Reklama

Nadszedł czas, by Gareth Bale przejął pałeczkę

Mariusz Bielski

Autor:Mariusz Bielski

15 sierpnia 2018, 11:30 • 4 min czytania 10 komentarzy

Jest mniej więcej połowa lipca, gdy Gareth Bale zostaje wezwany na dywanik. Cholera, nie ma takiego człowieka, który by to lubił. O co może chodzić? Walijczyk na szczęście nie idzie do samego Florentino Pereza, lecz do gabinetu nowego szkoleniowca. Nie miał się czym stresować. – Jesteś znakomitym piłkarzem, na pewno jeszcze nie raz to pokażesz. Nie chcę, abyś wchodził w buty Cristiano, lecz napisał swoją własną historię, znalazł tu swoje miejsce – powiedział mu Julen Lopetegui.

Nadszedł czas, by Gareth Bale przejął pałeczkę

Jeśli Bale’owi w tamtym momencie spadł kamień z serca, nie dziwimy się. Czegoś takiego musiał właśnie oczekiwać, bo wcześniej głęboko zastanawiał się nad swoją przyszłością. Nawet w tak doniosłych chwilach jak konferencja prasowa tuż po wygraniu Ligi Mistrzów trzeci raz z rzędu! A przecież Królewskich do zwycięstwa poprowadził właśnie on, autor dwóch goli. – Być może tu zostanę, być może nie. Teraz będę miał sporo czasu, by to rozważyć – wypalił niespodziewanie tuż po spotkaniu z Liverpoolem.

Czy już wtedy sternicy Realu wiedzieli, jaka przyszłość czeka Cristiano Ronaldo? Możemy się tylko domyślać, aczkolwiek nawet jeśli nie, naturalne było ich zabieganie o to, by Walijczyk zdecydował się kontynuować karierę na Santiago Bernabeu. Mimo tego, iż wiecznie pozostawał w cieniu, kolejni szkoleniowcy nie do końca mu ufali, zawsze czegoś mu brakowało do uwolnienia pełni potencjału, jednocześnie traktowano go trochę niczym talizman.

O Saulu z Atletico, jego dzisiejszym przeciwniku, zwykło mówić się „jugador de los momentos importantes” – czyli „zawodnik od ważnych momentów”, lecz do bohatera tego tekstu to określenie również pasuje. To on dopiero co strzelił dwa gole przeciwko The Reds w finale Ligi Mistrzów. To on asystował Ramosowi przy jedynym golu dla Los Blancos w finale sprzed dwóch lat. To on rozpoczął demolkę Atletico w dogrywce finału w rozgrywkach 2013/14. To on zdobył zwycięską bramkę w finale Pucharu Króla z Barceloną w tym samym sezonie. A przecież moglibyśmy wymienić tu jeszcze kilka momentów o nieco niższej randze, jak choćby występy w Klubowych Mistrzostwach Świata.

Może więc sobie Lopetegui mówić co chce, lecz w pewnym sensie teraz Bale nie ma innej opcji niż zostać następcą Cristiano. Oczywiście nie pod względem stricte piłkarskim. Wiadomo wszak, iż są to zawodnicy o różnej od siebie charakterystyce. Nie ma natomiast żadnych wątpliwości co do tego, że teraz właśnie na Walijczyku spocznie jeszcze większa odpowiedzialność za ofensywne poczynania całej drużyny. Za bycie tym jednym, który w najważniejszych oraz najtrudniejszych momentach przełamie niemoc, zrobi różnicę, zapewni końcowy triumf. Czyż właśnie nie taki komunikat między wierszami przekazał swojemu podopiecznemu baskijski szkoleniowiec?

Reklama

Tym bardziej, że istnieją podstawy, aby naprawdę wierzyć w możliwości Garetha. Zdrowego Garetha – warto dodać, ponieważ wydaje się, że w ostatnim czasie pod tym względem wyszedł na prostą. Jego dotychczasowa przygoda z Realem Madryt obfitowała w urazy, przez które opuścił ponad 90 meczów tej drużyny. Szalony wynik, dlatego dziś optymizm w madridismo budzi fakt, iż zdrowie trzyma się go mniej więcej od dziewięciu miesięcy. Wreszcie więc zachowuje ciągłość treningu, gry, nie został wybity z rytmu. A że Walia na mistrzostwa świata do Rosji nie pojechała, to i do bieżących rozgrywek przystępuje na świeżości.

Po drugie, nadzieje na lepsze jutro Bale’a w zespole Królewskich daje statystyka. Pokazuje ona bowiem, że pod nieobecność Ronaldo, a z brytyjskim skrzydłowym na boisku, Los Blancos wcale nie zaliczali wielkiego zjazdu. Wygrali bowiem 78% takich starć (21 z 28). Do tego też indywidualnie Gareth wyglądał znacznie lepiej w takich okolicznościach, ponieważ trafiał do siatki prawie dwa razy częściej – strzelając 0,81 gola na mecz, podczas gdy jego ogólna średnia wynosi 0,46.

Po trzecie zaś, Walijczyk znakomicie wchodzi w rozpoczynające się rozgrywki. I choć my sami z dużym dystansem zawsze podchodzimy do oceny możliwości danego zespołu na podstawie sparingów, w tym wypadku trudno przejść obok nich obojętnie. W meczu z Juventusem rozegrał 45 minut i zdobył pierwszą bramkę dla Królewskich. Z kolei w starciu z Romą wystarczył mu kwadrans, by najpierw dać efektowną asystę do Asensio, a potem samemu pokonać bramkarza. Dobrą dyspozycję podkreślił także w ostatnim spotkaniu pretemporady z Milanem, strzelając gola na 2:1 dla Realu (ostatecznie ten zwyciężył 3:1).

Trzeba przyznać, że dobrze ogląda się Bale’a u progu sezonu 2018/19. Po prostu. Rzadko kiedy prezentował taką regularność, zatem widać, że przynajmniej dotychczas rola cracka numer jeden mu służy. Drużyna mu ufa, większość akcji przechodzi przez niego, a on sam, Benzema oraz Asensio nie są już podporządkowani autorytarnym, boiskowym rządom jednego zawodnika, co determinował Cristiano. Każdy z nich ma większą swobodę oraz więcej miejsca, by pokazać pełnię możliwości i jak na razie z tych okoliczności najefektywniej korzysta właśnie Bale.

Ma on więc niemal idealne warunki, by po latach spędzonych w cieniu Portugalczyka wreszcie zacząć lśnić pełnią blasku. By słowa Manuela Jaboisa z felietonu dla El Pais stały się prawdą – że nostalgia jest przeceniana, a zapomnienie wręcz przeciwnie. Odszedł król, niech żyje jego sukcesor, pełny nadziei. – Mamy nowego trenera, wdrażającego swoje pomysły. Codziennie pracujemy, by stawać się lepszymi. Strzelamy gole, wygrywamy mecze, zmierzamy w dobrym kierunku. Nie możemy się doczekać nowego sezonu – mówił niedawno.

Dobrze, że zaczyna się on już dzisiaj. Mecz o Superpuchar Europy to idealna okazja, by zacząć pisać nową historię. Przez Garetha przede wszystkim.

Reklama

Fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Anglia

Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami

Bartek Wylęgała
2
Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami
1 liga

Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Piotr Rzepecki
5
Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Hiszpania

Hiszpania

Pique po El Clasico: Czy to była kradzież? Samo pytanie wskazuje na to, że tak

Patryk Fabisiak
3
Pique po El Clasico: Czy to była kradzież? Samo pytanie wskazuje na to, że tak

Komentarze

10 komentarzy

Loading...