Reklama

Trudny przypadek Jarosława Niezgody

redakcja

Autor:redakcja

01 lutego 2019, 19:09 • 6 min czytania 0 komentarzy

Jeszcze w sezonie 17/18 Jarosław Niezgoda regularnie strzelał bramki dla Legii i obok Arkadiusza Malarza, wyczyniającego momentami cuda w bramce, to właśnie napastnik Wojskowych był głównym architektem kolejnego mistrzostwa. Dziś, w połowie następnych rozgrywek, Niezgoda po serii kłopotów zdrowotnych zahacza o status niepotrzebnego w zespole i nie był wcale tak daleki odejścia z klubu. Pytanie, czy Legia w ogóle powinna rozważać jego sprzedaż?

Trudny przypadek Jarosława Niezgody

– Na poważnie braliśmy ofertę Midtjylland. Kluby nie doszły do porozumienia, ale szanujemy to, że Jarek zostaje w Legii. W ostatnim czasie mieliśmy jeszcze jedną ofertę, też transferu, ale to był ostatni dzień okienka i nie chcieliśmy wykonywać nerwowych ruchów. Mieliśmy za mało czasu i poza tym stwierdziliśmy, że to nie jest aż tak atrakcyjna oferta, jeśli chodzi o Jarka. On będzie walczył i myślę, że nie będziemy brać pod uwagę wypożyczenia w tej rundzie – mówi Marek Citko, menadżer piłkarza. Jeśli chodzi o ofertę z duńskiego klubu, to jego przedstawiciele proponowali Legii około dwóch i pół miliona euro. Legia chciała bańkę więcej i co najmniej 10% z kolejnego transferu. Temat upadł.

Mimo wszystko, nawet jeśli Niezgoda poszedłby do Danii za wspomniane trzy i pół bańki, patrząc z perspektywy zeszłego sezonu, byłyby to frytki. Po pierwsze Dania nie jest jednak wciąż kierunkiem, gdzie mogliby odchodzić najlepsi piłkarze tej ligi, a Niezgoda w sezonie 17/18 do tego grona się zaliczał. Po drugie – skoro Walukiewicz, Żurkowski czy Piątek kosztowali więcej, nie byłoby powodów, żeby za Niezgodę płacić mniej. Pamiętajmy, mówimy o zawodniku, który w dwunastu meczach rozgrywek 17/18 strzelał gola. Dał Legii lekko licząc 12 punktów i bez jego udziału mistrzostwa by nie było.

No, ale od tamtego czasu sporo się jednak wydarzyło. Niezgoda najpierw narzekał na kontuzję pleców, potem musiał przejść zabieg ablacji serca, następnie znów odezwały się plecy. I choć problemy z sercem brzmią poważnie, to tak naprawdę drugi problem był dla napastnika poważniejszy. Ablacja nie jest zabiegiem przyjemnym, natomiast przechodzili go choćby Cristiano Ronaldo i Justyna Kowalczyk, co nie przeszkodziło im przenosić gór w swoich dyscyplinach. Natomiast właśnie przez kontuzje pleców Niezgoda stracił większą część rundy jesiennej.

I niestety dla Niezgody, gdy już wrócił do siebie, zastał zupełnie inne realia niż przed kontuzją. W oczach trenera Sa Pinto jest dopiero snajperem numer trzy. – Wystarczy spojrzeć na zawodników, jacy przychodzą za kadencji Sa Pinto lub jakich trener ogląda. Musi to być gość silny fizycznie, do walki, do zapieprzania. Generalnie taki piłkarz, jakim był sam Sa Pinto. On ma bzika na punkcie zawodników o swojej charakterystyce. Nie, o charakterze, bo drugiego takiego wariata nie znajdzie, ale chce zawodników do biegania. A Jarek jest szybkościowcem. Dobrze ten najlepszy profil zawodnika dla trenera można zobaczyć na przykładzie Kulenovicia i Carlitosa. Ten drugi jest doświadczony, z większą marką w ekstraklasie, a w końcówce grał już ten pierwszy, właśnie ze względu na swoją charakterystykę – mówi Adam Dawidziuk z Legia.net. – Widać po zgrupowaniu, że Pinto na niego nie stawia. Nie chcę mówić, że nie wierzy, bo to za duże słowo, ale na pewno nie stawia. Na teraz Kulenović ma być napastnikiem numer jeden. Legia chce grać bezpośrednią piłkę. Sa Pinto potrzebuje do tego takiego napastnika jak Kulenović, tylko że lepszego. I takiego chce Sa Pinto. Wysokiego, umiejącego się zastawiać. Ewentualnie Carlitosa, który techniką zrobi trochę zamieszania. Niezgoda jest pomiędzy tym. Trudno powiedzieć, że ma świetną techniką, dobrze gra głową. Ale ma zmysł. Jednak jak widać, by wpasować się do koncepcji Sa Pinto, opartej na dośrodkowaniach i stałych fragmentach, to za mało dla trenera – dodaj kolega z redakcji Dawidziuka, Piotr Kamieniecki.

Reklama

Powstaje więc pytanie: czy sprzedaż teraz albo nawet latem, byłaby dobrym wyborem dla Legii? Spójrzmy nawet argumenty stojące za odpowiedzią przeczącą. Mimo kontuzji to wciąż ten sam Niezgoda, który czarował w sezonie 17/18. Jego potencjał się nie zmniejszył, a kontuzje nie mogły aż tak wpłynąć na umiejętności piłkarza. Mówimy bowiem o kontuzji pleców, nie zerwaniu więzadeł czy w tym okropnym stylu. – W gierkach treningowych Niezgoda potrafił już błyszczeć, strzelać gole, asystować. Fajnie wyglądała jego współpraca z Hamalainenem. Zaliczył na przykład asystę do Fina w sparingu z Setubal. Absolutnie nie jest więc Niezgoda bez formy. Sam myślałem, że może być nieco gorzej, ale jak wchodzi, to potrafił się odnaleźć. Pokazywał to, z czego go znamy. Urywał się, robił wolną przestrzeń, nawet jeśli nie wbiegał z piłką w pole karne, to wiedział co z nią zrobić. Dużo widział – opowiada Kamieniecki. – Argumentem na „nie” jest to, że Jarek jest zawodnikiem tak charakterystycznym, że grając, może być za jakiś czas wart więcej niż pieniądze obecnie wchodzące w grę – dodaje Dawidziuk.

Z kolei menadżer piłkarza jest optymistą, że Niezgoda wróci do grania. – Wiadomo, że jeśli zawodnik miał pauzę sześć miesięcy, to startuje z pozycji numeru trzy. Jarek jest już zdrowy, ma olbrzymi potencjał i oferty, które były, o tym świadczą. Natomiast mam nadzieję, że w przeciągu miesiąca będzie już grał w pierwszej jedenastce. Nigdy się o Jarka nie bałem, bo gdybym się bał, to szukałbym mu innego klubu niż Legia, gdy odchodził z Puław. Mądry trener, gdy ma takie bogactwo w ofensywie, będzie je potrafił wykorzystać z pożytkiem dla wszystkim – mówi Citko.

Stoi więc za Niezgodą pamięć o sezonie 17/18, potencjał i przyzwoite pokazanie się w okresie przygotowawczym. Natomiast, przechodząc już do argumentów stojących za sprzedażą, nie można zapomnieć, że chłopak ma już 23 lata. To nie jest junior, dla którego nawet pół roku grania nie jest wielkim problemem, a na kolejne pół spędzone w ogonach, tez można spojrzeć wzruszeniem ramionami. Niezgoda jest przecież tym samym rocznikiem co Piątek, odstawiający cuda w Serie A. Nie wydaje się, by kolejne pół roku spędzone w pozycji siedzącej wpływało pozytywnie na Niezgodę, co boli go, ale tez nie wpłynie dobrze na jego cenę, co boli Legię.

Poza tym, skoro kontuzja pleców już raz wróciła, nie można w żaden sposób wykluczyć, że nie wróci po raz kolejny. Nie trzeba szukać daleko innego talentu Legii, który rozsypał się przez kontuzję. Chodzi oczywiście o Michała Efira, względem którego też były wielkie oczekiwania, a wszyscy pamiętamy jak się skończyło.

– Mam taką teorię, która nie jest moim zdaniem daleka od prawdy, że dziś los Niezgody zależy w dużej mierze od ściągnięcia Iuriego Medeirosa. Jeśli on trafi do klubu, nie będzie pieniędzy na kolejnego napastnika i Niezgoda zostanie jako ten trzeci. Natomiast jeśli Portugalczyk do Legii nie przyjdzie, klub może ściągnąć napastnika pasującego do charakterystyki Pinto i wówczas Niezgoda nie będzie miał szans na grę – twierdzi Dawidziuk.

Tylko gdzie szukać drogi ucieczki? Okno transferowe w większości poważnych lig jest już zamknięte. Można szukać jeszcze szczęścia w Austrii (przez pięć dni), Serbii (siedem), Chorwacji i Szwajcarii (14), Rosji (21), na Ukrainie (28). No i oczywiście też w Polsce. Natomiast, tak jak mówił Citko, na dziś nie rozważana jest opcja wypożyczenia.

Reklama

Sytuacja Legii jest więc nie do pozazdroszczenia. Z jednej strony ma piłkarza, który po sezonie 17/18 był wart sporo, ale kontuzje obniżyły jego wartość. Ryzykiem jest i puszczenie go za plus minus trzy miliony, ale i pozostawienie. Z jednej strony Niezgoda znów może wrócić do formy i strzelać, a potem zostać sprzedanym za grubsza kasę i różnicy nie zlikwiduje procent od transferu. Z drugiej mańki pozostawienie go jest również ryzykiem, bo raz chłopak może nie grać i to jest bardzo prawdopodobne, dwa – złapać znowu uraz. W każdej opcji jego cena by jeszcze spadła.

No, ale na końcu szkoda najbardziej piłkarza. Pół roku temu stawialiśmy go obok Piątka. Dziś byłoby to absolutnie niedorzeczne.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...