Reklama

Rosyjski dżemik: los wreszcie uśmiechnął się do Reusa

redakcja

Autor:redakcja

24 czerwca 2018, 13:45 • 5 min czytania 0 komentarzy

Jest niedziela, nic się nie dzieje – tak najkrócej można skomentować dzisiejszą sytuację w rosyjskich mediach sportowych. Dominują w nich teksty o reprezentacji Niemiec i bramce Kroosa, ale ogólnie – słabizna. Z obowiązku przejrzeliśmy wszystkie najbardziej znaczące portale, więc nie będziemy was oszukiwać. Nie było to najbardziej interesujące kilkanaście minut w naszym życiu.

Rosyjski dżemik: los wreszcie uśmiechnął się do Reusa

Sports.ru

Zaczynamy od materiału o reprezentacji Niemiec, która jest pozbawiona układu nerwowego. Po meczu w Meksykiem w zespół Loewa zwątpili chyba wszyscy, spotkanie ze Szwecją tylko potwierdziło, że była to jak najbardziej słuszna reakcja, ale koniec końców Niemcy uciekli spod topora.

Kiedy grzebaliśmy mistrzów świata, ci nie widzieli żadnego powodu do niepokoju. Marco Reus, który w meczu z Meksykiem na boisko wszedł z ławki rezerwowych powiedział: – Jestem oszczędzany na najważniejsze mecze. Joachim Loew na konferencji prasowej przed spotkaniem ze Szwedami przekonywał z kolei, że przypadek Włochów z 2010 i Hiszpanii z 2014 roku tym razem się nie powtórzy, a Niemcy zagrają w fazie pucharowej.

Żeby nieco odświeżyć swój zespół, Loew usunął z podstawowego składu słabych z Meksykiem Khedirę i Oezila (choć jednocześnie zostawił w nim równie przeciętnych Mullera, Draxlera i Wernera). Niemcy od pierwszych minut z impetem atakowali szwedzką bramkę, ale naprawdę groźnych sytuacji nie potrafili sobie stworzyć, a po fatalnym błędzie Kroosa wynik meczu otworzył Toivonen. Niemcy wyglądali na ogłuszonych.

Reklama

Z braku laku przywołamy też fragment dość oczywistego tekstu o tym, że Meksyk wygląda super, ale tylko wtedy, gdy gra z kontry.

W meczu z Koreą Południową na Meksykanów czekało nowe wyzwanie – jakościowy atak pozycyjny. Koreańczycy w meczu ze Szwecją trzymali piłkę przez 44% czasy gry i bardzo sprawnie potrafili przemieszczać się pod bramkę rywala. Właśnie dlatego Meksyk nie mógł zagrać z nimi identycznie, jak z Niemcami.

Dopiero po przerwie piłkarze Osorio mogli wrócić do ulubionej dla nich sytuacji. Korea zabrała piłkę, a Meksykanie dostali w prezencie mnóstwo wolnych stref i wreszcie mogli kontratakować. Znaleźli się w swoim żywiole.

Na koniec jeszcze krótka wzmianka o Tonim Kroosie. Wiecie, że gość grał wczoraj w butach sprzed czterech lat? Podobno w swojej kolekcji nie ma innych. Musimy przyznać, że to niekoniecznie pasuje do wizerunku współczesnego piłkarza.

Sowiecki Sport

W „Sowieckim Sporcie” też bez szału. Mamy reportaż z Niżnego Nowogrodu o tym, że rosyjscy kibicie jednak nie chcieli wojny z angielskimi, trochę o niemieckim szczęściu w meczu ze Szwecją i tekst o słabości w angielskiej bramce. Najciekawiej wygląda jednak analiza zmian, które w ostatniej chwili w swojej drużynie przeprowadził Stanisław Czerczesow.

Reklama

Środek pola bez Głuszakowa

Czerczesow niepodziewanie podjął decyzję o rezygnacji z Głuszakowa, ponieważ gra w obronie nie jest jego mocną stronę. Bilet na mundial mogła zagwarantować mu tylko dobra gra w ataku, ale obecnie w reprezentacji jest kilku zawodników, którzy w tym aspekcie są lepsi. Gołowin, Zobnin i Kuzjajew dają szkoleniowcowi więcej opcji. Jerochin jest groźny w polu karnym przeciwnika, a Anton Miranczuk ma za sobą bardzo równy sezon, czego nie można powiedzieć o Głuszakowie.

Ignaszewicz szefem obrony

Ignaszewicz nie imponuje szybkością, ale lepiej od innych obrońców „Sbornej” czyta grę. Wiosną o niuansach taktycznych często rozmawiał z Wikotrem Gonczarenką, jego trenerem z CSKA. Białorusin potwierdził, że chętnie korzystał z jego wskazówek.

Sport-Express

W „Sport-Expressie” jeszcze gorzej niż w „Sowieckim Sporcie”. Chyba nie będziecie specjalnie zdziwieni, że ani trochę nie interesuje nas wywiad z jakąś kobietą, która w rosyjskiej telewizji skrytykowała Messiego, jeszcze jeden tekst o angielskich kibicach, którzy okazali się być w porządku i coś o Niemcach, którzy w sumie mogą zostać mistrzami świata. Oprócz tego jest też rozmowa z Fiodorem Smołowem, który jak na razie na mundialu zawodzi, wyjątkowa nudna zresztą, i duży artykuł o Luisie Suarezie. Coś na zasadzie kogo pogryzł i jak to miał ciężko w życiu, bo przez jakiś czas musiał pracować na myjni. No cóż, szczerze mówiąc, słyszeliśmy o dużo poważniejszych życiowych dramatach niż mycie samochodów. Dlatego odpuszczamy.

Bombardir.ru

Tekst o strzeleckich umiejętnościach Romelu Lukaku pomijamy, bo przecież każdy wie, że Belg ma nie lada smykałkę do zdobywania goli. Skoncentrujemy się za to na bardzo ciekawym reportażu z Kaliningradu, który został nazwany „najdziwniejszym miastem, w którym odbywa się mundial”.

Kaliningrad to ładne miasto w lekko europejskim, niemiecko-polskim stylu. Drogi prowadzące na stadion wybudowano już dawno temu. W czasie mistrzostw miasto żyje futbolem, ale nie tylko. W centrum nie ma wysokich budynków (…) Przy głównej ulicy stoją bardzo ładne domy. Problemem są korki, ale to przez niewyobrażalną liczbę kibiców. Rosjanie i Serbowie obejmują się, robią sobie zdjęcia, piją piwo w ogromnych ilościach. Po miście jeżdżą bezpłatne autobusy, a na Placu Zwycięstwa ludzie grają w piłkę i szukają transportu pod stadion. Po drodze miną grób Kanta, lotnisko dla helikopterów, a za oknem czekają na nich piękne widoki.

Naprawdę warto zajrzeć. Chociażby ze względu na zdjęcia.

Championat.com

I znowu to samo, czyli praktycznie nic ciekawego, choć tekstów ogólnie nie brakuje. Są Niemcy, jest Rosja przed Urugwajem, Anglicy i latynoscy kibice. Na dłużej warto się jednak zatrzymać wyłącznie przy tekście o Marco Reusie, któremu los pomału oddaje wszystko, co odebrał mu wcześniej.

W meczu ze Szwecją mógł w ogóle nie pojawić się na boisku, choć byłoby to nielogiczne zagranie ze strony Loewa. Niemcy potrzebowali mistrzowskiego ducha, kogoś kto ma potrzebę, by grać. Kto mógł to zapewnić, jeśli nie gość, dla którego każdy mecz na mundialu jest jak ostatnia bitwa z jego własnym losem? Historii Reusa nie trzeba dodatkowa dramatyzować, i bez tego jest wyjątkowo smutna. Ale jego upór, by cały czas iść do przodu, by pokonać samego siebie, swoje ciało i czas przeciekający przez palce, po prostu zasługują na szczęśliwe zakończenie.

Tak samo, jak jego skromność. Po meczu Reus o wszystkim mówił jako „my”. Ani razu nie padło słowo „ja”. Drużyna zajęła miejsce osobistych ambicji.

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...