Reklama

Tylko Stomil wygrał u siebie. Pierwszoligowcy nie zwalniają tempa

redakcja

Autor:redakcja

22 września 2018, 21:41 • 5 min czytania 1 komentarz

Siedem meczów jednego dnia w pierwszej lidze zawsze oznacza natłok wydarzeń i emocji. Nie inaczej było tym razem, bo na zapleczu ekstraklasy nie brakowało bramek, kartek i niespodzianek. Kto zawiódł, kto zaskoczył, a kto zagrał po prostu na miarę oczekiwań? Tego wszystkiego dowiecie się z naszego raportu z pierwszoligowych boisk.

Tylko Stomil wygrał u siebie. Pierwszoligowcy nie zwalniają tempa

Czerwona sobota w Poznaniu i Krakowie

To już chyba stała pierwszoligowa tendencja, bo w tym sezonie wyjątkowo często oglądamy mecze, w którym piłkarze nie szanują zdrowia swoich rywali. Zresztą do tej pory tylko w dwóch kolejkach sędziowie nie musieli przedwcześnie odsyłać zawodników do szatni, co najlepiej pokazuje, że na zapleczu elity rzadko kiedy odstawia się nogę. Dzisiaj z motywacją wyraźnie przesadzili Warty Poznań – Jakub Kiełb i Michał Grobelny, którzy z boiska wylecieli w konsekwencji dwóch żółtych kartek oraz Paweł Pyciak, któremu arbiter pokazał od razu asa kier. I trzeba przyznać, że była to jak najbardziej słuszna decyzja, bo obrońca „Brązowych” nieprawidłowo powstrzymał Tomasza Mikołajczaka, który w składnej kontrze gospodarzy wygrał z nim walkę o pozycję i wyszedł na dogodną okazję do zdobycia gola.

„Czerwo” Peciaka w zasadzie przekreśliło szansę Garbarni na dogonienie Chojniczanki, do czego piłkarze Mirosława Hajdy dążyli przez całą drugą połowę. O korzystny wynik byłoby im zapewne łatwiej, gdyby nie przespali pierwszej części gry, kiedy dali się dwukrotnie zaskoczyć przyjezdnym (trafienie zaliczyli Surdykowski i Piotrowski), o co trener będzie miał do swoich piłkarzy uzasadnione pretensje. Po przerwie udało się wprawdzie złapać kontakt po bramce Wróbla, później słupek obił jeszcze Wrześniewski, ale to by było na tyle. Ostatecznie Chojniczanka wywiozła z Krakowa zasłużone trzy punkty, odnosząc drugie zwycięstwo z rzędu.

Na dużo lepszy wynik liczyli też zapewne wracający na stadion przy Drodze Dębińskiej piłkarze Warty, jednak wyzwanie, które na nich czekało, należało do tych najtrudniejszych. Rozpędzony Raków do Poznania przyjechał z serią siedmiu meczów bez porażki na liczniku i w spotkaniu z dołującą Wartą nie zamierzał zbaczać z kursu, który docelowo ma skończyć się awansem do Ekstraklasy. Skończyło się dość spokojnym 0:2 po bramkach Sebastiana Musiolika i Andrzeja Niewulisa, co biorąc pod uwagę liczbę dogodnych okazji do zdobycia gola (m.in. słupek Szczepańskiego) należy uznać za najmniejszy wymiar kary. Humor trenerowi Papszunowi popsuła jedynie kontuzja Sapały, który w 41. Minucie musiał opuścić boisko (prawdopodobnie) ze złamaną ręką. Poza tym w Rakowie wszystko idzie według planu.

Reklama

ŁKS i Bytovia znów bez zwycięstwa u siebie

W Łodzi odbyło się z kolei spotkanie Łódzkiego KS-u z GKS-em Tychy. Wbrew pozorom, mimo bezbramkowego remisu, obejrzeliśmy całkiem przyzwoity mecz, szczególnie w wykonaniu piłkarzy ŁKS-u. Oglądaliśmy już ich parę występów, ostatnio we środę na stadionie Podbeskidzia i… cóż, naprawdę nie wygląda to źle. Kolejny doskonały występ zaliczył Dani Ramirez, który wkrótce – z ŁKS-em, czy bez niego – pewnie zamelduje się w Ekstraklasie. Duże wrażenie robią przede wszystkim zagrywki, których nawet ligę wyżej nie ogląda się często – czyli delikatne podcinki za obrońców. Dzisiaj Hiszpan puścił takie trzy, do tego dołożył ze dwie rulety i parę zagrań piętami, a przy całej widowiskowości, te zagrania napędzały też kolejne akcje łodzian.

Czego brakowało? Z pewnością wykończenia, zresztą również pod bramką Kołby. Tyszanie jeszcze w pierwszej połowie obili poprzeczkę, po przerwie zaś dwukrotnie groźnie kontrowali. Więcej z gry mieli gospodarze, ale i u nich brakło kropki nad i – jak zwykle pracowity Bryła zazwyczaj fantastyczne dryblingi kończył fatalnymi strzałami, natomiast uderzenia Kujawy z drugiej połowy trafiały przede wszystkim w obrońców. Podział punktów po niezłym meczu i przy niezłej atmosferze – na trybunie ŁKS-u dzisiaj obok kibiców obu klubów stawili się Lord Koks i Wąs, nagrywający kolejny odcinek „Stadionowych Rewolucji”.

Aha, ŁKS wciąż tylko z jednym zwycięstwem u siebie, co nie zmienia faktu, że w tabeli ich sytuacja wygląda dość dobrze dzięki formie wyjazdowej – aktualnie łódzki klub traci 3 punkty do wicelidera z Bytowa.

Identycznym szlakiem, jeśli chodzi o mecze przed własną publicznością, podąża Bytovia, która znów tylko zremisowała na stadionie i tak jak ŁKS pozostaje z tylko jednym zwycięstwem u siebie. Tym razem piłkarze trenera Stawskiego nie zdołali wygrać z Wigrami Suwałki, ale nikt w Bytowie tragedii z tego wyniku robił nie będzie, tym bardziej że Wigry to drużyna z czołówki pierwszej ligi i do rewelacyjnej Bytovii tracą raptem trzy punkty.

Przy okazji, klubom z Ekstraklasy chcielibyśmy podpowiedzieć jedno nazwisko. Dziś asysta przy bramce Wróbla.

Reklama

Krótka seria Bruk-Betu

Po zwolnieniu Jacka Zielińskiego i oddaniu drużyny w ręce Marcina Kaczmarka w Niecieczy mieli nadzieję, że Bruk-Bet wreszcie zacznie grać na miarę oczekiwań właścicieli. Początek był obiecujący, bo Kaczmarek w debiucie zdołał ograć Chojniczankę, ale kolejny mecz – z Chrobrym Głogów – sprawił, że do Niecieczy przywołał wcale nie tak dawne demony. Porażka jest tym bardziej bolesna, że to właśnie Bruk-Bet po trafieniu Putiwcewa objął prowadzenie, później mógł je nawet podwyższyć, ale w kluczowych momentach piłkarzy Kaczmarka zawodziła skuteczność. Co innego Chrobry, który w swoich szeregach miał Boreckiego oraz Kowalczyka, których bramki ustaliły wynik meczu.

Co poza tym? Na pewno warto odnotować zwycięstwo Stomilu Olsztyn z Odrą Opole (jedyny jak dotąd triumf gospodarzy  w tej serii spotkań), które jest kolejnym potwierdzeniem tezy, że im większa bieda panuje w klubie tym lepiej piłkarzom idzie na boisku. Olsztynianie nie wygrali pięciu kolejnych meczów, w międzyczasie głośno zrobiło o tym, że przyszłość Stomilu ze względu na problemy finansowe maluje się w wyjątkowo ciemnych barwach, a tu proszę – przyjechała faworyzowana Odra i od razu można dopisać trzy punkty do ogólnego dorobku. Aha, od 19 grano też w Mielcu, ale piłkarze Stali i GKS-u Jastrzębie nie uraczyli nas bramkami, więc o tym meczu wspominamy tylko z kronikarskiego obowiązku.

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Niższe ligi

Mata spotkał się z Davidem Alabą. Austriak pozostał z koszulką Tajfunu Ostrów Lubelski

Szymon Piórek
2
Mata spotkał się z Davidem Alabą. Austriak pozostał z koszulką Tajfunu Ostrów Lubelski

Komentarze

1 komentarz

Loading...