Reklama

Dziesięć razy odpalano mnie na testach. Wywiad z Danielem Smugą

redakcja

Autor:redakcja

20 sierpnia 2018, 10:52 • 13 min czytania 21 komentarzy

Rok temu jeździł paleciakiem po magazynie, dzisiaj jest jasnym punktem Górnika Zabrze. Daniel Smuga to wyrzut sumienia polskiego skautingu, odpalano go bowiem wcześniej wiele razy i to nie w Ekstraklasie, a nawet w II czy III lidze. Raz nastolatkowi powiedziano nawet, że ma… za mało doświadczenia.

Dziesięć razy odpalano mnie na testach. Wywiad z Danielem Smugą

Ilu takich jak on, którzy potrzebują tylko cierpliwości i zaufania, marnuje talent na peryferiach przez cudzą nieudolność?

***

Mamy przynajmniej jedną łączącą nas cechę. Też jeździłem widlakiem.

Na widlaku akurat nie jeździłem, tylko na mniejszym paleciaku.

Reklama

To prawka na widlaki nie masz?

Nie robiłem. Ale jakbym nie miał przyszłości w piłce, pewnie bym zrobił. Nie jest to zła robota. Bywa zabawnie jak się trafi dobra ekipa. Pamiętam robiliśmy paleciakami wyścigi wokół magazynu. Magazyn miał zaledwie trzy sektory, ale ustalaliśmy najdłuższą możliwą trasę i jechaliśmy. Do tego dochodziły drifty nie drifty… było spoko.

Złapało was kiedyś szefostwo, że zamiast robić, robicie paleciakami Tour de Pologne?

Codziennie.

Jak to codziennie?

Rygorystyczne szefostwo mieliśmy. Robota i tak była wykonana jak trzeba, a ścigaliśmy się tylko po to, żeby nie wpaść w rutynę. Trochę się obrywało, ale nie przesadnie.

Reklama

Jak rozumiem zawsze wygrywałeś, wykuwając podczas wyścigów paleciaków mentalność zwycięzcy.

Między innymi. Przeszkadzało tylko BHP.

Jak długo pracowałeś na magazynie?

Na początku od listopada do marca, później od sierpnia do końca grudnia. Wstawałem 6:30, wrzucałem coś na ząb, szedłem na pociąg. Meldowałem się w robocie o 8, potem osiem godzin pracy, chyba, że trzeba było zostać do dwudziestej. Jak miałem wolny dzień od treningu to zostawałem, jak nie to trening o dziewiętnastej. W domu bylem po 22, zjadłem coś i kładłem się spać. I następnego ranka od nowa.

Mnóstwo czasu na rozrywki, spotykanie się z dziewczyną i wszystko inne, czym interesuje się facet w twoim wieku.

Lubię się bawić, lubię choćby tańczyć. Nie będę udawał, że wtedy miałem na to czas.

Nie brakowało ci tego? Ja też miałem dwadzieścia lat. Wiem, że nie chce się tylko robotą żyć.

Ale postawiłem sobie cel. Podjąłem walkę na maksa. Szansa od Victorii Sulejówek była dla mnie iskrą nadziei, że można w piłce coś więcej zdziałać. Z IV ligi ciężko było się wybić. Trzy lata miałem dobre statystyki w Mazovii, nikogo to nie interesowało. Niemniej całkowicie tylko na piłkę postawić nie mogłem, chciałem odciążyć finansowo rodziców, szczególnie, że mam też młodszą siostrę, która się uczy.

Słyszałem, że twoim pierwszym boiskiem był płot za domem.

Tak jest. Potem ojciec postawił mi nawet drewnianą bramkę.

Też bym ci postawił, jakbyś pięć razy szybę sąsiadowi w szklarni wybił.

Za szóstym sąsiad powiedział, że sam mu nową szybę będę wstawiał.

A wcześniej reagował spokojnie?

Za pierwszym tak, przypadek, zdarzyło się – trudno. Za drugim i trzecim jakieś pogróżki. Za czwartym i piątym nie wiem, bo nie było mnie w domu.

Uciekłeś przed reakcją sąsiada?

Nie, nie. Uczyłem się w Warszawie, mieszkałem w bursie. Zjeżdżałem do rodzinnej Rudy tylko a weekendy. Szyba uległa zniszczeniu, a ja akurat musiałem jechać.

Kontrowersyjny pomysł: idę do sąsiada i przepraszam. Przeszło ci przez myśl?

Tak. To były czasy podstawówki i początku gimnazjum. Serio, chciałem mu pomóc przy tym wstawianiu. Ale nie miałem wtedy czasu.

To ja ci proponuję materiał na reportaż: jedziemy do twojego sąsiada i realizujesz obietnicę, wstawiasz szybę.

(śmiech). Tylko będzie problem, on już się wyprowadził. I uprzedzę twoje pytanie: nie, nie dlatego, że mu ciągle szyby wybijałem.

Wygląda na to, że należałeś jeszcze do chłopaków, którzy całymi dniami kopali piłkę, a nie tunele w Minecrafcie.

Ruda to bardzo spokojna wieś. Tysiąc mieszkańców, sklep, kościół niedaleko, stacja kolejowa, park w nie najlepszym stanie. No i boisko, na którym grał Płomień Dębe Wielkie, a kiedyś KS Ruda w rozgrywkach LZS-ów. Tam nawet mój ojciec kopał.

Tata też był piłkarzem?

Kopaczem jak on to mówi. Na każdy jego mecz chodziłem. Coś jak C-klasa albo i niżej – trzy drużyny zjeżdżały się grać tego samego dnia. Po meczu piknik pod drzewem, grill, wiadomo. Wyniki: pamiętam, kiedyś zespół prowadził 1:0, by przegrać 1:16. Tata był obrońcą z tych, którzy piłkę przepuszczą, ale zawodnika nie.

Czerpiesz z jego mądrości boiskowej?

Przez jakiś czas tak. Też zaczynałem na stoperze, potem na lewej obronie, defensywnej pomocy. Z czasem przesuwano mnie coraz wyżej.

Myślałem bardziej o stylu gry.

Ze stylu gry również.

To jak cię zobaczę, że wywracasz się przy lekkim dotknięciu, nie wiem co pomyślę.

W polu karnym muszę.

Jak to musisz?

Dla dobra drużyny.

Ale jak będzie bójka boiskowa, nie odpuścisz?

Nigdy nie byłem dobry w tym sporcie, że tak powiem, bo nigdy nie miałem prawdziwej bójki. Ale owszem – za drużyną pójdę w ogień. Bać się nie boję.

Jakich miałeś boiskowych idoli poza tatą?

Grałem w koszulce Figo z reprezentacji Portugalii i w złotej Van Nistelrooya. Ale zdecydowało to, że na bazarze w Warszawie wydawały mi się ładne. Idoli jako takich nie posiadałem. Po prawdzie, to wolałem grać niż oglądać mecze. Z tatą się czasem coś obejrzało, ale nie byłem pasjonatem.

To jak spędzałeś czas poza piłką?

Na odpoczywaniu. Odpoczywaniu, żeby mieć siłę grać. Nie no, jak każde dzieciaki my też w Rudzie mieliśmy swoje zajęcia i głupie pomysły.

To za co największy ochrzan dostałeś od rodziców?

Poza szybami?

Tak, temat szyb już wyczerpaliśmy.

To największa burza była, jak nie chciałem iść na trening.

Dlaczego nie chciałeś iść na trening?

Trwały wakacje. Mało chłopaków przychodziło na treningi. Pomyślałem – to czemu ja mam chodzić? Wolę wyjść z kolegami na Rudę. Nie było mowy. Musiałem iść na trening.

Czy twój tata to ten osławiony przykład, gdy ojciec realizuje młodzieńcze pasje przez dokonania syna?

Nie wiem czy tata chciał być profesjonalnym piłkarzem, nie gadałem z nim o tym. Ale tak, ciągle mnie motywował. To on zawiózł mnie na pierwszy trening, a potem przychodził na każdy, nie mówiąc o meczach. Mogłem powiedzieć nie, przymusu nie było, ale zawsze wolę spróbować, niż potem żałować. Ojciec nie słodził, tylko szła konkretna krytyka, wskazywanie błędów do poprawy. Tata zawsze interesował się piłką, we wszystkie menadżery gra, wszystko czyta, zawsze wie co jest grane. Zresztą to rodzinne, dziadek zakładał wspomniany klub Płomień. Ja jak tylko się urodziłem dostałem piłkę. Od razu było łupane.

Twój tata grał w Championship Managera?

Jak się pojawił komputer, owszem. Musiałem odczekać swoje i dopiero mogłem usiąść do gier. Patrzeć nie chciałem, strasznie długa rozrywka, a on ma swoje strategie, wymysły, że wolałbym nie wiedzieć.

A w FIFA nie gracie?

Gramy, gramy. Wcześniej byliśmy uzależnieni od PES-a, a teraz przenieśliśmy się na FIFA. Jak do Zabrza tata na mecz przyjedzie zawsze gramy.

Pozwól, że zadam niedyskretne pytanie: ile lat ma twój tata?

74 rocznik.

To młody chłop, nie dzieli was znowu tak wiele.

Tak, dzisiaj jesteśmy prawie jak koledzy.

Sobą w FIFA grasz?

Tak. Zawsze.

Sprowadzasz siebie do Barcelony?

Nie, gram Górnikiem od razu. Nie ciekawi mnie tak gra topowymi zespołami, przyjemniej wybijać się z niższych lig, dłuższa trasa do sukcesu, niż wszystko zdobyć w jednym sezonie.

Kogo nie doceniono w statach?

Żurek (Szymon Żurkowski – przyp. red.) ma zdecydowanie przymało. Ale to pierwszy sezon jak Górnik wchodził. W dziewiętnastce mu poprawią.

A ty ile masz?

60. Leszczyk do klepania.

Mimo to wystawiasz się w pierwszym składzie.

Oczywiście, cały czas.

Maksymalnie jaki możesz osiągnąć poziom?

Najwięcej jak miałem, to 68.

Czyli wciąż leszczyk do klepania.

Niby tak, ale na Ekstraklasę jeszcze starczy. Zależy z kim się gra.

Z czym ciebie najbardziej nie docenili?

Szybkość, siła uderzenia, używanie lewej nogi powinienem mieć lepsze. Mam tu tylko 3 na 5.

Wracając. Twoja mama też była tak za piłką, czy bardziej naciskała na szkołę?

Uczyłem się, przyznam, miernie. Tylko, żeby zdać. Mama nie raz załamywała ręce. Owszem, lubiłem na przykład historię, szczególnie polską. Fascynuje mnie okres drugiej wojny światowej, chciałbym kiedyś mocniej przysiąść i zgłębić ten temat, na razie zgłębiam go raczej… przez gry komputerowe, szczególnie Call of Duty. W nauce miałem tylko przebłyski. Jak poszedłem do gimnazjum, pół roku uczyłem się dobrze. A potem poznałem nowych kolegów i znowu było to samo.

Mama płakała przeglądając twój dzienniczek?

Płakać nie płakała. Ale załamana bywała. Mówiła, że nie ma do mnie słów. Dostawałem szlabany, najczęściej zabieranie komputera. Ale szlabanu na treningi nie było nigdy.

Dzisiaj masz pewną satysfakcję, bo jednak twoja droga okazała się właściwa.

Nie nazwałbym tego satysfakcją, ale w żartach mówię: no i co, chciałaś, żebym się uczył, a tu proszę! Mama też się z tego śmieje. Bo teraz można się z tego śmiać, jakoś tam wyszło, ale wtedy nie wiedziałem, czy będę w Ekstraklasie, czy będę się kopał w Mazovii w czwartej lidze. Zresztą, dumny ze swych osiągnięć szkolnych nie jestem, tematu edukacji nie zamykam, ale na razie o tym nie myślę, są inne sprawy, którymi muszę się zająć. Przyjdzie czas.

Mówiłeś, że miałeś dobre statystyki w czwartoligowej Mazovii, a nikt się tobą nie interesował.

Strzelałem od ośmiu do trzynastu bramek na sezon, do tego od pięciu do siedmiu asyst. W ciągu 2.5 sezonu wywalczyłem też osiemnaście karnych.

Wywracałeś się specjalnie?

Nie. Byłem po prostu za szybki na IV ligę i musieli mnie rąbać.

Pamiętając, że byłeś nastolatkiem, statystyki ciekawe. Naprawdę nie było zainteresowania?

Raczej sam zgłaszałem się na testmecze lub ojciec nagrywał. Klubów zaliczyłem wiele. W Pogoni Siedlce byłem dwa tygodnie. W Dolcanie, jeszcze wówczas pierwszoligowym, trzy dni. W drugoligowej Olimpii Zambrów dwa dni, w Legionovii jakiś czas, w Zniczu na obozie… trochę się tego przewinęło.

I co ci powiedzieli w Pogoni Siedlce po dwóch tygodniach?

Że mam za mało doświadczenia.

A to szukali doświadczonego dziewiętnastolatka?

Najwyraźniej.

Najgłupszy argument, żeby cię nie zatrudnić?

Krzywo biegasz.

Gdzie tak?

W Legionovii.

A krzywo biegasz?

Nie wiem. Ale nie wydaje mi się. Ja się później już śmiałem z tego co gadali. Mogli powiedzieć wprost, że mnie nie chcą, a nie wymyślać głupoty.

Twoim zdaniem odstawałeś w którymkolwiek z klubów, w których byłeś testowany?

Nie, ale potrzebowałem pracy w klubie. 2-3 miesiące, podczas których popracowałbym z drużyną, zaadaptował się na wyższy poziom.

Tak jak w Górniku.

Tak jest. Od stycznia do maja nie grałem w ogóle. Trenowałem, trenowałem, trenowałem. I opłaciło się. Wobec nas, chłopaków przebijających się z niższych lig, potrzeba trochę cierpliwości. Nie wszyscy ją mają.

Ale wtedy, gdy odpalali cię z kolejnych testów, miałeś chwile zwątpienia? Wierzyłeś w futbol tak, że odpuszczałeś szkołę, a tu nie chcą cię trzecioligowcy.

Były takie momenty. Wracałem przybity. Myślałem, że biję głową w ścianę. Nie chciałem już jechać na kolejne testy, bo przecież i tak mnie odpalą. Ojciec mówił jednak, że jedziemy, patrzymy dalej, nie odpuszczamy.

Bez wpływu ojca dałbyś sobie z piłką spokój?

Nie. Ale mogło tak być, że kopałbym się amatorsko w Mazovii w IV lidze.

Przełomem był dla ciebie udział w projekcie Ty Też Masz Szansę?

To było na pewno coś innego. Czułem, że obserwuje mnie więcej klubów, że jakoś się pokazałem. Emil Kot ma też podejście, jakich wielu z nas, młodych piłkarzy, nie zna. Pyta jak się czujesz, na boisku i poza nim. Pomaga analizować grę, daje porady, po prostu interesuje się człowiekiem. Jestem wdzięczny TTMS, do dziś ich wspieram, sam poleciłem teraz dwóch chłopaków, z których jeden poszedł do Rakowa, drugi do Victorii.

Drugim przełomem była wybitna forma w trzecioligowej Victorii Sulejówek.

20 km od domu, więc blisko. Kurde, w końcu chce mieć ktoś inny niż tylko Mazovia! Od trenera od razu czułem zaufanie, a jestem taką osobą, którą gdy się nim obdarzy, zrobi wszystko by je spłacić. Morale mi skoczyło, dostałem zastrzyk wiary w siebie. Pieniądze były jakie były, dorabiałem w magazynie, ale nie to było najważniejsze. Runda wyszła super. Znajdywałem się zawsze tam, gdzie miałem się znaleźć. Wychodziło mi prawie wszystko.

A potem nagle nie musiałeś się zgłaszać na test mecze, tylko telefony się urywały. Chciało cię mnóstwo klubów.

To było zabawne. Jadę paleciakiem. Dzwoni telefon. Odbieram, tu, powiedzmy, Pogoń Szczecin. Kierowniczka się drze, żebym pracował. A ja: zaraz, mam ważną rozmowę! To tak pół żartem było, bo z nią dobrze żyłem, ale obraz mam przed oczami jak żywy. Hala, krzyk:

– Daniel, do roboty!
– Czekaj, tylko skończę gadać!

Teraz każdemu powtarzam: postaw sobie cel i nie zbaczaj z drogi, choćby nie wiem co się działo.

Choćby dziesięć razy odpalali cię na testach.

Choćby.

Co zdecydowało, że trafiłeś do Górnika?

W Górniku byłem już na testach jesienią. Trzy dni treningów, zaproszenie na mecz. Trener Brosz powiedział, że będą mnie obserwować i dadzą znać do 21 grudnia. Tego dnia cały dzień spędziłem przy telefonie. Minął, myślę – no trudno! Leciały kolejne dni, sylwester – dobra, po ptakach. A tu informacja od menadżera, że jadę z Górnikiem na obóz. Radocha taka, że mało się nie posikałem ze szczęścia. Walizka spakowana, wsiadam w pierwszy lepszy pociąg. Pokazałem co potrafię, trener docenił. Zostałem. Leciałem na drugi obóz, na Cypr. Jeszcze większe szczęście. A potem kontrakt i jestem.

Czułeś przeskok?

Był przeskok. Wiadomo, że inna intensywność, ale mnie to pasowało. Lubię ciężko pracować. Gorzej się czuję, jak są lekkie zajęcia, potem jestem taki przymulony, a po mocniejszym treningu przeciwnie, jestem pobudzony.

Co najbardziej cię zaskoczyło w Górniku?

Inny świat. Większości ćwiczeń nie znałem. Praca nad taktyką… umówmy się, w trzeciej czy czwartej lidze wiele jej nie ma. Jeśli o to chodzi, zaczynałem w punkcie zerowym. Nauczyłem się gigantycznie dużo od tamtej pory. Szatnia bardzo fajna, dużo młodych, znałem wcześniej choćby Wietesa, więc łatwo było się odnaleźć.

Spodziewałeś się, że złapiesz na początku bieżącego sezonu taki gaz?

Nie. Ale teraz czuję, że będzie jeszcze lepiej. Po sobie widzę, że piłka mnie szuka. To jest ten moment. Piłkarz czuje, kiedy ma swój moment.

Powiedz mi, jesteś w stanie wytłumaczyć męczarnie z ostatnią drużyną mołdawskiej Ekstraklasy?

Nie. Nie jestem w stanie. Nie mam pojęcia dlaczego tak się stało.

A jak skomentujesz mecze z Trenczynem?

Od razu wiedzieliśmy, że będzie dużo ciężej. W pierwszym meczu nie było tak źle. Ja miałem swoją sytuację, też mogła ustawić losy dwumeczu, ale spudłowałem. W rewanżu nie mieliśmy nic do stracenia, więc zaatakowaliśmy. Skończyło się jak się skończyło.

Słyszałeś opinię, że za niejedną udaną karierą stoi właściwa kobieta?

Tak jest. Zgadzam się z tym.

To wcześnie się zgadzasz.

Ale się zgadzam. Trzy lata jestem z Agatą, poznaliśmy się jeszcze jak nic nie grałem. Była fotografem w Mazovii.

Pamiętasz gdzie ją zabrałeś na pierwszą randkę?

Nie pamiętam. Pewnie się obrazi (śmiech)! Ważne, gdzie teraz ją zabieram.

Chciałbyś założyć fermę kogutów?

Nie, raczej nie. Skąd pytanie?

Kto zostaje piłkarzem meczu na Górniku dostaje koguta.

Aa, o to chodzi. O tak. Kogut spokojnie leży w zamrażalce. Czeka na okazję.

Jaką?

Właśnie nie wiem. Może wymyślę jakieś fajne danie, nie zwykły rosół. Ogółem Agata częściej pichci, ale ja też lubię gotować jak mam czas.

Ekstraklasę razem oglądacie?

Moje mecze Agata ogląda. Zawsze ma potem parę uwag. Ja sam oglądam Ekstraklasę głównie pod kątem rywali. Dobra nauka, można to i owo wykorzystać – jak się ustawia, na którą nogę schodzi.

Kogo już tak przeczytałeś?

Nie powiem. Ale jest taki obrońca, o którym myślę, że znajdę na niego patent. Ale zobaczymy jak będzie, jeszcze nie graliśmy.

Idoli zagranicznych nie miałeś, a dzisiaj, jako ligowiec, może zagraniczne wzorce wśród piłkarzy?

Będziesz się może śmiał, może nie, ale podpatruję Cristiano Ronaldo.

Trochę z motyką na słońce, pewnie zdajesz sobie sprawę.

Ale jak się uczyć, to od najlepszych. Mam trochę większą stopę, 44, a on 42. Ale też nie boję się wejść w drybling ze strzałem, przyspieszenie mam niezłe, prędkość biegu nie mała.

Jakbyś mógł zabrać Ronaldo jedną cechę, jaka by to była?

Siła. To jest do nadrobienia, ale na ten moment mam tu braki. Nie chodzi, żeby wystrzelić z mięśniami nie wiadomo jakimi, tylko mieć siłę użytkową.

Sam nad tym też pracujesz?

Na razie poza program nie wyskakuję, mieliśmy duży natłok meczów, ale będę chciał coś dodatkowo dorzucić. To jednak trzeba zrobić z głową. Zamierzam podpytać trenerów, może zarzucą jakiś pomysł. Na razie zacząłem konkretną dietę.

Od kiedy?

Żeby cię nie skłamać, to od poniedziałku. Mam tu też duże pole do nadrobienia. Wierz lub nie, już czuję się lepiej.

Gdzie widzisz siebie za pięć lat?

Na boisku. Dalej myślą nie wybiegam, nie wiadomo co się stanie, a chcę się skupiać na teraźniejszości.

Rozmawiał Leszek Milewski

Napisz autorowi, żeby wrócił na widlak

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Weszło

Polecane

Jonah Lomu. Wybryk natury, który odmienił rugby

redakcja
3
Jonah Lomu. Wybryk natury, który odmienił rugby
Ekstraklasa

Adrian Siemieniec: Pracowałem za 500 złotych. Ale za darmo też bym to robił [WYWIAD]

31
Adrian Siemieniec: Pracowałem za 500 złotych. Ale za darmo też bym to robił [WYWIAD]
Ekstraklasa

Pracoholizm, zaufanie Papszuna, bójka z kierownikiem. Goncalo Feio w Rakowie

Szymon Janczyk
19
Pracoholizm, zaufanie Papszuna, bójka z kierownikiem. Goncalo Feio w Rakowie

Komentarze

21 komentarzy

Loading...