Reklama

Anioł uratował paryżan przed katastrofą

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

24 października 2018, 23:43 • 4 min czytania 0 komentarzy

Angel Di Maria to zawodnik dość specyficzny. Potrafi zagrać wyjątkowo marny mecz, ale jakimś cudem uświetnić go wyjątkowo pięknym golem. Tak było na mundialu, gdy sensacyjnym strzałem pokonał bramkarza reprezentacji Francji. Tak było i dzisiaj, gdy przez cały mecz prezentował się nędznie, podobnie zresztą jak całe Paris Saint-Germain. Tylko po to, żeby w doliczonym czasie gry zawinąć chrupiącego rogalika prosto w okienko bramki strzeżonej przez Davida Ospinę.

Anioł uratował paryżan przed katastrofą

Efekt? Napoli, zamiast poukładać po swojemu sytuację w grupie i ustawić paryżan pod ścianą, wciąż musi rozpamiętywać stratę punktów z Crveną Zvezdą. Tymczasem PSG ma tylko cztery punkty po trzech meczach, ale ich sytuacja nie jest aż tak dramatyczna, jak mogłaby być w przypadku dzisiejszej porażki. Urwali się ze stryczka.

Czy gospodarze na tę porażkę zasłużyli? To byłoby chyba za dużo powiedziane. Generalnie – obie strony nie zagrały wielkiego meczu. Co nie oznacza, że było to starcie niemiłe dla oka. Wręcz przeciwnie. Działo się sporo, sytuacji podbramkowych nie brakowało. Jednak wynikały one często z prostych błędów i boiskowego chaosu, a niekoniecznie z przemyślanych kombinacji. Nikt tutaj nie wiązał takich koronek, jak Arsenal w miniony weekend. Bezpośrednie granie, sporo fauli, dużo pojedynków biegowych.

Widać, że neapolitańczycy – przynajmniej jeżeli chodzi o kulturę gry – pod wodzą Carlo Ancelottiego zrobili krok wstecz względem kadencji Sarrego. Tymczasem Thomas Tuchel, wbrew temu co się wyprawia w Ligue 1, jeszcze nie zmontował w stolicy Francji sprawnie działającej maszyny. Jej trybiki się wciąż nie zazębiają, widać to szczególnie w środkowej strefie boiska, gdzie momentami zionęły olbrzymie dziury. I widać to we współpracy ofensywnego tercetu, która długimi fragmentami spotkania po prostu nie istniała.

Reklama

Do przerwy prowadzili goście. Lorenzo Insignie spuentował efektownym lobem niezły początek spotkania w ich wykonaniu. Atakowali dynamicznie, zaskakiwali zbyt szeroko ustawionych obrońców PSG, kąsali ich skrzydłami. Sam strzelec gola mógł dołożyć do swojego dorobku jeszcze co najmniej dwa trafienia, w świetnej sytuacji pechowo spudłował również Mertens. Podopieczni Ancelottiego szybko wyczuli, że gospodarze są do ukąszenia i w zasadzie tylko do siebie mogą mieć pretensje, że nie udało się ugrać nic więcej, niż ledwie jednobramkowa przewaga.

Paryżanie również sobie coś tam wykreowali, to jasne. Ale ich postawa jednak nie licowała z prestiżem meczu Ligi Mistrzów, nawet jeżeli mowa tylko o fazie grupowej. Sprawiali wrażenie nie do końca skoncentrowanych, ospałych, niespecjalnie przygotowanych mentalnie do meczu z tak wymagającym rywalem. To są chyba ponure konsekwencje nie posiadania poważnego konkurenta w lidze. Skutek był taki, że nawet kiedy już sobie jakieś sytuacje tworzyli – najlepszą miał chyba Mbappe po doskonałym dograniu Neymara, operującego dziś wieczorem przede wszystkim w środku pola – to i tak wykończenie było niechlujne do przesady.

W partaczeniu przodował rzecz jasna Cavani – napastnik zdolny spieprzyć dosłownie każdą sytuację. Raz uratował go sędzia sygnalizując spalonego, bo Urugwajczyk spudłował w stylu tak żenującym, iż spokojnie mogło to pretendować do miana kiksu kolejki.

Na początku drugiej połowy zszedł bardzo aktywny Insigne, w jego miejsce pojawił się na boisku Piotrek Zieliński. Sygnał trenera był jasny – trochę gęściej w środku pola, trochę mniej ofensywy, a więcej asekuracji. Efekt tej zmiany nie był zły, Napoli broniło się dzielnie i kontratakowało groźnie. Nie zrazili się nawet przypadkową bramką wyrównującą. Szybko odpowiedzieli kolejnym trafieniem, przy którym Dires Mertens zupełnie skompromitował Marquinhosa.

W ogóle, duet Kimpembe – Maquinhos w Lidze Mistrzów… Parafrazując klasyka: „Nie, nie i jeszcze długo, długo nie”.

I kiedy goście już witali się z gąską w ogródku, niczym królik z kapelusza wyskoczył Di Maria ze swoją – nomen omen – anielską lewą stopą. Błysnął Neymar, kolejny raz w tym meczu nie popisał się Mario Rui. Co oznacza, że w grupie mamy niezły młyn. Drużyna Zielińskiego i Milika (ten drugi zagrał kilka minut, zdążył nawet coś tam sknocić pod bramką Areoli) ma na koncie pięć punktów i rewanż z PSG (4 punkty) u siebie. Jeżeli wygrają, przewaga nad grupą pościgową będzie naprawdę bezpieczna.

Reklama

Neymar, Mbappe, Buffon i Cavani w Lidze Europy? Całkiem realny scenariusz.

PSG 2:2 Napoli

M. Rui 61′ (sam.), A. Di Maria 90+3′ – L. Insignie 29′, D. Mertens 77′

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...