Reklama

Czy już czas dzwonić po Juppa Heynckesa?

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

06 października 2018, 15:30 • 9 min czytania 57 komentarzy

28 września 2017 roku z pracą w Bayernie Monachium musiał się pożegnać Carlo Ancelotti. Choć Włoch słynął zawsze z doskonałych kontaktów z zawodnikami, w stolicy Bawarii nie udało mu się osiągnąć z piłkarzami porozumienia. Do mediów przeciekały informacje o tym, że podopiecznym Carletto nie podobają się treningi, nie podoba się taktyka, nie podobają się decyzje personalne szkoleniowca. Minął od tamtych wydarzeń rok, a niemiecki „Bild” niemalże kopiuje swoje przecieki z szatni Bayernu. Zamieniając tylko nazwisko „Ancelotti” na „Kovac”.

Czy już czas dzwonić po Juppa Heynckesa?

Jest taka scena w filmie „Wściekłe psy”, gdzie dowodzący grupą gangsterów Joe Cabot, przedstawia plan kradzieży diamentów i przydziela wszystkim uczestnikom akcji pseudonimy. Prosty przywilej lidera, który ustawia sobie grupę tak, jak uważa za słuszne. Jednak momentalnie wzbudza to protesty. „Pan Brązowy” jest niezadowolony ze swojej ksywy, bo brzmi ona trochę zbyt podobnie do „Pana Gówno”. Z kolei „Pan Różowy” marudzi, ponieważ jego pseudonim kojarzyć się może z „Panem Cipką”. Do kłótni włącza się „Pan Biały”…

Powstaje spór i to na temat kwestii zupełnie marginalnej z punktu widzenia szefa. Tak się jednak dzieje, gdy ekipa składa się z mnóstwa mocnych charakterów, zamkniętych w jednym pomieszczeniu. Ludzi o wielkim mniemaniu o sobie, którzy – z racji umiejętności, doświadczenia, krnąbrnego charakteru, czegokolwiek – roszczą sobie kolejne prawa i chcą z butami włazić w kompetencje dowódcy.

– To nie spotkanie pierdolonej rady miasta – skwitował cały spór wspomniany Cabot. – Słuchaj no, „Panie Różowy”. Są tylko dwa sposoby na wykonanie tej roboty – po mojemu albo wcale.

Cóż, Niko Kovac chyba nie może sobie pozwolić na luksus tak daleko idącej pewności siebie. W tej chwili jest zmuszony by paktować, szukać kompromisów. Czasem być twardym, innym razem iść na ustępstwa. Jak na razie efekty tego lawirowania są cokolwiek marne.

Reklama

*

– Jeżeli prezes zwalnia trenera, którego sam zaproponował, powinien odejść wraz z nim – zauważył kiedyś niezapomniany Brian Clough. Jednak świat futbolu nie posłuchał tej wskazówki. Stąd plotki i ploteczki o zwalnianiu kolejnych szkoleniowców to chleb powszechny w mediach. Zwłaszcza, gdy dotyczą one menedżerów ze światowego topu. Brylują w tym oczywiście Brytyjczycy. Los Jose Mourinho wydaje się być przesądzony, angielskie bulwarówki już wykopały dla niego grób i tylko czekają, aż będzie można oficjalnie złożyć w nim pogruchotane kości Portugalczyka i zatrzasnąć wieko.

Z kolei niemiecka prasa zasmakowała ostatnio we krwi Kovaca. To jest trochę tak jak z piraniami – dopóki nie krwawisz, możesz włożyć rękę do stawu pełnego tych drapieżnych stworzeń. Nie zareagują. Ale kiedy tylko wyczują najdrobniejsze zranienie, wówczas nie odpuszczą i rozszarpią ofiarę na strzępy. Nie sposób się opędzić. I lekko skaleczony Kovac zaczyna już odczuwać pierwsze ataki. Tym bardziej, że pogłoski na temat chorwackiego szkoleniowca rozpuszcza „Bild”. Stosunki redakcji z władzami Bayernu są, nazwijmy to, dość zażyłe. Po remisie monachijczyków z Ajaksem – który był jednocześnie trzecim ich meczem bez zwycięstwa z rzędu – na Kovaca spadła lawina krytyki i nieprzychylnych pogłosek.

EpUktkpTURBXy9jZDQ0YTg5ZDhlYTBiZTA0Y2UyMWFjMjE4ZGY1MThiOS5qcGeTlQMAzOfNDYDNB5iTBc0DFM0BvJUH2TIvcHVsc2Ntcy9NREFfLzE0MGIxY2ZlN2YwYWM1MmVkYzAxMGQ3MDk3OGU4NGJlLnBuZwDCAA

Pirania.

Ponoć:

Reklama

– nie wszyscy zawodnicy są zadowoleni ze swojej pozycji w zespole, niektórym nie podoba się stosowana przez trenera rotacja. Najwięcej pretensji ma rzekomo James Rodriguez, który nie czuje się gorszy od Thomasa Mullera i chciałby spędzać na murawie znacznie więcej minut. Nie po to zmienił Madryt na Monachium, żeby znów być tylko ekskluzywnym rezerwowym.

– piłkarzom brakuje intensywności zajęć, typowej dla treningów u Juppa Heynckesa i Pepa Guardioli. Podobnie jak konkretnych planów taktycznych – poprzednicy Chorwata lubowali się w tworzeniu schematów gry w ofensywie, Kovac stawia na improwizację, daje swoim najważniejszym zawodnikom wolną rękę w kwestii kreowania zagrożenia pod bramką przeciwnika.

– asystent trenera, Peter Herman, jest niezadowolony, że jego przełożony nadużywa ojczystego języka w rozmowach z pozostałymi członkami sztabu, nawet gdy w zasięgu znajdują się również inni rozmówcy, którzy mówią wyłącznie po niemiecku.

Oczywiście to wszystko tylko medialne spekulacje, ale szkoleniowiec Bayernu jednak potraktował je poważnie, bo postanowił zdementować i wyśmiać. Tymczasem książę Aleksandr Michajłowicz Gorczakow celnie zauważył, że nie należy wierzyć właśnie niezdementowanym informacjom. – To wszystko śmieszne – oburzał się Kovac, dopytywany o doniesienia „Bilda”. – Kilka tygodni temu wychwalali nas i pisali, że zdobędziemy mistrzostwo nie przegrywając meczu. Nie mogę takich artykułów poważnie traktować. Nie ma mowy o kryzysie. Po prostu przechodzimy przez trudniejszy okres, co przytrafia się każdej drużynie. 

I nawet można by było dać wiarę temu stanowisku, gdyby nie to, że poruszamy się w realiach Bayernu. Klubu ze wszech miar specyficznego, gdzie od paru ładnych lat można mnóstwo wyczytać z rzuconych półgębkiem uwag, z pełnej dezaprobaty mimiki piłkarzy. Z reakcji gwiazd na bycie zmienionym, ze sposobu w jaki przybijają z trenerem piątkę. Jeżeli zawodnikowi coś w stolicy Bawarii nie pasuje, to oczywiście rzadko się trafia, by mówił o tym wprost. Zdarzyło się to Robertowi Lewandowskiemu, który otwarcie skrytykował politykę transferową klubu. I łatka enfant terrible monachijskiej drużyny nie odklei się od niego już nigdy.

Standardowo dzieje się jednak w ten sposób, że piłkarz Bayernu – z jakiegoś powodu niezadowolony – nie wykłada kawy na ławę. Będzie natomiast puszczał tak wymowne sygnały, że w końcu wszyscy i tak się zainteresują jego, mniej lub bardziej wydumanym, problemem.

Niektóre sygnały można zresztą łatwo przeoczyć w całym ferworze medialnych doniesień. Znowu – trochę jak w filmie „Wściekłe psy”, podczas kultowego już konfliktu gangsterów o napiwek dla kelnerki, połączonego z dogłębną analizą warstwy lirycznej przeboju „Like a virgin”. Teoretycznie ta scena nie mówi widzowi nic konkretnego, satysfakcjonuje go tylko wciągającym dialogiem. Bohaterowie debatują o kompletnych pierdołach. W praktyce – dowiadujemy się o nich wszystkiego co kluczowe. Tak naprawdę już wtedy można się domyślić, kto okaże się policyjną wtyką, kto zatroszczy się o umierającego kolegę i kto zakończy całą chryję, trzymając w garści walizkę pełną kosztowności.

Kiedy Niko Kovac trafił do stolicy Bawarii, głośno było o surowych regułach, jakie ma zamiar wprowadzić w zespole. Zakaz używania smartfonów podczas posiłków i zabiegów odnowy biologicznej. Ostro po kieszeni miał dostać każdy przyłapany z telefonem w łapie. – Jeżeli razem jemy, to naturalne i normalne jest, żebyśmy ze sobą rozmawiali, a nie bawili się telefonami. Chciałbym, żeby piłkarze byli ze sobą w kontakcie. To samo jeżeli chodzi o zabiegi podczas odnowy biologicznej. Zawodnicy mają się wtedy relaksować, a nie rozpraszać tym, co znajdą w telefonie – tłumaczył trener.

Już w połowie września „Bild” doniósł, że Kovac wycofał się ze swoich pomysłów, anulował zakazy i zdał się na „zdrowy rozsądek” zawodników. Krótko mówiąc – ogłosił kapitulację. Na co wtedy nikt nie zwrócił większej uwagi, bo Bawarczycy radzili sobie przyzwoicie, ogrywając kolejno Hoffenheim, Stuttgart i Bayer Leverkusen. Ale – jeśli odwinąć taśmę i prześledzić zdarzenia jeszcze raz – to mógł być ten moment, w którym monachijskie piranie poczuły krew.

*

Zatrudnienie Chorwata w roli trenera Bayernu od początku wiązało się określonym z ryzykiem. Skoro szatni nie zdołał tam okiełznać Carlo Ancelotti, jeden z najwybitniejszych menedżerów swoich czasów, to cóż dopiero Kovac? Jasne, zrobił fajny wynik prowadząc Eintracht Frankfurt i był przed laty bardzo solidnym piłkarzem. Jednak ego Arjena Robbena czy Francka Ribery’ego fruwa na takich wysokościach, jakie Kovac może najwyżej obserwować przez teleskop. Biorąc pod uwagę, jacy szkoleniowcy w ostatnich latach poradzili sobie w Bawarii – trzeba do tego żelaznego charakteru, wybitnego warsztatu udokumentowanego trofeami i treningowego reżimu, który zakrawa o zamordyzm.

Warsztat Kovaca trudno na razie jednoznacznie ocenić, niedostatek jeżeli chodzi o trofea jest w jego przypadku oczywisty. O treningach prowadzonych przez Chorwata już wiemy, że są raczej lekkie i mało wymagające. Charakter natomiast dość dobrze oddaje kapitulacja w kwestii smartfonów. Sumując – nic zatem dziwnego, że zespół zaczyna się rozłazić już na początku października. – To nie jest Eintracht Frankfurt – miał w stronę swojego trenera wrzasnąć James Rodriguez. Który mógłby złośliwie zripostować, iż rzeczywiście – gdyby to był Eintracht, może James by wreszcie grał w pierwszym składzie. Ale jest w tym okrzyku trochę smutnej dla szkoleniowca prawdy, bo na pewno łatwiej mu było zgrywać twardziela w klubie ze średniej półki.

Pytanie tylko, czy problem Bayernu aby na pewno tkwi w błędnym doborze trenera? Rację ma chyba Steffan Effenberg, który – oczywiście z typowo publicystyczną swobodą – sporządził listę piłkarzy, jakich w Monachium trzeba po prostu czym prędzej zastąpić. Zdaniem charyzmatycznego ex-pomocnika, do odstrzału są: Neuer, Boateng, Hummels, Ribery, Robben i Lewandowski. – Byli filarami w poprzednich latach, ale nie odnieśli wielkiego triumfu w Lidze Mistrzów w ciągu pięciu ostatnich sezonów. Krzywa mocy w ich przypadku spada, a nie idzie w górę – uzasadniał swoje zdanie Der Tiger na łamach t-online.de.

Coś w tym jest, że włodarze Bayernu zupełnie przespali wymianę pokoleniową. Z jednej strony trudno im się dziwić – Bawarczycy kilka razy dosłownie otarli się w ostatnich latach o awans do finału Champions League. Cały czas mogło się wydawać, że zespół nie potrzebuje rewolucji tylko jeszcze tego jednego, jedynego elementu, który pozwoli powrócić na europejski szczyt. Lecz tego tajemniczego elementu znaleźć się nie udało i skutki są opłakane. Mamy 2018 rok, a klub wciąż jest zakładnikiem zdrowia, formy i dobrego samopoczucia 69-letniego duetu Robbery.

b83c84f3606b3baa565b1c7d0f9e130a36f7ac34-1024x576

Duet Robbery przyłapany w momencie dokonywania fuzji.

Bayern w 2013 roku sięgnął po Puchar Mistrzów z Neuerem, Boatengiem, Alabą, Robbenem, Riberym i Mullerem w wyjściowej jedenastce. Po drugiej stronie barykady, jeszcze w barwach Borussii Dortmund, grali Lewandowski i Hummels.

Pięć lat w futbolu to jednak jest szmat czasu, przepaść. Czy w zasadzie sześć, bo przecież celem FCB jest triumf w 2019 roku. Przepaść, zwłaszcza jeżeli spojrzymy akurat na tę konkretną grupę zawodników. Podatnych na kontuzje, podatnych na fochy i podatnych na transferowe spekulacje, które regularnie telepią monachijską szatnią. A to Ribery niezadowolony ze zmiany w 89 minucie, a to kolejny uraz Alaby, a to Lewandowski do Madrytu, a to Boateng do Paryża… Przede wszystkim jednak, jest to grupa zawodników (w większości) odpornych na wszelkie próby zmian. Nie zaglądających do kalendarza. Przekonanych, że potrzeba im tylko ciężkich treningów zaordynowanych przez Juppa Heynckesa, odrobiny zdrowia i szczęścia, a znowu będzie jak dawniej.

Kovac to chyba rzeczywiście nie jest odpowiednia osoba, żeby usiąść z Riberym i Robbenem przy jednym ognisku i wyśpiewać rzewną balladę pod tytułem: „Kiedyś to było…”, przygryzając pieczonego kartofelka. Jednak z jakiegoś powodu postawiono w Bawarii akurat na szkoleniowca o takim profilu. Z jakiegoś powodu ściągnięto Goretzkę i Gnabry’ego. Być może Hoeness i Rummenigge, rozleniwieni brakiem konkurencji na krajowym podwórku, zrozumieli wreszcie, choć bez wątpienia poniewczasie,, że drużyna potrzebuje zmian. Zmian istotnych, nie zaś kosmetycznych. Wstrząsu, nie uzupełnień. Pytanie tylko, czy nie zrozumieli tego za późno, by udało się zachować mocarstwową pozycję w Europie.

W kraju Bayern zawsze będzie mocny. Jednak przez kilka lat wymieniało się bawarski klub jednym tchem z Barceloną i Realem Madryt. Głupio by było zanotować degradację z powodu naiwnej wiary w piłkarską nieśmiertelność podstarzałych skrzydłowych.

Jeżeli włodarze Bayernu naprawdę wierzą w swojego trenera i potencjał swojej młodzieży, to pozwolą Kovacowi stanąć przed Rodriguezem, Hummelsem, Robbenem, Lewandowskim, czy kimkolwiek, kto będzie rościł sobie jakieś specjalne przywileje. Stanąć i powiedzieć: – Są tylko dwa sposoby na wykonanie tej roboty. Po mojemu, albo wcale. A jeśli nie? Cóż, oby Jupp Heynckes miał włączony telefon. Może trzeba będzie znowu oderwać go od pielenia w ogródku.

Michał Kołkowski

fot. Newspix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Inne kraje

Serbscy piłkarze odmawiają gry. A już za moment kontrowersyjny sparing z Rosją

Bartek Wylęgała
5
Serbscy piłkarze odmawiają gry. A już za moment kontrowersyjny sparing z Rosją

Niemcy

Niemcy

Oficjalnie: Jakub Kamiński ma nowego trenera. Hasenhüttl w Wolfsburgu

Arek Dobruchowski
0
Oficjalnie: Jakub Kamiński ma nowego trenera. Hasenhüttl w Wolfsburgu

Komentarze

57 komentarzy

Loading...