Reklama

Lech po pieczątkę nad awansem

redakcja

Autor:redakcja

19 lipca 2018, 09:49 • 3 min czytania 92 komentarzy

Mieli wylecieć o 14 i zameldować się w Armenii o 20, musieli naprędce szukać samolotu zastępczego. Stanęło na białoruskim przewoźniku, dzięki któremu o 2 w nocy Kolejorz dotarł na Kaukaz wymęczony podróżą. Do meczu przystąpi praktycznie z marszu. Cel jest tylko jeden – by kłopoty logistyczne były najbardziej pamiętnym elementem pucharowej wycieczki.

Lech po pieczątkę nad awansem

Historia jest po stronie Lecha – jeden z najlepszych meczów, jakie rozegrali w ostatnich latach, wiąże się z podobną przygodą. Również podczas lotu do Florencji były obsuwy, odwołane treningi, a potem co? A potem zwycięstwo na ultratrudnym terenie.

Dzisiaj poznańscy kibice chcieliby wygranej, pewnie okazałej, bo przecież rywal – delikatnie mówiąc – nie jest najwyższych lotów. W poprzednim sezonie żaden z armeńskich zespołów nie przeszedł jakiejkolwiek rundy eliminacyjnej Ligi Europy. Pyunik oberwał aż 1:9 od Slovana. W praktyce jednak bardzo wątpliwe, by Lech przeprowadzał huraganowe ataki i gonił za bramkami. To mecz z gatunku: zakuć, zaliczyć, zapomnieć, a 2:0 w pierwszym spotkaniu sprawia, że awans jest możliwy nawet oszczędnościowym nakładem sił. Sił, które mogą być nadwątlone pełnym przebojów lotem, temperaturą 35 stopni podczas meczu, a także tlącą się z tyłu głowy myślą, że trzy dni po armeńskich wojażach Kolejorz zagra w lidze z Wisłą Płock. Przy stosunkowo wąskiej kadrze istotne dla Djurdjevicia jest to, by wrócić bez kontuzji i w możliwie najlepszym stanie fizycznym.

Dlatego choć wiemy, jak to brzmi i choć wiemy, że rywalem jest Gandzasar nie Real Madryt, Lech może postawić dzisiaj na defensywę. Kto oglądał poprzedni mecz ten wie, że 2:0 wcale nie było rezultatem pewnym. Ormianie tworzyli zagrożenie po stałych fragmentach, ale także po kontrach, w których popłoch na poznańskiej połowie wywoływali szybcy Alex Junior i Musonda. Gdyby król strzelców ormiańskiej ligi, Harutyunyan, zachował więcej zimnej krwi, kto wie jakim rezultatem zakończyłby ten mecz. Gandzasar oddał siedemnaście strzałów, w tym dziewięć celnych, przy dwunastu i pięciu po stronie Lecha. Nie przypadek, że najbardziej chwalonym piłkarzem Lecha po końcowym gwizdku był Jasmin Burić.

Ale u siebie Lech musiał zaatakować, teraz nie musi. Trzeba szanować uzyskany przed tygodniem wynik. Wystarczy się bronić, a także wykorzystać najsłabszy element ormiańskiego zespołu, czyli jego defensywę. Jeden gol po kontrze sprawia, że Ormianie muszą strzelić cztery razy. To jest scenariusz nierealny, z całym szacunkiem dla momentami niezłej gry Gandzasaru w Poznaniu.

Reklama

Kto liczy, że Lech poprowadzi grę, naszym zdaniem się rozczaruje. I nie ma co wyciągać z takiej postawy depresyjnych wniosków. Rozumiemy, że w niektórych wciąż zakorzenione jest przekonanie, że polski klub z takim Gandzasarem powinien wygrywać 7:0 do przerwy, nawet grając w siódemkę, ale było dość eurowpierdoli, by wyleczyć się z takiego podejścia. Jeśli szukać dziś jakichkolwiek wiążących kwestii, to przy analizie linii obronnej Lecha, która rozłaziła się w szwach jak stare spodnie w pierwszym meczu z Ormianami. Jesteśmy ciekawi jaką taktyką wyjdzie, a także na ile szczelny okaże się Kolejorz, szczególnie, że – łagodnie rzecz ujmując – Djurdjević miał pod kurek materiału do analizy.

Transmisja z meczu w Polsacie Sport i Super Polsacie od 16:50.

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Liga Europy

Anglia

Fabiański: Chciałbym, żeby West Ham był drużyną, która przerwie serię Bayeru

Maciej Szełęga
1
Fabiański: Chciałbym, żeby West Ham był drużyną, która przerwie serię Bayeru
Anglia

Debiut Musiałowskiego w Liverpoolu. Ale czy jest się czym jarać? [KOMENTARZ]

Dominik Piechota
9
Debiut Musiałowskiego w Liverpoolu. Ale czy jest się czym jarać? [KOMENTARZ]

Komentarze

92 komentarzy

Loading...