Reklama

Czarodziejka gimnastyki wróciła i… znów zadziwia

Kacper Bartosiak

Autor:Kacper Bartosiak

06 września 2018, 16:02 • 7 min czytania 3 komentarze

Jak to jest mieć 19 lat i już wygrać w swoim sporcie wszystko, co tylko możliwe? Zapytajcie Simone Biles, która została jedną z głównych bohaterek ostatnich igrzysk olimpijskich w Rio. Wtedy przez moment o gimnastyce sportowej znów zaczęli rozmawiać nawet ci, którzy w szkole mieli problem z zaliczeniem skoku przez kozła. Nastolatka na pierwsze igrzyska w życiu przyleciała z imponującym dorobkiem czternastu (!) medali mistrzostw świata, a po wszystkim niemal z dnia na dzień zrobiła sobie długą przerwę. Teraz powraca w naprawdę wielkim stylu i sporo wskazuje na to, że może być jeszcze lepsza.

Czarodziejka gimnastyki wróciła i… znów zadziwia

W Brazylii dokonała sztuki bez precedensu. Ostatecznie wróciła do domu z czterema złotymi medalami – taka sztuka udała się w całej historii gimnastyki tylko czterem zawodniczkom. Ostatnia była Rumunka Jekaterina Szabo w 1984 roku. W uznaniu dla wybitnych osiągnięć, Biles została nawet wyznaczona do roli chorążego podczas ceremonii zamknięcia igrzysk. Chwalili ją wszyscy – od prawa do lewa. Barack Obama wyróżnił ją nawet z imienia i nazwiska podczas swojej ostatniej mowy w roli prezydenta USA. „Simone Biles i Michael Phelps nie mogliby się od siebie bardziej różnić. I to właśnie te różnice sprawiają, że nasi reprezentanci mogą się doskonalić w wielu różnych dyscyplinach” – mówił Obama w styczniu 2017 roku.

Gimnastyczka była już wtedy od dawna na urlopie. Po igrzyskach przyznała, że jest zmęczona wszystkim, co dzieje się wokół, i ogłosiła rok przerwy od jakichkolwiek treningów. W tym czasie postanowiła wreszcie zrealizować jedno ze swoich największych marzeń i po prostu zaczęła zwiedzać świat. Oczywiście jakoś zarabiać trzeba, więc trudno się dziwić, że Simone spróbowała też sił w czterysta dwudziestej edycji „Tańca z gwiazdami” w USA, gdzie mimo nieustannych pochwał za styl zajęła czwarte miejsce.

O wiele ważniejsze okazało się jednak jej świadectwo na sali sądowej. W jednej z największych sportowych afer XXI wieku w USA na ławie oskarżonych usiadł Larry Nassar, który jako lekarz współpracujący z kadrą dopuścił się molestowania ponad 200 kobiet – w zdecydowanej większości mocno niepełnoletnich. W styczniu 2018 roku Amerykanka dołączyła do grona zawodniczek, które pogrążyły go przed sądem.

„Większość z was zna mnie jako wesołą, uśmiechniętą i pełną energii dziewczynę, ale ostatnio czułam się trochę rozbita. Im bardziej próbowałam się odciąć od tych głosów w mojej głowie, tym bardziej to wszystko się nasilało. (…) Jestem jedną z ofiar Larry’ego Nassara. (…) Jego zachowanie było obrzydliwe i nie do zaakceptowania – coś złego robił mi ktoś, o kim wszyscy mówili, że ma mi pomagać” – napisała Biles w mediach społecznościowych.

Reklama

Nassar „działał” od 1992 roku, ale został zmieciony dopiero na fali związanej z akcją #metoo. Amerykańska mistrzyni i jej koleżanki z reprezentacji za bohaterską postawę dostały nagrodę imienia Arthura Ashe’a. To nie był pierwszy raz kiedy Biles wyszła przed szereg i zabrała głos w ważnej sprawie – wcześniej przyznała się do walki z ADHD. W sprawie pojawiły się kontrowersje, bo po ataku rosyjskich hakerów okazało się, że gimnastyczka od lat bierze leki, które teoretycznie znajdują się na liście zakazanych przez Światową Agencję Antydopingową (WADA) substancji. „Biorę to lekarstwo od najmłodszych lat. Nie ma nic złego w byciu chorym na ADHD i braniu w związku z tym leków” – powiedziała Biles i sprawa momentalnie ucichła.

Pochwały od Sereny

Dzieciństwo Amerykanki nie należało do typowych nie tylko z powodu tej dolegliwości. Pochodzi z rozbitej rodziny – ojciec bardzo szybko uciekł, a matka miała coraz większy problem z alkoholem i narkotykami. Ostatecznie trzyletnią Simone i trójkę jej rodzeństwa wzięli pod opiekę dziadkowie, którzy mieli na wychowaniu jeszcze dwóch dorastających synów. Wszystko jakoś udało się połączyć, jednak relacje z rodzoną matką do dziś pozostają trudnym tematem, który co jakiś czas powraca.

Sportowy kunszt i odwaga na innych polach sprawiły, że Amerykanka szybko zaczęła przerastać swoją dyscyplinę. W mediach porównywano ją do Michaela Jordana i Sereny Williams. Ta ostatnia często chwali Simone i pod pewnymi względami widzi w niej chyba swoją następczynię. „Ta dziewczyna jest niesamowita! Gdy słucham jej wypowiedzi i ją obserwuję, to chwilami mam wrażenie, że ona musi mieć 35 lat. Sprawia wrażenie niezwykle dojrzałej. Żałuję, że ja nie byłam taka będąc w tym wieku” – komentowała tenisowa mistrzyni.

W drugą stronę oczywiście też to działa – Simone nazwała Serenę swoją największą sportową inspiracją, która nie jest związana z gimnastyką. Obie zdominowały swoje dyscypliny, ale Biles już w wieku 19 lat zdążyła zostać… najbardziej utytułowaną amerykańską gimnastyczką w historii. Mimo to trudno nie odnieść wrażenia, że woda sodowa nie groziła jej w żadnym momencie. „Nie jestem nowym Usainem Boltem ani Michaelem Phelpsem. Jestem pierwszą Simone Biles” – mówiła tuż po igrzyskach.

Reklama

Trudno się jednak dziwić, że po serii tak wyjątkowych osiągnięć Amerykanka potrzebowała trochę przerwy. Tym bardziej, że treningi gimnastyczne zdecydowanie należą do najbardziej katorżniczych na świecie. Zaczynają się w bardzo młodym wieku i pozbawiają dużej części dzieciństwa. Piętnastolatki są w tym sporcie już seniorkami, a dwudziestokilkuletnie gimnastyczki są traktowane jak weteranki. Cała kariera jest intensywna i kończy się – w porównaniu do innych dyscyplin – naprawdę bardzo wcześnie.

W przypadku Biles największy sportowy przełom przyszedł w 2012 roku. Nie mogła wtedy pojechać na igrzyska ze względów regulaminowych (mogłaby to zrobić gdyby była zaledwie trzy miesiące starsza), ale to właśnie wtedy zdecydowała, że gimnastyka będzie jej zajęciem na pełen etat. Za zgodą dziadków przestała chodzić do szkoły i przestawiła się na nauczanie indywidualne. To pozwoliło jej spędzać jeszcze więcej czasu na treningach.

Co może dziś motywować zawodniczkę, która zdążyła już osiągnąć właściwie wszystko? Kolejne rekordy, a kilka jest jeszcze do pobicia. W 2020 roku Simone będzie miała 23 lata i jeśli wygra wielobój indywidualny, to zostanie najstarszą od ponad pięciu dekad zawodniczką, której udała się ta sztuka. W ogóle obrona tytułu ostatni raz udała się komuś… w 1968 roku – wtedy dokonała tego Vera Caslavska.  W 2016 roku Biles wygrała wielobój indywidualny z przewagą ponad dwóch punktów – największą odkąd 10 lat wcześniej wprowadzono nowy system punktowy. Wcale nie jest powiedziane, że tego wyniku nie uda jej się wyśrubować.

„Zawsze wiedziałam, że wrócę do sportu. To była właściwie tylko kwestia czasu. Czekałam aż wszystko wokół się uspokoi. Ostateczną decyzję podjęłam w październiku 2017 roku. W grudniu przestałam już podróżować i zaczęłam intensywnie trenować. Na początku było ciężko – zwłaszcza pod względem psychicznym. Pamiętam, że w niektóre dni zastanawiałam się co ja tam w ogóle robię. Mimo tych trudnych chwil było warto – sądzę, że podjęłam dobrą decyzję” – tłumaczyła niedawno Biles w rozmowie z „Guardianem”.

Rzeczywiście – coraz więcej faktów zdaje się sprzyjać wersji Amerykanki. W lipcu wystartowała w pierwszych oficjalnych zawodach po długiej przerwie. W prestiżowym US Classic błyszczała. Po drodze zaliczyła wprawdzie upadek, ale i tak okazała się najlepsza w najważniejszym wieloboju. Po wszystkim mówiła, że czuje się nawet lepiej dysponowana niż w Rio. Przy okazji udało jej się wywalczyć kwalifikację na sierpniowe mistrzostwa kraju.

Najważniejsza w tym roku gimnastyczna impreza w USA dobitnie potwierdziła to, o czym od jakiegoś czasu spekulowali nieliczni – Biles chyba faktycznie może być jeszcze lepsza niż przed przerwą. Amerykanka wywalczyła złoto w każdej konkurencji, w której startowała – coś takiego nie udało jej się nigdy wcześniej. W pokonanym polu zostawiła nie byle kogo – między innymi 17-letnią Morgan Hurd, urzędującą mistrzynię świata.

Historia stała się faktem, bo nikt wcześniej nie wygrywał krajowego złota w wieloboju aż pięć razy. O wyjątkowej randze osiągnięcia świadczy też to, że po raz pierwszy od 1971 roku ten tytuł padł łupem zawodniczki, która… nie jest już nastolatką. Wyjątkowo istotne było dla Biles zwłaszcza złoto na poręczach – to jedyna konkurencja, w której nie udało jej się do tej pory wygrać. Jeszcze w lipcu podczas US Classic kończyła rywalizację w tej kategorii na dziesiątej pozycji.

„Simone gra po prostu w innej lidze. Mogę ją tylko podziwiać” – powiedziała brązowa medalistka Riley McCusker, inna z niezwykle utalentowanych gimnastyczek nowej generacji. Głównymi architektami sukcesów Biles zostali jej nowi szkoleniowcy – małżeństwo Cecile i Laurent Landi. Sama zainteresowana podkreśla, że teraz o wiele lepiej rozumie sam sport i z każdym kolejnym dniem po powrocie czuje się coraz pewniej. Kolejny wielki cel na ten rok to październikowe mistrzostwa świata, na które Simone Biles – jak za najlepszych lat – znów uda się w roli zdecydowanej faworytki.

KACPER BARTOSIAK

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
5
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Inne sporty

Komentarze

3 komentarze

Loading...