Reklama

Messi zaszalał, jak odpowie Cristiano w wersji turyńskiej?

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

19 września 2018, 18:09 • 6 min czytania 12 komentarzy

Raul Gonzalez zagrał w Lidze Mistrzów 142 razy i średnio w co drugim meczu zdobywał bramkę. Jego dorobek strzelecki – dla ścisłości, 71 trafień – kiedyś wydawał się naprawdę oszałamiający, niemalże niedościgniony. Dzisiaj? Wciąż imponuje, ale, siłą rzeczy, nie do tego stopnia co przed laty, gdy Hiszpan w barwach Schalke zbierał swoje ostatnie skalpy na europejskich arenach. Bo Cristiano Ronaldo i Leo Messi za nic mają osiągnięcia dawnych legend, zapełniając sukcesywnie wszystkie kroniki wyłącznie rekordami własnego autorstwa.

Messi zaszalał, jak odpowie Cristiano w wersji turyńskiej?

Oczywiście wyjść należy od faktów – zmieniła się przez lata struktura rozgrywek w Lidze Mistrzów i zmieniły się, może nawet przede wszystkim, dysproporcje finansowe między super-potęgami europejskiego futbolu, a tak zwaną resztą stawki. Krótko mówiąc – coraz więcej klubów, które niegdyś aspirowały do sukcesów w Champions League, dzisiaj łapie się do rubryczki pod tytułem „chłopcy do bicia”. Teraz pogromy w fazie grupowej są na porządku dziennym. Zwycięstwa pięcioma bramkami kwituje się ziewnięciem, a siedmioma – najwyżej leniwym rzutem oka w kierunku listy strzelców. Bo może ktoś znowu załadował hattricka, albo i nawet pokera. Starcia, które jeszcze kilkanaście lat temu uznalibyśmy za ekscytujące, dzisiaj poddajemy jedynie refleksji rodzaju: „Ciekawe, ile sztuk klub X wklepie klubowi Y”.

Pod „X” można wstawić choćby Barcelonę, a pod „Y” PSV Eindhoven.

Jednak to oczywiście nie jest tak, że Ronaldo i jego nieustępliwy konkurent dziurawią siatkę wyłącznie przeciwko słabeuszom. Przypomnieć wystarczy choćby kampanię z sezonu 2016/17, kiedy Portugalczyk ani razu nie ukąsił warszawskiej Legii. Za to w fazie grupowej pokonał bramkarza Borussii Dortmund, uratował wynik ze Sportingiem, a potem w ćwierćfinałach najadł się szaleju i już się nie zatrzymał. Pięć trafień z Bayernem, trzy z Atletico, dwa przeciwko swojemu aktualnemu klubowi. Maszyna.

Messi? Wczoraj załadował swojego ósmego hattricka w LM, został na tę chwilę samodzielnym rekordzistą akurat w tym zakresie. Wcześniej fotel lidera dzielił… Nietrudno zgadnąć z kim. Za plecami dwóch kosmitów pustka, kolejni na liście Mario Gomez, Filippo Inzaghi i Luis Adriano mają na koncie po trzy hattricki. Coś nam się zdaje, że nie zagrożą ani Argentyńczykowi, ani Portugalczykowi.

Reklama

Zresztą – rzućmy okiem, jak to się wszystko ogólnie prezentuje, jeżeli chodzi o najlepszych strzelców wszech czasów:

(tłustym drukiem – zawodnicy, którzy mogą poprawić swój wynik)

Cristiano Ronaldo – 120 goli
Leo Messi – 103
Raul – 71
Ruud van Nistelrooy – 56
Karim Benzema – 56
Thierry Henry – 50
Alfredo Di Stefano – 49
Andrij Szewczenko – 48
Zlatan Ibrahimović – 48
Eusebio – 47
Filippo Inzaghi – 46
Robert Lewandowski – 45
Didier Drogba 44
Alessandro Del Piero – 42
Thomas Muller – 42

Cristiano wypracował sobie naprawdę bezpieczną przewagę nad oponentem, więc wczorajszy popis Messiego nie powinien go jeszcze stresować. Choć nie należy zapominać, że Leo jest jednak o dwa lata młodszy. Ostatnie sezony miał, jak na jego standardy, chude. CR7 w sumie aż sześć razy z rzędu zostawał najlepszym strzelcem Ligi Mistrzów. Messi dorównał mu tylko w sezonie 2014/15, gdy zdobyli po dziesięć goli. Poza tym – oglądał plecy Portugalczyka. Przynajmniej jeżeli chodzi o gole.

Stąd tak duża przewaga snajpera Juventusu, aż 120 do 103. Choć cztery lata temu to właśnie gwiazdor Barcelony wyrównał, a później sforsował barierę wyznaczoną przez Raula. Jednak Duma Katalonii od jakiegoś czasu nie włącza się realnie do walki o zwycięstwo w Champions League, a Królewscy z Cristiano w składzie zaprowadzili w tych rozgrywkach dominację absolutną. Tym bardziej interesujące, jak pójdzie Ronaldo śrubowanie niesamowitych osiągnięć strzeleckich w nowym klubie. Czy to on stanowił o ofensywnej sile Realu w kluczowych meczach, czy też kapitalna postawa Los Blancos jako zespołu pozwalała mu błyszczeć, spijać śmietankę i nabijać licznik trafień?

Na razie najważniejszą informacją jest to, że Portugalczyk doczekał się wreszcie przełamania na boiskach Serie A. W starciu z Sassuolo najpierw załadował futbolówkę do pustaka, później znakomicie wykończył szybki atak Juventusu, wbijając do bramki gwoździa tuż obok bezradnie stojącego bramkarza. Te gole były o tyle istotne, że Stara Dama ewidentnie cierpiała w ataku, na siłę kreując portugalskiemu napastnikowi okazje do zdobycia upragnionej bramki. Zamiast naturalnej, płynnej ofensywy było usilne poszukiwanie balansującego między obrońcami Cristiano.

Reklama

Włoskie media zaczęły już utyskiwać na ten temat, marudząc, że adaptacja portugalskiego napastnika przebiega opornie. Opinie podzieliły się na dwa fronty – część dziennikarzy twierdziła, że to Ronaldo powinien zaproponować więcej od siebie. Fakt – 23 strzały i żadnej bramki to wyjątkowo marny bilans. Inni z kolei dowodzili, że to jego nowi koledzy nie potrafią wykorzystać potencjału gwiazdora. Ale te spekulacje to już przeszłość – Andrea Consigli dwukrotnie skapitulował i śpiewka medialna jest już wobec CR7 jednoznacznie pozytywna.

– Uwolniony od niepokoju, wreszcie się uśmiecha – pisała o wytęsknionym przełamaniu La Gazzetta dello Sport. – Głośne „uffff”, słyszane o 16:10 na turyńskim stadionie nie zostało wywołane zaskoczeniem, strachem czy zniechęceniem. Było mieszaniną radości i wyzwolenia. Juventus jest samodzielnym liderem tabeli, z dwunastoma punktami w czterech meczach, ale to popołudnie będzie przez wiele lat wspominane jako moment przełamania Cristiano Ronaldo w czarno-białej koszulce.

Wiadomo, że jesień od jakiegoś czasu nie jest jego ulubioną porą roku. Ale dziś na strzelecką posuchę się nie zanosi, nawet biorąc pod uwagę pogłoski o nieprawidłowościach związanych z przenosinami mistrza Europy do Turynu. Zwłaszcza, że CR7 wraca do Hiszpanii, żeby zmierzyć się z Valencią. Której strzelać uwielbiał zawsze i udało mu się to dotychczas aż piętnastokrotnie (w 18 meczach). Na przykład tak:

Za plecami Cristiano i Leo również dzieje się sporo. Choć trzecia lokata Raula w zestawieniu najlepszych strzelców w dziejach Ligi Mistrzów pozostaje na razie niezagrożona. Ale Karim Benzema, któremu dość dobrze posłużył rozbrat z Ronaldo, prawdopodobnie przesunie się wkrótce – może już dzisiaj – na czwarte miejsce. CR7 dorobił się przydomka „Mr Champions League”, zresztą nie bez kozery, ale francuski napastnik również zasługuje na wyróżnienie. Bo akurat w tych rozgrywkach zawsze się znakomicie odnajdywał i gol w poprzednim finale – nawet jeżeli podarowany mu przez Kariusa w nieoczekiwanym przypływie dobroczynności – jest absolutnie zasłużonym akcentem w jego karierze.

Gdzieś tam w czołówce czają się również napastnicy Bayernu – Robert Lewandowski i Thomas Muller, o ile oczywiście tego drugiego możemy nazwać napastnikiem. Choć, z braku lepszego określenia, chyba jest to dopuszczalne. Niemniej, Lewy i jego kumpel z drużyny na pewno ostrzą sobie zęby na spory awans w bieżącym sezonie Ligi Mistrzów. Bayern jako organizacja jest w tej chwili zupełnie zafiksowany na punkcie tych rozgrywek, więc można się spodziewać szczególnej mobilizacji Bawarczyków na każdy kolejny mecz, nawet w fazie grupowej. Dla Lewandowskiego powinno to oznaczać sporo okazji, żeby nastukać kolejne bramki.

Zepchnięcie Thierry’ego Henry’ego z szóstej lokaty nie jawi się jako zadanie specjalnie trudne, wystarczy sześć trafień. Jeżeli Lewy, po wszystkich zawirowaniach wokół jego osoby, ma zamiar coś piłkarskiemu światu udowodnić – na pewno odpowiednią ku temu platformą są rozgrywki europejskie, nie zaś Bundesliga. Dwucyfrowy wynik jest absolutnie w zasięgu Polaka i dobry start w Lizbonie na pewno w osiągnięciu tego pułapu nie przeszkodzi.

To jednak wszystko przyziemne sprawy, wyścig śmiertelników. Herosi rozgrywają swoją własną batalię. Messi otworzył kolejną jej rundę od mocnego ciosu. Odblokowany Cristiano Ronaldo nie byłby sobą, gdyby nie spróbował odpowiedzieć równie potężnym uderzeniem. Valencia musi mieć się na baczności.

fot. Newspix.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Jakub Radomski
0
Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Liga Mistrzów

Komentarze

12 komentarzy

Loading...