Reklama

Łomot od Pogoni – bardziej naturalna kolej rzeczy niż wypadek przy pracy

redakcja

Autor:redakcja

28 października 2018, 13:09 • 4 min czytania 0 komentarzy

Sraczka w Lechu – taki tytuł chyba najlepiej pasowałby do poniedziałkowych wydań poznańskich gazet. Po łomocie z Pogonią nawet smutniejszy od samego wyniku 0:3 był bowiem styl gry Kolejorza, który mógł i powinien przegrać wyżej. W ofensywie, jeżeli akurat piłkarze Pogoni nie podawali pod nogi napastników gości, Lech zwyczajnie nie istniał. I to samo należałoby napisać o jego grze w defensywie.

Łomot od Pogoni – bardziej naturalna kolej rzeczy niż wypadek przy pracy

Wystarczy wspomnieć akcję z końcówki, kiedy grający na środku obrony Walukiewicz przedryblował trzech lechitów, następnie kolejnych trzech nie potrafiło uporać się z Kozujlem, przez co sam na sam z Buriciem poszedł Kowalczyk. No albo wystarczy spojrzeć na układ sił przed polem karnym Lecha tuż przed golem na 3:0.

Gdyby to gość w białym był napastnikiem, a w ciemnych koszulkach grali obrońcy, można by ich pochwalić za dobre ustawienie i udaną pułapkę ofsajdową. Gorzej, że ten jeden typ to łamiący linię spalonego obrońca Lecha, a czterech Portowców daje możliwość zagrania piłki podającemu koledze. To przecież nawet na podwórku formacje defensywne grają bardziej odpowiedzialnie. Broniąc w ten sposób nie dałoby się powstrzymać nawet szarżującego Ryszarda Kalisza.

Reklama

Tak naprawdę jedynym pocieszeniem dla Lecha – i to takim, które trzeba rozpatrywać w oderwaniu od tego, co widać na boisku – jest sytuacja zespołu w tabeli. Wciąż to tylko 5 punktów straty do lidera i ledwie 3 do Legii, w której z pewnością w Poznaniu wciąż upatrują rywala numer jeden. Wreszcie Lech ma ledwie 3 punkty mniej niż w analogicznym momencie przed rokiem, kiedy to nastroje w Poznaniu były całkiem inne – bardzo pozytywne. Było to bowiem tuż po starciach z drużynami z TOP 4 jeszcze poprzednich rozgrywek, w których udało się zremisować na wyjazdach z Lechią i Jagiellonią oraz zniszczyć na własnym stadionie Legię 3:0. No i, co najważniejsze, wtedy nikt w ekstraklasie nie miał na koncie więcej punktów niż Lech.

Skąd ta wciąż nie najgorsza sytuacja poznaniaków w tabeli? Otóż, pomimo beznadziejnej formy, oni wciąż zdają się wyciskać ten sezon jak cytrynę. Wygrali aż sześć spotkań, w tym cztery jedną bramką, często wcale nie będąc stroną lepszą. Wielokrotnie po meczach, w których Kolejorz punktował, można było mieć poczucie, że piłkarze Djurdjevicia osiągają wyniki ponad stan. Właściwie trudno nam przypomnieć sobie mecz, o którym moglibyśmy powiedzieć – „tak, to był bardzo dobry występ poznaniaków” I trudno oprzeć się wrażeniu, że najbliżej prawdy po meczach Lecha jesteśmy jednak wtedy, kiedy ten wysoko przegrywa. Czyli na przykład dziś.

Dla tych, którzy jakichś pozytywów szukają w porównywaniu obecnej sytuacji Lecha z tą z poprzednich sezonów jeden czynnik jest trudny do obejścia – to właśnie wysokie porażki, jak ta wczorajsza. W bieżących rozgrywkach Lech dwa razy brutalnie został sprowadzony na ziemię – u siebie z Wisłą Kraków zebrał 2:5, a teraz w Szczecinie uległ 0:3. To, co łączy oba te mecze, to fakt, że porażki mogły i powinny być wyższe. A przecież od wielu, wielu lat tego typu łomoty to dla Lecha bardziej wypadki przy pracy niż norma. Dwa tego typu bolesne klapsy na przestrzeni ledwie 13 meczów to cholernie niepokojąca średnia, zwłaszcza w kontekście najnowszej historii.

Od czasu, kiedy Lech połączył siły z Amiką i dołączył do ligowej czołówki, minęło już 12 pełnych sezonów. I tylko w jednym z nich Kolejorz więcej razy został rozgromiony niż w 13 kolejkach bieżących rozgrywek. To oczywiście było w feralnym sezonie 2015/16, zakończonym na 7. miejscu w tabeli. Wtedy Lech zaliczył trzy 3-bramkowe porażki, ale miało to miejsce na przestrzeni wszystkich 37 kolejek. Innymi słowy, obecnie Kolejorz robi co w swojej mocy, by przeskoczyć tamten wynik.

Spójrzmy na wszystkie wysokie porażki Lecha z ostatnich lat (min. 3 golami), począwszy od zeszłego sezonu:

2017/18: –
2016/17: Korona 1:4 (w)
2015/16: Cracovia 2:5 (w), Podbeskidzie 1:4 (w), Zagłębie 0:3 (w)
2014/15:
2013/14: Pogoń 1:5 (w)
2012/13: Śląsk 0:3 (d)
2011/12: Ruch 0:3 (w)
2010/11:
2009/10:
2008/09:
2007/08:
2006/07: Cracovia 0:3 (w)

Reklama

Rzecz jasna nie wliczamy tu walkowera z Legią z ostatniego meczu poprzedniego sezonu, bo na boisku było wtedy 0:2. Fakty są więc takie, że pod względem liczby srogich łomotów Lech już teraz zaliczył drugi najgorszy sezon od 2006 roku. Przez 12 lat Kolejorz został 8 razy rozgromiony w lidze, a przez ostatnie 2,5 miesiąca już 2 razy. I jest na najlepszej drodze, by ten wynik szybko podkręcić, bo do końca roku zagra jeszcze na wyjeździe m.in. z Jagiellonią czy Wisłą Kraków.

Smutna konstatacja jest taka, że wysokie porażki Lecha z obecnych rozgrywek właściwie nie są niczym zaskakującym. Patrząc na skład Kolejorza, na te tabuny przeciętnych obcokrajowców (9 stranierich w podstawie z Pogonią) uzupełnionych przez dowodzącego nimi, do bólu przeciętnego 34-letniego Trałkę (z opaską kapitańską) oraz 24-letniego Wasielewskiego, który nie zdążył jeszcze dobić do 10 występów w ekstraklasie. Patrząc też na rozpaczliwe ruchy Djurdjevicia, który dopiero przyucza się do trenerki oraz na ten feralny system z trzema środkowymi obrońcami… No aż chciałoby się napisać, że takie 0:3 w Szczecinie to naturalna konsekwencja podjętych w ostatnim czasie działań.

I pewnie w Lechu wciąż znajdą się tacy, którzy będą próbowali szukać pozytywów czy dalej chodzić z podniesioną głową. Ale fakty zdają się być brutalne – za wiele się w Poznaniu nie zbuduje bez uprzedniego użycia buldożera.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Trela: Napastnicy drugiego wyboru. Kto w Ekstraklasie ma w ataku kłopoty bogactwa?

Michał Trela
1
Trela: Napastnicy drugiego wyboru. Kto w Ekstraklasie ma w ataku kłopoty bogactwa?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...