Reklama

COPAnina: Nie płakałem po Griezmannie. O jednego pajaca mniej!

Mariusz Bielski

Autor:Mariusz Bielski

18 czerwca 2018, 19:37 • 6 min czytania 31 komentarzy

Oczywiście jak każdy kibic czekałem niecierpliwie do rozpoczęcia mundialu. 14 czerwca miałem od dawna zakreślony czerwonym markerem w kalendarzach – tym na ścianie w kuchni, w notatniku i mało brakowało, a pisakiem przejechałbym nawet po ekranie laptopa, kiedy korzystałem akurat z takiego terminarza.

COPAnina: Nie płakałem po Griezmannie. O jednego pajaca mniej!

Tego dnia jednak los był dla mnie wyjątkowo łaskawy. Dziwiłem się, bo urodziny mam w grudniu, imieniny obchodzę w styczniu… Lato za pasem, żadnych ważniejszych świąt na rozkładzie, a tu proszę, jaki piękny prezent! Dokładnie w ten sam dzień Antoine Griezmann zakończył wreszcie frajerską sagę transferową, której był głównym bohaterem.

Zrobił to za pomocą 45-minutowego filmu dokumentalnego, pełnego wzniosłości oraz patosu, w którym ogłosił, iż zostaje w Atletico na kolejny sezon.

Sympatyzuję z Barceloną, nigdy tego nie ukrywałem, zawsze pragnę, aby osiągała jak najlepsze wyniki, ściągała możliwie najbardziej utalentowanych graczy. Nawet, jeśli trzeba wykładać za nich jakiś horrendalny hajs. Zwłaszcza, że nie jest to mój hajs. Gdzie niby mógłby grać Francuz w Blaugranie? Nie mam pojęcia. Wiem natomiast, iż znacznie lepiej jest posiadać znakomitego zawodnika i próbować znaleźć mu miejsce, niż łatać dziury nie mając do dyspozycji takiego gracza. Proste.

Nie sądziłem jednak nigdy, że kiedykolwiek będę cieszył się, gdy tak głośny i znakomity transfer nie dojdzie do skutku. W ogóle mi nie żal, nie płaczę po nim. Jednego pajaca w drużynie mniej.

Reklama

Jestem natomiast pewny co do jednej kwestii – wiele osób podziela moje zdanie. Odnoszę także wrażenie, że w piłce nożnej to sytuacja bez precedensu, lecz jeśli się mylę, chętnie poznam podobne przypadki. Na szybko grzebiąc w pamięci nie potrafię jednak znaleźć żadnego.

Współczuję natomiast kibicom Atletico, którzy będą musieli użerać się z Griezmannem jeszcze przynajmniej przez rok. A może krócej? To zależy. Czy kogokolwiek naprawdę zdziwiłoby, gdyby w stosunkowo niedalekiej przyszłości napastnik jednak zmienił zdanie i postanowił spróbować nowych wyzwań na przykład w Anglii?

Nie dziwię się zatem żadnemu fanowi Rojiblancos, któremu Francuz zwyczajnie obrzydł. Jego niezdecydowanie trwało przecież kilkanaście miesięcy, a szopkę rozpoczął już ponad rok temu. – Szanse na mój transfer do Manchester United oceniam jak 6/10 – mówił. Wtedy ostatecznie zdecydował się grać dalej w czerwono-białych barwach, co argumentował tym, iż nie chce sprawiać kłopotów drużynie, nad którą ciążył ban transferowy. Wielki łaskawca! Sorry, ale mając w pamięci tamtą sytuację nie mogę pozbyć się z głowy efektu deja vu. Czyż obecna sytuacja w zasadzie nie jest bliźniacza?

Na miejscu każdego zwolennika madryckiej ekipy czułbym pełne prawo do tego, aby wątpić w realne zaangażowanie Antoine’a. Sorry, ale jeśli ktoś co chwilę zastanawia się nad tym czy chce reprezentować barwy danego zespołu, to po prostu trudno komuś takiemu zaufać. Tym bardziej, gdy sytuacja powtarza się praktycznie w każdym okienku transferowym, a sam zawodnik nie potrafi się określić przez absurdalnie długi okres. Nie chodziło tu przecież o trzymanie gęby na kłódkę względem podjętej decyzji. Wręcz przeciwnie, tym razem aż do ostatniej chwili dosłownie nikt – nawet włodarze Atletico – nie mieli pojęcia co właściwie siedzi w głowie francuskiego napastnika.

– Poszedłem za głosem serca. Jednym filmik się podobał, innym nie… Za jego pomocą chciałem pokazać jak wygląda podejmowanie tego typu decyzji oraz trudności, które to sprawia – opowiadał.

Hiszpanie natomiast wcale nie przyjęli pozytywnie całej tej sagi, a tym bardziej jej zakończenia. Sodówka – tak odebrali podejście Antoine’a.

Reklama

Hmm… Nie wiem jak wy, ale mnie takie tłumaczenie ze strony zawodnika raczej śmieszy, niż przekonuje. No naprawdę, to przecież nieziemsko trudny dylemat – wybrać zarobek rzędu, powiedzmy, 20 baniek na rok, czy może jednak 23? No tak, co za niespodzianka, iż to wyższa oferta wygrała! Czy po całej tej szopce ktokolwiek wierzy mu, iż naprawdę kierował się uczuciem względem Atletico? Nie wiem, może ja jestem jakiś zacofany, aczkolwiek według mnie miłość to raczej uczucie, które stoi ponad podziałami, znacznie ważniejsze niż zasobność portfela, często idące pod prąd przeciwnościom. W kontekście którego nie kalkuluje się, a każde kunktatorstwo jest wykluczone. Jak to się ma do faktu, iż Simeone oraz Godin musieli przekonywać go, by został dłużej w Atletico,

No chyba, że mówimy o miłości do pieniędzy, wtedy ok.

Swoją drogą zawsze mnie to zastanawiało, czy mając tyle szmalu na koncie, zarabiając sumy, jakie nawet nie mieszczą się na liczniku konta bankowego (właśnie sprawdziłem – ucięłoby mi jedno zero) taki zawodnik w ogóle czuje różnicę w zarobkach pomiędzy, dajmy na to, 18 a 20 bańkami euro rocznie? Czy to może tak jak dla przeciętnego Kowalskiego, który nawet nie odczuje, gdy na przykład zostawi na barze 2 złote więcej niż zwykle? Zupełnie poważnie skłaniam się ku tej drugiej opcji.

Wszystko na koniec sprowadza się jednak do tego, iż męczennictwo udawane przez Griezmanna to nic mniej, nic więcej jak tylko żałosna szopka odegrana przez niego na oczach całego świata. A że ludzie aż tak głupi nie są, to na największego kretyna w tej historii wyszedł sam Griezmann, nie zaś kibice. Bilety na mecze będą kupowali przecież nie tylko dla niego, lecz wielu innych zawodników, ukochanego Simeone, barw. Dla Atletico.

***

Co mnie z kolei naprawdę martwi w kwestii nieudanego transferu Antoine’a do Barcelony to fakt, jaką rolę odegrał w całym tym przedstawieniu Gerard Pique, którego firma „Kosmos Studios” wyprodukowała ów film – „La Decisión”.

Śmiechy śmiechami, stoper może naprawdę sobie chcieć w przyszłości zostać prezydentem Barcelony, ma do tego sporo predyspozycji i pewnie nawet nie byłbym przeciwko temu. No ale właśnie, uważam również, iż póki znajduje się on w Dumie Katalonii na kontrakcie piłkarza, a nie działacza, powinien nieco przystopować ze swoim ingerowaniem w kwestie będące zdecydowanie daleko poza jego kompetencjami. Wykonał bowiem ruch zupełnie poza jakąkolwiek inicjatywą klubu, nie skonsultował jej absolutnie z nikim, czym być może również zaszkodził Blaugranie pod kątem wizerunkowym. Dyrektorów Barcy możn lubić lub nie – raczej nie – aczkolwiek pójście z nimi na komunikacyjne barykady uderza raczej nie w tychże poszczególnym sterników, lecz klub jako całość. A chyba nie chodzi o to, aby piłkarz srał we własne gniazdo, prawda?

Taki sposób postępowania na pewno nie wpłynie na polepszenie relacji pomiędzy zarządem oraz piłkarzami, skoro jeden z nich wyszedł tak daleko przed szereg. Jeżeli doprowadzi do czegoś, to raczej wewnętrznej wojny, która w żaden sposób nie wpłynie pozytywnie na Dumę Katalonii jako instytucję sportową.

Komu to potrzebne? Nie wiem co tak naprawdę chciał osiągnąć Pique, nie siedzę w jego głowie, aczkolwiek nie uważam, aby postąpił fair, gdyż z perspektywy osoby trzeciej wyglądało to wszystko na realizację własnych celów ponad dbaniem o dobro klubu. Aktualnej juncie bynajmniej nie sprzyjam, lecz jednocześnie nie dziwię się w ogóle, iż zareagowała ona wściekłością wobec piłkarza. Poniekąd podzielam też głosy cules, którzy zakwestionowali lojalność zawodnika względem Barcy. Co innego bowiem postawa na boisku, do której nie można mieć zarzutu, a co innego działalność PR-owa/dziennikarska, ingerująca znacznie w sposób funkcjonowania klubu.

Jeśli tak ma wyglądać to medium nowej generacji tworzone przez Pique, rzekomo włamujące się ze wszelakich układów, to ja chyba dziękuję, postoję. Opera mydlana z Griezmannem w roli głównej pokazała bowiem, iż platforma stopera Barcelony budowana jest na tych samych zasadach, które tak zawzięcie krytykuje.

Mariusz Bielski

Najnowsze

Felietony i blogi

EURO 2024

Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza

Patryk Fabisiak
0
Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza

Komentarze

31 komentarzy

Loading...