Reklama

Czas zadać to pytanie: czy 450 000 euro za Carlitosa to na pewno była promocja?

redakcja

Autor:redakcja

21 grudnia 2018, 15:01 • 4 min czytania 0 komentarzy

Wczorajszy mecz Legii z Zagłębiem Sosnowiec miał dość symboliczny wymiar, jeśli chodzi o sytuację w ataku warszawian. Tak naprawdę oglądaliśmy bowiem 4 zawodników, którzy w bliższej lub dalszej przyszłości mogą strzelać bramki w barwach aktualnych mistrzów Polski. Byli to Carlitos, Kulenović, Niezgoda oraz grający na wypożyczeniu w Zagłębiu Sanogo. I chyba najbardziej znamienny jest tutaj fakt, że najgorzej zaprezentował się ten, który miał być największą gwiazdą nie tylko samej Legii, ale i całej ligi.

Czas zadać to pytanie: czy 450 000 euro za Carlitosa to na pewno była promocja?

Czysto ciekawostkowo rozpiszmy wynik wczorajszego meczu z uwzględnieniem boiskowego czasu poszczególnych napastników.

– w czasie gry Niezgody było 2:0 dla Legii (bez niego 1:2),
– w czasie gry Kulenovicia było 3:1 dla Legii (bez niego 0:1),
– w czasie gry Sanogo było 2:1 dla Zagłębia (bez niego 0:2),
– w czasie gry Carlitosa Legia przegrywała 1:2 (bez niego 2:0).

Rzecz jasna to mógł być czysty przypadek, ale… Chyba jednak nie był. Kiedy Legia w ogromnym trudzie zdobyła wyrównującą bramkę na 1:1, Hiszpan po chwili sieknął efektownego samobója. A w całym meczu był najsłabszy na placu. Chcecie konkretów? Oto one:

Reklama

– oddał 5 strzałów, wszystkie niecelne,
– stoczył z przeciwnikami 19 pojedynków, a 15 (!!!) przegrał,
– w całym meczu wykonał jeden zwód, nieudany,
– przez cały mecz ani razu nie odebrał przeciwnikowi piłki, nie zaliczył przejęcia i nie zebrał żadnej drugiej piłki. Taką samą robotę w defensywie mógłby wykonać strach na wróble,
– zanotował 18 (!!!) strat.

Chyba najbardziej wymowna sytuacja miała miejsce jednak w momencie zejścia Carlitosa. Rzut wolny dla Legii z idealnego miejsca do uderzenia prawą nogą. A to element gry, w którym Hiszpan jeszcze w zeszłym sezonie był najlepszy w lidze – strzelił aż 4 gole bezpośrednio z rzutów wolnych, pokazując plecy całej konkurencji. Na tablicy wyświetlał się wynik 1:2, Legia musiała rozpaczliwie gonić, potrzebowała większej liczby zawodników ofensywnych, a przy tym miała skrojony pod Carlitosa stały fragment gry… Co zrobił Sa Pinto? Zdjął Hiszpana i wprowadził w jego miejsce zawodnika, który nie grał od 228 dni, czyli Jarosława Niezgodę.

Ważne jest też to, co zdarzyło się chwilę potem – Martins kapitalnie wykonał rzut wolny (do którego przy Carlitosie w formie z zeszłego sezonu nawet by nie podszedł), Hlousek dobił i zrobiło się 2:2. A po chwili zwycięskiego gola dołożył Sandro Kulenović, robiąc to, co Carlitosowi nie udało się w całym meczu (a próbował 8 razy) – wygrał pojedynek powietrzny. Młody Chorwat zagrał znacznie lepiej niż starszy i cieszący się większą renomą kolega, to jasne. Ale od Hiszpana lepszy był też Niezgoda, choć dostał od trenera tylko ogon – był dynamiczny, wygrał 2 z 3 podjętych pojedynków, zaliczył udany drybling czy potrafił przeciwnikowi odebrać piłkę. Co więcej, wczoraj od Carlitosa lepszy był też grający w Sosnowcu Sanogo. Inna sprawa to fakt, że naprawdę nie wiemy, co trzeba byłoby zrobić, żeby wypaść gorzej niż wciąż urzędujący król strzelców. Zapakować dwa samobóje?

Mecz z Zagłębiem był w wykonaniu Carlitosa żenujący, ale to w ostatnim czasie absolutnie nie był wyjątek. Hiszpan od początku sezonu gra mocno w kratkę, a końcówka jest dla niego fatalna. Bronią go jedynie liczby, które dla napastnika niby są najważniejsze, ale też warto zadać sobie pytanie, czy gdyby jakiś inny piłkarz spędził tyle czasu w środku ataku Legii, to jego liczby na pewno byłyby gorsze? Weźmy choćby ostatnie dwa miesiące i osiem rozegranych spotkań. W tym czasie Carlitos ledwie trzy razy trafił do siatki i było tak:

– w meczu z Górnikiem strzelił w Loskę, ale ten popełnił błąd i przepuścił piłkę pod pachą (za co potem publicznie bił się w pierś),
– w meczu z Górnikiem zamknął akcję dobijając na pustaka,
– w meczu z Piastem stanął oko w oko z bramkarzem i z 7. metra trafił do siatki.

Same łatwe piłki, wszystkie mecze u siebie, każdy z przeciwnikiem bez formy lub potężnie osłabionym. Jasne, takie sytuacje też trzeba umieć wykorzystywać i za to Hiszpanowi należy się plusik. Trzeba to jednak zestawić z liczbą sytuacji, które partnerzy mu wykreowali. Jak wyliczył portal Ekstrastats, Carlitos w tym sezonie (dane bez uwzględnienia ostatniej kolejki) wykorzystał ledwie 45,5 procent swoich dogodnych okazji strzeleckich. A to już naprawdę nie najlepszy wynik, zwłaszcza dla wciąż aktualnego króla strzelców ekstraklasy.

Reklama

Dziś więc Carlitos ani nie jest skuteczny, ani nie pomaga drużynie w innych aspektach gry (poza wykończeniem). Jest wolniejszy, jakby bardziej ociężały, a piłka nie słucha się go tak, jak przed rokiem. Jesień – przy grze w każdym meczu! – skończył z ośmioma trafieniami, a w analogicznym momencie zeszłego sezonu w barwach słabszej Wisły miał dwa razy więcej goli. Najgorsze jest jednak to, że przez calutką rundę Carlitos był po prostu przeciętny. W ostatnim czasie Legia miała zdecydowanie więcej pożytku z Kulenovicia, a i Niezgoda w kilkanaście minut zasygnalizował, że wiosną może być lepszym kandydatem do gry na szpicy. Co więcej, Carlitos zbliżył się do poziomu, w którym sensu nabierają rozważania, czy nie lepszy byłby ściągnięty z wypożyczenia Sanogo. Jakkolwiek spojrzeć, obaj mają po jesieni 8 goli, z tym że Francuz grał w znacznie słabszym klubie, a na boisku spędził mniej czasu.

Cóż, runda jesienna w wykonaniu Carlitosa każe jeszcze raz spojrzeć na letnie okienko transferowe i zmusza do refleksji – czy 450 tysięcy euro odstępnego  za tego zawodnika to aby na pewno była promocja?

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...