Reklama

Spróbujmy. Kto z naszych po tym mundialu jest wygrany/najmniej przegrany?

redakcja

Autor:redakcja

30 czerwca 2018, 15:03 • 5 min czytania 33 komentarzy

Ten mundial był dla nas jedną wielką klęską, pod każdym względem. Nawet w wygranym meczu musieliśmy się ośmieszyć w oczach świata, a to już wyższa szkoła jazdy. Szukanie w takiej sytuacji kadrowiczów, którym można turniej zapisać na plus i zakładać, że ich akcje wzrosły, jest zadaniem karkołomnym. To jak szukanie nieobitego samochodu na złomowisku. Nie uda się. Ujmijmy więc rzecz inaczej: kto z biało-czerwonych wraca do domu z najmniejszym poczuciem wstydu? Przy takim postawieniu sprawy kilka nazwisk znajdziemy.

Spróbujmy. Kto z naszych po tym mundialu jest wygrany/najmniej przegrany?

W pierwszej kolejności będzie to Łukasz Fabiański. Adam Nawałka kolejny raz pokazał, że mając do wyboru „Fabiana” lub Wojciecha Szczęsnego, postawi na tego drugiego, o ile nie ma między nimi drastycznych różnic w formie i sytuacji klubowej. Po prostu bardziej ceni Szczęsnego. Na Fabiańskiego stawiał, gdy musiał lub gdy nie wypadało w krótkim okresie zmieniać bramkarza bez powodu. Eliminacje zakończyły się w październiku, mistrzostwa rozpoczynały w czerwcu. Wystarczająco dużo czasu, by móc twierdzić, że rywalizacja zaczęła się od nowa i do ostatniego momentu ważyły się jej losy. A na koniec i tak będzie bronić Wojciech.

Po fakcie wychodzi, że Fabiański zapewne dałby więcej, że w drugiej połowie meczu z Senegalem nie wyskoczyłby na piwo, otwierając drogę do bramki Niangowi. Kto wie, czy ten moment nie zaważył na całym naszym niepowodzeniu na rosyjskim turnieju. Gdybyśmy przynajmniej zremisowali na otwarcie (a przy 0:1 wciąż było to realne), atmosfera byłaby potem zupełnie inna. A tak przegraliśmy i to na dodatek po jednym z najbardziej kuriozalnych goli na mundialu. O ile nie najbardziej kuriozalnym.

Jak interweniuje się na przedpolu, Fabiański pokazał już w 1. minucie spotkania z Japonią. Po parunastu kolejnych minutach miał już na koncie dwa obronione strzały, czyli więcej niż Szczęsny przez dwa mecze. Oczywiście to trochę inna skala niż pozostałe sytuacje, w których kapitulował bramkarz Juventusu, ale fakt ten jest dość nośny.

Najbardziej „Fabian” zapunktował jednak wypowiedzią po ostatnim gwizdku z Japonią. Jako jedyny bez owijania w bawełnę przeprosił za cyrk w końcówce, mimo że w tej kwestii od niego zależało najmniej. A w zasadzie nic. Jeżeli w West Hamie nie zacznie sezonu na ławce, nowy selekcjoner (?) musiałby się bardzo nagimnastykować, by ewentualnie wytłumaczyć to, że broni ktoś inny.

Reklama

Bezsprzecznie wzrosły notowania Rafała Kurzawy. Pojechał do Rosji jako ten, który w razie czego zagwarantuje jakość przy stałych fragmentach gry. Jak się niestety okazało, to był nasz jedyny sposób na strzelanie goli, bo ani w ataku pozycyjnym, ani w kontrach nie mieliśmy atutów. Mimo to odchodzący z Górnika Zabrze pomocnik z Senegalem i Kolumbią był obserwatorem. Z Japonią natomiast zagrał od początku i na tle kolegów wyglądał jak rutyniarz, który zalicza właśnie dwudziesty występ na wielkiej imprezie. Robił swoje ze stojącej piłki (ukoronowaniem asysta), a chwilami potrafił również dawać jakość w rozegraniu. Nawałka ukręcił na siebie dodatkowy bicz. Okazało się, że trzymał na ławce kogoś, kto mógł dać więcej niż zgrane karty. Dla samego zainteresowanego nic straconego – jeśli w nowym klubie będzie w miarę regularnie pojawiał się na boisku, nie sposób będzie go pomijać przy powołaniach. A może dobry mecz na MŚ pomoże mu w otrzymaniu atrakcyjniejszych ofert – o ile jest jeszcze do wzięcia.

Na pewno nie w taki sposób chciał to zrobić, ale Kamil Glik pokazał, ile znaczy dla polskiej obrony. Zabrakło go z Senegalem i odczuwaliśmy to w tyłach wyraźnie. Z Kolumbią po urazie Michała Pazdana Nawałka podjął irracjonalną decyzję, żeby wpuścić go na 10 minut, gdy mieliśmy już trójkę w plecy. Glik zapewniał, że był gotowy na cały mecz. Skoro tak, dlaczego nie zagrał od początku? A skoro nie zagrał, jaki sens miało wpuszczanie w takim momencie kogoś – tak by wynikało z decyzji trenera – nieprzygotowanego do gry? Nadal trudno to pojąć. W każdym razie stoper Monaco przeciwko Kolumbijczykom nie mógł już niczemu zaradzić, było pozamiatane. Z Japonią wstawiono go do wyjściowego składu i poza samym początkiem, zaprezentował swój normalny, wysoki poziom. Kilka razy nas ratował. Jeżeli nie skończy z kadrą, nadal powinien być ważną postacią biało-czerwonej defensywy.

Po Senegalu jedynym zawodnikiem, który mógł zobaczyć małego plusa przy swoim nazwisku był Michał Pazdan. Tylko on udźwignął ciężar gatunkowy meczu. Zaprezentował się lepiej niż w większości sparingów przed mundialem i lepiej niż przez ostatnie miesiące w barwach Legii. Z Kolumbią już bardziej dostosował się do poziomu reszty – zwłaszcza po pierwszym golu – choć i tak to nie on był najmocniej zamieszany w stracone gole. Pazdan pewnie liczył, że udany turniej pozwoli mu wreszcie wyjechać za granicę. Cóż, z pewnością mu nie przeszkodzi, a to już coś. Problem w tym, że o jego transferze mówi się co okienko od dwóch lat i ciągle nic. A czas leci, we wrześniu skończy 31 lat. Jego atrakcyjność na rynku wciąż spada. To lato będzie już naprawdę ostatnim momentem na zmiany, chyba że w przyszłości piłkarz zadowoli się egzotycznym kierunkiem, atrakcyjnym głównie finansowo.

No… Także tego… W zasadzie na tej czwórce lista pozytywów mogłaby się zakończyć. Ewentualnie można jeszcze dopisać Jacka Góralskiego. Dlaczego? Potwierdził, że jeśli chodzi o swoje główne zadania (przeszkadzanie rywalom, odbiory) nadaje się nawet do ważnych meczów. Statystyki to potwierdzały. Z Kolumbią wygrał 12 z 18 pojedynków w obronie i miał 5 odbiorów (na 8 prób). Z Japonią też miał najwięcej odbiorów w polskim zespole (5).

Gorzej, że mając już piłkę przy nodze, tracił orientację w terenie i poza podaniem do najbliższego – przeważnie do tyłu – nic nie był w stanie zrobić. Ze słabiutką Litwą miał przebłyski ofensywne, na poważnym poziomie nie było na to szans. Tak jednowymiarowy zawodnik czasami może być przydatny, ale trudno budować na nim skład.

Zastanawialiśmy się chwilę nad Arturem Jędrzejczykiem. Zagrał dopiero z Japonią i niczego nie zepsuł. Jeżeli komuś to wystarczy, niech będzie.

Reklama

Aha, i jeszcze jedna postać. Karol Linetty. Jakim cudem? Ano takim, że nie zagrał ani minuty, więc można mówić, że pewnie dałby więcej niż będący bez formy Grzegorz Krychowiak. Dochodzi jeszcze lekkie współczucie dla pomocnika Sampdorii, który w eliminacjach występował regularnie, a teraz nie dostał choćby symbolicznej szansy, mimo że otrzymał ją nawet Sławomir Peszko.

Sami widzicie, że w normalnych okolicznościach żaden z powyższych prawdopodobnie nie byłby nawet brany pod uwagę przy wręczaniu wyróżnień. Nikogo innego jednak nie znajdziemy.

Jacy wygrani, taki mundial.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

33 komentarzy

Loading...