Reklama

Oficjalnie: Katar zmiażdżył w Pucharze Azji

red6

Autor:red6

01 lutego 2019, 17:48 • 3 min czytania 0 komentarzy

608 minut. Bite 10 godzin z haczykiem. Przez tyle czasu defensywa Kataru wychodziła zwycięsko ze starć z najlepszymi ekipami Azji. Jasne, na bramkę Saada Al-Sheeba nie walili Messi i Ronaldo obsługiwani przez Modricia i de Bruyne, ale przejście prawie całego turnieju bez straty choćby gola to statystyka cholernie wymowna. A gdy jeszcze dodamy do tego fakt, że Katarczycy w tym samym czasie potrafili wbić przeciwnikom goli kilkanaście, otrzymujemy obraz ekipy, która zmiażdżyła konkurencję. Rumakowanie miało skończyć się wraz z meczem finałowym z Japonią, najbardziej utytułowaną ekipą kontynentu? Stracili gola, ale nic z tego. Azja ma nowych króli. 

Oficjalnie: Katar zmiażdżył w Pucharze Azji

Japończycy, którzy byli faworytami bukmacherów w starciu o swój piąty Puchar Azji, katarski mur przełamali w 68. minucie meczu. Takumi Minamino zrobił wtedy to, co nie udało się wcześniej kolejno piłkarzom z Libanu, Korei Północnej, Arabii Saudyjskiej, Iraku, Korei Południowej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Przedstawiany to jak wyczyn, ale prawda jest taka, że finał był już wtedy prawie rozstrzygnięty. Katarczycy prowadzili dość pewnie, 2-0, po golach wbitych w pierwszej połowie.

Wróć! Katarczycy prowadzili dość pewnie, 2-0, po golach wbitych w pierwszej połowie, które były takie, że głowa mała. Jak z gry komputerowej. Jak z mokrego snu kajtka, który z piłką pod pachą marzy o rozstrzyganiu decydujących spotkań w wielkim stylu.

Zresztą, zobaczcie sami. Najpierw Almoez Ali w 12. minucie, otoczony graczami z całkiem poważnych europejskich klubów, zachował się w polu karnym tak jak na plaży, kopiąc piłkę z młodszym rodzeństwem. Przyjęcie, podbicie, przewrotka. Facet raczej miał piątkę z gimnastyki.

Reklama

Był to jego dziewiąty gol w turnieju, kończy go z koroną króla strzelców na głowie. Ale z naszej perspektywy ciekawszy był fakt, że jeszcze w trakcie pierwszej połowy Abdulaziz Hatem rzucił mu wyzwanie. Na podstawie samych bramek z finału można by bowiem zorganizować plebiscyt na bramkę turnieju, wielka sprawa. I trudno nam orzec, kto powinien go wygrać.

Jest jeden problem – nie znaleźliśmy w internecie całej akcji, więc poniżej zobaczycie tylko sam moment uderzenia. Dość istotne jest jednak – musicie uwierzyć nam na słowo – to, że przed nim Katarczycy wymienili ponad 20 podań i zaimponowali cierpliwością w konstruowaniu ataku.

I choćby Hatem miał później świetną okazję, by zabić to spotkanie, ale koncertowo ją spartolił. W drugiej połowie do głosu dochodzili Japończycy, czego wyrazem był wspomniany gol, ale też kilka innych okazji. Bramka wyrównująca wisiała w powietrzu, tak samo jak wysyp wpisów na Twitterze przypominających słowa Czesława Michniewicza o niebezpiecznym prowadzeniu 2-0. I wtedy, 10 minut przed końcem, nadzieje Japończykom na końcowy triumf zabrał doświadczony Yoshida do spółki z VAR-em. Pierwszy ręką zablokował strzał Katarczyka, a drugi pomógł to wyłapać sędziemu, który początkowo puścił grę. Wynik ustalił z jedenastu metrów Akram Afif.

Jak bonie dydy – bawiliśmy się naprawdę dobrze. Wspaniały był to finał, nie zapominamy go nigdy co najmniej przez tydzień. A już tak na serio, wydaje nam się, że możemy wracać myślami do tego spotkania nawet w 2022 roku. Gdy na organizowanym u siebie mundialu, Katarczycy znowu odpalą jakąś rakietę, przypomnimy sobie, kiedy po raz pierwszy poznaliśmy ich możliwości.

Fot. newspix.pl

Reklama

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
9
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...