Reklama

Dawid Kownacki – najstarsze dziecko reprezentacji

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

24 czerwca 2018, 15:48 • 9 min czytania 23 komentarzy

Bodaj nigdy w Lechu Poznań tak wielka presja nie spoczywała na tak młodym chłopaku. W korytarzach przy ulicy Bułgarskiej mówiło się o nim jeszcze zanim wszedł w ogóle do szatni pierwszego zespołu. Złote dziecko Kolejorza, które kilkukrotnie pogubiło się w dążeniu do robienia wielkiej kariery. Podczas swojego ostatniego meczu spotkały go gwizdy, ale niewykluczone, że za dwa lub trzy lata będzie najlepszą reklamą poznańskiej akademii. Dziś może nie tylko dać sławę sobie, ale i pociągnąć reprezentację Polski w jednym z najważniejszych meczów ostatniej dekady.

Dawid Kownacki – najstarsze dziecko reprezentacji

W gorzowskim Stilonie nie miał sobie równych. Każdy w zespole wiedział, że to gigantyczny talent, ale nikt nie spodziewał się, że nawet w Lechu będzie przerastał rówieśników o dwie klasy piłkarskie. Jako dziesięciolatek do Lecha, lecz do Poznania przez kilka miesięcy zawoziła go mama – pakowali się w auto w Gorzowie, w prawie dwie godziny pokonywali ponad 150 kilometrów i meldowali się na treningu. Dopiero później na stałe trafił do bursy w stolicy Wielkopolski.

Amerykański dziennikarz George Anders w książce „The Rare Find” podzielił talenty na dwie kategorie – wrzeszczące i ciche. Typ „cichy”, to zdolność, która ujawnia się bardzo powoli, czasami nawet po 20 roku życia. Łatwo je przeoczyć, bo nie objawiają się niczym szczególnym, a często osoby te nawet nie wiedzą, że są w danym temacie wybitne. Talent „wrzeszczący” to taki, który nie sposób przeoczyć. Ponadprzeciętny dryg do pewnej materii ujawnia się błyskawicznie, już jako dziecko osiąga spektakularne sukcesy i eksplozja jego predyspozycji następuje nawet przed 10. urodzinami.

Kownacki był klasycznym talentem wrzeszczącym. Każdy, kto pamięta go jeszcze z trampkarzy, mówi wprost: – Ten gość robił różnicę. Hat-tricki zdobywał co mecz, na treningach wygrywał zespół, który miał go u siebie. Dynamit w nodze, czutka do gola, ponadprzeciętna technika.

***

Reklama

CHICLANA DE LA FRONTERA 31.01.2014 MECZ TOWARZYSKI HISZPANIA: LOKOMOTIW MOSKWA - LECH POZNAN 3:1 --- FRIENDLY FOOTBALL MATCH IN SPAIN: LOKOMOTIV MOSCOW - LECH POZNAN 3:1 DAWID KOWNACKI FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Przez kolejne drużyny juniorskie przechodził ze statusem wielkiego talentu. Strzelał po kilkadziesiąt goli w sezonie, był liderem każdego zespołu, w którym grał. Pytanie „czy zadebiutuje w pierwszym zespole?” zaczęto przekształcać na „kiedy zadebiutuje w pierwszym zespole?”. Być może ta presja i oczekiwania, które sam wywołał, sprawiły, że po raz pierwszy w życiu odkręcił mu się kran z wodą sodową. Odpalił szeroką bujankę po szkole i bursie. Jeśli Karol Linetty był zahukanym dzieciakiem, który bał się odezwać, to Kownacki mówił za trzech i był tym, który przewodzi klasowej grupce bad-boyów.

W Lechu zorganizowano dla niego zajęcia z psychologiem. Chodziło przede wszystkim o to, że Dawid zapomniał o tym, że w futbol gra się w jedenastu. Nie chciał dzielić się piłką, woził się sam, nie w smak mu były podania. Na wysokich szczeblach akademii brano pod uwagę możliwość wydalenia go ze struktur klubu. Choćby czasowo – by miał czas na zastanowienie się nad sobą. Ale ostatecznie tego zaniechano. Po pierwsze – był za dobry. Po drugie – spotkania z psychologiem przynosiły skutek i Kownaś na boisku zaczął dostrzegać kolegów z drużyny.

Wszystko przychodziło mu łatwo. Gole, asysty, zachwyty. Posiłek pod nos, opieka 24 godziny na dobę. Zawsze był najlepszy. Może to właśnie uśpiło jego czujność.

***

Pilka nozna. Mecz towarzyski. Ludogorec Razgrad - Korona Kielce. 04.02.2014

Reklama

Kolosalny wpływ na jego karierę miała mama. To ona niemal wcisnęła go do Lecha, bo gdy Kownacki dołączył do drużyny, to nabór do Kolejorza w jego kategorii wiekowej był już zakończony. – Pan go chociaż zobaczy w treningu, da mu szanse gry. To złoty chłopiec, zobaczy pan – przekonywała trenera prowadzącego rocznik 1997. Wreszcie pani Aneta dopięła swego, a w Lechu na pewno nie żałowali, że dali się przekonać. To mama woziła go na treningi w Gorzowie i to też ona woziła go na treningi w Poznaniu.

W reprezentacji Polski do lat 16 zadebiutował jako piętnastolatek. W dwumeczu z Niemcami strzelił łącznie pięć goli, był niekwestionowaną gwiazdą tamtych starć. Do mamy chłopca odezwał się sam Franz Beckenbauer, który zaprosił go do akademii Bayernu Monachium. Ale pani Aneta po namyśle odpowiedziała, że nie ma takiej opcji. – Dawid ma najpierw skończyć gimnazjum, później pomyślimy – usłyszał legendarny zawodnik Bawarczyków. Kownacki został w Lechu, a nieco ponad rok później zadebiutował w pierwszym zespole.

***

Nie wiedziałem, czy mam powiedzieć „dzień dobry”, czy zbić piątkę – tak Kownacki opowiadał o swoim wejściu do szatni. Ledwie skończył wtedy 16 lat, a w kadrze drużyny był chociażby dwukrotnie starszy od niego Krzysztof Kotorowski. Debiut zaliczył w meczu z Wisłą Kraków – na zamrożonym boisku i przy prószącym śniegu.

Stał się drugim najmłodszym debiutantem w historii Lecha – w tamtym grudniowym piątku miał ledwie 16 lat i 267 dni. W Lechu na niego czekano, wśród kibiców mówiono o chłopaku z ogromnym talentem. Wychuchany, wydmuchany – wreszcie pokazał się na stadionie przy Bułgarskiej. Mirosław Okoński mówił o nim, że to złote dziecko poznańskiej piłki i być może najbardziej uzdolniony piłkarz, który przewinął się przez Lecha. Mariusz Rumak, u którego debiutował, twierdził, że gorzowianin może być jednym z najlepszych napastników w Europie. Ale po cichu wiele osób go tonowało – chłopaku, nie oszalej. Wiedzieli, że Kownacki ma skłonność do tego, by odlatywać.

Ale wrotki zostały odpięte, gdy wiosną zaczął strzelać gole i zaliczać asysty. Rozpisywały się o nim wszystkie ogólnopolskie media, pytały o niego gazety z zagranicy. Łatka „największego talentu w kraju” dokleiła się do niego tak mocno, że oderwać ją można było tylko z wielkim bólem. W Poznaniu znał go każdy, a on sam obrósł w piórka. – Nie poradził sobie z tym wszystkim. Pamiętam, jak wchodził do szatni i był jeszcze trochę wystraszony. Później poczuł się bardzo pewnie. Aż za pewnie. Był za młody, by poradzić sobie z tą presją i pewnie mi w jego wieku też by odbiło. W klubie starali się coś z tym robić, rozmawiano z nim, ale co z tego, skoro efektów nie było. Może gdyby w klubie został Rumak, to byłoby inaczej, ale u Skorży jego ekscesy przechodziły płazem – mówi jeden z ex-lechitów, który dzielił z nim szatnię.

Pilka nozna. Ekstraklasa. Legia Warszawa - Lech Poznan. 27.09.2014

Imprezy, nocne posiadówki, alkohol. Czapki z własnym nazwiskiem i tatuaże. Miasto poznało Kownackiego, a Kownacki poznawał miasto. Dopóki grał i robił wrażenie, to nocne wypady uchodziły mu płazem. Ale wkrótce się zaciął, zaczął łapać kontuzje, młody organizm nie wytrzymywał. Swego czasu zrobiliśmy nawet grafikę z wszystkimi urazami młodego napastnika, a kilka tygodni później i tak musieliśmy ją aktualizować. Sypał się staw skokowy, sypały się kolana. – To pokłosie jego stylu gry, zawsze idzie do końca – twierdzili w Lechu. Ale nie sposób nie łączyć kolejnych urazów z niesportowym trybem życia, jaki Kownacki zwykł prowadzić. Nie pomagała mu tez znajomość z Łukaszem Teodorczykiem, który – zdaniem wielu osób w klubie – miał na niego zły wpływ. Gdy starszy z tego duetu odchodził do Dynama Kijów, to w niektórych biurach przy Bułgarskiej strzeliły korki od szampanów.

Ale Kownacki też sam narzucał na siebie presję. Tak jak chociażby z legendarną już #DychąKownasia. Młodziak założył się na Twitterze, że strzeli dziesięć goli w sezonie. I koło dziesiątki nawet się nie zakręcił. On zakład przegrał, ale wygrała córka Wojciecha Tomaszewskiego, jednego z najważniejszych trenerów na drodze wychowanka Lecha. To na jej rehabilitację trafiły pieniądze z przegranego zakładu.

Problemy z piłkarzem miał sam Skorża. Pewnego razu trener chciał ukryć kontuzje piłkarza i do końca grać zasłoną dymną przed meczem ligowym. Na konferencji opowiadał, że decyzję podejmie w dniu spotkania, że rehabilitacja trwa, że może z ławki… Rywale nie wiedzieli na co się szykować, więc z pomocą przyszedł sam piłkarz, który dzień przed meczem wrzucił na Instagrama zdjęcie opuchniętej kostki. Kownacki spalił cały plan. Skorża się wściekł.

***

W lipcu 2016 roku Kownacki był o krok od trafienia do Wisły Płock. Sam chciał odejść z Lecha na wypożyczenie, naciskał na to klub. Po jednym ze sparingów rozgrywanych w Grodzisku Wielkopolskim poprosił Jana Urbana o rozmowę. – Trenerze, możemy na moment? – zapytał na parkingu. Chciał wyjechać na pół roku lub rok do słabszego klubu, odciąć się od presji i skupić na piłce. Wydawało mu się, że w Lechu jest już spalony i będzie się tylko pogrążał w spirali problemów. Nie wytrzymywał już psychicznie i po prostu chciał coś zmienić. Ale weto postawił wiceprezes Rutkowski, a i sam Urban chciał zbudować Kownackiego na nowo.

Do piłkarza zaczęło docierać, że dieta batonikowa nie jest tą optymalną, a i istnieją lepsze izotoniki od Lecha Pils. – Wiele nauczyłem się na błędach. Szkoda, że na swoich – mówił. – Dziś pewnych decyzji bym nie podjął. Chodzi o sprawy oczywiście pozasportowe, o których nie chcę mówić. Niektóre moje wybory były złe.

kownaczenko

Pracował z panią psycholog, z którą znał się jeszcze z czasów gry w akademii. Andrzej Kasprzak, trener przygotowania fizycznego, dokładał mu dodatkowe ćwiczenia mobilizacyjne i wzmacniające stawy, które po kontuzjach były wyraźnie osłabione. Sam Kownacki zostawał na treningach indywidualnych. – Dobry chłopak, ale czasami trzeba go prowadzić za rączkę – mówił o nim Jan Urban.

***

Sezon 2016/17 zakończył z jedenastoma golami i trzema asystami na koncie. Nadszedł już czas, by pożegnać się z Poznaniem. Sampdoria zapłaciła za niego 4 miliony euro, co – przy dzisiejszych sumach transferowych – wielkiego wrażenia nie robi. Ale wszystko wskazuje na to, że wybrał dobrze. Choć do Włoch wybierał się z lekką nadwagą, to szybko jej się pozbył. O jego dietę dba teraz dziewczyna Aleksandra, z którą mieszka w Genui. Wydaje się, że szum już za nim. Jest z dala od znajomych, którzy mieli na niego zły wpływ. Wie, że sportowcowi pewnych rzeczy nie wypada. Czuje też wsparcie matki i siostry, która jest jego oczkiem w głowie. Teoretycznie stoi na tak mocnych fundamentach, by po dobrym sezonie w Sampdorii postawić kolejny krok ku wielkiej karierze.

LUBLIN 16.06.2017 MECZ GRUPA A MISTRZOSTWA EUROPY U-21 W PILCE NOZNEJ 2017: POLSKA - SLOWACJA --- 2017 UEFA EUROPEAN U21 CHAMPIONSHIP MATCH: POLAND - SLOVAKIA DAWID KOWANCKI FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Niektórzy narzekali, że wygląda jak pączek. Może wcześniej miał problemy, ale dziś fizycznie wygląda znakomicie – mówił Czesław Michniewicz, gdy Kownaś przyjechał na zgrupowanie kadry U21. Selekcjoner młodzieżówki z miejsca dał mu kapitańską opaskę: – Najlepsze wyniki szybkościowe, wydolnościowe, siłowe… W dodatku zachowuje się jak prawdziwy kapitan. I to zarówno na boisku, jak i poza nim.

Urocze były te obrazki z kanału „Łączy Nas Piłka”, gdy Kownacki podglądał Roberta Lewandowskiego niczym ośmiolatek chodzący krok w krok za starszym bratem. Marzy mu się podoba kariera, choć start do dużej piłki mieli kompletnie inny. Kownacki przeszedł drogę do wielkiego talentu, do wielkiego rozczarowania i przez imponującą odbudowę znów stał się dużą nadzieją polskiej piłki. Jeszcze dwa lata temu zastanawiał się nad wypożyczeniem do Wisły Płock, a dziś stanie przed ogromnym wyzwaniem – wszystko wskazuje na to, że zagra w wyjściowym składzie w meczu z Kolumbią. Futbol bywa przewrotny, a mało kto przekonał się o tym tak boleśnie, jak Kownaś. Najważniejsze w jego przypadku jednak jest to, że swoje błędy zrozumiał. I to zanim jeszcze było za późno.

Chłopaku, twórz swoją historię.

DAMIAN SMYK

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

23 komentarzy

Loading...