Reklama

Panie Sa Pinto, czas oglądać mecze swojej drużyny

redakcja

Autor:redakcja

10 listopada 2018, 00:00 • 2 min czytania 0 komentarzy

Jest to jednak zaskakujące odkrycie, że Sa Pinto, trener Legii Warszawa, nie ogląda meczów własnej drużyny. Niby jest na ławce. To dość blisko murawy, na której trwają boiskowe popisy. Oglądanie kusi. A on jednak zajmuje się w tym czasie innymi sprawami – potencjalnie sprawdzaniem oferty Mango Telezakupy, kompulsywnym rozwiązywaniem krzyżówek, telefoniczną rozmową z kuzynem z Pcimia. 

Panie Sa Pinto, czas oglądać mecze swojej drużyny

Na pewno jednak nie meczem, bo gdyby oglądał Pogoń – Legia, nigdy nie wypowiedziałby słów „Rywale nie zasłużyli na wygraną, bo byliśmy lepsi w większości aspektów”.

Zastanawiamy się, jakie to miałyby być aspekty? W teorii, gdy przyjąć, że trener Legii nie żartuje?

Jeśli straty piłki – owszem, wysoka półka, Pogoń zdystansowana. Jeśli niecelne podania – znowu w dziesiątkę. Lagi na bałagan – koncertowe. Przyglądanie się, jak Pogoń rozgrywa piłkę – mistrzowski poziom. Ewentualnie również spalone, gdzie mamy oszałamiające trzy do jednego. Determinacja? Domagoj Antolić tyrał tak, że aż przez 60 minut nie zaliczył ani jednego sprintu. Aż chce się powiedzieć Portugalczykowi:

„Będzie miał pan do CV”.

Reklama

Na pewno jednak Legia nie przeważała w kulturze gry w piłkę. Na pewno nie w posiadaniu piłki i elegancji wymiany podań, ze szczególnym uwzględnieniem czasu, gdy mecz nie był już pozamiatany i Pogoni nie urządzało czekanie na końcowy gwizdek.

Pressing? Pogoń pokazywała wręcz wzorowo jak wychodzić z własnej połowy mimo rzuconych na nią sił rywala. Piłkarze z mocniejszych lig mogliby siedzieć z notatnikami. A zarazem nie raz i nie dwa zmuszała legionistów do błędu, nawet na wysokości pola karnego.

Portowcy zagrali znakomity mecz. Wygrali całkowicie zasłużenie. Temu, zwyczajnie, zaprzeczyć się nie da. Każdy, kto spróbuje, nie tylko naraża się na śmieszność: po prostu kłamie.

Panie Sa Pinto, to nie czasy telegazety, żeby dało się łatwo nawijać makaron na uszy. Mamy telewizję. Mecz widzieliśmy. Trochę nie wypada, żeby pan, człowiek bywały, który trochę futbol zna, prezentował poziom wypowiedzi niespełna dwudziestoletniego Sebastiana Szymańskiego. Dla przypomnienia, ów Szymański rzekł:

– Graliśmy dobrze, ale brakowało szczęścia i sytuacji. Nie mogliśmy żadnej stworzyć. Zagraliśmy słabsze spotkanie.

Reklama

Grali tak dobrze, że aż nie stworzyli żadnej sytuacji. Kibice z pewnością pękają z dumy. Coś nam podpowiada, że ta retoryka sukcesu jest odrobinę zbyt oderwana od rzeczywistości, żeby przekonała kogokolwiek.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...