Reklama

Obustronny niedosyt

redakcja

Autor:redakcja

11 listopada 2018, 21:17 • 3 min czytania 0 komentarzy

W Białymstoku obejrzeliśmy mecz piłki nożnej. Kto ogląda Ekstraklasę regularnie ten wie, że nie jest to w polskiej lidze takie oczywiste, bo bywają spotkania, w których więcej jest z ping ponga albo wyczynowego bicia głową w mur. Meczowi Jagi z Lechem niczego piłkarsko nie brakowało, ale trudno powiedzieć, by w którejkolwiek szatni po ostatnim gwizdku strzelały szampany.

Obustronny niedosyt

Nikt nie gra tak dobrze na wyjazdach jak Jagiellonia. Białostoczanie wciąż są bez porażki. Stracili raptem cztery gole w sześciu meczach. Ale teoretycznie łatwiejsze mecze domowe to zupełnie inna historia, inna drużyna:

0:1 z Lechią
1:0 z Wisłą
2:1 z Piastem
2:3 z Miedzią
3:1 z Cracovią
0:4 ze Śląskiem
2:1 z Pogonią
1:1 z Legią
2:2 z Lechem

Dobre mecze tylko im się zdarzają, ale zdarzały się też kompromitujące wpadki. Ogólny bilans jest wstydliwy: na dziewięć meczów aż trzy porażki, czternaście (!) straconych goli przy trzynastu zdobytych.

W tym kontekście dzisiejszy remis staje Jadze ością w gardle. Zaczęła od szybko strzelonej bramki Frankowskiego, która była konsekwencją przewagi na boisku. Lech ostatnio, gdy go trafić, chwiał się na linach, wystarczyło tylko go dobić. Zapowiadało się na łatwą wygraną.

Reklama

A jednak Kolejorz, ekipa na rozdrożu, szukająca formy, z trenerem tymczasowym, potrafił podnieść się z kolan. Było w bramce Rogne sporo przypadku – błąd Kelemena? Błąd kryjących obrońców? – ale co w siatce, to w siatce. 1:1. Wymowne jednak, że był to dopiero pierwszy strzał Lecha w tym meczu. Jaga do tamtej momentu miała ich sześć i jeszcze ze dwie stuprocentowe okazje.

Tymczasem za chwilę zrobiło się 2:1 dla gości. Niesłychaną niefrasobliwością w tyłach „popisał” się Novikovas. Jaga wyrzucała piłkę z autu na dwudziestym metrze, a Litwin łatwo stracił. Do ratowania sytuacji nie zabrał się wcale, drepcząc po murawie w tempie uważnego grzybiarza. Tymczasem Lech zagrał bardzo szybko na linii Jóźwiak-Jevtić, a wszystko zamknął Wasielewski swoją debiutancką bramką w Ekstraklasie, bramką – podkreślmy – naprawdę ładną, bo było to mierzone uderzenie po dalszym słupku, a asysty defensorów nie brakowało. Lech mógł – powinien? – rozbić bank, bo jeszcze przed przerwą Gytkjaer wyszedł sam na sam z Kelemenem, ale Duńczyk został zatrzymany.

Tylko pięć minut po zmianie stron Kolejorz cieszył się z prowadzenia, wyrównał bowiem bardzo aktywny, przytomnie grający Świderski, który ewidentnie czuł się dzisiaj świetnie. Tym bardziej nie rozumiemy decyzji Mamrota o zdjęciu młodego napastnika. Gra Jagiellonii trochę siadła, a Bezjak – poza potężną bombą, przez którą Burić huknął głową o słupek – wiele nie pokazał. Jeszcze mniej dał z siebie Sheridan, który zupełnie nie przypominał dzisiaj profesjonalnego napastnika. Gra stała się klasycznym przykładem walki „cios za cios”; Lech najbliżej bramki był po szczupaku Gumnego, a po drugiej stronie Novikovas pięknie objechał Rogne, mając czystą sytuację. Mieliśmy niebezpieczne rykoszety, niezłe rajdy przeprowadzał Jóźwiak – na pewno kibice się dzisiaj nie nudzili.

Ale sęk w tym, że kibice Jagi chętnie by się ponudzili przy 1:0, a bardziej od boiskowych emocji rozgrzałaby ich satysfakcja ze zdobytych trzech punktów. W Lechu coś drgnęło, na pewno nie wyglądał tak źle, jak w ostatnich tygodniach, przypomniał niejako o drzemiącym w nim potencjale, ale też może pluć sobie w brodę: była szansa zdobyć Białystok. Białystok, w którym Lech nie wygrał od 2013 roku. Kolejorz ogółem na wyjazdowe zwycięstwo w lidze czeka od początku sierpnia. Przyzwoity mecz przyzwoitym meczem, ale przełamania jak nie było, tak nie ma.

[event_results 539578]

Fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...