Reklama

Teatr Camp Nou przedstawia: „Upokorzenie”. W roli głównej Real Madryt

redakcja

Autor:redakcja

28 października 2018, 18:43 • 5 min czytania 0 komentarzy

5:1, czyli demolka. 5:1, czyli różnica klas. 5:1, które i tak było wynikiem wyrozumiałym dla Realu, bo Królewscy po królewsku dziś wyłącznie tracili piłki na własnej połowie.

Teatr Camp Nou przedstawia: „Upokorzenie”. W roli głównej Real Madryt

5:1, które było – nie bójmy się patetycznych określeń, to był wybitny mecz – stanowiło hymn pochwalny dla futbolu jako takiego, jego najlepszą możliwą reklamę. Wszyscy ci, którzy włączyli El Clasico z czystej ciekawości, bo na co dzień bardziej interesują się krykietem, waterpolo lub makao na pieniądze, wrócą przed telewizor z zieloną murawą w roli głównej.

Zastanawialiśmy się: jak ta Barca będzie wyglądać bez Leo Messiego? Jak wygląda Real bez CR7 widać aż za dobrze w ostatnich tygodniach, ale Messi po swojemu rozdawał karty w drużynie Valverde. W jego nieobecności madrycki obóz widział swoją szansę. Wypada reżyser? Mało – wypada geniusz w genialnej formie.

Ale stało się to, co trudno było przewidzieć: pod nieobecność Leo inicjatywa i odpowiedzialność za grę rozłożyła się na znacznie większą liczbę zawodników. Nikt w żadnej sytuacji nie mógł na skróty pod tytułem „a, zagram do Messiego, podanie jednemu z najlepszych piłkarzy w historii futbolu nigdy nie jest złym pomysłem”, tylko musiał patrzeć na siebie i innych śmiertelników.

A potem ci śmiertelnicy zgotowali Realowi piekło. Pierwsza połowa to totalna dominacja Barcelony, Królewscy nie wiedzieli co się dzieje. Gol otwierający wynik był z gatunku tych, które lubimy najbardziej: wyglądają jak coś najprostszego na świecie, a w istocie wiesz, że wywołać takie wrażenie to największa sztuka. Znakomity przerzut Rakiticia do wychodzącego Alby, ten wpada w pole karne, wydaje się, że przeciąga akcję, ale nie – wszystko jest wymierzone w punkt. Suarez ściąga dwóch zawodników, nawet bez dotknięcia piłki odgrywając bramkową rolę, a wszystko kończy Coutinho, bo z tej pozycji skończyć musiał. 1:0.

Reklama

1:0, po którym Real ani na chwilę nie miał wytchnienia, ani na chwilę nie spróbował się odwinąć. Jego akcje były wręcz komiczne. Ot, Bale, Marcelo czy Sergio Ramos mają piłkę na trzydziestym metrze? No to laga! A nuż ten jeden jedyny raz Ter Stegen zapomni, że jest w życiowej formie i puści strzał pod brzuchem. Jakiekolwiek angażowanie Benzemy w innym celu, niż pomocnika masażysty także jest pomysłem chybionym, co udowodnił już przy stanie 0:0 posyłając piłkę z woleja poza stadion, a co później konsekwentnie udowadniał przez 90 minut.

2:0 to rzut karny, faulowany Suarez, a potem poszkodowany pewnie wykorzystujący jedenastkę. Pierwszy raz w historii El Clasico zadziałał VAR. Sędzia może i by nie podyktował karniaka, bo przecież to Suarez, mistrz symulantów, trzeba na jego pady i jęki patrzeć jak przez palce. Jednak Realowi się nie upiekło. Nieco wyprzedzimy fakty, ale trzeba wspomnieć, że ten VAR nie uchronił arbitra od błędu, bowiem upiekło się Suarezowi. Świetny występ świetnym występem, MVP spotkania swoją drogą, ale absolutnie zasługiwał na czerwoną kartkę za brutalny faul na Nacho w końcówce. Zagranie na złamanie nogi. Tylko żółtko. Skandaliczna decyzja.

Druga połowa to jedyny moment, kiedy Królewscy złapali oddech. Nie od razu, bo nie minęło pięć minut, a żenująco wyprowadzający piłkę od obrony Real otworzył Barcy szansę na dwie kontry, w tym jedną czterech na trzech, niemniej ogarnął się. Sygnał do ataku dał Marcelo, jedyny dzisiaj prawdziwie galaktyczny zawodnik gości. Najpierw wrzutka do Benzemy, bardzo dobra, bardzo ostra, ale Lenglet wyjaśnia nieruchawego napastnika Realu. Chwilę później ten sam Lenglet źle reaguje i wystawia futbolówkę Marcelo, a ten strzela bramkę kontaktową. 2:1.

2:1, kiedy Królewscy ruszyli do ataku. Może ten mecz mógł się potoczyć inaczej, gdyby Modrić trafił do siatki, zamiast w słupek. Może gdyby Benzema z pięciu metrów, w zasadzie nieatakowany, umiałby uderzyć piłkę jak na napastnika przystało, a nie jak gość który ze sportem ma tyle wspólnego, że przegląda livescore na telegazecie. Mogli się koledzy sfrustrować widząc co wyrabia Karim, no bo ileż można widzieć takiej indolencji? Stwarzasz okazje, a tu chłop wszystko spartaczy? Benzema nadaje się na trening, a na kozetkę psychologa, bo to już jest problem znacznie głębszy.

Barca przetrzymała napór, świetnie zareagował też Valverde dając drużynie drugie życie zmianami. Wspaniale wprowadził się na boisko Dembele, za którym Królewscy nie potrafili nadążyć. Śmierdziało golem dla Blaugrany coraz bardziej, było ekwilibrystyczne uderzenie z bliska, szalał Suarez. W końcu wspomniany Dembele popędził z piłką, zagrał do Sergiego Roberto, a ten wstrzelił piłkę w pole karne – nie jesteśmy pewni, czy mierzył do Suareza, ale Urugwajczyk wykorzystał to zagranie prezentując rzadki okaz: piękne technicznie uderzenie głową. Jaki kontrast: Benzema nie trafia głową z pięciu metrów, Suarez trafia głową z metrów piętnastu.

Reklama

Przy stanie 3:1 z Realu całkowicie uszło powietrze. Błędy, i tak liczne, zaczęły się pojawiać jeszcze liczniej. 4:1 to strata Ramosa, choć był ostatni, więc nawet na podwórku powinien zapaść się pod ziemię. Sergi Roberto wypuścił Suareza, ten miał przed sobą lotnisko wolnego miejsca i pewnie wykorzystał sam na sam. 5:1 to genialny drybling Dembele na lewej stronie – Nacho podobno jeszcze wykręcają z murawy – Vidal niepilnowany na piątym metrze, dopinający rezultat. Gra defensywna Realu dzisiaj była po prostu komedią, dla kibiców Królewskich czarną, dla fanów Barcy porządnym slapstickiem.

Barca goniła jeszcze wynik, ale skończyło się na piątce. Piątce, która sprawia, że na Camp Nou mniej strachu będzie wywoływać hasło „co po Messim?”. Jest życie, jest drużyna, jest dostatecznie wielu wybitnych zawodników, by poradzili sobie bez Leo, potrzeba tylko dyscypliny i intensywności, a roboty jak widać chłopaki się nie boją. Real natomiast pogrążył się na osobistym dnie, bo to nie była porażka – to upokorzenie. Lopetegui jest już oficjalnie największym przegranym 2018 w piłce nożnej, najpierw wyrzucony z kadry dzień przed startem mistrzostw, kto wie czy nie kładąc szans La Roja, teraz zero pomysłu na Królewskich, którzy owszem, wyglądają jak Real, ale maksymalnie Real Oviedo.

FC BARCELONA – REAL MADRYT 5:1

Coutinho 11, Suarez 30 (karny), 75, 83, Vidal 87 – Marcelo 50.

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Polecane

Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]

Jakub Radomski
0
Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]
Niemcy

Była gwiazda Bayernu: Neuer jest na tym samym poziomie co Messi

Maciej Szełęga
0
Była gwiazda Bayernu: Neuer jest na tym samym poziomie co Messi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...