Reklama

Bilet na wizytę w laboratorium doktora Brzęczka

redakcja

Autor:redakcja

11 września 2018, 12:06 • 5 min czytania 3 komentarze

Wiemy, że Włosi są najsłabsi od 1979, wiemy, że wyciąganie daleko idących wniosków z debiutu selekcjonera byłoby przejawem głupoty. Ale nasze oczekiwania na debiutanckie zgrupowanie Jerzego Brzęczka już zostały przekroczone. Z bałaganu, w którym tkwiła reprezentacja, mogło nie urodzić się nic, tymczasem udało się upichcić dobry mecz o – było nie było – stawkę. W konsekwencji trudno nam znaleźć scenariusz starcia z Irlandią, który byłby w stanie poważnie zmącić wodę.

Bilet na wizytę w laboratorium doktora Brzęczka

Brzęczek potraktował Włochów poważnie i chwała mu za to. Nie po to jednak powoływał stosunkowo szeroką kadrę, by oglądać ją tylko na treningach. Warunki meczowe, a przede wszystkim warunki meczowe z biało-czerwoną koszulką na piersi, to zupełnie inna para kaloszy. Powiedzmy sobie szczerze: jakiego piłkarza przed debiutem w reprezentacji Polski nie spytać o piłkarskie marzenie, mówi o zakorzenionym w dzieciństwie marzeniu gry dla Polski. Podkreślamy: gry dla Polski, nie treningów dla Polski. Niejeden niedoświadczony zawodnik właśnie w koszulce z białym orłem pokazuje przebłyski swojego prawdziwego potencjału, bo w kadrze jedzie jeszcze na adrenalinie, nie – również potrzebnym – doświadczeniu i rutynie.

Mielibyśmy pretensje do selekcjonera, gdyby Ligę Narodów potraktował czysto laboratoryjnie, bo jednak jest o co grać – choćby o pozostanie w elicie, możliwość gry w kolejnej edycji z najlepszymi na kontynencie, co zawsze ma większe walory szkoleniowe niż emocjonujący sparing z Białorusią ligowym składem na tureckim wygwizdowie. Ale dzisiaj już naprawdę spodziewamy się, że trener Brzęczek zaprosi nas do swojego laboratorium. Dziś wynik ma prawo mieć znaczenie trzeciorzędne.

Dzisiejsze ponure 0:2, ale dające zysk w postaci jednego zawodnika, który do tej pory był w tle, a teraz zgłosił ambicje do rotacji w pierwszym składzie?

Bierzemy w ciemno.

Reklama

Mecz międzypaństwowy to mecz międzypaństwowy, tysiące kibiców na trybunach tysiącami kibiców na trybunach, ale życie nie da się oszukać: reprezentacja Jerzego Brzęczka jeszcze nie istnieje. Ze Squadra Azzurra zobaczyliśmy, że może istnieć i to fajnie, zobaczyliśmy ewentualnie kierunek w którym będzie podążać budowa, ale to wciąż etap wylewania fundamentów.

Nowy selekcjoner musi dostać czas. Musi mieć kiedy popełniać błędy. Musi mieć kiedy pomylić się co do personaliów, musi mieć kiedy przejrzeć arsenał taktyczny. Musi mieć kiedy poznać zasadnicze różnice między funkcjonowaniem drużyny narodowej, a drużyny klubowej. Nie jest cudotwórcą, jak każdy z nas pozostaje omylny i grunt, żeby na swoich pomyłkach umieć budować. Nie obrazilibyśmy się wcale, gdyby dzisiaj zaryzykował, nawet poszedł po bandzie. Przegra to przegra, ale dostanie więcej bezcennego materiału do analiz, niż stawiając na piłkarzy stanowiących trzon kadry od lat.

Oczywiście zawsze fajnie byłoby obejrzeć porywające zwycięstwo, oczywiście polska piłka potrzebuje dobrych wyników kadry jak tlenu. Ale potrzebuje przede wszystkim wyników w ważnych meczach, nie brylowania w sparingach. Ten mecz bez mrugnięcia powiek każdy rozsądny kibic poświęciłby na ołtarzu lepszej gry choćby i z Portugalią w kolejnej rundzie Ligi Narodów.

Czego chcielibyśmy się dowiedzieć? Czeka nas inny mecz pod względem taktycznym, dziś to my musimy prowadzić grę, a nie czekać na kontry. O zaskakujących powołaniach dla Dźwigały czy Pietrzaka powiedziano już dość w momencie rozsyłania zaproszeń na zgrupowanie. Czas, by ci piłkarze dostali szansę odpowiedzenia poprzez boisko na wszystkie zadawane od tamtej pory przez kibiców i ekspertów pytania. Skoro już przyjechali, to niech nie wycierają ławki lub siedzeń na trybunach, tylko udowodnią, że powołanie ich nie przerosło. Liczymy, że dostaną zauważalną liczbę minut. Nie ma też chyba nikogo, kogo olśniłby Szymański z Włochami, niech więc sprawdzi się w boju kolejny raz.

Podobnie ma się sprawa z Frankowskim, który niby robi postępy, niby wymienia się go w kontekście ciekawych kierunków transferowych, a jednak – mimo przebłysków – nie widać by chował ligowych obrońców co kolejkę do kieszeni. Rywalizacja na skrzydłach jest otwarta, Franek to poważna kandydatura, ale kwestia zasadnicza: jest tak dobry, czy akurat ze skrzydłowymi jest tak przeciętnie? Wolelibyśmy naturalnie, aby dał odpowiedź nr 1, ale też musi mieć kiedy. Frankowski jako zawodnik z papierami na wsparcie reprezentacji w nieokreślonym kiedyś – sorry, to nikogo nie urządza. Nie jest tak młody, by czekać, a kadra potrzebuje piłkarzy tu i teraz gotowych brać odpowiedzialność.

Wysoko ustawił poprzeczkę Łukasz Fabiański przed pozostałymi golkiperami. Szczerze mówiąc jesteśmy zdania, że na tej akurat pozycji przydałaby się stabilność, jasne określenie się kto gra. Na razie ma tu panować rotacja, ale być może tylko do eliminacji. Niech wygra lepszy, mniej chimeryczny, potrafiący trzymać presję, która w drużynie narodowej jest większa niż w klubie.

Reklama

Najbardziej jednak ciekawi jesteśmy ze zrozumiałych przyczyn Krzyśka Piątka. Dawno żaden Polak nie miał tak efektownego wejścia w zagraniczną ligę. Łącznie ze sparingami Piątek strzelił dla Genoi już kilkanaście bramek. Włoska prasa na podstawie formy w sezonie przygotowawczym włączyła go do listy dziesięciu najciekawszych transferów Serie A. Później La Gazetta rozliczała pierwsze dni nowych w Italii i były napastnik Cracovii zajął najbardziej prestiżowe miejsce na podium. Oczywiście pozycja Lewandowskiego jest niepodważalna, oczywiście takie przyszły czasy, że w ataku są inne ciekawe opcje, począwszy od Milika, przez Teodorczyka, po Kownackiego. Ale tak piorunującego początku sezonu ignorować nie można. Sytuacje w trakcie kadencji Brzęczka mogą pojawić się różne. Poza tym dwóch z trzech wymienionych przed chwilą snajperów ma przydługą historię zawodzenia w biało-czerwonych barwach, a Piątek to więcej niż ciekawa alternatywa. Szczególnie, że mówimy o napastniku, który wydaje się, że dobrze pasowałby do pary z Lewandowskim. Lewy, ze swoim doświadczeniem i umiejętnościami, nie musi ograniczać się do gry w szesnastce. Pracuje poza nią, ale to sprawia, że czasem brakuje pod bramką klasycznego lisa pola karnego, czyli gracza, którym – przynajmniej na tym etapie kariery – jest właśnie Piątek.

Nie musimy być wieczorem zwycięzcy, to nie ten rodzaj meczu. Chcemy być przede wszystkim mądrzejsi, nawet jeśli poprzez wnioski dotyczące selekcji negatywnej. Żadnej dobrej drużyny piłkarskiej w historii świata bez niej nie zbudowano.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

3 komentarze

Loading...