Reklama

Nawet na końcu świata można poczuć monotonię

redakcja

Autor:redakcja

07 września 2018, 00:01 • 23 min czytania 14 komentarzy

Gdy podczas wywiadu piłkarz kilkukrotnie powtarza, że przestają kręcić go rozmowy o piłce, oznacza to, że ma coś do powiedzenia na inne tematy. Mateusz Możdżeń na pewno należy do tego grona, a świadczy o tym rozmowa o podróżach, generale Petelickim, książkach, zabytkowych autach, marzeniach o byciu pilotem czy budowie domów szeregowych. 

Nawet na końcu świata można poczuć monotonię

Uspokajamy – jest też kilka wątków stricte piłkarskich. Czy 27-latek może odczuć monotonię i zmęczenie ligową piłką? Czy mając średnią gola na 43 strzałów Możdżeń dalej będzie probował? Dlaczego uważa Lettieriego za ciężkiego człowieka? Dlaczego cieszy się z łatki, jaką nakleił sobie strzelając bramkę Manchesterowi City? Zapraszamy do pierwszego odcinka nowego sezonu wywiadów z cyklu Cały na biało!

***

Wiesz już jak wygląda profilaktyka przeciwmalaryczna? 

Jeszcze nie.

Reklama

Pytam, bo podobno marzy ci się zobaczenie Afryki. 

Tak, bo bardzo lubię jeździć po Europie i świecie. Czemu Afryka? Naczytałem się dużo o Keniach czy RPA, zwłaszcza relacje ludzi, którzy byli tam na mistrzostwach świata. Wiadomo, że są duże zagrożenia, bo w RPA każdy człowiek może posiadać broń i często dochodzi tam do napadów. Pomijając je, to bardzo ciekawe miejsce. Djibril Diaw też ciągle mi powtarza, że Senegal to świetne miejsce i poleca mi bardzo pojechanie do Dakaru. Afryki jako takiej jeszcze nie widziałem, Egiptu do niej nie zaliczam, bo to trochę inny świat. Chcę poznawać kolejne kultury i odhaczać nowe miejsca na mapie. Nowy Jork, Buenos Aires, Chile, Peru… Mam wiele planów. Nawet teraz po obozie udało nam się wyskoczyć na trzy dni do Barcelony, choć przy wybieraniu miejsca nigdy nie kieruję się sportem. Na stadionie nie byłem, nie kibicuję Barcelonie, a wejść na Camp Nou po to by tylko wejść… Nie mój klimat. W ten sposób byłem tylko na Mestalla z sympatii do Valencii z Morientesem i Barają. Przy wyborze miejsca patrzę zawsze na jedzenie, bo kocham jeść, jak każdy, a w Hiszpanii jest pod dostatkiem owoców morza, których nie mamy na co dzień. Fajnie się ułożyło w Barcelonie poza tym, że trafiliśmy na… plażę dla gejów. Dopiero po godzinie zorientowaliśmy się, gdzie jesteśmy i jaka tam jest tolerancja na takie związki. U nas by to nie przeszło.

Ostatnio najfajniejszym krajem był jednak Izrael. Przed wyjazdem była straszna propaganda na ten kraj. Żona Daniela Łukasika bardzo przez nią spanikowała, bo naczytała się, że są strzały, ludzie giną, niebezpieczna jest cała Strefa Gazy. Prawie się wycofała z wyjazdu, ale ostatecznie zjechaliśmy samochodem prawie cały kraj. Jerozolima, Tel Awiw, Eljat. Zupełnie się nie sprawdziła propaganda. W telewizji nami obracają jak chcą, doświadczyliśmy tego na własnej skórze.

Masz 27 lat na karku, marzy ci się jakaś egzotyczna oferta w stylu Mierzeja? 

Jestem w tej lidze już dziewięć lat. Znam każdy stadion, niektórych kierowników drużyn, w każdym zespole kilku piłkarzy, wszystkie przyśpiewki… Jadę na dany stadion i już wiem, co się wydarzy. Przestałem odczuwać nowe bodźce. Mam 27 lat i nic do stracenia, dlatego nie ma kraju, którego bym nie rozważył. Wszystko zależałoby od tego, jak wyglada życie w danym miejscu i finanse. Jeśli ktoś mówi, że pieniądze nie są ważne, oszukuje. Zdarzają się w Polsce miłości do klubów i całowanie herbów, są różne kibicowskie historie jak z Carlitosem czy Kasprem Hamalainenem… Ja jestem jednak z daleka od tego wszystkiego.

Kiedyś ci się oberwało za takie podejście, gdy w Podbeskidziu powiedziałeś po spadku, że indywidualnie zaliczyłeś dobry sezon i w sumie jesteś zadowolony. 

Reklama

Możliwe. Patrzyłem stricte na siebie, bo po nieudanym epizodzie w Lechii zagrałem cały sezon i zdobyłem kilka bramek. To być może była jedna z ostatnich szans na pozostanie w Ekstraklasie i ja ją wykorzystałem. Czasami słyszę, że wzorami przywiązania do klubów są Gerrard czy Totti. Różnica polega na tym, że grając w Liverpoolu czy Romie nie musisz szukać czegoś innego. Już masz gwarancję sukcesów i jesteś znany na całym świecie. To nie jest jak u nas, że przechodzisz do Legii i nie dość, że zaliczasz przepaść finansową, to jeszcze możesz próbować szans w pucharach. Jeśli w Polsce chcesz się przywiązać do jednego klubu jak Totti oznacza to, że po prostu jesteś zbyt słaby i nikt inny cie nie zauważył. Jeśli jesteś dobry – zawsze odejdziesz. Jak słyszę, że Carlitos odrzucił ostatnio ofertę z Primera Division… Mam wątpliwości, czy tak było.

Takie podejście nie zaszkodziło ci nigdy? Nie miałeś problemów?

Nigdy na serio. Bardziej robiliśmy sobie podśmiechujki np. z Jacka Kiełba, który był i jest w Kielcach ikoną. Kiedyś po meczu poszliśmy podziękować kibicom i ci zaczęli śpiewać „Jacek Kiełb!”. Wszystko normalne, śpiewali tak po każdym meczu, tylko że wtedy… Jacka nie było nawet w osiemnastce. Podłapaliśmy i też zaczęliśmy to śpiewać. Taką ikoną był Jacek w Kielcach. To ma też drugą stronę – Jacek czasami zbierał przykre uwagi od kibiców, przekazywał je i miał trochę pretensje do nas, że nam coś nie wyszło. Powiedziałem mu: utrzymujesz taki kontakt i albo sobie z tym radzisz, albo nie. Gdy idzie super to miło poczytać gratulacje, ale jak jest źle to nie oczekuj, że relacje z kibicami będą miłe. Bardzo mu zależało, kilka razy popłakał się w jakichś sytuacjach, ale to żaden wstyd. Ja też jeśli w swoim życiu płaczę, to raczej na boisku.

WARSZAWA 22.07.2017 MECZ 2. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2017/18 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH IN WARSAW: LEGIA WARSZAWA - KORONA KIELCE 1:1 MATEUSZ MOZDZEN JAKUB ZUBROWSKI FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Kiedy płakałeś?

Pierwszy raz w Lechu po przegraniu mistrzostwa Polski juniorów z Zagłębiem. Po spadku z Podbeskidziem w szatni na gorąco także. W Kielcach, gdy ważyła się ósemka i przegraliśmy z Termaliką. Rozpłakałem się, bo od razu stanęło mi przed oczami to, co stało się w Podbeskidziu. „O nie, drugi raz to samo”. Płakałem, a za chwilę cały stadion eksplodował z radości. Ze skrajności w skrajność.

Żeby wszyscy cię dobrze zrozumieli – to, że nie angażujesz się jakoś specjalnie emocjonalnie i zachowujesz dystans nie oznacza, że do swojego zawodu się nie przykładasz. Starasz się jak normalny pracownik korporacji, który daje z siebie wszystko i po pracy idzie do domu.

Nie umiem na pokaz mówić wkoło, jakie to wszystko jest dla mnie ważne. Nawet nie mam mediów społecznościowch, jedynie Facebooka, by się kontaktować z ludźmi. Nie chcę pokazywać tego, jak bardzo przeżywam porażkę czy świętuję zwycięstwo. Po co mi to? Potem po porażce niektórzy mogą mi coś wytykać. Piłka to sinusoida, która trwa cały czas. Im dłużej gram, tym bardziej chcę po prostu wykonywać swoją pracę i zdystansować się od reszty, choć piłka to oczywiście dalej pierwsza miłość, zawsze traktowałem ją ponad wszystko. Gdy tata dawał szlaban na komputer, nigdy nie było problemu, ale gdy nie mogłem iść na trening – wtedy zaczynała się tragedia. Nie traktuję futbolu przedmiotowo. Po prostu im dłużej żyję, tym bardziej widzę, że ludzie są jak chorągiewki. Tenisiści mają inaczej – gdy przegrywają, przeżywają głównie oni, to sport indywidualny. Chyba że są Janowiczem, który zbyt dużo gada i spada na nich lawina hejtu. Żonie często powtarzam, że w następnym życiu chcę być sportowcem indywidualnym, tenisistą albo bokserem. W swojej książce Mike Tyson pisze, że wolałby sport zespołowy, bo mógłby się schować za kolegami. A tu wychodzi na pierwszy ogień i albo zbiera laury, albo wciry. Marzy mi się bycie odpowiedzialnym jako Mateusz Możdżeń. Bycie największym zwycięzcą bądź największym przegranym.

Zdarzyło ci się chować za kolegami? 

Gdy byłem młodszy, zdarzało się. Głównie wtedy, gdy trener krzyknął w tygodniu albo mnie krytykowano. Bałem się wziąć odpowiedzialność na boisku. Czułem to i wiedziałem, że jak zaryzykuję to pewnie mi nie wyjdzie. Wiesz zresztą, jakim klubem jest Lech. Ogromna presja. Teraz już się nie chowam, po meczu zawsze pójdę do mediów i powiem jak jest. Gdybyś zapytał dziennikarzy, pewnie potwierdzą, że nie pozoruję ani nie owijam w bawełnę. Staram się oczywiście za często nie wychodzić, by nie wpaść w formułki. Wam, dziennikarzom, nic by to nie dało, spisałbyś moją wypowiedź i zapomniał po minucie, ja też, czytelnik także. Bez sensu. Lubię rozmawiać z kimś, kto też ma coś do powiedzenia, bo jak słyszę pytanie „jak wyglądał mecz?” to nie mam pojęcia, co odpowiedzieć. Że do dziesiątej minuty było fajnie, od 20 do 30 źle, potem znowu dobrze? Jak ktoś wali konkretem, porozmawiamy, ale widzę u siebie tendencję, że im dłużej gram, tym mniej chciałbym gadać na temat piłki.

Mam przesyt. Czytam po kilkadziesiąt artykułów dziennie i dziś zapominam już to, co czytałem wczoraj. Jeśli już rozmawiam o piłce, chciałbym patrzeć na nią szerzej. Człowiek z wiekiem poszerza swoje horyzonty. W grudniu urodzi się mój syn, pierwsze dziecko, i podejrzewam, że życie całkowicie wywróci się do góry nogami. Żuber jest na przykład totalnie zafascynowany piłką. Czyta, siedzi na Twitterze, wszystko wie, a ja tak nie mam. Znudziło mi się to. Ludzie tak mają, że czasem odczuwają przesyt. W dzieciństwie marzyłem o tym, by być pilotem. Naoglądałem się filmów, a piloci zawsze fajnie wyglądali – okulary, dobrze ubrani, porządna robota dla prawdziwych facetów. No i zwiedzali świat. Zupełnie przypadkowo mam w rodzinie pilota, był nim teść siostry, który odszedł już na emeryturę. Opowiadał, że już nie mógł patrzeć na te same hotele, te same knajpy. Niby podróżował po świecie, ale traktował to jako monotonię. Trochę tak jak z polską ligą u mnie. Ktoś z boku może spytać: co ty za głupoty wygadujesz? Od dziewięciu lat grasz na najwyższym poziomie w kraju i jeszcze narzekasz? Ale tacy jesteśmy. Tak samo macie pewnie z wywiadami po meczu – te same pytania, te same odpowiedzi od nas, może wam się to znudzić. Będąc dziesiąty raz w tym samym hotelu, nawet na końcu świata możesz odczuwać rutynę, monotonię.

Na mundialu czasami dało się usłyszeć od dziennikarzy, że marzy im się mundial w roli kibica, bez tej całej gonitwy. 

Z żoną nie możemy sobie wyobrazić, jak po moim graniu będziemy musieli osiedlić się w jednym mieście. Nasze życie to ciągłe zmiany. Teraz jestem w Kielcach dwa lata, a znamy już wszystko i mówimy już sobie, że fajnie byłoby spróbować nowego miasta. Jeśli mamy 30 lat być w jednym miejscu, wszystko nam się znudzi.

Czujesz się wypalony?

Wypalony nie. Po prostu znam już wszystkie mechanizmy. W każdym zespole jest określona liczba krzykaczy, takich co nie mówią, takich co żyją z boku. W każdej jest dość stereotypowo. Gdzie się nie pójdzie, znasz paru zawodników, więc zawsze łapiesz kontakt najpierw z nimi, później się rozbija bardziej. W życiu szatniowym nic mnie nie zaskoczy.

Jak sobie pomyślisz, że jeszcze dekadę możesz spędzić w Ekstraklasie, już teraz czujesz się zmęczony? 

Będę grał, ale mam nadzieje, ze będą się trafiać ludzie, u których będę widział pomysł, pasję. Nie to że przyjdę do nowego klubu i będzie to samo i trener, którego dobrze znam i wiem, czego się spodziewać. Oczywiście nie będę wybrzydzał.

Z kim z szatni możesz pogadać nie o piłce? 

Własnie z Żubrem, jeżeli mu zmienię temat. Także z Maćkiem Górskim czy wcześniej Maćkiem Gostomskim. Wydaje się, że Gostek nie ma o czym porozmawiać, bo to wariat, który – jak mawia – kocha życie piłkarza, ale to nieprawda. Mamy dużo obcokrajowców i wiadomo, że siłą rzeczy niektórych tematów z nimi nie da się zgłębić.

To że z Kubą Żubrowskim rozumiecie poza boiskiem ma wpływ na to, co na boisku? W tamtym sezonie stworzyliście jeden z lepszych środków pola w lidze.

Nie sprowadzałbym tego do zrozumienia poza boiskiem. Czasami zdarza się dobry piłkarz, z którym nawet nie zamienisz paru słów. Wystarczy, że ma inteligencję boiskową. Rozumiemy się po prostu na boisku. Jest lepszy w odbieraniu piłki i nie muszę się martwić o to, czy poda mi piłkę, gdy zrobi swoją robotę. Gdy złapiemy kontakt wzrokowy, zawsze mi poda. Nie muszę się upominać, nie zmieni nagle decyzji. To bardzo ważne.

Co sobie myślisz, gdy ostatnio waszą dwójkę trener Lettieri rozdziela Olivierem Petrakiem? To trochę tak, jakby mieć dwie fajne knajpy pod domem, a iść z dziewczyną na kolację do Wietnamczyka. 

Mówią, że nie zmienia się tego, co dobrze funkcjonuje. W piłce tak samo to działa,  zwycięskiego składu się nie zmienia. W naszym układzie to się sprawdzało na wielu polach. To nie były dwa-trzy fajne mecze, a cały sezon. Czuliśmy się razem dobrze, opinie z zewnątrz też były pozytywne, trener również zadowolony. Ale nasz trener ma to do siebie, że lubi zmieniać. Jeszcze nie raz się zdziwimy oglądając skład. Ciężko jest przegryźć tę gorzką pigułkę. Gdy nie grasz i nie możesz kontynuować dobrej passy, ciężko się pogodzić, ale musisz to w sobie zdusić. Jak wybuchniesz czy zaczniesz gadać, obróci się to przeciwko tobie. Trzeba poradzić sobie w środku.

Trener wyjaśnił jakoś tę decyzję? 

Nie, nie było żadnego wytłumaczenia, trener nam się nie tłumaczy. Czasem w dzień meczu zmienia decyzję i nie grasz. Miałem zresztą taką sytuację. Ostatni sparing przed sezonem grałem, z reguły ta jedenastka z ostatniego sparingu zaczyna ligę. Jedziemy na stadion, a u trenera nie ma w dniu meczu odpraw, o składzie dowiadujemy się pół godziny przed wyjściem na rozgrzewkę. Patrzę, a przy moim miejscu w szatni są buty zimowe. Myślałem, że może Mati, nasz kitman, się pomylił. Poszedłem go zapytać i potwierdził, że faktycznie nie gram. Byłem trochę w szoku. Trener 10 minut przed rozgrzewką wziął mnie na rozmowę i powiedział, że to nie jest zmiana spowodowana moimi umiejętnościami, a taktyczna. I tyle. Musisz to zrozumieć, przyjąć i koniec.

Petrak też 30 minut przed rozgrzewką się dowiedział, że zagra?

Tak, on też nie wiedział.

To Lettieri potrafi tak szybko przedstawić taktykę, że mówi wam o niej dopiero przed meczem?

Nie wiem, kiedy podjął decyzję, ale po prostu taka była. Oliver też był zaskoczony. Niby się cieszysz, że grasz, ale wchodzisz nagle. Nie przygotowywałeś się z pierwszym składem i nie nastawiałeś na to mentalnie.

Jakie masz relacje z Lettierim?

Uważam go za dobrego fachowca, ale ciężkiego człowieka. To nie jest ani wada, ani zaleta. Taki po prostu jest. Ciężki do rozmów, ciężki przy decyzjach, z którymi się zgadzasz bądź nie. Wypala mu wszystko, więc nie mogę powiedzieć złego słowa. Mamy relacje pracownik-szef. Ani bym się nie chciał zbliżyć mocniej, trener pewnie też, ani oddalić. Mam swoją robotę i staram się robić to, czego wymaga. Ważne, byśmy się szanowali i by był sprawiedliwy.

KIELCE 25.11.2017 MECZ 17. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2017/18: KORONA KIELCE - LEGIA WARSZAWA --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: KORONA KIELCE - LEGIA WARSAW MATEUSZ MOZDZEN KASPER HAMALAINEN FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Pochodzisz z Warszawy, pierwsze kroki stawiałeś w Lechu Poznań. Za małolata marzyłeś o grze w Legii?

Mój brat jeździł na wyjazdy, chodził na Żyletę, ale ja o Legii nie marzyłem. Może dlatego, że nie znałem zawodników Ekstraklasy, nie miałem w domu Canal+. Oglądałem tylko Ligę Mistrzów we wtorki i środy oraz reprezentację, więc moje marzenia wykraczały dużo dalej, do Manchesteru United, w którym się zakochałem. To jedyny klub, do którego czuję coś więcej, choć pierwszą koszulką ze Stadionu Dziesięciolecia było Juve.

Od kiedy kibicujesz United? Czasem nie od dziewięciu lat?

Od dziewięciu? Nie, a czemu?

Wtedy taką jedną głośną bramkę strzeliłeś ich rywalom. 

(śmiech) Od roku 1999. Miałem osiem lat, to mój pierwszy finał, który pamiętam, ten słynny z Bayernem. Zostało do dziś. Wielokrotnie oglądałem powtórki tego meczu. To jedyny stadion, który chciałbym odwiedzić. Są do tego warunki, bo w grudniu mamy wolne, a liga angielska gra. Wracając do pytania, byłem w Legii na testach, choć to chyba za dużo powiedziane – po prostu wraz z dwoma kolegami z Ursusa zostaliśmy zaproszeni na mecz. Wygraliśmy wysoko. Było jak zawsze, „odezwiemy się”. Odezwali się dopiero wtedy, gdy szedłem już do Amiki. „Czemu on do nich idzie?”. Zareagowali za późno, bo podpisałem już papiery we Wronkach, gdzie zakochałem się w tamtejszych warunkach treningowych. Dla chłopaka z dużego miasta było szokiem, że w małym miasteczku mogą być takie standardy, jakich nie ma nigdzie w dwumilionowej stolicy. Trafiłem też do fajnej paczki, dobrze żyliśmy, szło nam piłkarsko. Słyszałem, że internat się rozwinął, chłopaki mają już telewizory, koce w barwach Lecha.

Ktokolwiek z Warszawy miał kiedyś do ciebie jakieś ale, że poszedłeś do Poznania? Odczułeś to? 

Nie, za małolata nie, bo szedłem do Amiki, nie do Lecha. Fuzja była po roku.

Zawsze możesz powiedzieć: skąd miałem wiedzieć?

W sumie tak. Dopiero po debiucie były jakieś głosy, ale głównie gratulacje. Jeśli już to brat w formie żartów coś docinał. Bardziej w Poznaniu spodziewałbym się negatywnych głosów, bo w Warszawie i tak każdy jest skądś, jest większa tolerancja. Warszawa to już stolica europejska pełną gębą.

PLOCK 26.08.2016 MECZ 7. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2016/17 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: WISLA PLOCK - KORONA KIELCE 1:2 MATEUSZ MOZDZEN FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Co byś powiedział generałowi Petelickiemu, gdybyś mógł go zobaczyć? 

Wiedziałem, że ktoś mnie o to zapyta. Po lekturze książki o Petelickim powiedziałem w ankiecie C+, że najbardziej chciałbym zobaczyć właśnie jego. Tylko że ta książka była na podstawie relacji jego rodziny i znajomych, którzy przedstawili go jako ekstra gościa. Potem powstała książka „Niebezpieczne związki Sławomira Petelickiego” autorstwa Wojciecha Sumlińskiego, który totalnie obalił wszystko, co przeczytałem wcześniej. Że to wszystko po znajomościach, rodzinnie, ojciec z lewicy stary SB-ek tak naprawdę wszystko poukładał. Teraz już sam nie wiem, co mam myśleć i kto ma rację. Dałbym mu książki i zapytał, która jest prawdziwa. Sama śmierć Petelickiego jest bardzo ciekawa, ciekawią mnie takie klimaty. Morderstwo w czystej postaci. Interesuję się zagwozdkami kolorowych lat 90-tych, gdy powstawały fortuny, śmiercią ważnych bądź mniej ważnych osób, które mogły coś wiedzieć. Kulczyk żyje czy nie? Są teorie, że gdzieś wyjechał, jego śmierć została ustawiona. Nigdy się nie dowiemy. Przeczytałem kilka książek Sumlińskiego. Niby ma argumenty na papierze, a i tak się nic z tym nie dzieje. Oni są tacy mocni u góry, skoro gość podaje fakty i nic z tym nie robią? Tak jakby ktoś napisał ze szczegółami, że Możdżeń zabił Białka, a ja dalej bym sobie siedział na kawie. Ciekawi mnie, jak to funkcjonuje, czy ci ludzie są wokół nas i szpiegują. Przed podróżą do Izraela czytałem, że agenci chodzą tam po cywilu na każdym kroku, widziałem też kobiety pod bronią. Z książek nie lubię tylko fantasy.

Czytasz książki, które pomagają w karierze? 

O diecie nie, ale trener Magiera wysłał mi dwie książki o treningu mentalnym.

Słynne „Szczęście czy fart”.

Też. Bardzo prosto zobrazowane, ale morał jest bardzo dogłębny i masz go wyciągnąć dla siebie. Czytałem wiele biografii piłkarzy, ale zwykle jest w nich mało ciekawych rzeczy. Ostatnio dobra była ta Jensona Buttona, w której obrazuje na przykład cały dzień startu. Zajebista była też biografia Agassiego, w której mówił, że nienawidził tenisa i żarł się z ojcem. Nawet czytając o sporcie szukam wszystkiego, co pozasportowe. Pasjonują mnie także – jak każdego faceta – samochody, bardziej te starsze. Zawsze były ważniejsze wydatki typu inwestycje i trochę się boje, że tak się będę oglądał całe życie, aż w końcu tego nie zrealizuję. Wiadomo, że jest coraz mniej zadbanych modeli na rynku, choć z drugiej strony można traktować antyki jako biznes.

Gdybyś – tfu, tfu – jutro skończył grać, poradziłbyś sobie?

Do trenerki mnie nie ciągnie w ogóle, może zostałbym przy piłce jako ekspert, jeśli byście chcieli mnie zatrudnić.

Przecież ty się nie interesujesz piłką, wykluczone! 

Poza piłką prowadzę z tatą jakieś – duże słowo – biznesy, więc po prostu osiedliłbym się w Warszawie i z nim kombinowałbym na co dzień. Miałbym z czego żyć. Tyle poinwestowałem, że szoku nie będzie. Prosto to zabrzmi, stereotypowo – działamy w nieruchomościach. To hobby taty, nie jest wykształcony w tym kierunku, ale bardzo lubi budować. Udało się nam wykupić działkę i zbudować trzy szeregowce i je sprzedać. Jak już masz zysk, inwestujesz dalej, a nie konsumujesz. Kiedyś boom mieszkaniowy pęknie, może być totalny zjazd jak 10 lat temu. Mam swoje mieszkanie pod wynajem. Teraz wynajmuję normalnie, ale kiedyś wynajmowałem na doby. To było spoko, bo po 2-3 dniach jak ktoś wyjechał czyścili mieszkanie. A jak stały lokator się zagalopuje i zostawi ci burdel, nie masz na to wpływu. Są też kredyty, więc gdyby było cięcie trzeba byłoby z czegoś zrezygnować i je pospłacać. Ale na razie nie przewiduję tego.

Uważasz dziś jako doświadczony zawodnik, że twoja kariera potoczyła się tak, jak powinna? Rozpaliłeś na jej początku duże nadzieje, ale może ta bramka z City zamydliła nam wszystkim oczy i mieliśmy zbyt wysokie oczekiwania względem ciebie

Może tak było. Pewnie gdyby nie ta bramka, byłbym odbierany zupełnie inaczej. Kiełbik też zajebiście zagrał w tamtym meczu, a po latach nikt już o nim nie mówi. Gdy jesteś młody, nie myślisz, jak się potoczy kariera. Dziś zastanawiasz się: doceniać to, co masz, a zaraz będzie ćwierć tysiąca meczów w Ekstraklasie, czy jednak myśleć, że poszło nie tak. Prawda jest taka, że w karierze potrzebujesz fury szczęścia. Przypomniał mi się wasz wywiad z Marcinem Komorowskim, który kłócił się z dziennikarzem, że szczęście jest bardzo potrzebne w karierze. Zaczął wymieniać rzeczy, które na własnej skórze przeżył i wniosek był jeden: faktycznie czasami trzeba się znaleźć w dobrym czasie w dobrym miejscu. Zresztą jego kontuzja najlepiej to pokazuje – nie miał przecież na nią wpływu, a zakończyła jego karierę. Gdyby Kuba Wilk nie zachorował dzień przed meczem, może bym nie zadebiutował w Ekstraklasie i nigdy nie strzelił tej bramki City, która dała mi kopa. Może dziś nie grałbym w ogóle na tym poziomie. Bereś też ostatnio powiedział, że gdyby Legia go nie wzięła, dziś grałby w drugiej lidze. Bardzo dobrze znam Beresia, był swego czasu wypożyczony do Warty. Kto by wtedy pomyślał, że dojdzie do Serie A? Szczęście możesz mieć jednak tylko wtedy, gdy ciężko pracujesz. Inaczej to fart.

Co powiedziałby 27-letni Możdżeń temu 19-letniemu dzień po bramce z City?

Podejścia do pracy bym nie zmienił, bo miałem zawsze dobre, żaden trener nie miałby uwag do mojego treningu. A w głowie… Może więcej ryzyka na boisku? Nie grania na alibi. Gdy byłem młodszy, bałem się strat piłki i presji. Gdy już straciłem, kładłem sobie do głowy, że zaraz będzie to samo. Zamiast skupić się na meczu, potrafiłem zerkać w stronę ławki i sprawdzać, czy nikt się nie przebiera, by wejść w moje miejsce. Powinienem nie zwracać uwagi na konsekwencje. Pięć razy możesz stracić, ale szósty raz ci wyjdzie i ludzie tylko to zapamiętają. Musiałbym popracować z psychologiem – wtedy może szybciej bym to wyeliminował.

Teraz masz czasami aż za dużo odwagi. Według EkstraStats na jedną bramkę potrzebujesz 43 strzałów. Cieżko powiedzieć, że nie podejmujesz ryzyka. 

Trochę sporo. No co – słabo to wygląda z tej perspektywy. Nie porównuję się absolutnie do takich piłkarzy jak Ronaldo, ale on też potrafi dawać strzały na wiwat. Nikt ich nie widzi, bo każdy pamięta bramki. Ja strzałów na wiwat potrzebuję widocznie trochę więcej. Nie mam nic na usprawiedliwienie. Próbuję ile wlezie, a że wpada co 43 strzał? Dalej będę próbował i nie będę się tym przejmował. Lubię to robić, a dwa – strzały z dystansu nie mają konsekwencji. Kończysz strzałem, więc kontra nie pójdzie.

Ale to często zaprzepaszczona sytuacja.

Jest to pewnie moja wada, ale trener mówi, żebym się nie przejmował i dalej kończył akcje strzałem. Często zdarzało się, że zagmatwałem się przed polem karnym i szli z kontrą. Z drugiej strony jak przestanę uderzać z dystansu, pewnie nie miałbym bramek w ogóle.

Trenujesz te strzały z dystansu codziennie?

Codziennie nie, bo po 50 strzałach czujesz, że noga popracowała. Żaden trener mnie nie powstrzymywał, choć oczywiście po meczu zdarzały się uwagi, że w konkretnej sytuacji zamiast uderzać lepiej było podać. Ale ogólnie nikt mnie nie hamował. Ja jako trener też nigdy nie hamowałbym nikogo przed oddawaniem strzałów. Ciekawe jakbyśmy zrobili statystykę kogoś z topu, takiego solidnego środkowego pomocnika w Europie. Na przykład Iniesta często próbował, ale tak dużo bramek nie zdobywał. Ale to oczywiście inna bajka.

Kiedyś strzeliłeś bramkę kilka dni po tekście Krzyśka Stanowskiego, który napisał, że nie potrafisz uderzać z dystansu.

Pamietam, strzeliłem bramkę tydzień po tym tekście.

Takie rzeczy mobilizują?

„Nie umiesz, a i tak dalej strzelasz”. „Probujesz sto razy, więc nic dziwnego, że raz ci wpadnie”. Już się przyzwyczaiłem do takich głosów. Wiem, że będą gadać. Przede wszystkim muszę dalej robić swoje, aż w końcu wyjdzie na moje. Nieważne, co mówią. W każdym fachu chyba tak jest. Jakbym nie czuł, że nie mam dobrego strzału, to bym nie próbował. Zważałbym na to co mówią i przyznał im rację. Kładłbym sobie do głowy: nie strzelaj, bój się tego. Jakbym miał 20 lat, mogłoby tak być, że bym się zraził. Oddawałbym piłkę i szukałbym na siłę podania. A teraz już zupełnie nie.

GDYNIA 24.02.2017 MECZ 23. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2016/17 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: ARKA GDYNIA - KORONA KIELCE MATEUSZ MOZDZEN ILIJAN MICANSKI MARCUS VINICIUS MICHAL MARCJANIK PRZEMYSLAW TRYTKO DARIUSZ FORMELLA BARTOSZ RYMANIAK PRZEMYSLAW STOLC FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Odbiła ci kiedyś sodówka?

Wydaje mi się, że nie. Miałem dobrych ludzi obok siebie i dobre wychowanie. Rodzice powtarzali, że za darmo nic nie ma. Jak już tyle zrobiłeś, nie strać tego przez jedną głupotę. Nie ma ludzi, którzy powiedzą, że mi odbiło. Pomogło mi też to, że w Lechu mieliśmy duże autorytety jak Bosacki, Kotor czy Muraś. Na naszą piłkę krajową to duże postaci, które miały w szatni u młodych ogromny szacunek. Widzieliśmy, jak oni się zachowują i nie chciało im się podpaść jakimś wygłupem. Jeżeli raz coś byśmy odwalili, stracilibyśmy w ich oczach i nie pomogliby nam, gdy tego potrzebowaliśmy. Bosy i Wichniar powtarzali nam zawsze, że kariera strasznie szybko leci i mamy grać jak najdłużej, doceniać to, co mamy.

Wichniarek opowiedział ci, co zrobił, gdy Huub Stevens wystawiał go na skrzydle, na którym nie cierpiał grać? 

Nie.

Powiedział, że woli grać na ławce rezerwowych. 

A, to słyszałem, tak.

Piję do ciebie, bo często byłeś wystawiany na prawej obronie, na co wielokrotnie narzekałeś.

Chyba nie umiałbym tak powiedzieć, nie miałem takiej sytuacji. Gdy byłem młodszy, zagryzałem zęby. Jeśli tak mówiłem, to w formie żartu. Była przed meczem konferencja na Lechu i ktoś zadał pytanie, czy chciałbyś zmienić pozycję na środek pomocy, bo otwiera się taka szansa wskutek jakiejś absencji. Trener Rumak siedział obok mnie, więc odpowiedziałem, że chcieć to ja sobie mogę. To jest szef, on każe, ja robię. Prawdą jest jednak, że bardzo nie lubiłem tam grać. Nie czuję się komfortowo, gdy nie mam nikogo za plecami. Nie można grać za bardzo w piłkę i pozwalać sobie na ryzyko, nie ma marginesu błędu. W pomocy jest kultura – szóstka odbierze i znowu poda.

Jak zareagowałeś po bramce z City? Młody chłopak na ustach całej Polski, mogłeś mieć pewnie każdą dziewczynę w liceum, pokus nie brakowało. 

Przez pierwszy tydzień nie docierało to do mnie. Pierwszy i ostatni raz widziałem tylu dziennikarzy po naszym meczu. Trafiali się tam ludzie, których nie widziałem już nigdy przez następne lata. Jeden gość spytał mnie: – Piotrek, jakie to jest uczucie? A ja przecież Mateusz! Poradziłem sobie bez problemu. Przeszło to szybko, bo tydzień później przegraliśmy na Ruchu i wszystkie emocje szybko ostygły. Nie rozumiałem jednak argumentów ludzi, że teraz mam brać na siebie taki ciężar jak Semir czy Muraś. Nie czułem się tak odpowiedzialny za zespół. W życiu pozasportowym nie zdarzyły się też żadne ekscesy. Było tylko jedno zdjęcie w Fakcie, gdy stałem z telefonem na imprezie po jakimś meczu. To były urodziny i poszedłem tylko dlatego, że obiecałem. Fakt jednak drążył: czemu młody piłkarz bawi się po meczu? Beznadziejna sprawa, bo ani nie piłem, ani nic. Czułem, że musze się kontrolować, bo każdy ruch mógł się obrócić przeciwko mnie, czułem na sobie wzrok ludzi. Ale nie zrobiłem nic, czego mógłbym się wstydzić.

Mam już łatkę strzału City i wiem, że ciężko będzie ją odkleić. Musiałbym strzelić chyba temu dzisiejszemu City gola też dającego zwycięstwo w pucharach. Zdaje sobie sprawę, że nie da się tego przebić. Ale to w sumie cieszy, że za 30 lat każdy będzie mnie z czegoś pamiętał, a innych zawodników z setkami występów w Ekstraklasie nie będą pamiętać z niczego. Też dostaję głupie pytania: czemu już tak nie strzelasz? Czemu wtedy nie poszedłeś gdzieś tam? To jeden moment. Masz okazję, uderzasz, tyle. Marka Citkę też pamiętają do tej pory z jednego meczu Ligi Mistrzów.

Smutna konkluzja – najlepsze w życiu spotkało na początku kariery.

Nie wiem, czy lepiej mieć coś takiego na początku, czy na końcu. Może tego już nie przebiję, ale to nie jest wszystko, co może mnie dobrego spotkać. Takich dwóch równych sezonów jak ostatnio nie miałem ani w Lechu, ani nigdzie. Do tego w dobrze grającej drużynie i przyjemnie dla oka – dla mnie to zawsze duża wartość, gdy ludzie chcą nas oglądać nie tylko za wyniki. Potrafię się z tego cieszyć.

Oglądałeś Oszukać Przeznaczenie?

Kilka części.

I ile razy można uciec spod topora? Tak ogólnie pytam, nic nie sugeruję, że to pytanie z aluzją do Korony.

Wydaje mi się, że karma wraca. Jak wyrządzisz coś złego, to do ciebie wróci. Jak będziesz się opierdzielał albo oszukiwał na treningach, wszyscy zobaczą to w końcu gołym okiem. Jeśli nawiązujesz do naszego klubu, nie możemy się zdziwić, jeśli coś złego nastąpi. Taki czas nadejdzie. W każdym klubie może się to zdarzyć. Juventus był w Serie B i my też musimy brać coś takiego pod uwagę. Wszyscy trochę się zagłaskali, bo dwa ostatnie sezony były dobre. Ale trzeba być przygotowanym na cięższe czasy, bo mogą takie nastąpić. Groźnie brzmi, ale trzeba żyć realnie. Można być optymistą, ale może w końcu zabraknąć nam szczęścia i takich awansów do ósemki jak dwa sezony temu. Jeden trener powiedział mi, że szczęście równa się zeru. To prawda. Kiedyś nam się wszystko wyrówna.

Ale mówiąc o karmie zawsze śmieję się z Adama Mójty, który rzucił klątwę na Ruch i Lechię. Ruch wiadomo gdzie jest, a Lechii zabrakło punktu do pucharów a później otarła się o spadek. Sam widzisz, że karma wraca. Klątwa działa i ma się dobrze.

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

Fot. w tekście FotoPyK

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Cały na biało

EURO 2024

Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]

Szymon Janczyk
8
Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]
Inne kraje

Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Michał Kołkowski
10
Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Komentarze

14 komentarzy

Loading...