Reklama

Hamilton przybił piątkę. Brytyjczyk znów mistrzem Formuły 1!

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

28 października 2018, 23:11 • 3 min czytania 0 komentarzy

Juan Manuel Fangio, Michael Schumacher i od dzisiaj Lewis Hamilton – tak wygląda lista trzech najbardziej utytułowanych kierowców w historii Formuły 1. Brytyjczyk w Meksyku właśnie postawił kropkę nad „i”, zapewniając sobie drugi tytuł z rzędu i piąty w karierze.

Hamilton przybił piątkę. Brytyjczyk znów mistrzem Formuły 1!

Michael Schumacher był mistrzem świata siedem razy. Juan Manuel Fangio – pięć. Na trzecim miejscu listy ex-aequo do dziś byli Sebastian Vettel, Alain Prost i Lewis Hamilton. Gwiazdor Mercedesa był jednak od dłuższego czasu niemal pewny, że wyprzedzi Niemca i Francuza. Prawdę mówiąc: tylko trzęsienie ziemi mogłoby mu odebrać piąte mistrzostwo. Ale w jego karierze coś takiego już się zdarzyło, więc dopóki były matematyczne szanse na inny scenariusz, trzeba było trzymać rękę na pulsie.

Hamilton miał w Meksyku klarowną sytuację: trzy wyścigi przed końcem jego przewaga nad Vettelem była tak duża, że do zdobycia tytułu nie potrzebował wygrywać, ba, nie musiał nawet meldować się w okolicy podium. Musiał zająć co najmniej jedno siódme miejsce w Meksyku, Brazylii lub Abu Zabi. A przypomnijmy, że mówimy o gościu, który z 18 tegorocznych wyścigów nie ukończył tylko jednego, a kiedy dojeżdżał do mety, to najdalej na piątym miejscu. Jednym słowem: zdobycie przez Hamiltona piątego tytułu powinno być tylko formalnością. A jednak – ostatnio zaczęły się nerwy.

Wiem, że kibice chcieliby, żeby rywalizacja o tytuł trwała jak najdłużej. Gdybym oglądał to w telewizji, też życzyłbym sobie, żeby walka toczyła się do ostatnich okrążeń ostatniego wyścigu. Ale ja znajduję się w samym środku rywalizacji i patrzę na to inaczej. Ja chcę, żeby to się skończyło tak szybko, jak to możliwe. Presja jest niezwykle intensywna. Im szybciej to się skończy, tym większą będę miał przyjemność – mówił przed wyścigiem o Grand Prix Meksyku.

Hamilton wie, o czym mówi. W pierwszym sezonie startów w Formule 1 (w 2007) był o włos od wywalczenia mistrzowskiego tytułu. Ba, w zasadzie miał go już w kieszeni. Po zwycięstwie w GP Japonii miał 107 punktów, o 12 więcej od Fernando Alonso i 17 od Kimiego Raikkonena. W praktyce, do zapewniania sobie tytułu potrzebował kilku punktów w dwóch ostatnich startach. Kiedy nie ukończył GP Chin, sytuacja nieco się skomplikowała, ale wciąż – szóste miejsce dawało mu tytuł. Zamiast tego – dojechał na siódmym i przegrał tytuł o punkcik z Raikkonenem, który wygrał dwa ostatnie wyścigi! Czy to się mogło powtórzyć teraz? Teoretycznie – tak. W praktyce jednak mądrzejszy o ponad dekadę w F1 Lewis nie powtórzył błędu debiutanta. Zamiast walczyć o niepotrzebne zwycięstwo, bezpiecznie dowiózł czwarte miejsce, gwarantujące mu tytuł.

Reklama

Sebastian Vettel dojechał drugi, ale zmniejszenie strat do Anglika już nic mu nie da, poza pewnym wicemistrzostwem. Dla porządku dodajmy, że w Meksyku wygrał (po raz piąty w karierze) rewelacyjny Max Verstappen.

  1. Lewis Hamilton (Mercedes) 358
  2. Sebastian Vettel (Ferrari) 294
  3. Kimi Raikkonen 236
  4. Valtteri Bottas (Mercedes) 227
  5. Max Verstappen (Red Bull) 216

foto: newspix.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?

Piotr Rzepecki
1
Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?

Formuła 1

Komentarze

0 komentarzy

Loading...