Reklama

Znów poprawnie, znów w ryj. Arka w końcu wygrywa, ale Wisła dalej czeka

red6

Autor:red6

18 sierpnia 2018, 20:43 • 3 min czytania 16 komentarzy

Ostrzyliśmy sobie zęby na mecz Wisły Płock z Arką Gdynia, ponieważ obie drużyny… jeszcze nie wygrały w tym sezonie meczu. Tak, mamy świadomość, że brzmi to idiotycznie, ale spójrzcie na sprawę trochę inaczej. Pierwsi otarli się o puchary, a względem poprzedniego sezonu na pewno się nie osłabli. O drugich w zasadzie można powiedzieć to samo (puchary za sprawą Pucharu Polski), a ich letnia rewolucja na papierze wyglądała jeszcze bardziej okazale. Biorąc to pod uwagę – chyba najwyższa pora coś wygrać, prawda? 

Znów poprawnie, znów w ryj. Arka w końcu wygrywa, ale Wisła dalej czeka

Liczyliśmy więc, że w Płocku pójdą na noże. I w sumie się nie przeliczyliśmy. Utkwił nam w głowie taki obrazek. W 81. minucie indywidualną akcję przeprowadził Oliveira. Więcej szczęścia niż rozumu, ale zakończył ją strzałem – niecelnym, ale Portugalczyk tak się rozochocił, że postanowił ustawić piłkę Steinborsowi na piątce, by ten – przystanie 1:1 – jak najszybciej wznowił grę. No i kilkadziesiąt sekund później padła bramka. Pal licho, że strzeliła ją Arka!

Oczywiście to nie tak, że od pierwszej minuty było intensywnie i z okazjami strzeleckimi. Mecz w zasadzie zaczął się w 25. minucie, gdy kapitalną bombą z dystansu popisał się Damian Szymański. Piłka niestety wylądowała na słupku, ale przynajmniej reszta podłapała przekaz – pora powalczyć o zwycięstwo. Do końca pierwszej połowy Wisła jeszcze raz obiła słupek (za sprawą Ricardinho), a Arka miała wymarzoną sytuację do zdobycia bramki. Ujmijmy to tak – cenimy graczy, którzy na równi stawiają gole i asysty, ale Rafał Siemaszko troszkę przesadził. Napastnik Arki miał tyle miejsca i czasu przed bramką Dahne, że większa presja na strzelcu ciąży nawet w Turbokozaku. Tymczasem Siemaszko trochę stchórzył – próbował wyłożyć piłkę Kolewowi do pustaka, ale zrobił to tak nieudolnie, że bramka nie padła.

Ale okej – najważniejsze, że sporo się działo. A w drugiej połowie do okazji doszły też gole. Arka strzeliła po akcji, do której chyba pasuje określenie „śliczna”. Z reguły wolimy używać go w stosunku do dziewczyn, ale tutaj naprawdę były elementy jak na polską ligę urzekające – podanie podcinką Janoty do Cvijanovicia czy fakt, że Słoweniec perfekcyjnie obsłużył Kolewa zamiast strzelać. Duża klasa. Szczególnie w kontekście Janoty, który w drugiej połowie grał koncert – po jego indywidualnej akcji Kolew powinien podwyższyć na 2:0, ale w świetnej sytuacji trafił w Urygę. Były rozgrywający Korony na asystę musiał więc poczekać do doliczonego czasu gry.

Ale jeszcze wcześniej:
– Wisła wyrównała (Ricardinho skorzystał z nieporozumienia Maricia i Sołdeckiego),
– przez chwilę trwało przeciąganie liny, gdy obie drużyny miał swoje okazje,
– i w końcu Jankowski strzelił po wspomnianym pośpiechu Oliveiry.

Reklama

Jasne, było sporo klopsów i pozorowania, ale generalnie chcielibyśmy oglądać takie mecze częściej. Co nie zmienia faktu, że w Płocku powoli robi się nerwowo. Dariusz Dźwigała miesza (dziś posadził i Stilicia, i Szwocha), ale herbata od tego nie staje się słodsza.

[event_results 516014]

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Kovacević ujawnił, jak upadł jego transfer do Benfiki. „Był problem z prowizją dla agenta”

Patryk Fabisiak
0
Kovacević ujawnił, jak upadł jego transfer do Benfiki. „Był problem z prowizją dla agenta”

Komentarze

16 komentarzy

Loading...