo należą akcję. Takich inwestorów przez te wszystkie dni będzie zgłaszało się kilku.

Na 11 stycznia Kaczmarek przygotowuje pismo dla Komisji Licencyjnej. Fragmenty:

Zrzut ekranu 2019-01-24 o 17.15.56
Zrzut ekranu 2019-01-24 o 17.16.19

Zrzut ekranu 2019-01-24 o 17.16.49

Zrzut ekranu 2019-01-24 o 17.17.02

Zrzut ekranu 2019-01-24 o 17.17.34

Także 7 stycznia w kancelarii LSW późnym wieczorem dojdzie do bardzo ważnego spotkania. Z Leśnodorskim po raz pierwszy spotka się Królewski. Oprócz pomocy, którą telefonicznie Królewski zaproponował Wisłockiemu trzy dni wcześniej, jest on bardzo aktywny w internecie. Prowadzi zbiórki i co ważniejsze – sam wpłaca spore kwoty. Ma niespożytą energię i potrafi zarażać nią innych. Staje się dobrym duchem całej operacji. Inni czasami próbują go ujarzmić, ale się nie da.

8 STYCZNIA

Przy ulicy Szarej w Warszawie, w firmie Leśnodorskiego, spotykają się Wisłocki, Królewski i Jażdżyński. Oprócz nich także mecenas Melzacki oraz ludzie z firmy Beesfund, która ma przygotować emisję udziałów na kwotę 4 milionów złotych. Opracowywane są kolejne alternatywne plany ratowania Wisły Kraków. To chyba kolejny ważny dzień – Grupa Ratunkowa w końcu siada przy jednym stole i wszyscy już wiedzą, że w tym gronie rozstrzygnie się przyszłość klubu. Brakuje jeszcze jednego elementu…

Brakuje Błaszczykowskiego.

9 STYCZNIA

W Myślenicach dochodzi do spotkania z piłkarzami. Leśnodorski, Wisłocki i Królewski wchodzą do szatni. Leśnodorski: – To jedna z najbardziej kozackich szatni w Polsce. Albo najbardziej kozacka. Mnóstwo polskich piłkarzy z doświadczeniem. Dużo charyzmy. Znałem kilku tych chłopaków. Wasilewski dzięki mnie zarobił dużo pieniędzy! Dzięki mnie, ponieważ… nie dogadaliśmy się o jakieś drobne, zdaje się 5 tysięcy euro i potem dostał ofertę z Leicester City, został mistrzem, zarobił mnóstwo forsy.

Pierwsze słowa Leśnodorskiego: – Panowie, żeby było jasne. Jestem kibicem Legii Warszawa. Ani tego klubu nie kupię, ani będę nim zarządzał. Ale teraz spróbuję pomóc.

– Panowie, wy się nic nie martwcie – mówi tymczasem Królewski. – Ja jestem matematykiem, wszystko sobie policzyłem, niczym nie musicie się przejmować. Znam Elona Muska, znam prezesów największych firm. Coś wymyślimy, pieniądze będą – strzela Królewski.

Niektórym oczy wychodzą z orbit. Myślę, że dopiero po jego udziale w programie „Stan Futbolu” zawodnicy zrozumieli, że faceta naprawdę należy traktować na sto procent serio. Tamtego dnia przełomu jednak nie było. Leśnodorski przekazał bez koloryzowania: – Jest źle, ale robimy tak, żeby było dobrze. Może się uda.

Ważniejsze niż spotkanie z drużyną jest spotkanie z samym Jakubem Błaszczykowskim. W gronie kilku osób Kuba mówi, że jak będzie naprawdę źle, to on Wiśle pomoże nie tylko sportowo, ale też finansowo. Wyciąga telefon i bez ceregieli zaczyna robić z niego użytek. A książkę telefoniczną ma bogatą – jest tam i Juergen Klopp, i Hans-Joachim Watzke.

10 STYCZNIA 

Z samego rana Jarosław Królewski na WhatsAppie pisze do Jakuba Błaszczykowskiego. Informuje go, że tego dnia wyjdą pierwsze pieniądze do piłkarzy. Jednocześnie dodaje, że być może pożyczyłby Wiśle 2 miliony złotych i może Błaszczykowski zrobiłby to samo? Królewski tłumaczy, że chodzi o danie sobie czasu na znalezienie optymalnego rozwiązania.

Błaszczykowski odpisuje, że nie jest to zły pomysł i zdanie kończy uśmieszkiem.

To jedna z najpozytywniejszych wiadomości ostatnich miesięcy. Gdyby do zrzutki nie dołączył Błaszczykowski, prawdopodobnie nie dołączyłby do niej także Jażdżyński. Mówiąc krótko – zrzutki w ogóle by nie było.

Pod wieczór Wisłocki dostaje wiadomość: firma Brain Box z Krakowa oferuje, że za darmo przygotuje dla Wisły kampanię. Jeszcze tego samego dnia po 22.00 Rafał Wisłocki spotka się z Krzysztofem Korcalą i ustalą, czy na pewno taką kampanię chcą razem robić (tak) oraz jak miałaby ona wyglądać. Efektem – oraz oczywiście późniejszych rozmów – będzie kampania „Czyny. Nie słowa”, łącznie z promującym ją filmem w reżyserii Damiana Kocura. Komunikacja przez całą rundę wiosenną ma być spójna. Wszystkie materiały nagrywane będą w studiu Unique. Klub nie będzie musiał za nic płacić.

11 STYCZNIA

Wisłocki dzień wcześniej kończy spotkanie w sprawie kampanii Wisły o 2 w nocy. – 11 stycznia miałem pociąg do Warszawy o 6:22. Zaspałem. Nie obudził mnie ani budzik, ani dzwoniący taksówkarz. Zerwałem się w ostatniej chwili, wskoczyłem we własne auto i pędziłem na dworzec, ale dojechałem za późno. Goniłem więc pociąg aż do Włoszczowej, po drodze uszkodziłem felgi. Zmęczenie po tych wszystkich dniach, a raczej tygodniach dawało o sobie znać. Na szczęście pociąg dopadłem – opowiada.

Prezes Wisły oraz Szymon Kaczmarek z kancelarii Giera Kaczmarek i Wspólnicy oraz Marcin Melzacki z kancelarii Leśnodorski Ślusarek i Wspólnicy stawiają się przed Komisją Licencyjną, by wytłumaczyć, kto tak naprawdę jest właścicielem Wisły (zgodnie z dokumentem wklejonym wcześniej). Niestety, Krzysztof Rozen, czyli szef komisji, traktuje Kaczmarka… hmm… Ujmijmy to tak, że nie jest zbyt sympatyczny. Naskakuje na niego, podważa niezależność, po chwili każe mu opuścić salę. Od klubu żąda kolejnej, niezależnej ekspertyzy i wskazuje, która kancelaria powinna ją przygotować, żeby było naprawdę niezależnie. W ogóle nie bierze pod uwagę, że ani kancelaria Szymona Kaczmarka, ani kancelaria Bogusława Leśnodorskiego nie pracują dla Wisły, bo Wisła nawet nie ma z czego zapłacić. Są to kancelarie niezależne, nie mające najmniejszego interesu w tym, by publicznie forsować nieprawdziwe stwierdzenia. Nie miałyby na tym nic do wygrania, a mnóstwo do przegrania.

Wszystko kończy się dziwaczną konferencją prasową. W mojej opinii Rozen kompromituje się doszczętnie. Licencja odwieszona, ale jednak zawieszona. Wiadomo, kto jest właścicielem, ale jednak nie wiadomo. Totalny chaos i to wygłaszany w kiepskiej atmosferze.

12 STYCZNIA

W moim programie „Stan Futbolu” spotykają się Wisłocki i Królewski. Królewski przychodzi w ostatniej chwili, prosto z lotniska (wraca z Londynu). Mówi: – Zapytaj mnie na początku o to, co dalej z Wisłą i jaki jest plan. Bo jak mnie zapytasz po piętnastu minutach to bez sensu, stracisz piętnaście minut.

No to pytam na początku, a on wystrzeliwuje: – Błaszczykowski, Królewski i trzecia osoba (Jażdżyński, co publicznie zostanie podane później) pożyczą Wiśle łącznie cztery miliony złotych.

Jażdżyński ogląda program z rodziną.

– Czy on nie mówi przypadkiem o tobie? – pyta Beata.
– Hmm… Obawiam się, że nie można tego wykluczyć – odpowiada ze śmiechem. Wspomina, że nie złożył Królewskiemu ostatecznie wiążącej deklaracji, ale po prostu wstępnie obiecał, że w dobrym towarzystwie w taki sposób pomoże. Królewski uprościł sprawę.

Błaszczykowski też nie jest szczęśliwy, że ujawniono jego decyzję. A mówiąc dosadniej – jest wkurzony. Wszystko chce robić z cienia, ale na szczęście z czasem rozumie, że dla dobra klubu trzeba też inaczej.

Ważniejsze jednak będzie to, na jakich zasadach panowie pożyczą te pieniądze. Odbędzie się wewnątrz Grupy Ratunkowej burza mózgów. Później prawnicy LSW skonstruują umowy, zgodnie z którymi pożyczkodawcy przejmą od TS Wisła kontrolę nad klubem. Zresztą rzeczy dzieją się równolegle. Inni prawnicy analizują klubowe umowy, rozwiązuje te podejrzane. Dochodzi do tego wszystkiego sport, bo przecież drużyna musi zacząć przygotowania. Tempo jest szalone. Przypomina to akcję ratunkową w Himalajach, tylko że ratowany jest klub, a nie wspinacz.

13 STYCZNIA

Zgłasza się pan Tomasz, mieszkający w Szwecji od 32 lat. Przysyła raport dotyczący biznesowej działalności Matsa Hartlinga. Oto jego działalność biznesowa do 2011 roku:

Restauranginvest Uppsala AB

2011-04-28 – data rejestracji spółki (Mats Hartling jest w zarządzie spółki od początku jej istnienia)
2011-07-26 – spółka zaciąga kredyt (1.400.000,00 kr, kredyt pod zastaw udziałów w spółce)
2011-06-18 – Mats Hartling opuszcza zarząd spółki. Data rejestracji zmiany zarządu to 2011-07-26.
2012-05-15 – Sąd wydaje postanowienie o ogłoszeniu upadłości spółki.

Podczas swojej działalności spółkanie oddala żadnego sprawozdania finansowego

CJM Restaurang AB

2004-12-13 – data rejestracji spółki
2004-12-13 – Mats Hartling wchodzi do zarządu spółki
2005-04-08 – spółka zaciąga kredyt (2.250.000,00 kr, kredyt pod zastaw udziałów w spółce)
2005-10-11 – Mats Hartling opuszcza zarząd spółki
2008-03-19 – Sąd wydaje postanowienie o ogłoszeniu upadłości spółki ale ze względu na brak danych postanawia aby odroczyć zarządzenie. Status prawyn spółki jest „ejverksamt” (nieaktywna)
2018-03-12 – Po okresie 10 lat sąd wydaje postanowienie o ogłoszeniu upadłości spółki

Podczas swojej działalności firma oddala dwa sprawozdania finansowe. Ostatnie sprawozdanie, za okres 2006.01.01-2006.12.31, oddano 2007-08-03 i niedługo potem rozpoczęto postępowanie upadłościowe.

VACA Restaurang AB

1999-10-07 – data rejestracji spółki
2001-04-27 – 2002-02-18 – spółka zaciąga kredyty o łącznej wartości 8.200.000,00 (wszystkie kredyty pod zastaw udziałów w spółce)
2009-03-24 – Postanowienie o likwidacji ze względu na brak sprawozdania finansowego za rok 2007
2009-04-23 – Sąd wydaje postanowienie o ogłoszeniu upadłości spółki.

Mats Hartling posiadał 50% udziałów w spółce, ale nigdy nie zasiadał w jej zarządzie.

Carojo Restaurang AB

2000-08-21 – data rejestracji spółki
2005-04-01 – Mats Hartling wchodzi do zarządu spółki
2005-04-08 –  spółka zaciąga kredyt (1.750.000,00 kr, kredyt pod zastaw udziałów w spółce)2005-06-23 – Mats Hartling opuszcza zarząd spółki
2007-02-09 – Sąd wydaje postanowienie o ogłoszeniu upadłości spółki.

Podczas swojej działalności firma oddala dwa sprawozdania finansowe. Ostatnie sprawozdanie, za okres 2005.01.01-2005.12.31, oddano 2006-04-28 i niedługo potem rozpoczęto postępowanie upadłościowe.

Podsumowując, Hartling miał w Szwecji cztery biznesy. Każdym była restauracja, która zaciągała kredyt na działalność, a potem ogłaszała upadłość. W kredytach wzięto niespełna 6 milionów złotych. Poprzednie władze Wisły nawet tego nie zweryfikowały…

Do 8 stycznia Hartling zasypuje skrzynkę mailową Wisły, przede wszystkim zwraca się do Szymona Michlowicza. W kółko to samo: że ma już innego inwestora, że TS Wisła ma obowiązek z nim rozmawiać, bla, bla, bla. Ale to naprawdę dziwna postać, bo powołuje się na rozmowę z Bogusławem Leśnodorskim, który w radiu WeszłoFM nazwał Hartlinga pajacem i nigdy nie odebrał od niego telefonu, ani nawet nie przeczytał od niego żadnej wiadomości. Wtedy Przemysław Walon z kancelarii LSW pisze:

Panie Szymonie, nie odbyła się jakakolwiek rozmowa pomiędzy mec. Leśnodorskim i Panem Hartlingiem lub P. Pietrowskim w dniu dzisiejszym. Proponuję i rekomenduję, aby na chwilę obecną zaprzestać jakiejkolwiek korespondencji z ww. osobami.

14 STYCZNIA

Rano Wisłocki spotyka się z klubem biznesu, wspierającym Wisłę. Kilka firm oferuje pomoc lub zwiększenie finansowania, jeśli uda się odzyskać licencję. Firma Murapol zapewnia, że sfinansuje piłkarzom obóz zagraniczny. Pozytywne sygnały nadchodzą zwłaszcza od firm takich jak Dasta Invest, Antrans, Dematec oraz Plastic Worx. Dasta ma wesprzeć klub przy transferach.

Jeszcze ważniejsze rzeczy będą działy się przez kilka popołudniowych godzin, aż do późnego wieczoru. W kancelarii notarialnej przy placu Na Groblach spotykają się Jakub Błaszczykowski, Dawid Błaszczykowski, Jarosław Królewski, Tomasz Jażdżyński, Piotr Obidziński, Rafał Wisłocki, Szymon Michlowicz, Łukasz Kwaśniewski oraz dwaj pracownicy kancelarii LSW. Czytanie i nanoszenie poprawek do dokumentów trwać będzie niemal do północy. Od tego dnia aż do 31 grudnia 2019 roku TS Wisła Kraków straci kontrolę nad Wisłą SA. Nie wiem, co przyniesie przyszłość, ale w tym momencie wydaje się to momentem przełomowym. Od początku zakładano, że bez takiego posunięcia klub upadnie, ale też od początku nie było pewności, czy śmiała zagrywka się powiedzie. – Bez tych środków czwartkowy trening raczej już by się nie odbył. Zaryzykowaliśmy – mówi Jażdżyński.

Językiem prawniczym wygląda to tak:

Spłata umów pożyczek została/zostanie zabezpieczona poprzez ustanowienie zastawu rejestrowego na wszystkich akcjach Wisły Kraków S.A. („Klub”) stanowiących 100% kapitału zakładowego, które przysługują obecnie Towarzystwu Sportowemu „Wisła” Kraków (dalej „TSW”). Powyższa konstrukcja niesie za sobą następujące konsekwencje:  

1) w przypadku braku spłaty pożyczek, pożyczkodawcy mają możliwość przejęcia na własność akcji. Powyższe, w połączeniu z zagwarantowanym w umowie prawem głosu z zastawionych akcji, a także bezwzględnym zakazem zbywania akcji Klubu, gwarantuje kontrolę pożyczkodawców nad strukturą właścicielską Klubu;

2)  zastaw rejestrowy jest transparentnym, standardowym i szeroko praktykowanym sposobem zabezpieczania wierzytelności pieniężnych, który dodatkowo gwarantuje wpływ oraz kontrolę działalności dłużnika. Jednocześnie precyzyjne zapisy ustawy, jak i utrwalona praktyka sądowa sprawiają, że jest to instrument bezpieczny zarówno dla wierzyciela jak i dłużnika.

15 STYCZNIA

W Krakowie codziennie powstają nowe tabelki, na bazie tych wyliczeń powstanie potrzebna Komisji Licencyjnej prognoza finansowa. Analizowane są wszystkie przepływy pieniężne w klubie. W normalnych warunkach takie „wgryzienie się” w temat finansów musiałby potrwać ze 2-3 miesiące. Tutaj są na to dni. Poniżej załączam jedną z wersji takich tabel (miejscami troszkę mi się pocięła, wybaczcie)..

Zrzut ekranu 2019-01-24 o 21.08.12
Zrzut ekranu 2019-01-24 o 21.08.27Zabiegów aby Wisła odzyskała licencję jest dużo, ale nie będę o nich publicznie pisał. W każdym razie jest nerwowo. Leśnodorski mówi, że jak Rozen nie odda licencji, to niech się sam tłumaczy, że położył Wisłę. – Mam go dość, nie będę świecił oczami, tylko dlatego, że on ma problem z własnym ego. Albo oddają, albo mnie tu nie ma – mówi Leśnodorski. W kuluarach dzieje się dużo. W końcu…

16 STYCZNIA

Na łamach portalu Weszło ukazuje się mój wywiad ze Zbigniewem Bońkiem, który przesądza sprawę – 22 stycznia licencja wróci. Boniek udziela tego wywiadu telefonicznie, bo w tym czasie przebywa w Botswanie. Krakowski klub i jemu komplikuje urlop. Jego słowa są bardzo ważne i wypowiedziane nie bez powodu – Wisła potrzebuje wiarygodności w rozmowach, wszelakich. Chociażby ma problem przy sprzedaży zawodników, bo traci pozycję negocjacyjną, a co za tym idzie: traci pieniądze. Prezes PZPN robi więc ukłon: licencji nie oddaje, bo nie może, ale wypuszcza w Polskę przekaz, że to tylko formalność i za moment licencja wróci.

Jednocześnie cały czas analizowane są kolejne faktury, do których udaje się dokopać. A niektóre… spływają mailem. Na przykład Damian Dukat przysyła trzy faktury, dotyczące pieniędzy, które wypłacił sobie znacznie wcześniej. Widocznie wcześniej zapomniał.

Zrzut ekranu 2019-01-24 o 21.37.13

W tym momencie trzeba zaznaczyć, że Wisła niemal przestała istnieć dopiero w momencie, gdy… skończyły się pieniądze na opłacanie pensji zarządu. Dopóki takie środki istniały, zachowywano pozory. Wklejona faktura Dukata wcale nie jest najwyższą. Zarówno on, jak i Marzena Sarapata najwidoczniej przyznają sobie co premie uznaniowe, stąd przelewy na różne sumy. W swoim najlepszym miesiącu Dukat dostaje 95 tysięcy złotych, w innym ponad 86 000. Sarapata bez zbędnego skrępowania w jednym miesiącu zgarnia 70 000.

Kolejno – od sierpnia 2017 – wypłaty brutto dla Dukata są następujące: 95 000, 49 600, 55 350, 55 350, 55 350, 55 350, 55 350, 86 100, 55 350, 55 350, 55 350, 31 495,76.

Z kolei wypłaty Marzeny Sarapaty to (od lipca 2017): 62 000, 45 000, 45 000, 45 000, 45 000, 45 000, 45 000, 45 000, 70 000, 45 000, 45 000, 45 000, 45 000, 30 000, 30 000, 30 000, 30 000, 21 290,32 (grudzień 2018).

A to przecież tylko to, co oficjalne. Bo jeszcze mąż Sarapaty drukuje program meczowy, partnerka Dukata zarządza sprzątaniem stadionu… I tak dalej.

Wisła Kraków została pozostawiona w stanie agonalnym. Była jak bardzo ciężko ranny człowiek porzucony gdzieś na mrozie, w ciemnej bramie. Ludzie, którzy mieli o nią dbać nie zostawili po sobie nic – ani pieniędzy na koncie, ani biznes-planu, ani jakichkolwiek struktur, nawet nie zostawili porządku. Klub nie miał przywództwa, nie był zarządzany, nie miał odpowiednich kadr, w zasadzie nie miał nawet nadziei na przetrwanie. Prawie wszyscy uciekli. Właściwą reakcję po wejściu do niego było: usiąść i płakać. 8 stycznia do klubu weszła prokuratura, co było decyzją przez wiele osób wyczekiwaną, ale jednocześnie decyzją, która utrudniała ogarnięcie bałaganu. Wszystkie dokumenty przejęli śledczy, a ekipa ratunkowa musiała działać na bazie tych dokumentów, które zdążyła skserować albo zeskanować.

Przejrzenie tego wszystkiego, posegregowanie, policzenie, wyciągnięcie wniosków – tytaniczna robota.

17 STYCZNIA

Wciąż klub jest ratowany na każdym polu, teraz jeszcze dochodzi kwestia karnetów – jest zielone światło, by jak najszybciej rozpocząć ich sprzedaż. Problemem jest jednak system, na jakim to wszystko stoi i fakt… nieopłaconych za niego rachunków. Kolejny pożar do ugaszenia.

Przy Reymonta zwolnienia. Cięcie kosztów i redukcja zbędnych etatów. Leci z roboty asystentka zarządu Wisły Kraków SA, która przychodziła do pracy tylko czasami. Żeby wszyscy zrozumieli, że nie mówimy o przyjemnej robocie… Zwalnianie ludzi generalnie miłe nie jest, ale tutaj trudno nie odczuwać jeszcze większego dyskomfortu. Asystentka asystentką była tylko w teorii, tak naprawdę była partnerką życiową członka grupy Sharks przebywającego za kratami. Taki rodzaj zapomogi.

W tym momencie trzeba cofnąć się w czasie. Wisła była najbardziej patologicznym klubem, jaki można było sobie wyobrazić. Wpadła w sidła gangsterów, którzy chodzili po budynku klubowym, jak po swoim mieszkaniu. Wielokrotnie delegacja w składzie „Misiek”, „Zielak” oraz „Ryba” (wszyscy trzej aktualnie przebywają za kratami, ten ostatni za udział w zabójstwie „Człowieka”) spotykała się z zarządem klubu. Damian Dukat potrafił do działu sportowego przynieść 30 000 euro w reklamówce, którą od kogoś otrzymał i powiedzieć: – Radzę wam, żeby ten transfer był naprawdę udany! Wspomniana kwota miała być prowizją dla menedżera.

Przestępcy pracowali na kasie, klub zawierał umowy ze wskazanymi przez przestępców firmami. Ale żebyśmy mieli jasność co do skali patologii, to trzeba wspomnieć o zdarzeniu, o którym na korytarzach będzie się jeszcze długo mówiło. Jeden z pracowników działu sportowego – młody chłopak – w pewnym momencie nie wytrzyma i wygarnie Manuelowi Junco, że ten okrada klub. Ów pracownik najwidoczniej uważa (czy słusznie – nie wiem), że transfery służą głównie napychaniu własnej kieszeni, a sposób przeprowadzania transakcji jest jednym wielkim szwindlem. Nazywa więc Junco złodziejem, a będący tego świadkiem inny pracownik działu brutalnie uderza chłopaka w twarz, doprowadzając do bardzo ciężkich obrażeń (liczne złamania). Jaki będzie finał tej historii? Otóż taki, że pobity człowiek nie pracuje już w Wiśle, natomiast sprawca ataku wciąż tak. I to pokazuje, ile jeszcze drogi przed klubem, żeby naprawdę było normalnie (bo na normalność w TS Wisła nikt za bardzo już nie liczy, ale Wisła SA ma być inna).

Czy ktoś potrafi sobie wyobrazić inny klub, w którym jeden z pracowników wysyła drugiego do szpitala i w efekcie nie traci pracy? Junco też przechodzi nad zdarzeniem do porządku dziennego i wraca do załatwiania transferów. Pieniądze z piłkarzy sprzedanych będą się momentalnie rozchodziły. Za Guzmicsa z miliona euro na konto klubu wpłynie tylko ok. 350 000, reszta to różne prowizje. Gdy pojawią się wpłaty za Brleka, momentalnie znikną z kont.

18 STYCZNIA

Myślę o roli przypadku i o tym jaki świat jest mały.

Ze dwadzieścia lat temu z hakiem internet dopiero raczkował. Nie istniały dzisiaj nam znane strony internetowe. Łączyć trzeba było się przez skrzeczący i wydający kosmiczne dźwięki modem, wpisywało się hasło ppp/ppp… Było jednak w sieci jedno miejsce, w którym dało się porozmawiać o futbolu. Mała grupa dyskusyjna. Po latach okazało się, że spośród tych mniej więcej kilkudziesięciu uczestników rozmów, kilku na poważnie zostało w futbolu w różnych rolach. Byłem tam ja (dzisiaj Weszło), byli Paweł Mogielnicki i Maciej Kusina (dzisiaj 90minut.pl), był Wiktor Cegła (później dyrektor marketingu Legii Warszawa), był Tomasz Listkiewicz (dzisiaj sędzia międzynarodowy), był Stanisław Malec (dziś TerazPasy.pl), no i był Tomasz Jażdżyński. Wszystkim nam wydawało się, że toczymy ostre spory na pograniczu dobrego smaku, a czasami nawet poza tą granicą.

Dzisiaj powrót do tamtych wpisów to cudowna odmiana. Przez te dwadzieścia kilka lat język rozmów w internecie tak się zmienił, stał się tak agresywny, że nasze najostrzejsze wymiany złośliwości wyglądają raczej jak scena, w której dwaj angielscy dżentelmeni wybierają szpady.

Jażdżyński: – Nie chcę by to źle zabrzmiało, ale to była grupa elitarna. Bo wtedy, żeby w ogóle dostać się do internetu i dostać się w takie miejsce internetu, należało wykonać spory wysiłek intelektualny. Dzisiaj dostęp do wypowiedzi w sieci ma każdy, wtedy sytuacja była zupełnie inna.

Dla kibiców Jażdżyński może być postacią anonimową, w biznesie taką nie jest. Przez długie lata był prezesem Interii, dyrektorem finansowym Wirtualnej Polski, dyrektorem zarządzającym w Grupie Allegro, aktualnie jest prezesem spółki Gremi Media, wydającej „Rzeczpospolitą” i „Parkiet”. To on wprowadzał Interię i Bankiera na giełdę. Ale w latach dziewięćdziesiątych – gdy przez łączę i klawiaturę mieliśmy bezpośredni kontakt – przede wszystkim był niezwykle zaangażowanym kibicem Wisły. A gdy dochodziło do sprzeczek z fanami innych klubów, był kibicem wręcz zajadłym.

Do ilu przypadków musiało dojść, by 18 stycznia 2019 roku Wisła wciąż istniała?

– Leśnodorski musiał mieć fanaberię, by zaangażować się w pomoc
– W Zakopanem musiał być śnieg, by przypadkowo znalazł się tam również Obidziński
– Obidzińskiemu musiał wysypał się kontrakt w Kazachstanie
– Leśnodorski musiał uznać, że to Wisłocki ma zostać prezesem (on sam siebie w tej roli na początku nie widział)
– Ale żeby w ogóle Wisłocki znalazł się w tym miejscu, to wcześniej ktoś inny musiał położyć akademię i się zawinąć
– Wisłocki musiał akademię w miarę ogarnąć, dzięki czemu wpuszczono go do zarządu TS
– Wisłocki musiał się zgodzić na prezesurę, co sprawiło, że przeczytał o tym jego kolega z dawnych lat – Królewski
– Królewski musiał lata wcześniej w Gliniku Gorlice trafić do jednej drużyny z Wisłockim
– Królewski musiał rzucić piłkę i zająć się nauką, zamiast – jak inni – na siłę ciągnąć granie
– Umowa pomiędzy Vanną Ly a Wisłą musiała zostać przez przypadek źle napisana (inaczej nie byłoby jak Wisły ratować)
– Jakub Błaszczykowski musiał w sposób niewytłumaczalny zakochać się w Wiśle lata wcześniej
– Jakub Błaszczykowski mieć za sobą kiepski okres, co przyspieszyło myśl o powrocie do Polski

I pewnie jeszcze kilka podobnych punktów udałoby się dopisać, o nie wszystkich wspominać mi wypada.

Ważna jest ta wzmianka o umowie. Leśnodorski: – Zepsuć taką umowę to jest sztuka. Myślę, że nawet nie trzeba studiów skończyć, żeby skonstruować ją należycie. No ale im się nie udało. Gdyby ta umowa była właściwa, to byłoby po Wiśle. Nawet bez przelanych dwunastu milionów wpadłaby w niewiadome ręce. To naprawdę cud, że ktoś spaprał tak prostą robotę.

DxsXHXhX4AErQCM.jpg-large

Uratowanie Wisły to seria przypadków i cudownych zdarzeń. Jażdżyński wspomina jeszcze jedno śmieszne zdarzenie. Znak.

– Rzadko jeżdżę samochodem, ale pod koniec roku tak coś mnie tknęło, że ze względu na zmieniające się przepisy jeśli kupować, to teraz. I przez chwilę zachorowałem na Ferrari Portofino. Razem z dziećmi, w drodze z jakiegoś turnieju, podjechałem do salonu, akurat był weekend, tylko jeden sprzedawca, który na chwilę gdzieś zniknął. Miła pani poprosiła o cierpliwość. Po mnie przyszedł Arab wraz z asystentką. Wreszcie pojawił się też sprzedawca. I od razu do Araba. Rozbawieni, roześmiani, rozmawiają i rozmawiają. Myślę sobie, że przecież byłem pierwszy, ale w porządku, zaczekam jeszcze chwilę. Słyszę, że ten Arab wcale nie chce kupić samochodu, tylko chce sprzedać. Czekam dziesięć minut, w końcu cierpliwość mi się skończyła. Mówię do sprzedawcy: – Źle pan wybrał, bo ja nie tylko byłem pierwszy. Ja bym panu samochodu nie sprzedawał, tylko jeszcze w tym tygodniu kupił… I wyszedłem. Wiesz ile ten samochód kosztował? 1,3 miliona. Dokładnie tyle, ile potem należało dać Wiśle. Czy to nie znak? – opowiada.

19 STYCZNIA

Sytuacja finansowa wydaje się coraz bardziej opanowana, trzeba więcej czasu poświęcać stronie sportowej. Ale trzeba też – mimo wszystko – sprzedawać piłkarzy. Trwają negocjacje z Jagiellonią w sprawie sprzedaży Martina Kostala i Jesusa Imaza. Wielokrotnie się załamują, bo stron jest kilka (kluby, agenci, piłkarze, do tego zawodnicy, którzy mają iść w drugą stronę – z Jagiellonii do Wisły oraz ich agenci) i każdy ma swoje interesy. Leśnodorski prosi Dominika Ebebenge – jednego ze swoich najbardziej zaufanych ludzi – by opanował ten chaos. Dominik ma olbrzymią zdolność do łączenia ludzi. Ostatecznie udaje się wypracować kompromis.

21 STYCZNIA

Pojawia się pomysł, aby piłkarzem Wisły został Sławomir Peszko. Zwolennikami tego rozwiązania są przede wszystkim Maciej Stolarczyk, Arkadiusz Głowacki, Marcin Wasilewski i Jakub Błaszczykowski. Twierdzą, że go okiełznają.

Tylko że pierwsza propozycja Wisły to 10 000 złotych miesięcznie. Peszko – co zrozumiałe – może się z niej tylko śmiać.

Zgłasza się Wojciech Kwiecień, zagorzały kibic Wisły i właściciel sieci aptek. Zamożny człowiek, który wielokrotnie pomagał finansowo klubowi. Mówi, że jest w stanie pokryć różnicę w taki sposób, aby Peszko do Krakowa trafił. W tzw. międzyczasie były reprezentant Polski otrzymuje jeszcze bardzo atrakcyjną ofertę z… Widzewa Łódź. Drugoligowiec jest w stanie płacić mu nawet 80 000 złotych miesięcznie, ale Peszko woli Wisłę za połowę tej stawki.

22 STYCZNIA

Licencja odzyskana. Gdyby ktokolwiek miał siłę, otworzyłby szampana. Ani nikt nie ma siły, ani nikt nie ma szampana. Ale to bardzo ważny dzień, nawet jeśli Zbigniew Boniek zdradził niespodziankę kilka dni wcześniej.

Wisła znów ma:

– Władze
– Licencję
– Możliwość pozyskiwania pieniędzy

Klub wraca do żywych na wielu frontach.

23 STYCZNIA 

Oczywiście wszystkiego jest za mało. Wisła cierpi nie tylko na deficyt pieniędzy. Wisła potrzebuje ludzi. Grono kilku osób zastanawia się, kto jest potrzebny i do czego. Jeszcze będąc na Kubie proponuję Krzysztofa Sachsa, do niedawna szefa Komisji Licencyjnej PZPN. Przez telefon mówi mi, że nie chce być frontmenem, ale służy pomocą np. jako członek rady nadzorczej. Tego typu ludzi – maksymalnie merytorycznych – Wisła będzie potrzebowała, aby zrobić kolejny krok. Być może to jest nawet teraz najtrudniejsze: obsadzenie wszystkich stanowisk fachowcami. Atmosfera wokół klubu wciąż nie jest klarowna, nikt do końca nie wie, czy praca w Wiśle to ryzyko (np. spalone auto), czy może szansa.

Tego dnia Leśnodorski spotyka się z Sachsem. Rozmawiają kilka godzin, a przyszłość pokaże, jakie będą tych rozmów owoce.

25 STYCZNIA

Wisła publikuje film promujący kampanię karnetową. Chyba można napisać, że klub nie tylko został odzyskany. Klub odzyskuje godność.

27 STYCZNIA

Drużyna trenuje w Turcji, dzięki prywatnemu sponsorowi (Murapol). Dział sportowy planuje kolejne ruchy in/out, ale to w zasadzie bez znaczenia dla przyszłości klubu, więc nie będę się o nich rozpisywał. Toczą się też rozmowy w sprawie siłowni w hali TS Wisła, która z jednej strony przynosi pieniądze, a z drugiej stanowi ogromne wizerunkowe obciążenie. Cały czas w ten czy inny sposób klub jest kojarzony z „Miśkiem”, bo przecież nie każdy odróżnia TS Wisła od Wisły SA. Zresztą formalnie (tylko formalnie, ale jednak) to TS zarządza SA.

Pierwsza próba zmiany najemcy była groteskową próbą podłożenia słupa, ale teraz już każdy wie, że to po raz kolejny nie przejdzie. Tym razem negocjacje toczą się z naprawdę poważnym partnerem, bo siecią Platinium. Jeśli uda się je doprowadzić do szczęśliwego końca, będzie to kolejny element nowego otwarcia.

31 STYCZNIA

W siedzibie Polskiej Rady Biznesu w Warszawie na kolacji spotyka się Grupa Ratunkowa, oczywiście oprócz nieobecnego (za to obecnego na zgrupowaniu w Turcji) Jakuba Błaszczykowskiego. Na zdjęciu od lewej ci, którzy uratowali Wisłę i doprowadzili do tego, że przystąpi ona do rundy wiosennej sezonu 2018/2019: Piotr Obidziński, Jarosław Królewski, Tomasz Jażdżyński, Rafał Wisłocki, Bogusław Leśnodorski.

957be2b4-a5fd-4b51-9073-2462e68f01e8

I myślę, że w tym miejscu można postawić kropkę. Historia Wisły, jeszcze raz podkreślę JAKIMŚ CUDEM nie dobiegła końca. Jakimś cudem, przez przypadek, a także dzięki tytanicznej i szalonej pracy, wykonywanej w zawrotnym tempie. Nie wiadomo, jak poobijana wyjdzie z tej walki Wisła, ale najważniejsze, że – chyba! – będzie żyć. Chyba, bo jeszcze pogrążyć mogą ją kibice, wiadomo którzy. To największe zmartwienie. Ale jeśli nie pogrążą, to zaraz przyjdzie czas szukania inwestora na poważnie, a nie w taki sposób, jak robiono to przez poprzednie miesiące. Tym razem zajmą się tym profesjonaliści.

Tylko Leśnodorski mówi, że już znika i wraca do pracy prawnika – lecz tym razem już za pieniądze – i do kibicowania Legii. Na meczu w Krakowie ma zamiar się pojawić, ale… – no właśnie – w koszulce warszawskiego klubu.

KRZYSZTOF STANOWSKI

Założyciel Weszło, dziennikarz sportowy od 1997 roku.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
10
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

2 komentarze

Loading...