Reklama

Zwyciężył Orzeł Biały – koniec hiszpańskiej Wisły

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

18 czerwca 2018, 14:09 • 6 min czytania 27 komentarzy

Macie już dość mundialu i stęskniliście się za ekstraklasą? My też nie. Jednak w Wiśle Kraków dzieje się tyle, że nie sposób tego zignorować, nawet gdy w tle leci taki szlagier, jak starcie Szwecji z Koreą Południową. Potwierdziło się, że rozwiązanie kontraktu z Joanem Carrillo to tylko wierzchołek zmian, jakie następują przy Reymonta. Do góry nogami wywrócony został cały pion sportowy, bo pożegnano także dyrektora, Manuela Junco. Do akcji wkracza stara, wiślacka gwardia – trenerem mianowano Macieja Stolarczyka, zaś na dyrektorskim stołku zasiądzie Arkadiusz Głowacki.

Zwyciężył Orzeł Biały – koniec hiszpańskiej Wisły

To gigantyczna rewolucja. Junco spędził w Wiśle wiele lat, najpierw jako skaut, później – dyrektor sportowy. Wymiana takiej postaci na zupełnego żółtodzioba Głowackiego po prostu musi oznaczać totalne przebiegunowanie polityki transferowej klubu. Zresztą, zapowiedziała to prezes Wisły, Marzena Sarapata. – Zeszły sezon dał nam wiele radości, emocji do samego końca, walki o puchary. Była to walka, która klub niezwykle dużo kosztowała. Sukces sportowy zaowocował tym, że sytuacja nie polepszyła się, w stosunku do poprzedniego roku, na tyle, na ile było to zaplanowane. To za mało, dlatego, choć wszyscy marzymy o sukcesie, nie zrobimy tego na skróty. Będziemy budować klub, a nie tylko pierwszą drużynę. Przyszedł czas, aby z wizji, sposobu działania, który miał na celu ocalenie klubu, przejść do budowania krok po kroku.

No, z tą walką o europejskie puchary pani prezes trochę się zagalopowała, bo generalnie nie przypominamy sobie, żeby Wisłę kiedykolwiek można było traktować jako realnego kandydata do gry w Lidze Europy. Ewentualnie można było Białą Gwiazdę wzmiankować w formie ciekawostki, dopóki miała matematyczne szanse na miejsce w ścisłą czołówkę. A miała je – z uwagi na notoryczne potknięcia rywali, nie swoją dobrą postawę – do samego końca, to fakt. Summa summarum – miniony sezon był dla krakowskiego klubu umiarkowanie udany. Z naciskiem na: „umiarkowanie”. Zgodnie z wypowiedzią Sarapaty, szóste miejsce w tabeli to było zdecydowanie za małe osiągnięcie, względem poniesionych kosztów. – Zmiany mają doprowadzić do tego, że brak płynności finansowej nie będzie się powtarzał – dodała pani prezes.

Zatem jeszcze nie ostygło obuwie, które Arkadiusz Głowacki odwiesił na kołku, a już postawiono przed nim kolejne wyzwanie. Prawdę mówiąc – znacznie większe, niż zachowanie czystego konta w ligowym meczu. Przejmuje kontrolę nad ekipą, gdzie wciąż nie zgadzają się wszystkie wypłaty, a część zawodników, głośniej lub ciszej, domaga się transferu. Przed chwilą był ich kumplem z boiska, teraz będzie musiał rozwiązywać ich problemy, patrząc na sytuację z perspektywy kierownictwa. Czeka go bałagan, nad którym niejeden doświadczony organizator mógłby załamać ręce, a co dopiero „Głowa”, który do swojego biura wkroczy prosto z boiska.

Skoro Wisła chce przejść na oszczędnościowy wariant budowy drużyny, a jednocześnie, w miarę możliwości, nie stracić na jakości i wciąż trzymać się w górnej połówce tabeli, to dyrektora Głowackiego czeka niezła gimnastyka, jeżeli chodzi o przebudowę kadry. Wiemy od Franciszka Smudy, że „Głowa” nie kalkuluje i jest gotów na wszelkie boiskowe poświecenia, ale swoją pracę zaczął od delikatnej asekuracji. – Będziemy prosić kibiców o wyrozumiałość. Naszym celem będzie awans do ósemki, ale to co będzie nadrzędne, to wprowadzenie młodzieży do zespołu – stwierdził Głowacki.

Reklama

Cóż, jeżeli nowo mianowany przedstawiciel klubu rozpoczyna przygotowania do sezonu od prośby o wyrozumiałość, to znak, że Wisła popłynie teraz wyjątkowo krętym, mulistym korytem.

Osławione „stawianie na młodzież” to cel słuszny, ze wszech miar godzien pochwały. Ale trudny do wykonania. Na dodatek, nakładający presję na wszystkich w klubie. Na zarząd, żeby nie wykonywać nerwowych ruchów, gdy niedoświadczeni piłkarze nie zagwarantują przyzwoitego wyniku. Na dyrektora, żeby przeprowadzać wyłącznie mądre transfery i umiejętnie budować konkurencję w zespole, nie tamować młodym dostępu do pierwszej jedenastki. Na trenera, żeby się nie ugiąć i w kluczowych momentach sezonu twardo stawiać na wychowanków.

Optymistycznym akcentem na pewno była deklaracja Głowackiego, że klub chce przywrócić drużynę rezerw. To niezbędna platforma rozwoju dla nastolatków, którzy wchodzą w dorosły futbol. Niemniej, na budowę poważnych struktur szkolenia młodzieży potrzeba lat. Wystarczy spojrzeć na przykład Zagłębia Lubin – Miedziowi zainwestowali w szkolenie już dawno temu, ale prawdziwych efektów swoich działań oczekują dopiero w kolejnej dekadzie. Pytanie, czy Wisła faktycznie ma zamiar przebudować się z jakąś długofalową wizją, czy to tylko działania ad hoc. Biorąc pod uwagę wyłącznie deklaracje – brzmi to wszystko znakomicie, lecz – parafrazując znane powiedzonko – konferencja prasowa wszystko przyjmie.

Od strony boiska, za całość nowego projektu ma odpowiadać Maciej Stolarczyk. Praktycznie bez doświadczenia w roli trenera pierwszego zespołu, ale z dość bogatą kartą, jeżeli chodzi o rolę asystenta – pracował w Pogoni Szczecin między innymi przy Dariuszu Wdowczyku i Janie Kocianie. W Szczecinie dość mocno angażował się w pracę tamtejszej akademii, co pewnie miało wpływ właśnie na jego kandydaturę. Stolarczyka nie wymyślił oczywiście Głowacki – nowy dyrektor sportowy tylko zaakceptował propozycję zarządu.

Joan Carillo nie notował może wiosną złych wyników, ale trudno o nim powiedzieć, żeby zrobił w Krakowie różnicę na plus. Zresztą – tak było ze wszystkimi kolejnymi trenerami Wisły. Od czasu ostatniego mistrzowskiego sezonu, czyli 2011 roku, klub popadł w przeciętność, której nie zdołały przełamać żadne trenerskie roszady, ani transferowe rewolucje. Koncepcja hiszpańska także nie do końca wypaliła. Ostatecznie, na jednego Carlitosa przypadało co najmniej trzech zupełnych przeciętniaków. Piłkarzy o takiej klasie, że sprawnie zarządzający klub powinien ich bez problemu szkolić u siebie, albo przynajmniej wynajdywać w niższych ligach. Junco szukał takich ananasów po całej Europie, głównie w ojczyźnie, czego budżet klubu nie mógł na dłuższą metę znieść.

Na domiar wszystkiego, Carrillo chciał przerobić Białą Gwiazdę na zespół do reszty hiszpański – wedle pogłosek, domagał się wymiany Polaków ze sztabu szkoleniowego na swoich rodaków. Zgodnie z jego raportem na temat drużyny, pracę mieli stracić Radosław Sobolewski (asystent), Artur Łaciak (trener bramkarzy) i Mariusz Kondak (analityk). Zarząd zawetował te pomysły i odwrócił Wisłę kijem – polska frakcja sztabu pozostała w klubie, natomiast hiszpański trener musiał zapakować swoich współpracowników do walizki i zacząć poszukiwania pracy w innym miejscu.

Reklama

Można powiedzieć, że zatrudnienie Stolarczyka i Głowackiego, a także zapowiadana rewolucja kadrowa, to ostateczny koniec mocarstwowych ambicji Wisły, pozostałości po złotej erze Bogusława Cupiała. Sam „Głowa” przyznawał na konferencji prasowej, że do tej pory Biała Gwiazda za często kierowała się w swoich posunięciach ambicjami, ignorując realne możliwości. Teraz ma się to zmienić – Wisłę już opuściło wielu zawodników, ubytki ma załatać młodzież, również wychowankowie. Całość projektu trafiła w ręce debiutantów. Ryzykownie. Ambitnie, ale ryzykownie.

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

27 komentarzy

Loading...