Reklama

Lechia grała w pierwszej połowie, Zagłębie w drugiej. Efekt – 3:3

redakcja

Autor:redakcja

22 września 2018, 20:46 • 3 min czytania 8 komentarzy

Gdyby ktoś kiedyś ustalił, że mecz trwa 45 minut, napisalibyśmy, że Lechia świetnie zareagowała na porażkę w Krakowie, od razu demolując kolejnego rywala i pokazując wyraźnie: tamto to był tylko wypadek przy pracy. No, ale niestety, świat tak został skonstruowany, że po poniedziałku jest wtorek, a mecze gramy 90 minut. I takiej laurki Lechii nie możemy wystawić, bo zamiast pewnego zwycięstwa, jest tylko frajerski remis.

Lechia grała w pierwszej połowie, Zagłębie w drugiej. Efekt – 3:3

Od 3:0 do 3:3. Były w tym meczu cholerne emocje, ale dawno nie widzieliśmy, by obie drużyny dogadały się na to, że jedna gra tylko pierwszą połówkę, a przeciwnik tylko drugą. Czy bowiem ktoś zaobserwował obecność Zagłębia na boisku przed przerwą? Byłoby o to ciężko, przecież Miedziowi nie oddali żadnego strzału na bramkę Kuciaka i nie to, że żadnego celnego, po prostu żadnego. Ani jeden piłkarz ubrany na pomarańczowo nie wpadł na to, by kopnąć futbolówkę w kierunku Słowaka. A cała drużyna nie wpadła na to, że Lechia najgroźniejsza jest na skrzydłach i tam warto by ją zablokować. Nie, ekipa Stokowca miała po bokach autostradę i z niej skorzystała. Raz wrzucił Paixao, raz Haraslin, raz Wolski i po 25. minutach tablica wyników pokazywała 3:0.

Wszystkie bramki strzelił Sobiech i właśnie takiej gry się od niego w Gdańsku oczekuje, bycia tym sępem szesnastki, bo piłki raz za razem będą mu spadać. Żeby była jasność: maksymalnie doceniamy postawę Artura, gdyż za każdym razem znajdował się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie, ale Zagłębie broniło w tych sytuacjach komicznie. Przy drugiej bramce Pakulski nie wiedział, gdzie jest piłka i pozwolił Haraslinowi wejść w pole karne, a potem odegrać, przy pierwszym trafieniu linię spalonego złamał Slisz, przy trzecim na spacer wyszedł Hładun.

Aż żal było z tych okazji nie skorzystać, więc Lechia korzystała, bo do tego też nas przyzwyczaiła: jest w tym sezonie bardzo skuteczna. Tyle że Zagłębie wystawiło jej do tej skuteczności czerwony dywan i mało wskazywała na to, by ekipa Lewandowskiego pofatygowała się z autokaru również duchem. Przecież jeszcze w drugiej połowie, konkretnie w 57. minucie, Sobiech obił poprzeczkę, a dopiero chwilę później Starzyński oddał pierwszy celny strzał Zagłębia na bramkę Kuciaka.

Każdy miał prawo pomyśleć: „co z tego może być? No przecież nic.” A jednak. Zaczęło się od świetnej akcji Starzyńskiego, który zostawił w polu karnym Nalepę, podniósł głowę i wypatrzył Bohara gdzieś na 11. metrze. Potem uaktywniła się elektryczność Augustyna, grającego do tej pory dobre zawody: głupia ręka, VAR, karny i na 3:2 strzela Starzyński. Natomiast na 3:3 wcisnął Mares po zamieszaniu w polu karnym.

Reklama

A jakby tego było mało, to Zagłębie mogło jeszcze wygrać! Sirotow oddał niezły strzał z ostrego kąta, ale tym razem Kuciak nie dał się zaskoczyć, bo przecież gdyby to wpadło, innego końca świata dla Lechii by dziś nie było. Tak, gdańszczanie mają – przynajmniej przez chwilę – lidera, ale mają też problem. Bronili świetnie, ale nagle przestali: dwa mecze, osiem bramek w plecy. Jednak to zaskoczenie tylko dla dużych optymistów: linia obrony złożona z takich nazwisk nie mogła być świetna wiecznie.

[event_results 525629]

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

8 komentarzy

Loading...