Reklama

Płocka masakra piłą mechaniczną w Grudziądzu

Bartosz Burzyński

Autor:Bartosz Burzyński

01 listopada 2018, 13:29 • 6 min czytania 0 komentarzy

Poprzednia runda Pucharu Polski przyniosła sporo niespodzianek, a jedną z największych sprawiła Olimpia Grudziądz, która pokonała na własnym stadionie Zagłębie Sosnowiec. Oczywiście ogranie ekipy z Sosnowca nie stanowi wielkiego wyzwania dla drużyn z ekstraklasy, ale mowa przecież o drugoligowej Olimpii… Po cichu liczyliśmy więc na kolejną niespodziankę, bo do Grudziądza wpadła wczoraj Wisła Płock, czyli drużyna o podobnym potencjale do tej z Sosnowca. Okazało się jednak, że nie doceniliśmy siły ekstraklasy. I to bardzo nie doceniliśmy, bo Wisła nie tyle co wygrała z drugoligowcem, a go zmiażdżyła. 

Płocka masakra piłą mechaniczną w Grudziądzu

Już na początku trochę się zdziwiliśmy, bo przyjechaliśmy sporo wcześniej do Grudziądza, a w okolicach stadionu zastaliśmy całkiem pokaźną liczbę samochodów. Spójrzcie sami:

pyk

Rekordowa frekwencja? Niestety nic z tych rzeczy, bo najzwyczajniej w świecie nawaliła nam nawigacja. Skręciliśmy za późno i wjechaliśmy na niewłaściwy parking. Fury nie należały do kibiców, a mieszkańców Grudziądza, którzy wybrali się na zakupy.

pykk

Reklama

Na szczęście stadion był zaraz obok i po krótkim spacerku dotarliśmy przed bramę wejściową. Na około pół godziny przed meczem kibiców nie było jednak zbyt wielu. Później zresztą też nie przybywali tłumami, bo wczorajszego meczu nie oglądało nawet 1000 osób. Dokładnie było ich – według spikera – 998. Na co złożyli się gównie sympatycy ekipy z Grudziądza, a także garstka kibiców z Płocka.

uuu

Przed meczem udało nam się porozmawiać z wieloletnim fanem ekipy z Grudziądza: – Nasze ostatnie wyniki nie są najlepsze. Ostatni raz wygraliśmy właśnie w Pucharze Polski z Zagłębiem Sosnowiec. Wówczas jednak graliśmy dobrze w lidze i tamto zwycięstwo nie było dla mnie wielką niespodzianką. Jasne, Zagłębie gra w ekstraklasie, ale przecież w poprzednim sezonie mierzyliśmy się z nim w I lidze. Naprawdę nie musimy obawiać się najsłabszych drużyn z ekstraklasy, jeśli jesteśmy w formie.

– Dlatego dziś nie powinniśmy liczyć na zwycięstwo. Ba, nawet o remis i dogrywkę będzie trudno (śmiech). W lidze dostajemy w ryj od Wejherowa, Rzeszowa, Stalowej Woli, a jak mamy zwycięstwo na wyciągnięcie ręki w derbach z Elaną, to tracimy bramkę w ostatniej minucie doliczonego czasu. Z czym do ludzi? W każdym razie nie spodziewam się awansu, ale mam nadzieję, że nie będzie kompromitacji. Można ten mecz przegrać, ale po walce. Może wtedy się odblokujemy i w lidze znowu zacznie żreć. Priorytetem jest powrót do I ligi w tym sezonie. Zresztą sam pan zobaczy, że nawet kibiców dziś dużo nie będzie. Inaczej natomiast będzie w sobotę, bo gramy z Widzewem. To nie tylko spotkanie z liderem rozgrywek, a coś znacznie ważniejszego dla tutejszych kibiców – dodał kibic Olimpii.

No właśnie, a jak już jesteśmy przy meczu z Elaną, to warto przypomnieć słowa trenera Olimpii Grudziądz z konferencji prasowej, który narzekał przede wszystkim na zbyt krótki odpoczynek pomiędzy spotkaniami.

Reklama

Dobra, dość tych przedmeczowych spekulacji. Akredytacje odebraliśmy po przebojach i krążeniu wokół stadionu, ale wejść ostatecznie się udało. Później pozostało już tylko wnikliwie prześledzić występ cheerleaderek śledzić popisy Dominika Furmana i jego kolegów po fachu z Płocka i Grudziądza.

*

Kibice, którzy spóźnili się na mecz kwadrans, stracili naprawdę wiele. Już pierwsza akcja Wisły Płocka skończyła się strzeloną bramką. I brawa tutaj dla Kibu Vicuny, bo rzut wolny, z którego padła bramka nie był rozegrany przypadkiem. Adam Dźwigała sprytnie zagrał piłkę wzdłuż bocznej linii boiska, by dobiegł do niej Oliveira. Portugalczyk oddał płaski strzał i piłka zatrzepotała w siatce. Chwilę później głównym bohaterem znowu był syn byłego trenera Wisły Płock, ale tym razem negatywnym. W okolicach pola karnego sfaulował jednego z piłkarzy gospodarzy. Do rzutu wolnego podszedł Ariel Wawszczyk i kropnął tak, że bramkarz przyjezdnych nie miał szans na obronę. Kapitalna bramka i kapitalne otwarcie meczu. A to był dopiero początek strzeleckich popisów tego wieczoru, bo już chwilę później ponownie Wisła Płock wyszła na prowadzenie za sprawą Damiana Szymańskiego, który popisał się skuteczną dobitką po strzale Karola Angielskiego.

Śmieszna sprawa, bo blisko nas siedzieli kibice, którzy na stadion weszli akurat, gdy Szymański pakował piłkę do siatki. Przez dłuższy czas byli pewni, że ich drużyna przegrywa 0:1, a nie 1:2. Skumali się dopiero o co chodzi, jak ekipa Kibu Vicuny strzeliła czwartą bramkę.

gol

Momentami mieliśmy wrażenie, że piłkarze z Płocka zmobilizowali się w szatni, by pobić w tym meczu prywatny rekord dośrodkowań. Niemal co chwilę posyłali piłkę w pole karne Brylewskiego. I co najważniejsze przynosiło to skutek. Jedną z wrzutek pięknym wolejem wykończył Semir Stilić. A żeby tego mało, to przyjezdnym wyjątkowo siedziały wolne w tym meczu, bo Dominik Furman popisał się tak kapitalnym strzałem, że szybko zapomnieliśmy o golu strzelonym przez Ariela Wawszczyka.

W pierwszej połowie padło więc pięć bramek, a że cztery z nich należały do Wisły Płock, to mieliśmy już właściwie po emocjach. Na szczęście dostaliśmy rekompensatę w postaci kolejnych trafień. Do siatki trafił Karol Angielski, który dostał brawa od lokalnej publiczności, co zresztą nie powinno dziwić, bo 22-latek w sezonie 16/17 strzelił dla Olimpii 14 bramek i zanotował 5 asyst. Chwilę później nikt już – poza garstką kibiców z Płocka – nie klaskał. Kolejne już w tym meczu dośrodkowanie, tym razem bezpośrednie z rzutu rożnego, na bramkę zamienił Ricardinho. Brazylijczyk oddał precyzyjny strzał głową z bliskiej odległości.

Może aż tak bardzo nie widać tego po wyniku, ale Olimpia walczyła dzielnie do ostatniej minuty. Mała nagroda przyszła w końcówce meczu, bo 17-letni Skibicki został wypuszczony przez Kitę w uliczkę i z bliskiej odległości wpakował piłkę do siatki. Młodzian po tym golu nabrał pewności siebie i był bliski zdobycia drugiego, ale jego potężny strzał z dystansu wybronił Bartłomiej Żynel.

gol olimp

Wiśle Płock wczoraj wychodziło niemal wszystko. Generalnie czego nie dotknęli, to zamieniało się w bramkę. Najlepszym przykładem tego jest strzał Oskara Zawady w ostatniej sekundzie spotkania. Serio. 22-latek tak trochę od niechcenia – pewnie po to, by sędzia zakończył już mecz –  uderzył zza pola karnego, a piłka wpadła do siatki. Po tym trafieniu nie tylko my, ale także kibice mieli nieodparte wrażenie, że gdyby ten mecz potrwał jeszcze z 30 minut, to skończyłoby się wynikiem dwucyfrowym. I nie dlatego że Olimpia była strasznie słaba, ale z tego powodu, iż goście mieli dziś tzw. dzień konia.

przepro

Piłkarze Olimpii poszli po meczu podziękować kibicom za doping. I słusznie, bo dawno nie widzieliśmy fanów, którzy pomimo tak sromotnego lania, wspierali do końca swoją drużynę. Nie było wyzwisk, nie było rozmów motywacyjnych, nie było szydery, a były przyśpiewki w stylu, że zawsze będą ich wspierać. Cóż, już w sobotę piłkarze Pawlaka będą mieli okazję, by podziękować także na boisku, bo jak już wcześniej wspomnieliśmy do Grudziądza przyjeżdża Widzew Łódź.

Olimpia Grudziądz – Wisła Płock 2:7 (1:4)

Ariel Wawszczyk 10′, Kacper Skibicki 79′ – Carlitos 2′, Damian Szymański 12′, Semir Štilić 28′, Dominik Furman 33′, Karol Angielski 72′, Ricardinho 77′, Oskara Zawada 90′.

 

Tekst i zdjęcia: Bartosz Burzyński

Najnowsze

Hiszpania

Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Antoni Figlewicz
0
Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Komentarze

0 komentarzy

Loading...