Reklama

Powrót do normalnego życia nie był trudny. Zawsze miałem przy sobie dobrych ludzi

redakcja

Autor:redakcja

05 listopada 2018, 12:10 • 10 min czytania 0 komentarzy

‪Masz 12 lat, wjeżdża w ciebie pijany kierowca, tracisz nogę. Rozpoczynasz przygodę z pływaniem, reprezentujesz Polskę na mistrzostwach Europy i świata, zostajesz trenerem. W swoim życiu znajdujesz czas dla ludzi, którzy dopiero co ulegli podobnemu wypadkowi co ty sam. Przed wami rozmowa z reprezentantem Polski w pływaniu osób niepełnosprawnych Patrykiem Kowalskim. Zapraszamy.

Powrót do normalnego życia nie był trudny. Zawsze miałem przy sobie dobrych ludzi

W wyniku wypadku straciłeś nogę. Od tego momentu stałeś się osobą niepełnosprawną.

Wszystko zdarzyło się dwanaście lat temu, więc już ponad połowę swojego życia jestem osobą niepełnosprawną, mam dwadzieścia cztery skończone w marcu. Byłem na grzybach z rodziną – z tatą, z dziadkiem, z bratem – i we mnie i mojego tatę wjechał pijany kierowca. Wylądowałem w szpitalu. Skończyło się to amputacją. Straciłem nogę i tak sobie żyję tych ponad dwanaście lat.

Czy pamiętasz sam moment tego wypadku?

Nie, momentu wypadku nie pamiętam. Pamiętam, co się działo godzinę przed wypadkiem, a jeżeli chodzi o sam wypadek, to obudziłem się dopiero trzy dni później w szpitalu. Nie pamiętam ani samego wypadku, ani tego, co się działo bezpośrednio po nim. Pamiętam tylko pobyt w szpitalu, wszystkie operacje i tak dalej.

Reklama

Od razu było wiadomo, że musi być amputacja, czy jednak były podjęte próby ratowania tej nogi?

tego, co pamiętam, od razu była decyzja. To była sobota, więc to był dyżur. Od razu zapadła decyzja o amputacji. Leżałem w szpitalu wojewódzkim na OIOM-ie przez trzy dni i trafiłem do komory hiperbarycznej w Gdyni, gdzie lekarze walczyli z zakażeniem. Obudziłem się dopiero w Szpitalu Medycyny Tropikalnej w Gdyni trzy dni później, więc nie pamiętam też tego OIOM-u.

Jak przyjąłeś to, że nagle będziesz musiał funkcjonować bez nogi? Ciężko mi sobie w ogóle wyobrazić moment, kiedy się o tym dowiedziałeś.

Nie dowiedziałem się tego od razu, jak obudziłem się w szpitalu, tylko powiedziała mi to mama kilka dni później. Cały czas czułem, że mam tę nogę. Drugą miałem złamaną, a tę lewą czułem, ale nie mogłem nią ruszyć. Dopiero potem mama razem z lekarzami powiedziała mi, że straciłem nogę. Byłem wtedy na tak mocnych lekach, że jakby spłynęło to po mnie. Pomyślałem sobie, że trudno, stało się, będzie trzeba żyć, coś na pewno się wymyśli.

Ty straciłeś nogę poniżej kolana. Sam późniejszy proces nauki chodzenia na protezie jest bardzo skomplikowany.

Reklama

Zapewniano mnie, że nauka chodzenia w protezie to nie będzie najłatwiejszy proces, szczególnie z tą moją nogą, czyli bardzo krótkim kikutem pokrytym przeszczepem, który wzięto mi z głowy. Bardzo czuła skóra, na początku przykurcz w kolanie. Powiedziano mi, że najpierw będę poruszał się z balkonikiem. Następnie kule – najpierw dwie, potem odstawię jedną kulę i będę chodził o jednej kuli przez jakiś czas. Jak dobrze pójdzie, kiedyś będę chodził zupełnie samodzielnie. Bardzo nie lubię mieć zajętych rąk, więc od razu te myśli wyrzuciłem z głowy i jeszcze tego samego dnia wyszedłem z pracowni ortopedycznej o jednej kuli. Wydaje mi się, że wszystko siedzi w głowie. Ja nie chciałem mieć żadnego balkoniku, nie chciałem mieć dwóch kul w rękach (nie mógłbym nic przenieść), więc wziąłem się za siebie i jeszcze tego samego dnia wyszedłem z pracowni o jednej kuli. Pochodziłem około miesiąca z jedną kulą, a potem całkowicie odstawiłem. Dla mnie nauka chodzenia w protezie była raczej prosta.

Ile czasu spędziłeś w szpitalu po tym wypadku?

Wypadek miałem na początku września, a wyszedłem dopiero na święta Bożego Narodzenia. Cały wrzesień, październik, listopad i połowa grudnia. Trzy i pół miesiąca. Przez całą szóstą klasę nie byłem w szkole. Miałem lekcje w szpitalu.

Żyć, nie umierać. (śmiech)

No dokładnie! Wróciłem do pierwszej gimnazjum już normalnie do szkoły. Cały rok uczyłem się w szpitalu. Z tego, co pamiętam, powrót do normalnego życia nie był dla mnie czymś trudnym. Zawsze miałem przy sobie dobrych ludzi. Oni mnie traktowali normalnie i ani chwili nie czułem się inny. Nie pamiętam nic szczególnego ze szkolnych lat, może jedynie to, że nie ćwiczyłem na lekcjach z wychowania fizycznego.

kowalski3

Jak trafiłeś do sportu niepełnosprawnych?

Przed wypadkiem uczyłem się pływać w kilku szkółkach pływackich. Ostatecznie przed wypadkiem najwięcej chyba w szkole pływania Pływak w Gdańsku, którą prowadzi chyba do dzisiaj Piotr Filipczuk. Po wypadku z powrotem trafiłem do tej szkoły pływania. Wtedy Piotr Filipczuk zaprosił moją trenerkę Hanię, z którą pracuję do dziś. Powiedział jej, że ma takiego chłopca, że może trafiłby do sekcji osób niepełnosprawnych, którą prowadzi trenerka Hania. Zaprosił ją na rozmowę, porozmawiała ze mną i tak to się zaczęło. Hania zaprosiła mnie na pierwszy trening – jeden, drugi, trzeci – i tak zostałem. Trenerka Hania Klimek-Włodarczak, była trenerem kadry narodowej pełnosprawnych pływaków. Jej zawodnicy reprezentowali nasz kraj na mistrzostwach Europy i świata, na igrzyskach olimpijskich. Później trenerka zdecydowała się zająć niepełnosprawnymi i nasza współpraca trwa do dzisiaj.

Od samego początku traktowałeś pływanie bardzo poważnie?

Myślę, że na początku to była tylko forma zabawy. Tych treningów było na początku bardzo mało. Potem zobaczyłem, że dobrze się czuję po tym, jak trenuję, że jest to kapitalny sposób na życie. Wkręcałem się, wkręcałem, wkręcałem, aż ciężko było z tego wyjść. Już nie było odwrotu.

Gdyby przeanalizować twoją karierę, tego świata jako pływak i jako reprezentant Polski zjeździłeś bardzo wiele.

Na pewno, szczególnie że wyjazdów zagranicznych jest sporo. Aczkolwiek wiadomo, większość czasu spędzamy na basenie. Czasami zdarzają się jakieś fajne zgrupowania, gdzie możemy coś jeszcze między treningami zobaczyć. Tak samo na zawodach, czasami jeździmy i wracamy od razu, a czasami jeździmy i jeszcze zostajemy jeden, dwa czy trzy dni. To wszystko zależy jak z każdą pracą. Coś ciekawego można w międzyczasie znaleźć do zwiedzania.

A jak wygląda Twój normalny dzień treningowy, kiedy jesteś w najcięższym treningu?

Kiedyś najmocniejsze tygodnie treningowe to klasyczny schemat. Pobudka rano, jeszcze przed szóstą. Przed treningiem szybkie, lekkie śniadanie. O szóstej trening w wodzie. Dwugodzinny trening do ósmej rano. Powrót, drugie śniadanie, przerwa w ciągu dnia i drugi trening. Najczęściej zaczynamy treningiem na lądzie około godziny i znowu na dwie godziny do wody. Więc taki klasyczny schemat, pięć godzin ciężkiej pracy. Teraz mam troszeczkę mniej czasu na taki schemat życia, bo prowadzę jeszcze klub sportowy, w którym pracuję jako trener. Na pewno nie ma czasu na dwa treningi dziennie. Ale dochodziło do takich morderczych treningów, że pływaliśmy na jednej jednostce na przykład 10 kilometrów.

W swoim życiu znajdujesz również czas na to, żeby spotykać się z ludźmi, których spotkał podobny los.

Zawsze staram się pomagać. Mam cały czas bardzo dobry kontakt z pielęgniarkami i lekarzami, którzy zajmowali się mną, kiedy leżałem w szpitalu. Zdarza się, że zadzwonią do mnie i poproszą, żebym przyszedł, bo jest pacjent, z którym fajnie byłoby porozmawiać, naprowadzić trochę jego tok myślowy na dobrą drogę, że to wcale nie jest tak źle, jak się wydaje.

Jak wygląda rozmowa z takim człowiekiem?

Bardzo różnie. Mniej więcej tak jak teraz sobie gadamy. Rozmawiamy sobie po prostu luźno i w międzyczasie, jak już ta rozmowa jest swobodna, to czasem pokazuje, jak to wygląda albo opowiadam kilka sytuacji czy to z zawodu, czy to ze swojego normalnego, codziennego życia. Jak to wygląda, jak o to dbać i tak dalej. Spotykam się zarówno z dziećmi, jak i z dorosłymi, bo wiadomo, że wypadek może mieć każdy.

Więcej pytań zadają dzieci czy rodzice?

Rodzice. Zdecydowanie rodzice.

Rodzice, których dziecko spotkało nieszczęście, mogą dzięki takiej rozmowie z tobą zobaczyć, że to jeszcze nie wyrok, że można życie naprawdę fajnie sobie ułożyć.

Wiadomo, że dla tych rodziców szkoda dziecka to największa szkoda, tak mi się wydaje, więc takie spotkania dużo im dają, mogą pytać o wiele spraw. Po takiej rozmowie na pewno jest im trochę łatwiej.

kowalksi2

Twoja niepełnosprawność nie jest zauważalna na pierwszy rzut oka.

Tak, jeżeli się chodzi w długich spodniach, to tak naprawdę nic nie widać. Dopóki ktoś nie zapyta, to nie wie. Chyba nawet kiedyś tak się zdarzyło, że przez całą pierwszą liceum jedna osoba z mojej klasy nie wiedziała, że nie mam nogi.

Starasz się czasami ukrywać swoją niepełnosprawność?

Nigdy, nigdy tego nie ukrywałem. Zawsze najważniejsza jest wygoda. I tak jak wygodą dla mnie było nietrzymanie obu kul w rękach, tak samo krótkie spodenki, jeżeli jest ciepło, od razu nakładam. Nigdy nie przejmowałem się tym. Nie ma po prostu czym się przejmować moim zdaniem. Ale to też jest, wiadomo, indywidualne.

Przedstawiłem Cię jako pływaka, trenera. Sam już wcześniej, w pierwszej części naszej rozmowy wspominałeś o tym, że masz mniej czasu na trenowanie wyczynowe jako zawodnik. Zająłeś się trenowaniem innych. Skąd w ogóle pomysł na to? Czujesz, że możesz coś przekazać innym zawodnikom?

Ja jako zawodnik zawsze starałem się myśleć o tym, co realizuję w wodzie, żeby to nie było bezmyślne trenowanie. To dochodziło coraz dalej. Nie planowałem tego, żeby zostać trenerem już teraz, ale nadarzyła się okazja. Poprzedni klub, w którym pracowałem, potrzebował trenera, gdyż tam jeden się zwolnił. Pracowałem tam rok. Bardzo mi się to podobało. Tak zostałem trenerem.

Jaki masz kontakt ze swoimi zawodnikami? Czy w ogóle temat niepełnosprawności przewija się jakoś w rozmowach z nimi?

Wydaje mi się, że ze swoimi zawodnikami mam dobry kontakt. Zawsze jak o coś pytają, staram się odpowiadać. Pytają na przykład, czy proteza uciska. Normalne pytania. Tak naprawdę nic szczególnego. Jestem taką osobą, że na wszystko odpowiem, a i oni się chyba też już nie wstydzą tego tematu.

Ile mają lat? Jakie to są roczniki?

W tej chwili mam pod sobą 2007, 2008 i 2009, czyli dziewięć, dziesięć, jedenaście lat.

Myślisz sobie czasem, że zupełnie inaczej patrzysz z perspektywy trenera niż z perspektywy zawodnika? Że tyle rzeczy byś zmienił jako zawodnik, gdybyś mógł cofnąć czas?

Nie, wydaje mi się, że nic bym nie zmienił, aczkolwiek często łapię się na tym, że jednak zawodnicy mają jakiś wspólny mianownik. Jak idę na trening do swojej trenerki – przed chwilą byłem jeszcze jako trener na górze, a potem idę na własny trening i jestem na dole – to widzę, że mnie też trzeba powtarzać zadania po kilka razy, czasami się nie skupiam i pewnie znalazłoby się więcej przykładów.

Wprowadzasz u siebie kary za skracanie? Liczysz dokładnie baseny?

Nie, nie. Moi zawodnicy nie skracają. Wyjątkowo są grzeczni.

Każdy trener tak mówi! Zastanawiałeś się kiedyś, jak wyglądałoby twoje życie, gdyby nie przydarzył się ten wypadek?

Nie bardzo. Ja nie patrzę wstecz, co by było, gdyby, tylko staram się myśleć o tym, co jest teraz i o tym, co mnie czeka w niedalekiej przyszłości.

A jakie masz plany? Myślisz o tym, żeby kierować się bardziej w stronę bycia trenerem, czy jeszcze masz cele jako zawodnik?

Życie pisze najlepsze scenariusze. Nie planowałem również zakładania swojego klubu, a zrobiłem to, bo poprzedni nam się rozwiązał i bardzo dużo zawodników, którzy tam trenowali, zostało bez zespołu. Zawodnicy ze stażem treningowym, bez miejsca do trenowania. Musieliby porozchodzić się po innych klubach, gdzie większość dzieci chodzi do prywatnych szkół i wiązałoby się to również dla nich ze zmianą szkoły. Dlatego razem z niektórymi rodzicami i z kolegami trenerami założyliśmy swój klub UKS Neptun Gdańsk, w którym obecnie pracujemy z tymi dziećmi, tak jak miało to miejsce w poprzednim klubie. Pełnię w tym klubie także rolę wiceprezesa, więc dosyć dużo mam na głowie. Tego nie planowałem, a stało się, więc ciężko mi mówić, co będzie później. Nie mam szczegółowych planów, ale na pewno będę poświęcał teraz dużo uwagi temu klubowi. Wiadomo, nie chcę też stać w miejscu ze swoim rozwojem i będę dalej trenował, póki jest to możliwe.

Czy czujesz się spełniony jako zawodnik, czy masz jeszcze cele albo marzenie, które chciałbyś osiągnąć w swojej karierze?

Nie byłem na igrzyskach paraolimpijskich i myślę, że marzeniem każdego sportowca jest, żeby tam pojechać, ale na ten moment naprawdę czuję się spełniony. Było tych wyjazdów dużo. Cała ta kariera sportowa dobrze się potoczyła. Ale wiadomo, że kiedyś trzeba coś robić w życiu i nie żyć tylko marzeniami o igrzyskach paraolimpijskich, więc teraz dużo uwagi poświęcam trenowaniu młodych ludzi, żeby oni mogli też realizować swoje marzenia.

Rozmawiał MARCIN RYSZKA

Najnowsze

1 liga

Grał przeciwko Realowi i Barcelonie, jest testowany przez Arkę

Szymon Piórek
0
Grał przeciwko Realowi i Barcelonie, jest testowany przez Arkę

Komentarze

0 komentarzy

Loading...