Reklama

Bezkrólewie na lewej obronie. Dziś – słabo, jutro – dramatycznie?

redakcja

Autor:redakcja

14 listopada 2018, 14:57 • 6 min czytania 0 komentarzy

Gdyby nie Maciej Rybus, to w kadrze na lewej obronie mielibyśmy sytuację tragiczną. Selekcjoner musiałby wybierać między przeciętniakami z Ekstraklasy, a zawodnikami, którzy w ligach zagranicznych grzeją ławę. I choć mówi się, że cały świat ma problem z lewymi defensorami, to jednak trudno znaleźć kadrę na naszym poziomie, w której ta pozycja byłoby tak słabo osadzona. A prognozy na przyszłość wcale nie są dobre. Dlaczego tak trudno znaleźć w Polsce lewego obrońcę?

Bezkrólewie na lewej obronie. Dziś – słabo, jutro – dramatycznie?

Powołanie dla Huberta Matyni wywołało duże poruszenie w środowisku piłkarskim. Zawodnik Pogoni nie był przecież nawet pierwszym wyborem w talii Kosty Runjaicia, bo Niemiec częściej wystawiał na tej pozycji Ricardo Nunesa. Matynia został cofnięty do obrony z linii pomocy i grał przyzwoicie. Miewał mecze świetne (jak ten z Lechem), ale i miewał spotkania przeciętne lub słabe. Z całą pewnością nie umieścilibyśmy go w czołowej piątce lewych obrońców ligi. Mało tego – Matynia do tej pory uzbierał u nas średnią not na poziomie 4,55, co jest dopiero jedenastym wynikiem w zespole Pogoni. Zespole, któremu wciąż daleko do walki o mistrzostwo kraju.

Drugim bocznym obrońcą, którego powołał selekcjoner Brzęczek, jest Rafał Pietrzak. On także rozgrywał spotkania bardzo dobre (z Lechią czy ostatnio z Zagłębie Lubin), ale na ogół trudno było go wyróżnić na tle zespołu. On u nas ma średnią not gorszą nawet od Matyni, bo wynosi ona 4,47.

Trudno jednak krytykować Brzęczka za to, że podejmuje dziwne wybory. W Ekstraklasie lewa obrona to w tym momencie najsłabiej obsadzona pozycja w całej lidze. Tylko jeden (!) zawodnik w lidze może pochwalić się średnią not na Weszło powyżej 5,0, czyli powyżej oceny wyjściowej. I jest to obcokrajowiec. Całe zestawienie wygląda następująco:

pobrane

Reklama

Na czerwono zaznaczyliśmy Polaków. I – jak widzimy – są oni w odwrocie, a proporcje wśród lewych obrońców układają się w bardzo niekorzystnie, bo pierwszymi wyborami w zespołach Ekstraklasy zdecydowanie częściej są zawodnicy spoza naszego kraju. Moglibyśmy nagiąć je trochę w kierunku rodaków i np. w Śląsku Wrocław postawić na Cholewiaka, a w Pogoni na wspomnianego Matynię, natomiast wciąż żaden z nich nie byłby nawet bliski poziomej kreski oznaczającej średnią not na poziomie 5,0. Trzeba to sobie powiedzieć wprost – na lewej obronie w Ekstraklasie panuje bryndza. Czołowymi piłkarzami na tej pozycji są Serb Mladenović, Brazylijczyk Guilherme oraz Czech Hlousek.

Skoro w lidze próżno szukać alternatyw/zastępców dla Rybusa, to może zerknijmy na naszych stranieri? Paweł Jaroszyński zaliczył w Chievo (najgorszym zespole Serie A) 368 minut w lidze. Bilans jego ekipy podczas tych pięciu występów – 1:6, 1:5, 1:3, 1:2, 0:2. Do tego 75 minut w Pucharze Włoch na zero z tyłu z drugoligową Pescarą. Jaroszyński jest zawodnikiem z rotacji w zespole, który może zlecieć z Serie A, a zatem trudno spodziewać się, że okaże się zbawcą tej kadry. To może Arkadiusz Reca? W tym sezonie 90 minut w barwach Atalanty, ostatnio leczył kontuzję, a gdy już zagrał w reprezentacji, to wyglądało to po prostu kiepsko.

To może jest jakaś nadzieja na przyszłość? Zobaczmy, co tam w kadrze do lat 21. Tam podstawowym lewym obrońcą jest Kamil Pestka – w tym sezonie 137 minut w Ekstraklasie w barwach Cracovii. Zero goli, zero asyst. W tym roku skończył 20 lat i w Ekstraklasie uzbierał łącznie 22 występy w ciągu trzech ostatnich sezonów.

Skoro i tu nie ma co szukać optymistycznych wniosków, to może te płyną z roczników 2002 i młodszych? Może tam schowali się obiecujący lewi defensorzy, którzy za 3-4 lata będą pukać do bram kadry narodowej?

Odpowiedź daje nam raport PZPN obejmujący program „Talent Pro”. To pomysł związku na to, by objąć specjalną opieką wyselekcjonowaną, 53-osobową grupę zawodników z roczników 2002-2004, którzy w przyszłości mogą stanowić narybek dla pierwszej kadry. PZPN podzielił ich na pozycję. I tak – wśród tych 53 zawodników z trzech roczników mamy siedmiu ofensywnych, pięciu napastników, siedmiu prawych obrońców, pięciu bramkarzy i… dwóch (!) lewych obrońców:

policja

Reklama

Ale przecież utarło się powiedzenie, że to cały świat szuka lewych obrońców. I faktycznie coś w tym jest, bo lewi defensorzy na rynku transferowym są rozchwytywani. Ich mała liczba powoduje, że ceny za lewonożnych obrońców są czasami szalone. Benjamin Mendy kosztował Manchester City 50 milionów euro, Layvin Kurzawa trafił do PSG za 25 milionów, Alex Sandro kosztował Juventus taką samą kwotę, 30 baniek musiał zapłacić Real Madryt za Theo Hernandeza i kolejne tyle za Fabio Coentrao, a Manchester United zabulił prawie 40 milionów za Luka Shawa.

Problem z lewymi obrońcami istnieje i to nie tylko w Polsce. Wynika to z dość prozaicznej przyczyny. Lewonożnych piłkarzy jest zdecydowanie mniej niż tych prawonożnych, a gdy trener w grupach młodzieżowych zauważy już zawodnika, który lepiej radzi sobie lewą nogą, to na ogół ustawia go na lewym skrzydle, bo tam będzie groźniejszy dla rywala – tłumaczy Patryk Kniat, były trener w akademii Lecha Poznań, założyciel „Fabryki Piłkarzy” zajmującej się treningiem indywidualnym.

Pamiętam, że w Lechu miałem taki wyjątkowy rocznik 1995, gdy w zespole było czterech-pięciu lewonożnych piłkarzy. Natomiast najczęściej jest to jeden lub dwóch zawodników na grupę, którzy lepiej radzą sobie lewą nogą. Zgadzam się, że w Polsce mamy problem z tą pozycją i jest to pokłosie statystyki, ale i widzę problem w pracy nad obunożnością. Topowe akademie w kraju już zmieniły podejście do tego, ale w wielu miejscach w kraju jeśli piłkarz jest prawonożny, to nie przykłada się tak dużej wagi do pracy nad gorszą nogą. W efekcie czego nie ma mowy o tym, by wyszkolić obrońcę dobrze radzącego sobie na obu stronach defensywy – przyznaje Kniat.

W efekcie tego na poziomie Ekstraklasy mamy bardzo niewielu piłkarzy lewonożnych. Według naszych szacunków lewonożnych Polaków jest około 36 w lidze (rozbieżności wynikają z tego, że niektórych trudno sklasyfikować jako lewonożnych lub obunożnych), a zagranicznych zawodników lewonożnych jest około 38. I byłoby to zrozumiałe, gdyby Polaków i obcokrajowców było w lidze tyle samo, natomiast w Ekstraklasie piłkarzy zagranicznych jest prawie dwukrotnie mniej od rodzimych zawodników.

Ale może to nie tylko nasz problem i w innych kadrach też narzekają na brak klasowych lewych defensorów? Porównajmy się z naszymi europejskimi sąsiadami w rankingu FIFA – z Austrią, Walią i Szwecją.

Austriacy mają na tej pozycji Davida Alabę, gwiazdę Bayernu Monachium, jednego z najlepszych lewych obrońców świata, czołowego piłkarza Bundesligi. Walijczycy mają Neila Taylora (w tym sezonie jedenaście występów w Aston Villi) oraz Paula Dummetta (dziesięć meczów w Premier League w barwach Newcastle). To może chociaż ze Szwedami możemy się równać? No, nie bardzo. Janne Andersson akurat tutaj ma w kim wybierać – Oscar Wendt (trzynaście meczów w Borussii Moenchengladbach), Martin Olsson (trzynaście spotkań w Swansea), Ludwig Augustinsson (trzynaście występów w Werderze Brema).

Obecność Macieja Rybusa, mistrza Rosji z Lokomotivem, ratuje nam tyłek. Były legionista przez większą część kadencji Adama Nawałki ratował kadrę przed wystawianiem na lewej obronie takich zawodników, jak Rafał Kosznik czy Adam Marciniak. Ale w ostatnich latach na tej pozycji nie mieliśmy piłkarza, który byłby chociażby europejskim średniakiem. Obok wspomnianych Kosznika i Marciniaka na tej pozycji jeszcze całkiem niedawno grali przecież Jakub Wawrzyniak, Marcin Komorowski, Jakub Rzeźniczak czy Bartosz Rymaniak. Nie jest zatem tak, że nagle trafił się okres, w którym mamy Rybusa i długo, długo nic. Problem z obsadą lewej strony defensywy istniał, istnieje i prawdopodobnie istnieć będzie. Piłkarz Lokomotivu w przyszłym roku skończy 30 lat, a i trudno o nim powiedzieć, by był okazem zdrowia, bo od Euro 2016 już czterokrotnie nie mógł zagrać w reprezentacji z powodu kontuzji.

W przyszłości pozostaje nam liczyć na to, że albo eksplozję formy zaliczy ktoś z dwójki Reca-Jaroszyński, albo Pestka wygryzie Siplaka i przez Cracovię wypromuje się na Zachód, albo Tymoteusz Puchacz pójdzie śladem Roberta Gumnego i po wypożyczeniu do I ligi stanie się ważnym ogniwem Lecha. W innym wypadku czeka reprezentację przesuwanie na lewą stronę Bereszyńskiego/Kędziorę/Gumnego/Jeszcze-kogoś-innego-kto-akurat-się-nawinie, albo prawoskrzydłowi rywali biało-czerwonych dalej będą mieli autostradę aż do bramki.

DAMIAN SMYK

fot. FotoPyk

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”

Szymon Janczyk
1
Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
4
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
4
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Komentarze

0 komentarzy

Loading...